[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przewróciła oczami.- Rany.Umiesz coś innego prócz zadawania pytań?- Jasne.Umiem wspaniale słuchać, tyle że to trudne, kiedy nic nie mówisz.Britta spojrzała na niego i natychmiast chciała odwrócić wzrok, jak tylko odwzajemnił jejspojrzenie, ale nie dała rady.W tym gościu było coś dziwnego.Nagle uniósł rękę i znówwyciągnął ją w kierunku Britty.- Spróbujemy jeszcze raz? Cześć, jestem Frank, ale kumple nazywają mnie Dagger.Britta wahała się chwilkę, ale potem ze zdziwieniem zauważyła, że jej prawa dłońpodnosi się i ujmuje łapę Daggera.- Britta.Więcej nie mogła powiedzieć, ale najwyrazniej to wystarczyło, żeby wywołać na jegotwarzy jeszcze szerszy uśmiech.- Miło mi, Britto - powiedział.- Jeszcze jednego klscha?- Dawaj.Choć Britta nie uważała tego za możliwe, uśmiech Daggera stał się jeszcze szerszy.- Chciałabyś wiedzieć, dlaczego cię zagadnąłem, Britto?- Znowu wyjedziesz z tym numerem  a ja cię znam ?- No jasne, i w dodatku dowiem się skąd.Bo coś takiego totalnie mnie wykańcza, a kiedycoś mnie wykańcza, robię się uparty.Nie, no serio, wiem, że mi nie wierzysz.I dlatego to jużz całą pewnością muszę wpaść na to, gdzie cię już kiedyś spotkałem.%7łebyś więcej niemyślała, że jestem głupi albo co.Ale to nie był jedyny powód, że do ciebie zagadałem.Odrazu zobaczyłem, że jesteś inna.- Ach.A jak? Czyżbym miała to napisane na czole? - Bzdura, po prostu to widać.Robisz na mnie wrażenie, jakby ci było wszystko jedno, coinni o tobie myślą.To mi się podoba.I zobaczyłem twój gniew, chciałem się więc dowiedzieć,dlaczego jesteś wściekła.I jak? Zdradzisz mi?- Ssss.zobaczyłeś mój gniew.No i? Chcesz wiedzieć, co wprawia mnie we wściekłość,tak? To ci powiem: to pieprzone życie doprowadza mnie do pasji.Szewskiej pasji.Bo każdydzień robi sobie z nas jaja.Zadowolony teraz? Dagger?- Hm.Przynajmniej jest to coś, co mogę pojąć.Mnie też życie czasami doprowadza doszału.- Ach tak?- Jasne, i wtedy zawsze się cieszę, jeśli mam kogoś, komu mogę opowiedzieć o tej złości.To mi zawsze pomaga.- Mnie nikt nie jest potrzebny.- Tak sądzisz, ale zawsze się kogoś potrzebuje.Być samym to dno, pozwól, że staruszekDagger ci to powie.- Brednie.Mówię ci, że nikogo nie potrzebuję.Oczy Daggera wciąż były skierowane na Brittę, ale wyglądało, jakby patrzył przez nią nawylot, a myślami był gdzie indziej.- Ej, co się dzieje?- Ach, jeszcze raz zastanawiałem się, skąd cię znam.Coś takiego naprawdę mniewykańcza.Wiem na mur-beton, że już cię gdzieś widziałem.Britta machnęła ręką.- Tak, tak, tak.To staje się nudne.Wymyśl coś nowego.- Cały czas się zastanawiam, czemu jesteś taka wkurzona.Nie spotkałem dotąd kobiety,która byłaby tak wściekła.- Aha, a ja myślałam, że już mnie kiedyś spotkałeś.Czyli że nie.Czy jak?Dagger walnął w stół otwartą dłonią.- I to właśnie doprowadza mnie do szału, jak rany.Wiem, że już cię kiedyś spotkałem, alebyłaś jakaś inna.Britta wstała.- Brednie.Idę już.- Szkoda.Jeszcze jedno piwo?- Nie, idę.- Zobaczymy się jeszcze?Britta wzruszyła ramionami.- Nie mam pojęcia.Dagger wytarł sobie dłoń o bok dżinsów, po czym wyciągnął ją w kierunku Britty.- No to może do zobaczenia kiedyś, Britto.Tym razem podała mu dłoń.- Zobaczy się.- Hm.Sądzę, że nie ma co pytać cię o numer telefonu.- Zapomnij.- Hej, a gdybyśmy dziś wieczorem dokładnie tutaj w tym samym miejscu spotkali sięznowu? Na jeden czy dwa klsche? No przecież muszę się dowiedzieć, kiedyśmy się poznali.Koniecznie.Proszę.Powiedz tak.Nie odezwała się, tylko odwróciła do niego plecami.Na krótko przed tym, nim dotarła dowyjścia, Dagger zawołał za nią:- Dziś wieczór będę tutaj czekał!Britta wyszła z knajpy, nawet na niego nie spojrzawszy. -36-Menkhoff już niemal od godziny był z powrotem na komendzie, kiedy zadzwonił doniego biegły grafolog, któremu przedłożono odręczne zapiski na gazecie Evy Rossbach.- Dzień dobry, panie komisarzu, tutaj Grundhfer - zgłosił się rzeczoznawca.Jego głosjak zwykle brzmiał ochryple, co wynikało zapewne z czterdziestu papierosów bez filtra, którecodziennie wypalał ów dyplomowany psycholog.- Chodzi o tę wiadomość na gazecie.Oczywiście tak naprędce nie mogłem wykonać szczegółowych badań, ale na podstawieporównania pod kątem typowych elementów pisma, jak jego dukt, płynność, nacisknarzędzia, et cetera, et cetera, mogę z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że obanapisy nie pochodzą od jeden osoby.Oznacza to, że z prawdopodobieństwem graniczącym zpewnością wiadomość oryginalna nie została napisana przez osobę, która potem wykonałapróbki pisma na innej części gazety.- Okay, dziękuję.Tak właśnie myślałem.- Nie ma za co.Nawiasem mówiąc, wiadomość oryginalna jest niezwykle ciekawa zgrafologicznego punktu widzenia.Choćby tylko pod względem formy.Wykazuje bowiemniezwykle niespokojny przebieg aż po całkowite rozluznienie formalne, co sugerujeniedojrzałą osobowość.Oczywiście sporządzę pózniej szczegółowy raport na piśmie, wktórym przytoczone zostaną wyniki dalszych testów, na przykład z zastosowaniemselektywności spektralnej, et cetera, et cetera, których, jako się rzekło, z powodu braku czasunie mogłem jeszcze przeprowadzić, jednakowoż myślę, że w tym szczególnym przypadkugłówna uwaga nie będzie się koncentrować na badaniach pod kątem śladów szkicowania, jakto bywa przy przeniesieniach pośrednich, dlatego też moja tymczasowa ekspertyza będzierównież quasi-ostateczną.Menkhoff podziękował raz jeszcze i szybko odłożył słuchawkę, zanim Grundhfer zdołałgo zalać kolejnym potokiem słów.Owszem, był on cenionym ekspertem w zakresie grafologiikryminalistycznej, ale po prostu za dużo gadał.A ponadto na ogół używał takich wyrażeń, żerozumiało się najwyżej połowę.Ledwo Menkhoff odłożył słuchawkę, gdy telefon zadzwoniłponownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl