[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To do zobaczenia przy śniadaniu rzuciła.W odpowiedzi zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Ja też cię kocham! zawołała, a potem odwróciłasię i odeszła, pozwalając Mardiemu prowadzić.Podczas drogi powrotnej ceglaną ścieżką usłyszała nażwirze kroki, zbliżały się do niej.Przystanęła i przywołałauśmiech na twarz. Earlene?Kroki się zatrzymały. Skąd wiesz? Jesteś jedyną osobą na terenie posiadłości, którautyka. A tak.Rzeczywiście, rozumiem. Głos Earlenebrzmiał powściągliwie, przypominał tamę blokującąwypływ słów.Helen uśmiechnęła się łagodnie.Szczyciła się tym, żepotrafi wyobrazić sobie poznawanych ludzi, słuchając, jakmówią i jak się poruszają.Earlene Smith stanowiła jednakdla niej zagadkę.Kiedy próbowała ją sobie wyobrazić,widziała tylko puste płótno. Przepraszam, jeśli cię uraziłam.Ale to, że jestemniewidoma, pozwala mi zauważać rzeczy, których inni niedostrzegają. Szybko zmieniła temat, czując skrępowanieEarlene. Jesteś zdyszana.Pokonałaś pieszo całą drogę zdomku? Uhm.Odległości wydają się mniejsze na mapie,którą mi dałaś. Zaszeleściła płachtą, którą trzymała wręce. Szukałam starego rodzinnego cmentarza.Miał byćblisko tego domu.Helen pokiwała głową. Jest bardzo blisko.Tu była siedziba rodziny, dopókinie zbudowano rezydencji.Niestety, po przeprowadzceokazało się, że będzie potrzebny cmentarz.Wybuchłaepidemia ospy.Zabrała dwoje najmłodszych dzieci ikuzyna, który przyjechał z wizytą. Wyciągnęła rękę.Jeśli podasz mi ramię, żebym nie potknęła się na jakimśkorzeniu czy kamieniu, zaprowadzę cię tam.Earlene ujęła chłodnymi palcami jej rękę i przełożyłają przez ramię.Skóra kobiety była ciepła i gładka, alewrażliwa dłoń Helen wyczuła długą, wypukłą bliznę wzgięciu łokcia. Dzięki.Cieszę się, że cię spotkałam.Zapomniałamcię wczoraj poprosić o zadatek.Mogłabyś dać mi dzisiajczek?Earlene milczała przez chwilę, gdy Helen pociągnęłają w stronę domu. A przyjmiesz gotówkę? Tak, oczywiście.Zazwyczaj nawet tego niesugeruję, bo mało kto ma przy sobie taką sumę. Rozumiem.Wolałabym jednak załatwić to w tensposób, jeśli nie masz nic przeciwko.Helen kiwnęła głową.Pomyślała, że to dziwne, alejakoś pasuje do tajemniczej Earlene Smith. Skręcimy teraz w prawo i przetniemy trawnik, ażdojdziemy do dębu, pod którym stoi opona.Mój brat wzeszłym roku zrobił z niej huśtawkę dla dziewczynek, alejeszcze jej nie zawiesił.Helen usłyszała, że obok nich przebiegł Mardi,prawdopodobnie gonił wiewiórkę.Zaśmiała się. Cieszę się, że nie muszę polegać na nim jak na psieprzewodniku.Mogłabym skończyć na drzewie.Earlene również się roześmiała. Kiedyś też miałam psa.Ale dawno. Zamilkła nachwilę, a potem dodała: Już zapomniałam, jak to jest.Helen zwróciła głowę w stronę swojej towarzyszki,bo usłyszała w jej głosie żal i coś jeszcze.Jakbywymuszony chłód i bezbronność.Pomyślała o bliznie naramieniu Earlene i jej utykaniu.Zaczęła się zastanawiać,czy kobieta ma również wewnętrzne blizny, a jeśli tak, toczy są one permanentne.Earlene się zatrzymała. Doszłyśmy do drzewa.Co dalej? W lewo.Za jakieś dziesięć metrów zobaczyszwąską ścieżkę, która zaprowadzi nas między drzewa.Potem przy ścieżce pojawią się polana i żelazna furtka.Stamtąd już będzie widać nagrobki.Earlene przyciągnęła Helen do siebie. Uważaj.W trawie jest dużo kamieni i patyków. Dzięki.Pamiętaj, nie przychodz tutaj po zmroku.Sątu różne owady.Te dranie potrafią kąsać.I nie zawracajsobie głowy żadnym środkiem odstraszającym.To dlanich jak pożywka.Stają się po nim jeszcze większe ibardziej żarłoczne, tak mi się przynajmniej wydaje.Szły dalej.Helen słyszała pobrzękiwanie medalikówprzy obroży Mardiego i jego ciężkie susy, gdy biegałwokół nich.Teren naokoło cmentarza był jej ulubionączęścią posiadłości.Najlepiej pamiętała stąd kolory: błękitnieba, soczyste zielenie i brązy pni ambrowcówamerykańskich oraz hikory, maślane żółcie asfodeli, którewyrastały samowolnie za bramką cmentarza niczympłonące strzały wypuszczane przez bogów.Wspomnienietwarzy z czasem zbladło, ale wspomnienie kolorówpozostało, przypominało błyski światła w wiecznejciemności.Po tym jak Earlene zwolniła uścisk na jejramieniu, Helen zorientowała się, że doszły do polany.Powoli wędrowały wokół ogrodzenia, aż dotarły do furtki,przy której Earlene się zatrzymała. Jak tu pięknie.Zwiatło jest takie& sama niewiem& delikatniejsze. Wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. To do zobaczenia przy śniadaniu rzuciła.W odpowiedzi zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Ja też cię kocham! zawołała, a potem odwróciłasię i odeszła, pozwalając Mardiemu prowadzić.Podczas drogi powrotnej ceglaną ścieżką usłyszała nażwirze kroki, zbliżały się do niej.Przystanęła i przywołałauśmiech na twarz. Earlene?Kroki się zatrzymały. Skąd wiesz? Jesteś jedyną osobą na terenie posiadłości, którautyka. A tak.Rzeczywiście, rozumiem. Głos Earlenebrzmiał powściągliwie, przypominał tamę blokującąwypływ słów.Helen uśmiechnęła się łagodnie.Szczyciła się tym, żepotrafi wyobrazić sobie poznawanych ludzi, słuchając, jakmówią i jak się poruszają.Earlene Smith stanowiła jednakdla niej zagadkę.Kiedy próbowała ją sobie wyobrazić,widziała tylko puste płótno. Przepraszam, jeśli cię uraziłam.Ale to, że jestemniewidoma, pozwala mi zauważać rzeczy, których inni niedostrzegają. Szybko zmieniła temat, czując skrępowanieEarlene. Jesteś zdyszana.Pokonałaś pieszo całą drogę zdomku? Uhm.Odległości wydają się mniejsze na mapie,którą mi dałaś. Zaszeleściła płachtą, którą trzymała wręce. Szukałam starego rodzinnego cmentarza.Miał byćblisko tego domu.Helen pokiwała głową. Jest bardzo blisko.Tu była siedziba rodziny, dopókinie zbudowano rezydencji.Niestety, po przeprowadzceokazało się, że będzie potrzebny cmentarz.Wybuchłaepidemia ospy.Zabrała dwoje najmłodszych dzieci ikuzyna, który przyjechał z wizytą. Wyciągnęła rękę.Jeśli podasz mi ramię, żebym nie potknęła się na jakimśkorzeniu czy kamieniu, zaprowadzę cię tam.Earlene ujęła chłodnymi palcami jej rękę i przełożyłają przez ramię.Skóra kobiety była ciepła i gładka, alewrażliwa dłoń Helen wyczuła długą, wypukłą bliznę wzgięciu łokcia. Dzięki.Cieszę się, że cię spotkałam.Zapomniałamcię wczoraj poprosić o zadatek.Mogłabyś dać mi dzisiajczek?Earlene milczała przez chwilę, gdy Helen pociągnęłają w stronę domu. A przyjmiesz gotówkę? Tak, oczywiście.Zazwyczaj nawet tego niesugeruję, bo mało kto ma przy sobie taką sumę. Rozumiem.Wolałabym jednak załatwić to w tensposób, jeśli nie masz nic przeciwko.Helen kiwnęła głową.Pomyślała, że to dziwne, alejakoś pasuje do tajemniczej Earlene Smith. Skręcimy teraz w prawo i przetniemy trawnik, ażdojdziemy do dębu, pod którym stoi opona.Mój brat wzeszłym roku zrobił z niej huśtawkę dla dziewczynek, alejeszcze jej nie zawiesił.Helen usłyszała, że obok nich przebiegł Mardi,prawdopodobnie gonił wiewiórkę.Zaśmiała się. Cieszę się, że nie muszę polegać na nim jak na psieprzewodniku.Mogłabym skończyć na drzewie.Earlene również się roześmiała. Kiedyś też miałam psa.Ale dawno. Zamilkła nachwilę, a potem dodała: Już zapomniałam, jak to jest.Helen zwróciła głowę w stronę swojej towarzyszki,bo usłyszała w jej głosie żal i coś jeszcze.Jakbywymuszony chłód i bezbronność.Pomyślała o bliznie naramieniu Earlene i jej utykaniu.Zaczęła się zastanawiać,czy kobieta ma również wewnętrzne blizny, a jeśli tak, toczy są one permanentne.Earlene się zatrzymała. Doszłyśmy do drzewa.Co dalej? W lewo.Za jakieś dziesięć metrów zobaczyszwąską ścieżkę, która zaprowadzi nas między drzewa.Potem przy ścieżce pojawią się polana i żelazna furtka.Stamtąd już będzie widać nagrobki.Earlene przyciągnęła Helen do siebie. Uważaj.W trawie jest dużo kamieni i patyków. Dzięki.Pamiętaj, nie przychodz tutaj po zmroku.Sątu różne owady.Te dranie potrafią kąsać.I nie zawracajsobie głowy żadnym środkiem odstraszającym.To dlanich jak pożywka.Stają się po nim jeszcze większe ibardziej żarłoczne, tak mi się przynajmniej wydaje.Szły dalej.Helen słyszała pobrzękiwanie medalikówprzy obroży Mardiego i jego ciężkie susy, gdy biegałwokół nich.Teren naokoło cmentarza był jej ulubionączęścią posiadłości.Najlepiej pamiętała stąd kolory: błękitnieba, soczyste zielenie i brązy pni ambrowcówamerykańskich oraz hikory, maślane żółcie asfodeli, którewyrastały samowolnie za bramką cmentarza niczympłonące strzały wypuszczane przez bogów.Wspomnienietwarzy z czasem zbladło, ale wspomnienie kolorówpozostało, przypominało błyski światła w wiecznejciemności.Po tym jak Earlene zwolniła uścisk na jejramieniu, Helen zorientowała się, że doszły do polany.Powoli wędrowały wokół ogrodzenia, aż dotarły do furtki,przy której Earlene się zatrzymała. Jak tu pięknie.Zwiatło jest takie& sama niewiem& delikatniejsze. Wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]