[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tak, wsiermiężnych warunkach udało nam się jakoś przetrwać.Co się zyskuje, a co traci, będąc tyle lat z jedną kobietą?Hmm, ciekawy temat pan poruszył.(śmiech) Wymaga to negliżu z mojej strony.Powiem tak.Twórca w delegacji, na walizkach, stale gdzieś wyjeżdżający i powracający, potrzebuje stałegopunktu oparcia, stabilizacji, którą może mu zapewnić rodzina.Niezależnie od konfliktów iniebezpieczeństw związanych z uprawianiem reżyserii, takie wsparcie w momentach kryzysowych,dużych napięć i porażek jest absolutnie konieczne i bezcenne.A co się traci? Właściwie nie musi sięnic tracić.Zdobywane doświadczenie, jeśli się je traktuje z odpowiednim dystansem, niekoniecznieprowadzi do erozji związków.To jest zresztą szalenie indywidualne, zależy od tolerancji partnera,jego wyrozumiałości, wiary w sens bycia razem i determinacji w budowaniu wspólnej przyszłości.Ale w obiegowej świadomości prowadzący burzliwe życie artysta często przedkłada sztukę nadcodzienność, co burzy domowy porządek i podważa zaufanie do partnera.Andrzej Wajda miał naprzykład kilka żon.Tak samo Andrzej %7łuławski.Pana takie pokusy ominęły?Może szukam w życiu innych inspiracji? Wajda większość swoich znakomitych dzieł zrobił zKrystyną Zachwatowicz, swoją obecną żoną.Z drugiej strony burzliwe życie można mieć również,będąc w związku, który trwa kilkadziesiąt lat.Jedno nie przeczy drugiemu.Można przecieżinspirować się cudzym losem i to nawet czasem jest bardziej ciekawe niż bazowanie na własnymdoświadczeniu.Pana dzieci są już dorosłe.Był Pan lepszym ojcem niż jest dziadkiem?Właśnie dzisiaj na ten temat z kimś rozmawiałem.I ta osoba zwierzała mi się, że od kilku lat mafantastyczny kontakt z wnukiem, że właśnie idzie zagrać z nim w piłkę.Ja tak dobrej relacji z moimwnukiem nie mam, bo w piłkę z nim nie gram.Dzieci nie poszły Pana śladem.Syn został ekonomistą, córka pracuje w branży reklamowej.Tobunt przeciwko karierze w Pana stylu?Być może.Nigdy nie naciskałem, żeby zajęły się sztuką.Choć żałowałem, że syn, który bardzodobrze fotografował i miał do tego smykałkę, pod wpływem kolegów zdał na SGH.Wybrałsolidarność z przyjaciółmi, nie ze mną.Ale się nie dziwię.On był w klasie o profilu matematyczno-fizycznym, to go interesowało.Nie był Pan idolem dla swojego syna?Tego nie wiem, trzeba by jego spytać.Myślę, że dzieci w jakimś stopniu mogły mieć kompleks zmojego powodu.Wiem, że w szkole wytykano je palcami, krzycząc na korytarzu, że ich ojcem jestreżyser Feliks Falk.(śmiech)W jednym z wywiadów oświadczył Pan, że gdyby był młodszy, zająłby się reklamą, a nie filmem.Skąd ta gorycz?Nie, to raczej świadectwo przewrotności, nie pamiętam zresztą, jaki był kontekst tej wypowiedzi.Prawdopodobnie miałem na myśli to, że w dzisiejszych czasach, żeby zdobyć pieniądze na fabułę,trzeba przejść wiele upokorzeń, zwłaszcza w telewizjach i u różnych sponsorów.Tak chwalony PISFto także droga przez mękę.Pracując w przemyśle reklamowym, nie przeżywa się tak wielkiegostresu.Nie trzeba samemu zabiegać, po prostu dostaje się zamówienie i cześć.Wiadomo, czemu masłużyć produkt, zarabia się duże pieniądze i prowadzi określony styl życia.Zero kompleksówartystycznych.Nikomu nie przychodzi do głowy, że ktoś może być w tej robocie lepszy.Kończącdzisiaj szkołę filmową, gdyby mi zaproponowano taki biznesowy układ, być może robiłbymreklamówki.Pan nie żałował, że został filmowcem?Nie, nie żałowałem.I nigdy nie czuł się Pan rozczarowany?Nie, tylko moje wyobrażenia o tym zawodzie się zmieniły.Kiedy kończyłem ASP, marzyłem oszybkim sukcesie.Teraz wiem, że nie przychodzi on łatwo.Do reżyserii namówił mnie MarcelAoziński, mój szkolny kolega z czasów licealnych.Chciałem spróbować, sprawdzić się, myślałem, żeto będzie piękna przygoda.Co jest najbardziej atrakcyjnego w tym zawodzie?Rozmowa z widzem.Sposób prowadzenia dialogu.Kiedy zajmowałem się malarstwem, odbiórbył bardzo kameralny, na wernisaże przychodził hermetyczny krąg widzów składający się głównie ześrodowiska.Natomiast w kinie satysfakcja jest nieporównanie większa.Chodzi o poczucie sławy, o oddziaływanie na umysły mas?Sława jest drugorzędna, przychodzi albo nie.Ale smak masowej widowni to jest niesamowityafrodyzjak.Już w Zespole X Andrzej Wajda nam mówił: Kiedy zobaczycie kolejki przed kinem, tobędzie sukces.Wtedy jeszcze były kolejki.Dzisiaj czekamy na wynik oglądalności po pierwszymweekendzie, a bilety kupuje się w internecie.Ale w latach siedemdziesiątych na polskie filmyprzychodziły tłumy.Kontakt z widzem był silny, jeśli nawet tytuł był krytycznie przyjmowany, czułosię, że wszystkich on obchodzi.Działa prawdziwa magia kina.Wiedziałem, że film zobaczą setkitysięcy, natomiast nauka, sztuki plastyczne, nawet jak się jest bardzo znanym artystą, to właściwienikt tego nie ogląda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.A tak, wsiermiężnych warunkach udało nam się jakoś przetrwać.Co się zyskuje, a co traci, będąc tyle lat z jedną kobietą?Hmm, ciekawy temat pan poruszył.(śmiech) Wymaga to negliżu z mojej strony.Powiem tak.Twórca w delegacji, na walizkach, stale gdzieś wyjeżdżający i powracający, potrzebuje stałegopunktu oparcia, stabilizacji, którą może mu zapewnić rodzina.Niezależnie od konfliktów iniebezpieczeństw związanych z uprawianiem reżyserii, takie wsparcie w momentach kryzysowych,dużych napięć i porażek jest absolutnie konieczne i bezcenne.A co się traci? Właściwie nie musi sięnic tracić.Zdobywane doświadczenie, jeśli się je traktuje z odpowiednim dystansem, niekoniecznieprowadzi do erozji związków.To jest zresztą szalenie indywidualne, zależy od tolerancji partnera,jego wyrozumiałości, wiary w sens bycia razem i determinacji w budowaniu wspólnej przyszłości.Ale w obiegowej świadomości prowadzący burzliwe życie artysta często przedkłada sztukę nadcodzienność, co burzy domowy porządek i podważa zaufanie do partnera.Andrzej Wajda miał naprzykład kilka żon.Tak samo Andrzej %7łuławski.Pana takie pokusy ominęły?Może szukam w życiu innych inspiracji? Wajda większość swoich znakomitych dzieł zrobił zKrystyną Zachwatowicz, swoją obecną żoną.Z drugiej strony burzliwe życie można mieć również,będąc w związku, który trwa kilkadziesiąt lat.Jedno nie przeczy drugiemu.Można przecieżinspirować się cudzym losem i to nawet czasem jest bardziej ciekawe niż bazowanie na własnymdoświadczeniu.Pana dzieci są już dorosłe.Był Pan lepszym ojcem niż jest dziadkiem?Właśnie dzisiaj na ten temat z kimś rozmawiałem.I ta osoba zwierzała mi się, że od kilku lat mafantastyczny kontakt z wnukiem, że właśnie idzie zagrać z nim w piłkę.Ja tak dobrej relacji z moimwnukiem nie mam, bo w piłkę z nim nie gram.Dzieci nie poszły Pana śladem.Syn został ekonomistą, córka pracuje w branży reklamowej.Tobunt przeciwko karierze w Pana stylu?Być może.Nigdy nie naciskałem, żeby zajęły się sztuką.Choć żałowałem, że syn, który bardzodobrze fotografował i miał do tego smykałkę, pod wpływem kolegów zdał na SGH.Wybrałsolidarność z przyjaciółmi, nie ze mną.Ale się nie dziwię.On był w klasie o profilu matematyczno-fizycznym, to go interesowało.Nie był Pan idolem dla swojego syna?Tego nie wiem, trzeba by jego spytać.Myślę, że dzieci w jakimś stopniu mogły mieć kompleks zmojego powodu.Wiem, że w szkole wytykano je palcami, krzycząc na korytarzu, że ich ojcem jestreżyser Feliks Falk.(śmiech)W jednym z wywiadów oświadczył Pan, że gdyby był młodszy, zająłby się reklamą, a nie filmem.Skąd ta gorycz?Nie, to raczej świadectwo przewrotności, nie pamiętam zresztą, jaki był kontekst tej wypowiedzi.Prawdopodobnie miałem na myśli to, że w dzisiejszych czasach, żeby zdobyć pieniądze na fabułę,trzeba przejść wiele upokorzeń, zwłaszcza w telewizjach i u różnych sponsorów.Tak chwalony PISFto także droga przez mękę.Pracując w przemyśle reklamowym, nie przeżywa się tak wielkiegostresu.Nie trzeba samemu zabiegać, po prostu dostaje się zamówienie i cześć.Wiadomo, czemu masłużyć produkt, zarabia się duże pieniądze i prowadzi określony styl życia.Zero kompleksówartystycznych.Nikomu nie przychodzi do głowy, że ktoś może być w tej robocie lepszy.Kończącdzisiaj szkołę filmową, gdyby mi zaproponowano taki biznesowy układ, być może robiłbymreklamówki.Pan nie żałował, że został filmowcem?Nie, nie żałowałem.I nigdy nie czuł się Pan rozczarowany?Nie, tylko moje wyobrażenia o tym zawodzie się zmieniły.Kiedy kończyłem ASP, marzyłem oszybkim sukcesie.Teraz wiem, że nie przychodzi on łatwo.Do reżyserii namówił mnie MarcelAoziński, mój szkolny kolega z czasów licealnych.Chciałem spróbować, sprawdzić się, myślałem, żeto będzie piękna przygoda.Co jest najbardziej atrakcyjnego w tym zawodzie?Rozmowa z widzem.Sposób prowadzenia dialogu.Kiedy zajmowałem się malarstwem, odbiórbył bardzo kameralny, na wernisaże przychodził hermetyczny krąg widzów składający się głównie ześrodowiska.Natomiast w kinie satysfakcja jest nieporównanie większa.Chodzi o poczucie sławy, o oddziaływanie na umysły mas?Sława jest drugorzędna, przychodzi albo nie.Ale smak masowej widowni to jest niesamowityafrodyzjak.Już w Zespole X Andrzej Wajda nam mówił: Kiedy zobaczycie kolejki przed kinem, tobędzie sukces.Wtedy jeszcze były kolejki.Dzisiaj czekamy na wynik oglądalności po pierwszymweekendzie, a bilety kupuje się w internecie.Ale w latach siedemdziesiątych na polskie filmyprzychodziły tłumy.Kontakt z widzem był silny, jeśli nawet tytuł był krytycznie przyjmowany, czułosię, że wszystkich on obchodzi.Działa prawdziwa magia kina.Wiedziałem, że film zobaczą setkitysięcy, natomiast nauka, sztuki plastyczne, nawet jak się jest bardzo znanym artystą, to właściwienikt tego nie ogląda [ Pobierz całość w formacie PDF ]