[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem z radosnym sercem wyruszył w drogępowrotną.Jego dusza śpiewała Magnificat, kantyk wybranych, którzy noszą w sobieZbawiciela świata.W Ecully stary proboszcz padł swemu uczniowi do nóg, prosząc obłogosławieostwo.Potem zaprowadził go do ołtarza.Ogromna radośd zapanowała wdomu w Dardilly, kiedy doo wszedł nowo wyświęcony kapłan, który przybył, by odprawidswoją pierwszą Mszę świętą w rodzinnej wiosce.Bracia i siostry mieli łzy w oczach.Zbiegli się również sąsiedzi, żeby go powitad, dawni towarzysze zabaw z czasów,gdy pasał owce.Przyszedł także poczciwy pan Vincent z córką Marysią, która wdziecinnej naiwności powiedziała mu kiedyś, że chciałaby wyjśd za niego za mąż.Była jużmężatką.Zmiejąc się przedstawiła mu pierwsze swoje dziecko i poprosiła, aby jepobłogosławił. Janku  rzekł ojciec  - mówiłem ci nieraz słowa twarde, ponieważ patrzyłemna twoje pragnienie zostania księdzem jak na szaleostwo.Dzisiaj wiem, że matka miałasłusznośd.Ona nigdy, nawet na moment, nie zwątpiła w twoje powołanie. Tak, mojamatka  wyjąkał drżącym ze wzruszenia głosem Jan-Maria.Dzwony dzwoniły uroczyście, gdy nowo wyświęcony kapłan wkraczał do kościoła,by odprawid prymicyjną Mszę świętą.Kościół był wypełniony do ostatniego miejsca.Wewsi wszyscy wiedzieli, kosztem jak wielkich ofiar Jan-Maria doszedł do kapłaostwa.Podkoniec Mszy głęboko wzruszeni przyklękli wszyscy, by otrzymad jego błogosławieostwo.Dawny jakobin, stary domokrążca też ukląkł przed nim. Był dopiero czteroletnim szkrabem, gdy ja, Andrzej Leloux, sprzedałem mufigurkę Matki Bożej  mówił z dumą do tych, którzy zechcieli go słuchad. To od tego60 czasu zaczął okazywad tak wielką pobożnośd. Której wówczas panu brakowało wtrącił z przekąsem Vincent.Bezpośrednio po odprawionych obrzędach w kościele neoprezbiter udał się nacmentarz, gdzie przez dłuższą chwilę trwał w milczeniu nad skromną mogiłą.Następniewzniósł rękę i także swojej matce udzielił prymicyjnego błogosławieostwa.Wszędzie dopytywano się niecierpliwie, gdzie zostanie przydzielony ten młodykapłan.Oczywiście, jego przyjaciele z Noes, gdzie Vianney przeżył przykre miesiącewygnania, spodziewali się, że przyjdzie do nich na proboszcza.Nawet Ludwik Fayot, terazjuż dorosły kawaler, przyszedł osobiście do Dardilly, by przypomnied kuzynowi danąobietnicę.Jednakże wikariusz generalny zadecydował inaczej.Ksiądz Vianney miał pozostadjeszcze jakiś czas u swego dawnego nauczyciela, księdza Balleya.Został, więc mianowanywikariuszem w Ecully.Wielka była radośd krewnych i wszystkich dobrych ludzi zsąsiedztwa, kiedy się o tym dowiedzieli. Przychodził, bywało, do mnie szukad rady i pociechy, gdy nie mógł sobieporadzid z czasownikami nieregularnymi  powtarzała z dumą wdowa Bibost. Ja takżeprałam zawsze jego bieliznę.A teraz on jest księdzem. Mamo  dodawała córka Kolumbina  czy przypominasz sobie, jak on naszawsze budował swoją pobożnością, gdy był jeszcze uczniem? Jakaż ona będzie teraz,gdy został naszym duszpasterzem!  Teraz mamy dwóch świętych kapłanów we wsi stwierdziła wdowa, ocierając łzy, które potoczyły się jej po policzkach.NOWY WIKARY (1815-1818)W szkole w Ecully siedziały w ławkach dzieci, przygotowujące się pod kierunkiemnowego wikarego, księdza Jana Vianneya, do przystąpienia z okazji Bożego Narodzeniapo raz pierwszy do sakramentu pokuty.Ksiądz opowiadał im o dniu, w którym on sam a było to w czasach Terroru  spowiadał się po raz pierwszy. Nigdy nie zapomnę tejchwili.Odbyło się to u nas w domu, w pokoju, pod starym zegarem.Ach! Jak ten młody ksiądz umiał opowiadad! Dzieci słuchały go z zapartym tchem.Potem przypomniał im dawne opowiadanie, przypowieśd o synu marnotrawnym.Młodociani słuchacze po prostu widzieli, jak młody chłopak z kieszeniami pełnymizłotych i srebrnych monet opuszczał dom ojcowski.Oczywiście, wyjeżdżał do miasta, domiasta pełnego muzyki i świateł.Ale niestety, złote monety rozeszły się jedna po drugiej.Srebrne zrobiły to samo, i w koocu.?.W koocu  opowiadał dalej ksiądz wikary  młody marnotrawca znalazł się wświoskim chlewie.Najął się, bowiem do pracy u pewnego skąpego i surowego pana, gdyżzaczął cierpied głód.Czy wy, moje dzieci, wiecie, co to jest głód?.Mały Bernaśprzytaknął, że wie, i dyskretnie wyciągnął spod ławki skibkę chleba z masłem, która na61 pewno mogła go uchronid przed głodem..I podczas gdy świnie jadały do syta, ichpastuch dostawał zaledwie nędzną kromkę chleba..A poza tym, moje dzieci, zaczęła go zżerad tęsknota za krajem.Tęsknota,która tak wiele cierpieo zadaje i gorzkim czyni obcy chleb, chodby go nawet podawałamiłosierna ręka. Tu Jan-Maria zrobił małą przerwę.Pomyślał o tych przykrych latach,kiedy to on sam żył z dala od rodzinnego domu. A potem. dopytywał się mały Piotruś, wiercąc się w ławce.Ponieważ ksiądzociągał się z dalszym opowiadaniem, podszedł do katedry, za nim zaś mała Elżbietka,potem jeszcze trzecie i czwarte dziecko..Ach!  mówił marnotrawca w swojej udręce. Ostatni parobek w domumego ojca ma lepsze życie niż ja.Melancholijnie patrzył na pokrywające jego wychudłeciało łachmany.W nocy, gdy leżał w chlewie na mierzwie, głód nie dawał mu zasnąd: głódduszy i ciała.Widział przed sobą twarz dobrego ojca, który na pewno wyczekiwał go wdomu z dnia na dzieo, z godziny na godzinę. A wtedy co?  zawołał gruby Bernaś, który tym czasem odłożył nawet chleb zmasłem i także podszedł do katedry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl