[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WyszÅ‚a SobuÅ›ka cichutko w pole, tylko siÄ™ ode drzwi jeszcze po-patrzyÅ‚a na Sobka i uÅ›miechnęła do niego przez Å‚zy.Ciemno, kapce, co je wdziaÅ‚a, mokrzuteÅ„kie, zimno, nie wie,gdzie iść.- Pudem ka, na haÅ‚upy, zapukam do okna, moze mie przecie pu-scom, nie tu, to ka inendej - myÅ›li.Bajtoć! Ze tobyk musiaÅ‚a pedzieć, ze mie SobuÅ› wygnaÅ‚ z domu,toby na niego pomstowali, a to przecie dziecko.Pudem do Å›wiatu, stracem sie.Pan Bóg dobry, to mi sie ta nie da dÅ‚ugo plÄ…tać pomiendzyludziami.Idzie, kieÅ‚za po lodzie, w Å›niegu grzÄ™znie, idzie.A Sobkowa chaÅ‚upa na boku staÅ‚a, na Å‚Ä…ce, i bardzo daleko doniej widać byÅ‚o.Toż to obejrzy siÄ™ SobuÅ›ka, widzi, w chaÅ‚upie jasnow oknie.276 Na skalnym Podhalu- Nie Å›pi, kagaÅ„ca nie zaduhnon - myÅ›li.Nie Å›pi dziecko.I pićsie mu kce, a wody nijakiej ni ma.Sam po nie nie pudzie, bo zimnoi ćma.A pić sie mu kce.Kiebyk mu jom prziniesÅ‚a.Jest putnia naoborze, wypÅ‚ucem cysto pieknie, postawieni przi dzwirzak, dzwi-rze ino tyle uhylem, co mu powiem: Synku, mas wode, jakbyÅ› pićkciaÅ‚ - i pude.Nie bede ta jus dÅ‚ugo kusić Å›wiate, nie.I jak myÅ›li, tak robi.WróciÅ‚a, do obory cichutko weszÅ‚a, putniÄ™do potoku zaniosÅ‚a, raz, drugi i trzeci wypÅ‚ukaÅ‚a i czystej wodySobkowi pod drzwi przyniosÅ‚a, i wtedy padÅ‚a przy niej martwa.I wtedy to wej janioÅ‚, co po jej duse prziseÅ‚, pÅ‚akaÅ‚.277 Kazimierz Przerwa-TetmajerZIMOWE PANNY ALBO O MAKU,KTÓRY PRZEPADA W GÓRACHMaciek Scyrbularz juhasem byÅ‚ caÅ‚e życie, aż póki go chorość niechwyciÅ‚a.CoÅ› mu siÄ™ staÅ‚o w nuku, czy od gonienia po halach, czyod boskiego dopustu, serce siÄ™ w nim zepsuÅ‚o.Rado nierado trzebabyÅ‚o juhasienia zaprzestać, bo chodzić po górach nie daÅ‚o.I MaciekScyrbularz, co wprzód jak w czerwcu w hale wyszedÅ‚, to z nich ażw pazdzierniku, po jesieniowisku, wracaÅ‚, bo nawet na zbiórki dodomu nie szedÅ‚, tylko z woÅ‚ami na hali zostawaÅ‚; co przez ten caÅ‚yczas rzadko kiedy, a czasem i wcale do domu nie zleciaÅ‚: siedziećmusiaÅ‚ jak baba stara, w chaÅ‚upie albo koÅ‚o chaÅ‚upy.I siedziaÅ‚ takjuż lat dwadzieÅ›cia, i byÅ‚o mu sześćdziesiÄ…t lat.I przyszedÅ‚ pewien majowy dzieÅ„, dzieÅ„ tak ciepÅ‚y, jak bywaw lipcu.JakiÅ› wiatr cudowny, pachnÄ…cy od Tatr wiaÅ‚.WyszedÅ‚Maciek przed chaÅ‚upÄ™ i patrzy, a wiatr wdycha do piersi.Hej Boze, Boze!.I poczÄ…Å‚ przed siebie iść.