[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dowiedziałem się, że pięćdziesiąt jeden lat temu zostałeśadoptowany przez bezdzietne małżeństwo, państwa Bergeron z Lauterbourga w pobliżugranicy z Niemcami.Byłeś wyśmienitym uczniem i studentem, otrzymywałeśnajrozmaitsze stypendia, przeszedłeś jak burza przez szkołę średnią i uniwersytet.Mogłeśwybrać zawód, który uczyniłby cię bogatym, ty jednak wybrałeś służbę państwową, akonkretnie pracę w wywiadzie.W tej branży raczej trudno zrobić większy majątek.- Poszedłem za głosem powołania!- Nie wątpię.Zawsze byłeś tam, gdzie i kiedy należało.Zapytam z ciekawości: co czułeś,kiedy ta wasza cholerna "Wodna Błyskawica" wzięła w łeb? Nie mogłeś temu zaradzić,bo na pomysł z szybowcami wpadliśmy już po twoim wyjezdzie.Na pewno musiałeś sięwtedy niezle wściec: Ein Volk, ein Reich, ein gówno! - Jesteś szaleńcem! Wygadujeszjakieś niewiarygodne bzdury! - Wcale nie.Ostateczne potwierdzenie moich podejrzeńuzyskałem od ciebie, podczas twojej przepełnionej skromnością, chwytającej za sercespowiedzi w Beauvais.Zdawałeś sobie sprawę, że prędzej czy pózniej będziesz musiałsię wycofać, zanim lina owinie ci się wokół szyi.Naprawdę nie spodziewałeś się zostaćszefem Deuxieme.Wiadomość o awansie spadła na ciebie jak grom z jasnego nieba.Byłeś wtedy szczery: wiedziałeś, że w innych wydziałach pracuje paru ludzi znaczniebardziej zasługujących na to wyróżnienie.Oznajmiłeś więc nam, że nie nadajesz się naprzywódcę, że jesteś tylko wykonawcą rozkazów, a przecież w ten właśnie sposóbtłumaczyli się zawsze wszyscy hitlerowscy zbrodniarze."Zawsze i wszędzie byćposłusznym rozkazom".czyż to nie podstawa całej nazistowskiej filozofii?- Powtarzam raz jeszcze - powiedział Jacques Bergeron lodowatym tonem.- Podczaswojny straciłem oboje rodziców w gruzach zbombardowanego domu.Zostałemadoptowany, a potem całym sercem służyłem mojej ojczyznie.Jesteś ogarniętymparanoicznymi podejrzeniami amerykańskim mąciwodą.Dopilnuję, żebyś jak najprędzejzostał wydalony z Francji.- Nic z tego, Jacques.Zabiłeś mojego brata, a raczej kazałeś go zabić.Nie daruję ci tego.Zetnę ci głowę i wystawię ją na widok publiczny na Pont Neuf, tak jak robili tozwolennicy gilotyny.Pomimo swojej inteligencji i błyskotliwej kariery przeoczyłeśpewien drobny szczegół: Lauterbourg nigdy nie został zbombardowany, ani przezNiemców, ani przez aliantów.Zostałeś przeszmuglowany przez Ren, żeby we Francjizacząć nowe życie.Jesteś Dzieckiem Słońca.Bergeron przez dłuższą chwilę stał bez ruchu, w milczeniu wpatrując się w Lathama.Wreszcie na jego twarzy pojawił się pogardliwy uśmiech.- Nie sposób odmówić ci sprytu, Drew - przyznał.- Ponieważ jednak nie wyjdziesz stądżywy, możemy uznać, że zmarnowałeś swój talent, nestce pas? Ogarnięty paranojąAmerykanin, od dzieciństwa łatwo ulegający atakom wściekłości i często odwołujący siędo przemocy, podjął próbę zamordowania dyrektora Deuxieme.I kto tu jest DzieckiemSłońca? Na dodatek mój poprzednik, Moreau, nigdy ci nie ufał.Wiele razy powtarzał mi,że go okłamujesz.Jest to w jego notatkach, które pieczołowicie wprowadziłem dokomputera. - T y je wprowadziłeś?- Są na twardym dysku, tylko to się liczy, tym bardziej że teraz, kiedy zostałemdyrektorem, nikt oprócz mnie nie ma dostępu do tych materiałów:- Dlaczego go zabiłeś? Dlaczego kazałeś go zabić?- Ponieważ tak samo jak ty zaczął krok po kroku zbliżać się do prawdy.Zaczęło się odśmierci Monique, jego sekretarki, i od tego wieczoru w kawiarni, kiedy jakiś fanatykidiota zastrzelił kierowcę samochodu z amerykańskiej ambasady.To był potworny,niewybaczalny błąd, ponieważ Moreau szybko uświadomił sobie, że oprócz niego tylkoja znałem miejsce twojego pobytu.Monique podałaby każdemu i podała, nawiasemmówiąc - fałszywą informację.- To zabawne - mruknął Latham.- Ja też właśnie wtedy zacząłem cię podejrzewać.Pozatym, mój brat lecąc z Londynu teoretycznie znajdował się pod opieką Deuxieme.Bergeron uśmiechnął się nieco szerzej.- To akurat był najmniejszy problem - stwierdził.- Mam tylko jedno pytanie - powiedział Drew z tłumioną wściekłością w głosie.-Dlaczego nie zaalarmowałeś Berlina albo Bonn, jak tylko Moreau.jak tylko obajzorientowaliście się, że podszywam się pod Harry'ego?- Nie bądz idiotą - odparł Bergeron.- Krąg wtajemniczonych był bardzo wąski.Tutaj, wDeuxieme, wiedzieliśmy o tym tylko Claude i ja.Gdyby ktoś wyśledził, że przeciekwyszedł właśnie stąd, byłbym skończony.- To niezbyt przekonujące wyjaśnienie, słoneczny bękarcie stwierdził Drew, patrzącBergeronowi prosto w oczy.- Po raz kolejny dowiodłeś swoich nadzwyczajnych talentów.Istotnie, prawdziwy powódbył nieco inny.Doszedłem do wniosku, że lepiej pozwolić innym popełniać błędy, apotem pogalopować ze wzniesionym mieczem i poprowadzić za sobą legiony, któreokrzykną mnie swoim wodzem.Krótko mówiąc, czekałem na sprzyjającą sposobność.Wasi amerykańscy politycy są niekwestionowanymi mistrzami w tej dziedzinie.- Znakomicie, Jacques.Ciekaw jestem, jak spodoba ci się wiadomość, że nasza rozmowabyła transmitowana przez miniaturowy nadajnik i została zarejestrowana przezmagnetofon, który ma przy sobie porucznik Anthony? Nie uważasz, że ta nowoczesnatechnologia potrafi dokonywać prawdziwych cudów?* * * ROZDZIAA 42Jacques Bergeron z przerazliwym krzykiem rzucił się do biurka, chwycił ciężki przyciskdo papieru, cisnął nim w okno, wybijając szybę, następnie zaś z siłą, jakiej trudno byłosię spodziewać po niezbyt wysokim, lekko otyłym mężczyznie, dzwignął fotel i pchnąłgo w stronę Lathama, który właśnie wyciągnął zza paska pistolet Francois.- Nie rób tego! - ryknął Drew.- Nie chcę cię zabijać! Wysłuchaj mnie, na litość boską!Było już jednak za pózno, gdyż w ręku Bergerona nie wiadomo skąd pojawił się małyrewolwer.Dyrektor Deuxieme naciskał raz po raz spust, zmuszając Lathama, by dałrozpaczliwego nura za biurko, po czym podbiegł do drzwi, otworzył je gwałtownymszarpnięciem i wypadł na korytarz.- Zatrzymajcie go! - krzyknął Drew, podnosząc się z podłogi i wybiegając zaBergeronem.- Nie, zaczekajcie! Wszyscy z drogi! On ma broń! Zejść mu z drogi! Nakorytarzu zapanował trudny do opisania chaos.Rozległy się dwa strzały; kobieta imężczyzna, którzy właśnie wybiegli z jednego z pomieszczeń, osunęli się na podłogę,ranni albo nieżywi.Skulony wpół Latham popędził zygzakiem za nazistą.- Gerry, uważaj na niego! - darł się co sił w płucach.- Zaraz dotrze do holu! Strzelaj wnogi! Rozkaz okazał się jednak spózniony.W chwili kiedy Bergeron wbiegł do holu,porucznik Anthony właśnie wychodził z jednej z wind.Nazista natychmiast strzelił; byłto już ostatni pocisk w magazynku, gdyż zaraz potem rozległ się metaliczny stukot iglicy,ale pocisk trafił komandosa w prawe ramię.Porucznik chwycił się lewą ręką za łokieć izaczął nieporadnie gmerać przy kaburze, podczas gdy kobieta siedząca za biurkiemwrzasnęła przerazliwie i osunęła się na podłogę.- Nigdzie nie pojedziesz! - krzyknął Anthony z twarzą wykrzywioną grymasem bólu.Wciąż usiłował wydobyć broń, lecz wszystko wskazywało na to, iż nie zdoła tegouczynić.- Zablokowałem obie windy!- Mylisz się! - Bergeron wpadł do najbliższej windy, a chwilę potem metalowe drzwizaczęły zamykać się z cichym sykiem.- Znam kod, który likwiduje wszelkie blokady! Towy nigdzie nie pojedziecie! Z korytarza wybiegł zadyszany Drew [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl