[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dzwięk dzwonka zerwałem się z krzesła, jak podrzuconypotężną sprężyną, i w trzech susach dopadłem aparatu telefonicz-nego.W słuchawce zaskrzeczał dobrze znajomy głos portiera.Ach, ten głos wydał mi się wówczas najsympatyczniejszym wświecie. Tak, ja rzuciłem jednym tchem. Więc nareszcie tele-gram przyszedł.Tak byłem tego pewny, że moje słowa nie zabrzmiały bynajm-niej, jak pytanie. Owszem, przyszedł padła ironiczna odpowiedz ale nietelegram, tylko jakiś człowiek, którego pan zamówił na ósmą. Jakiś człowiek? powtórzyłem rozczarowany. Co za je-den? Nikogo nie zamawiałem.W ogóle nie znam tu nikogo wNowym Orleanie.Zresztą proszę go przysłać.Chwilę pózniej zagadka się wyjaśniła. Ja jestem tym, o którym panu Jim mówił przedstawiło sięto podejrzane indywiduum, gdyż na inne określenie przybyły niezasługiwał stanowczo.Jim, służący hotelowy, zapytany przeze mnie przedwczoraj,czy nie zna adresu jakiejś palarni opium, oświadczył z miną nie-winiątka, że wprawdzie nie wie, czy podobnie niemoralne spelun-ki można znalezć w cnotliwym Nowym Orleanie, ale może miprzyprowadzić człowieka, który za skromną opłatą zaprowadzimnie wszędzie, był bowiem niegdyś przewodnikiem biura tury-stycznego i zna miasto lepiej, niż własną kieszeń.Lepiej praw-dopodobnie dlatego, że indywiduum miało kieszenie i całe ubranie102podarte, nie mogło więc wiedzieć, czy to, co przed minutą jeszczebyło w kieszeni, nie ulotniło się po chwili. Sir, proszę mi wierzyć, że nikt nie zna miasta lepiej odemnie.Za marne dziesięć dolarów zaprowadzę pana do pierwszo-rzędnego lokalu, gdzie pan dostanie wszystko, czego dusza zapra-gnie: białą tabakę, opium, panienki. Chodzi mi tylko o opium przerwałem mu krótko. Opium, doskonale, wyśmienicie.Jest wspólna sala dlawiększych towarzystw, są wytworne separatki dla tych, którzywolą samotność. A.ceny.bardzo słone? spytałem nieśmiało, gdyż przy-pomniałem sobie nagle, że całego majątku mam 57 dolarów, zczego dziesięć zabierze jeszcze ten osobnik o minie zawodowegoraj fura. Cenyy? mruknął przeciągle, taksując rutynowymi spoj-rzeniami mój garnitur, buty i krawat. Ceny są bardzo rozmaite.Wstęp kosztuje tylko dziesięć dolarów, a potem, to już zależy odtego, jak się kto urządzi.Za luksus i towarzystwo pięknej damulkipłaci się oczywiście grubo więcej, he, he, he, he.Ale myślę, żedla dżentelmena, który pragnie się rozerwać w takim lokalu, cenaodgrywa najmniejszą rolę, he, he, he, he! Prawda? Oczywiście odparłem, z wyniosłą miną. Pytałem z cie-kawości i dlatego także, żebyście nie myśleli, że z nowicjuszemmacie do czynienia.Lubię się rozerwać, ale bardzo nie lubię, żebyze mnie zdzierano.Chciałbym abyście to sobie zapamiętali.Ateraz proszę wyjść i zaczekać na ulicy.Po jego odejściu stoczyłem z sobą krótką, lecz zażartą walkę.Kwestia: iść, czy nić iść, nabrała dla mnie takiej wagi, jak Hamle-towskie: to be, or not to be. Wariacie, masz ledwie 57 dola-rów; za to można żyć jakieś dziesięć do dwunastu dni, podczasgdy zamierzona eskapada pochłonie co najmniej połowę tej sumki,jeśli nie całą.Co poczniesz wtedy? A poza tym, czyż nie powinie-neś skorzystać z tego, że przymusowy pobyt na tratwie i chorobazrobiły pierwszy wyłom w walce z zabójczym nałogiem? Tyle103czasu obywałeś się bez palenia, wytrwaj i nadal; to są ostatnieataki pokusy zabrał głos rozsądek, przezwycięż je, a odzwyczaiszsię z pewnością od używania opium, które rujnuje organizm.Hm.Odzwyczaić się od palenia, to znaczy zrezygnować razna zawsze z cudnych snów, w czasie których widywałem, jak najawie, moją nieodżałowaną Lottę, słyszałem jej słodki głosik, pie-ściłem ją i całowałem, jak wówczas, w czasie niezapomnianych atak krótkich miesięcy naszego narzeczeństwa. Nie! zawołałem. Ja nie chcę stracić tych wizji, nie chcęjej stracić.Lotty.Gorące pragnienie ujrzenia mej złotowłosej dziewczyny i myśl,że to życzenie mogę urzeczywistnić dzisiaj, może za godzinę,zagłuszyły dalsze wywody głosu rozsądku, że jeśli już nie pragnęsię wyzwolić ze szponów nałogu, to powinienem przynajmniejprojektowaną na ten wieczór wycieczkę do jakiejś tam palarniodłożyć do chwili, kiedy nadejdą pieniądze z Szanghaju.I poszedłem.Na drugi dzień około godziny trzeciej po południu nadeszłaupragniona depesza od Timberwortha.Rozerwałem blankiet drżą-cymi rękami i czytałem pośpiesznie:Przysłać odwrotnie legalizowane pełnomocnictwo stop myślę,że do miesiąca będę mógł sprawę pomyślnie załatwić stop uściskdłoni ślęTimberworth Do miesiąca będzie mógł załatwić wybełkotałem, ogłu-szony tą wiadomością, i odruchowo wyciągnąłem portfel z kiesze-ni.Ku niemałemu przerażeniu stwierdziłem, że pozostało mi zale-dwie dwanaście dolarów.Dwanaście!. Ano, reszta została w tejspelunce przypomniał głos rozsądku.Tak było w istocie, lecznie robiłem sobie żadnych wymówek.Po wielu dniach przymuso-wej abstynencji od opium, paliłem wczoraj i znowu widziałemLottę, a to było warte każdej ceny.104Rozpamiętywanie wczorajszych wizji pozwoliło mi na pół go-dziny zapomnieć o przykrym położeniu, w jakim się obecnie znaj-dowałem.Niestety, tylko na pół godziny, gdyż koło wpół doczwartej zatelefonował do mnie portier. Pan zostaje u nas dalej? spytał. Oczywiście.Gdy będę miał zamiar wyjechać, dam znać. Dobrze.Czy w takim razie mogę przysłać rachunek do po-koju?Zrobiło mi się nagle bardzo gorąco.Jakie szczęście, że nie za-dał mi tego pytania, kiedym wracał z przechadzki po mieście,jakie szczęście, że telewizja nie ma dotychczas praktycznego za-stosowania, zwłaszcza przy aparatach telefonicznych.Byłby zoba-czył moją minę, a wtedy. Hallo wykrztusiłem, chcąc zyskać na czasie i obmyślić napoczekaniu jakiś wybieg. Co tam brzęczy w słuchawce.Niezrozumiałem, co pan mówił. Pytałem, jak panu będzie wygodniej.Czy mam posłać ra-chunek do pokoju, czy ureguluje go pan u mnie, wychodząc namiasto? Dzisiaj ani jedno, ani drugie.Gotówki przy sobie z regułynie noszę, a teraz z banku nie podejmę.Proszę nie zapominać, żedzisiaj sobota.Weekend. Ach, sir, po co tyle fatygi.Wystarczy wystawić czek, którymy już sobie sami zrealizujemy. Well rzekłem z tupetem i odłożyłem słuchawkę.Ale z tąchwilą skończyła się krótka i wielce sztuczna pewność siebie.Trudno było nie wyczuć ironii w głosie portiera, kiedy napomykało czeku.Służba hotelowa ma doskonałe nosy; z daleka zwietrzywypchany portfel, jak i dziurawą kieszeń.Toteż gość taki, jak ja,co nie zajechał autem, napakowanym eleganckimi walizami, leczprzyszedł pieszo w skromnym ubraniu, z teczką tylko pod pachą,nie mógł zrobić dobrego wrażenia, a dobił jego reputację fakt, żeukazywał się o każdej porze, nie wyłączając wieczornego obiadu,który od dżentelmena wymaga przywdziania smokingu, w jednym105i tym samym garniturze.To jasne.Dlatego właśnie kazano mipłacić rachunki z góry.Co będzie teraz?Ba, żebym ja wiedział.Prawdopodobnie dzień dzisiejszy niebędzie jeszcze obfitował w niemiłe wypadki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Na dzwięk dzwonka zerwałem się z krzesła, jak podrzuconypotężną sprężyną, i w trzech susach dopadłem aparatu telefonicz-nego.W słuchawce zaskrzeczał dobrze znajomy głos portiera.Ach, ten głos wydał mi się wówczas najsympatyczniejszym wświecie. Tak, ja rzuciłem jednym tchem. Więc nareszcie tele-gram przyszedł.Tak byłem tego pewny, że moje słowa nie zabrzmiały bynajm-niej, jak pytanie. Owszem, przyszedł padła ironiczna odpowiedz ale nietelegram, tylko jakiś człowiek, którego pan zamówił na ósmą. Jakiś człowiek? powtórzyłem rozczarowany. Co za je-den? Nikogo nie zamawiałem.W ogóle nie znam tu nikogo wNowym Orleanie.Zresztą proszę go przysłać.Chwilę pózniej zagadka się wyjaśniła. Ja jestem tym, o którym panu Jim mówił przedstawiło sięto podejrzane indywiduum, gdyż na inne określenie przybyły niezasługiwał stanowczo.Jim, służący hotelowy, zapytany przeze mnie przedwczoraj,czy nie zna adresu jakiejś palarni opium, oświadczył z miną nie-winiątka, że wprawdzie nie wie, czy podobnie niemoralne spelun-ki można znalezć w cnotliwym Nowym Orleanie, ale może miprzyprowadzić człowieka, który za skromną opłatą zaprowadzimnie wszędzie, był bowiem niegdyś przewodnikiem biura tury-stycznego i zna miasto lepiej, niż własną kieszeń.Lepiej praw-dopodobnie dlatego, że indywiduum miało kieszenie i całe ubranie102podarte, nie mogło więc wiedzieć, czy to, co przed minutą jeszczebyło w kieszeni, nie ulotniło się po chwili. Sir, proszę mi wierzyć, że nikt nie zna miasta lepiej odemnie.Za marne dziesięć dolarów zaprowadzę pana do pierwszo-rzędnego lokalu, gdzie pan dostanie wszystko, czego dusza zapra-gnie: białą tabakę, opium, panienki. Chodzi mi tylko o opium przerwałem mu krótko. Opium, doskonale, wyśmienicie.Jest wspólna sala dlawiększych towarzystw, są wytworne separatki dla tych, którzywolą samotność. A.ceny.bardzo słone? spytałem nieśmiało, gdyż przy-pomniałem sobie nagle, że całego majątku mam 57 dolarów, zczego dziesięć zabierze jeszcze ten osobnik o minie zawodowegoraj fura. Cenyy? mruknął przeciągle, taksując rutynowymi spoj-rzeniami mój garnitur, buty i krawat. Ceny są bardzo rozmaite.Wstęp kosztuje tylko dziesięć dolarów, a potem, to już zależy odtego, jak się kto urządzi.Za luksus i towarzystwo pięknej damulkipłaci się oczywiście grubo więcej, he, he, he, he.Ale myślę, żedla dżentelmena, który pragnie się rozerwać w takim lokalu, cenaodgrywa najmniejszą rolę, he, he, he, he! Prawda? Oczywiście odparłem, z wyniosłą miną. Pytałem z cie-kawości i dlatego także, żebyście nie myśleli, że z nowicjuszemmacie do czynienia.Lubię się rozerwać, ale bardzo nie lubię, żebyze mnie zdzierano.Chciałbym abyście to sobie zapamiętali.Ateraz proszę wyjść i zaczekać na ulicy.Po jego odejściu stoczyłem z sobą krótką, lecz zażartą walkę.Kwestia: iść, czy nić iść, nabrała dla mnie takiej wagi, jak Hamle-towskie: to be, or not to be. Wariacie, masz ledwie 57 dola-rów; za to można żyć jakieś dziesięć do dwunastu dni, podczasgdy zamierzona eskapada pochłonie co najmniej połowę tej sumki,jeśli nie całą.Co poczniesz wtedy? A poza tym, czyż nie powinie-neś skorzystać z tego, że przymusowy pobyt na tratwie i chorobazrobiły pierwszy wyłom w walce z zabójczym nałogiem? Tyle103czasu obywałeś się bez palenia, wytrwaj i nadal; to są ostatnieataki pokusy zabrał głos rozsądek, przezwycięż je, a odzwyczaiszsię z pewnością od używania opium, które rujnuje organizm.Hm.Odzwyczaić się od palenia, to znaczy zrezygnować razna zawsze z cudnych snów, w czasie których widywałem, jak najawie, moją nieodżałowaną Lottę, słyszałem jej słodki głosik, pie-ściłem ją i całowałem, jak wówczas, w czasie niezapomnianych atak krótkich miesięcy naszego narzeczeństwa. Nie! zawołałem. Ja nie chcę stracić tych wizji, nie chcęjej stracić.Lotty.Gorące pragnienie ujrzenia mej złotowłosej dziewczyny i myśl,że to życzenie mogę urzeczywistnić dzisiaj, może za godzinę,zagłuszyły dalsze wywody głosu rozsądku, że jeśli już nie pragnęsię wyzwolić ze szponów nałogu, to powinienem przynajmniejprojektowaną na ten wieczór wycieczkę do jakiejś tam palarniodłożyć do chwili, kiedy nadejdą pieniądze z Szanghaju.I poszedłem.Na drugi dzień około godziny trzeciej po południu nadeszłaupragniona depesza od Timberwortha.Rozerwałem blankiet drżą-cymi rękami i czytałem pośpiesznie:Przysłać odwrotnie legalizowane pełnomocnictwo stop myślę,że do miesiąca będę mógł sprawę pomyślnie załatwić stop uściskdłoni ślęTimberworth Do miesiąca będzie mógł załatwić wybełkotałem, ogłu-szony tą wiadomością, i odruchowo wyciągnąłem portfel z kiesze-ni.Ku niemałemu przerażeniu stwierdziłem, że pozostało mi zale-dwie dwanaście dolarów.Dwanaście!. Ano, reszta została w tejspelunce przypomniał głos rozsądku.Tak było w istocie, lecznie robiłem sobie żadnych wymówek.Po wielu dniach przymuso-wej abstynencji od opium, paliłem wczoraj i znowu widziałemLottę, a to było warte każdej ceny.104Rozpamiętywanie wczorajszych wizji pozwoliło mi na pół go-dziny zapomnieć o przykrym położeniu, w jakim się obecnie znaj-dowałem.Niestety, tylko na pół godziny, gdyż koło wpół doczwartej zatelefonował do mnie portier. Pan zostaje u nas dalej? spytał. Oczywiście.Gdy będę miał zamiar wyjechać, dam znać. Dobrze.Czy w takim razie mogę przysłać rachunek do po-koju?Zrobiło mi się nagle bardzo gorąco.Jakie szczęście, że nie za-dał mi tego pytania, kiedym wracał z przechadzki po mieście,jakie szczęście, że telewizja nie ma dotychczas praktycznego za-stosowania, zwłaszcza przy aparatach telefonicznych.Byłby zoba-czył moją minę, a wtedy. Hallo wykrztusiłem, chcąc zyskać na czasie i obmyślić napoczekaniu jakiś wybieg. Co tam brzęczy w słuchawce.Niezrozumiałem, co pan mówił. Pytałem, jak panu będzie wygodniej.Czy mam posłać ra-chunek do pokoju, czy ureguluje go pan u mnie, wychodząc namiasto? Dzisiaj ani jedno, ani drugie.Gotówki przy sobie z regułynie noszę, a teraz z banku nie podejmę.Proszę nie zapominać, żedzisiaj sobota.Weekend. Ach, sir, po co tyle fatygi.Wystarczy wystawić czek, którymy już sobie sami zrealizujemy. Well rzekłem z tupetem i odłożyłem słuchawkę.Ale z tąchwilą skończyła się krótka i wielce sztuczna pewność siebie.Trudno było nie wyczuć ironii w głosie portiera, kiedy napomykało czeku.Służba hotelowa ma doskonałe nosy; z daleka zwietrzywypchany portfel, jak i dziurawą kieszeń.Toteż gość taki, jak ja,co nie zajechał autem, napakowanym eleganckimi walizami, leczprzyszedł pieszo w skromnym ubraniu, z teczką tylko pod pachą,nie mógł zrobić dobrego wrażenia, a dobił jego reputację fakt, żeukazywał się o każdej porze, nie wyłączając wieczornego obiadu,który od dżentelmena wymaga przywdziania smokingu, w jednym105i tym samym garniturze.To jasne.Dlatego właśnie kazano mipłacić rachunki z góry.Co będzie teraz?Ba, żebym ja wiedział.Prawdopodobnie dzień dzisiejszy niebędzie jeszcze obfitował w niemiłe wypadki [ Pobierz całość w formacie PDF ]