- PoczÄ…Å‚ iść, albowiem wiatr cudowny i pachnÄ…cy, co od Tatr wiaÅ‚,poczÄ…Å‚ go ciÄ…gnąć ku sobie.W piersi Maćka powstaÅ‚o pragnienie zanurzenia siÄ™ w nim, jakbywe wodzie, która nÄ™ci, gdy czÅ‚onki sÄ… znużone i ciaÅ‚o sÅ‚abe - wykÄ…-piesz siÄ™: zaraz ci lepiej.SzedÅ‚ Maciek Scyrbularz i jakoÅ› iść mógÅ‚.Ten ból nieznoÅ›ny w ser-cu, który mu wspinać siÄ™ pod górÄ™ przeszkadzaÅ‚, nie dawaÅ‚ siÄ™ czuć.Ileż to siÄ™ Maciek naklÄ…Å‚, a ile ze siebie naÅ›miaÅ‚! On, góral, w gó-rach urodzony, on juhas, chÅ‚opiec dobry, jak pies wartki, on, co siÄ™ nie czuÅ‚ idÄ…c : nie mógÅ‚ siÄ™ wspinać pod górÄ™!.ZmiaÅ‚ siÄ™ sam sobie,278 Na skalnym PodhaluklÄ…Å‚, a czasem i pÅ‚akaÅ‚.Ej - nie czasem, ba czÄ™sto.SiadÅ‚ gdzie w lesie,w ustronnym miejscu, gdzie go nikt widzieć ani sÅ‚yszeć nie mógÅ‚,to tak pÅ‚akaÅ‚, co cud! Tam owce idÄ… do upÅ‚azu, tam kozy skaczÄ… popiargu, pies zagania, oblatuje, a on, juhas nad juhasy, w chaÅ‚upiesiedzi.I ludzie mu dość dokuczyli.MaÅ‚o kto braÅ‚ na uwagÄ™, że cho-ry - ale przezywali go  dziadem i nawet jakaÅ› pogarda do niego siÄ™przyczepiÅ‚a.Bo to jest w naturze ludzkiej gardzić sÅ‚abszym.Zlepy,chromy, niemocny, tak jak i ubogi, nie czystÄ… litość budzÄ…, ale bole-snÄ… litoÅ›ciwÄ… pogardÄ™ czy bolesnÄ… pogardliwÄ… litość.Tak i Maciek.I nie miaÅ‚ on użalić siÄ™ komu, co zawsze ulgÄ™ przynosi.Jedno, żenie miaÅ‚ baby ani dzieci, drugie, że i pies, Zpiewak, zdechÅ‚ byÅ‚ już zestaroÅ›ci dawno.Ten pies, Zpiewak, który z nim razem dwanaÅ›cie latowce pasaÅ‚, jeszcze je ze Staszkiem Cudzikowego Jantka pasÅ‚ rok,ale potem już i on Å‚azić nie mógÅ‚, bo mu wÅ‚adzÄ™ w zadnich nogachodejmować poczęło.OdwiódÅ‚ tedy Cudzik psa do Maćka i tam jesz-cze dwa lata, do piÄ™tnastu lat życia, pies przebywaÅ‚.I patrzaÅ‚ on naMaćka, przy nogach mu leżąc, zamgÅ‚awionymi oczyma, a MaciekfajkÄ™ paliÅ‚, na Å‚awie siedziaÅ‚ i mówiÅ‚.MówiÅ‚ rozmaicie, a czasem nad psem pÅ‚akaÅ‚.Ludzie siÄ™ i Å›mialitemu, i litowali, a czÄ™sto umyÅ›lnie sÅ‚uchać podchodzili.- Is, is, Maciek ze pse gada.- Pockoj, cy mu tys pies nie odpowie.Ale pies nie odpowiadaÅ‚,tylko sÅ‚uchaÅ‚, jak Maciek prawiÅ‚ czasem i prawiÅ‚.- Spiewok, bacys, kie my na upÅ‚azie wysy Zielonej SkaÅ‚y zamierkliz owcami? Ej, wtej beÅ‚o! Jarka siÄ™ zabiÅ‚a.Nie daj Panie Boze zejść,telo sie ciemno zrobiÅ‚o.Spiewok, kie to beÅ‚o, co cie wilk przysiad? Jakosi ku koÅ„cu Mihal-skiego miesiÄ…ca abo z koÅ„ca pazdziernika na jesieniowisku.Zarozmy sie juz pote redykali doÅ‚u, du domu.Ten by ci beÅ‚ daÅ‚, ino telodobrze, co cie wej kolce na karku wybroniÅ‚y.Ale ze to beÅ‚ wilk!Posukać takiego.BoÅ› ta i ty sÅ‚aby nie bywaÅ‚.279 Kazimierz Przerwa-TetmajerSpiewok, kielo to bedzie lat, kie my nawóz wozowali na saniaki przysuÅ‚o nas? Be trzydzieÅ›ci abo pięć trzydzieÅ›ci roków.Konia,sanie, zmierwiÅ‚o pieknie.Zniedobacka Å›nieg sie urwaÅ‚, a takie zo-rowce u wirhu w lesie beÅ‚y, nie utrzymaÅ‚y.Hej, kie hlusÅ‚o! Kieby niety, jus byk tu dzisiok nie beÅ‚.ZamglaÅ‚ek do znaku! beÅ‚byk umarz.AleÅ› mie ty grzaÅ‚ i zratowiskoÅ› mi daÅ‚ godne, cok sie przecie osataÅ‚i du domu jek sie zwlók.Prowda - ta Przez nowozu, przez koniai przez sonecek.Ale ta cÅ‚ek beÅ‚ mÅ‚ody, je to ta zaraz hnedziutkizdrowy beÅ‚.Zpiewok, bacys, kie sie Jano ZatrenciaÅ„ski owce kraść na naskomhale iść zabraÅ‚? To beÅ‚ hÅ‚op! Nie mas dziÅ› takiego ani z tej tu stro-ny Tatrów, ani z hajntej.BeÅ‚a wtedy bójka! BoÅ› ty zacuÅ‚ i zescekaÅ‚.Hybaj jo do pola, JÄ™drek brat, Walek MarduÅ‚a.A oni prziÅ›li trzójmi,samo tak, jako i nas belo.Hej kieby nie ty i nie Bystra, nie byliby myrady dali! Jano jus pod kosare beÅ‚.nie nazdaÅ‚ sie, ze sie ku owcomobidwa wrócicie, bo ten drugi juhas luptowski holofiÅ‚ wysy w lesie,cobyÅ›cie ku niemu leciaÅ‚y.AleÅ› ty beÅ‚ wse mÄ…dry, a jesce nie takBystra.ToÅ›cie se pomyÅ›leli: Je niegze ta holofi po lesie, kielo fce, dejhaÅ„ nic naskiego nie mas, a nom trza owce opiekunować zatela.NienazdaÅ‚ sie Jano, jako mu wyjÅ„dzie.Uciekać jus casu nie beÅ‚o.Zrobi-Å‚a siÄ™ bitka.Hej kieby nie wy, pieski, nie beliby my siÄ™ obegnali, boto beÅ‚y chÅ‚opy strahotne i zajadliwe.Jesce jo haÅ„ mom na gÅ‚owiezłób, co mie Jano rafnon skaÅ‚om.Zpiewak sÅ‚uchaÅ‚ i patrzaÅ‚ zamgÅ‚awionymi od staroÅ›ci oczamina Maćka.I póki pies żyÅ‚, jeszcze byÅ‚o jako tako Maćkowi, ale gdyzdechÅ‚, już nie byÅ‚o do kogo mówić [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl