[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odeszła kilka kroków.Z dala od niego łatwiej się skoncen-trować.- Nie, już nic mi nie jest.Myślmy o Giovannim.Nie czekając na jego odpowiedz, podeszła i odsunęła za-słonę.- Gaby!- Och, Giovanni! Co ty sobie zrobiłeś! - wykrzyknęła, pa-trząc na bandaże przykrywające jego czoło.Uderzył głowąw szybę, pewnie nie miał zapiętych pasów.Chociaż poza tymnie było widać śladów innych urazów.Z czułością dotknęła policzkiem jego policzka, wyprostowa-ła się.- W tym szpitalnym ubraniu wydajesz się młodszy.Wi-dząc cię, mogę sobie wyobrazić, jak wyglądałeś, gdy byłeśchłopcem.Giovanni roześmiał się.Ten śmiech dodał jej otuchy.Widaćnie było z nim tak zle.- Tak się tu mną zajmują, że czuję się jak mały chłopiec.Azy napłynęły jej do oczu.- Tak się cieszę, że jesteś w dobrej formie.Kiedy Lu.- Urwała.- Kiedy twój brat przyjechał i powiedział mi, co sięstało, przeraziłam się.Bardzo cię boli?SR- Nie bardzo.Najbardziej mi przykro, że zniszczyłem samo-chód.To nie był mój pierwszy wypadek.- Co tam samochód, liczy się twoje życie.Giovanni.-Zniżyła głos.- Co się stało? Twój brat powiedział, że nie chceszrozmawiać ani z nim, ani z mamą.Nie zdajesz sobie sprawy,jak im jest przykro z tego powodu?- Są tu oboje?- Twojej mamy nie widziałam, ale Luke stoi pod drzwiami.Chłopak uśmiechnął się sennie.- Naprawdę mówisz do niego Luke?Zarumieniła się.- Niechcący czasem tak mi się wyrwie.Wiem, że niepowinnam.Tym bardziej że już niedługo będą zwracać się doniego jak do księdza, będą nazywać go ojcem Luca.Wiesz,Amerykanie nie są oficjalni, lubią zwracać się bezpośrednio.- To miła odmiana, Gaby.On z pewnością też tak uważa.Zawołaj go tu.Zamrugała z niedowierzaniem.- Teraz?- Tak.Odetchnęła z ulgą.Luke się ucieszy.- Zaraz go poproszę.Klepnęła go przyjacielsko po ramieniu i wymknęła się zakotarę.Luke stał nieruchomo, miał spiętą twarz.Na jego widokpoczuła dziwną radość.Jak to by było, gdyby tak mogła jużzawsze go oglądać, bez wyrzutów sumienia, mieć do tegoprawo?- Luke? - odezwała się cicho; Odwrócił się na dzwięk jejgłosu.Czarne oczy patrzyły na nią badawczo, - On chce cięwidzieć.Stał nieruchomo, przyglądając się jej w milczeniu.Z jegotwarzy niczego nie mogła wyczytać.Pod tym jego spojrzeniemSRczuła się coraz bardziej niepewnie.Wreszcie drgnął, wszedł dosalki.Stanął po drugiej stronie łóżka, na wprost niej.Giovanni rozpromienił się na widok brata.Serce się jej ścis-nęło.Patrzył na Luke'a z taką miłością!- Fratello, wiesz, jaka jest mama.Ciągle zadaje pytania.Dziś nie mam siły, by na nie odpowiadać.Dlatego nie chciałem,żeby przychodziła.W takich sytuacjach tylko ty potrafisz jąuspokoić.Prosiłem, żebyś przywiózł Gaby, bo w ten sposóbmogę porozmawiać z wami jednocześnie.Luke spochmurniał.Popatrzył na brata z napięciem.- Lekarz znalazł coś jeszcze? Mów natychmiast! - zawołałz niepokojem.Byli ze sobą bardzo związani, czuła to.- Nie.Ale powiedział, że muszę zostać w szpitalu na obser-wacji.Przynajmniej dwa dni.Gaby.- Przeniósł na nią spojrze-nie brązowych oczu.- Przepraszam, że nie będę mógł pójśćz tobą na bal.Tak mi przykro.Wiem, jak bardzo ci na tymzależało.Załamała ręce.- Giovanni, jak w ogóle możesz tak mówić? Co tam bal, tonie ma znaczenia.Ważne jest tylko, byś jak najszybciej doszedłdo siebie.- O jakim balu mówicie? - cicho zapytał Luke.Gaby potrząsnęła głową.- Nieważne.Nie ma o czym mówić.- Renesansowy bal zorganizowany przez uniwersytet - niezrażał się Giovanni.- To ukoronowanie jej studiów z historiisztuki.Wszystko ma być autentyczne.To dla niej niebywałaokazja, niepowtarzalne wydarzenie.Wyszukałem zabytkowąklamrę do włosów; chciałem, żeby założyła ją na ten bal.- Mó-wił do brata, jakby zapominając o obecności dziewczyny.- Jestw torbie, którą przynieśli sanitariusze z ambulansu.Porcelano-we pudełeczko się stłukło, ale reszta jest w całości.SRLuke poruszał się jak w zwolnionym tempie.Wziął torbę,wysypał na łóżko jej zawartość.W milczeniu przyglądał sięwysadzanemu perłami kosztownemu cacku.Oczy pociemniałymu jeszcze bardziej.Widziała, że był wytrącony z równowagi.Popatrzył znaczą-co na brata, ale Giovanni bynajmniej się tym nie przejął.- Zamierzałem rano zabrać Gaby do pałacu, żeby Lucianapokazała jej, jak to założyć.Dobrałem tę ozdobę do sukni, jakądla niej znalazłem.- Jakiej sukni? - zdumiała się.Giovanni zamknął oczy.Zmęczenie wzięło górę.- To miała być niespodzianka.Gaby skrzyżowała ramiona.Ten chłopak jest niemożliwy!- Jak na jeden dzień mieliśmy wystarczająco dużo niespo-dzianek.- Gdybyś jutro nie wyjeżdżał, mógłbyś mnie zastąpići iść z Gaby na ten bal, Luca.Ona tak czekała na jutrzejszywieczór!- Wcale nie! - wykrzyknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Odeszła kilka kroków.Z dala od niego łatwiej się skoncen-trować.- Nie, już nic mi nie jest.Myślmy o Giovannim.Nie czekając na jego odpowiedz, podeszła i odsunęła za-słonę.- Gaby!- Och, Giovanni! Co ty sobie zrobiłeś! - wykrzyknęła, pa-trząc na bandaże przykrywające jego czoło.Uderzył głowąw szybę, pewnie nie miał zapiętych pasów.Chociaż poza tymnie było widać śladów innych urazów.Z czułością dotknęła policzkiem jego policzka, wyprostowa-ła się.- W tym szpitalnym ubraniu wydajesz się młodszy.Wi-dząc cię, mogę sobie wyobrazić, jak wyglądałeś, gdy byłeśchłopcem.Giovanni roześmiał się.Ten śmiech dodał jej otuchy.Widaćnie było z nim tak zle.- Tak się tu mną zajmują, że czuję się jak mały chłopiec.Azy napłynęły jej do oczu.- Tak się cieszę, że jesteś w dobrej formie.Kiedy Lu.- Urwała.- Kiedy twój brat przyjechał i powiedział mi, co sięstało, przeraziłam się.Bardzo cię boli?SR- Nie bardzo.Najbardziej mi przykro, że zniszczyłem samo-chód.To nie był mój pierwszy wypadek.- Co tam samochód, liczy się twoje życie.Giovanni.-Zniżyła głos.- Co się stało? Twój brat powiedział, że nie chceszrozmawiać ani z nim, ani z mamą.Nie zdajesz sobie sprawy,jak im jest przykro z tego powodu?- Są tu oboje?- Twojej mamy nie widziałam, ale Luke stoi pod drzwiami.Chłopak uśmiechnął się sennie.- Naprawdę mówisz do niego Luke?Zarumieniła się.- Niechcący czasem tak mi się wyrwie.Wiem, że niepowinnam.Tym bardziej że już niedługo będą zwracać się doniego jak do księdza, będą nazywać go ojcem Luca.Wiesz,Amerykanie nie są oficjalni, lubią zwracać się bezpośrednio.- To miła odmiana, Gaby.On z pewnością też tak uważa.Zawołaj go tu.Zamrugała z niedowierzaniem.- Teraz?- Tak.Odetchnęła z ulgą.Luke się ucieszy.- Zaraz go poproszę.Klepnęła go przyjacielsko po ramieniu i wymknęła się zakotarę.Luke stał nieruchomo, miał spiętą twarz.Na jego widokpoczuła dziwną radość.Jak to by było, gdyby tak mogła jużzawsze go oglądać, bez wyrzutów sumienia, mieć do tegoprawo?- Luke? - odezwała się cicho; Odwrócił się na dzwięk jejgłosu.Czarne oczy patrzyły na nią badawczo, - On chce cięwidzieć.Stał nieruchomo, przyglądając się jej w milczeniu.Z jegotwarzy niczego nie mogła wyczytać.Pod tym jego spojrzeniemSRczuła się coraz bardziej niepewnie.Wreszcie drgnął, wszedł dosalki.Stanął po drugiej stronie łóżka, na wprost niej.Giovanni rozpromienił się na widok brata.Serce się jej ścis-nęło.Patrzył na Luke'a z taką miłością!- Fratello, wiesz, jaka jest mama.Ciągle zadaje pytania.Dziś nie mam siły, by na nie odpowiadać.Dlatego nie chciałem,żeby przychodziła.W takich sytuacjach tylko ty potrafisz jąuspokoić.Prosiłem, żebyś przywiózł Gaby, bo w ten sposóbmogę porozmawiać z wami jednocześnie.Luke spochmurniał.Popatrzył na brata z napięciem.- Lekarz znalazł coś jeszcze? Mów natychmiast! - zawołałz niepokojem.Byli ze sobą bardzo związani, czuła to.- Nie.Ale powiedział, że muszę zostać w szpitalu na obser-wacji.Przynajmniej dwa dni.Gaby.- Przeniósł na nią spojrze-nie brązowych oczu.- Przepraszam, że nie będę mógł pójśćz tobą na bal.Tak mi przykro.Wiem, jak bardzo ci na tymzależało.Załamała ręce.- Giovanni, jak w ogóle możesz tak mówić? Co tam bal, tonie ma znaczenia.Ważne jest tylko, byś jak najszybciej doszedłdo siebie.- O jakim balu mówicie? - cicho zapytał Luke.Gaby potrząsnęła głową.- Nieważne.Nie ma o czym mówić.- Renesansowy bal zorganizowany przez uniwersytet - niezrażał się Giovanni.- To ukoronowanie jej studiów z historiisztuki.Wszystko ma być autentyczne.To dla niej niebywałaokazja, niepowtarzalne wydarzenie.Wyszukałem zabytkowąklamrę do włosów; chciałem, żeby założyła ją na ten bal.- Mó-wił do brata, jakby zapominając o obecności dziewczyny.- Jestw torbie, którą przynieśli sanitariusze z ambulansu.Porcelano-we pudełeczko się stłukło, ale reszta jest w całości.SRLuke poruszał się jak w zwolnionym tempie.Wziął torbę,wysypał na łóżko jej zawartość.W milczeniu przyglądał sięwysadzanemu perłami kosztownemu cacku.Oczy pociemniałymu jeszcze bardziej.Widziała, że był wytrącony z równowagi.Popatrzył znaczą-co na brata, ale Giovanni bynajmniej się tym nie przejął.- Zamierzałem rano zabrać Gaby do pałacu, żeby Lucianapokazała jej, jak to założyć.Dobrałem tę ozdobę do sukni, jakądla niej znalazłem.- Jakiej sukni? - zdumiała się.Giovanni zamknął oczy.Zmęczenie wzięło górę.- To miała być niespodzianka.Gaby skrzyżowała ramiona.Ten chłopak jest niemożliwy!- Jak na jeden dzień mieliśmy wystarczająco dużo niespo-dzianek.- Gdybyś jutro nie wyjeżdżał, mógłbyś mnie zastąpići iść z Gaby na ten bal, Luca.Ona tak czekała na jutrzejszywieczór!- Wcale nie! - wykrzyknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]