[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Służbę pełni się tutaj w jednym bucie.So was!… (Coś takiego!) Co to jest? Co to za kompania? Prowadźcie mnie do kancelarii!ZEMSTA BALDINIEGOHaber leżąc na brzuchu w rowie obserwował wszystko, co się działo przed wartownią, i z zadowoleniem zapalił papierosa.Myślał w tej chwili ze złośliwą satysfakcją o tym, jaką minę będzie miał zamroczony dinstfirender, kiedy go za wezwą przed oblicze pana generała.Uśmiechał się do swoich myśli i leżał dalej na brzuchu z papierosem w zębach.Nagle poczuł, że ktoś go chwycił za ramię.Odwrócił głowę i zrobiło mu się słabo.Nad nim stał oberlejtnant von Nogay, za którym zauważył objuczonego walizkami żołnierza.- Co wy tu robicie, przyjacielu? Szybko odzyskał przytomność umysłu.- Pan dinstfirender kazał mi się schować, bo w koszarach jest inspekcja i kancelaria jest zamknięta.Ma wyglądać, że nikogo nie ma.Von Nogay puścił jego ramię i zmarszczył czoło.- Jaka inspekcja?- Nie wiem, panie oberlejtnant.Von Nogay powziął jakieś postanowienie.Rozkazał żołnierzowi pójść z walizkami na wartownię, a sam wszedł w furtkę.No, myślał idąc do koszar, chciałeś mnie zgubić, zdrajco, ale ja ci teraz za to zapłacę.Ładnych rzeczy dowie się inspektor.Chlaj sobie dalej na kwaterze.Nosił wilk, poniosą i wilka.Zdecydowanie wszedł do kancelarii, w której przed wyprężonym na baczność Kanią ciskał się z furią generał.- Niech pan to wszystko pisze, co ten człowiek opowiada, panie kapitanie.Przedstawię was do nagrody, frajtrze! Coś niesłychanego, no! Ani dowódcy, ani dinstfirendera.Gdzie ja właściwie jestem?Von Nogay stanął przy drzwiach i służbiście się zameldował.- No, nareszcie jest i oficer - warknął generał.- Moje uszanowanie panu, panie oberlejtnant! Gdzie to pan się podziewał, odkąd ja tu jestem? Krył się pan tak samo, jak dinstfirender? Co? Ślicznie!Oberlejtnanta zatkało i patrzył zdziwiony na generała.- Co to za porządki w pańskiej kompanii, panie oberlejtnant? Przecież to niesłychane, co tu widzę! Jedyny człowiek, z którym można rozsądnie porozmawiać, to frajter.Ani oficera, ani podoficera.- Melduję posłusznie, że dopiero przed chwilą powróciłem.- Tym gorzej dla pana! Która godzina, panie kapitanie? Jedenasta? Dziękuję.Zechce pan łaskawie zanotować, że pierwszy oficer zjawił się dopiero o godzinie jedenastej.Nie będę pytał s k ą d pan wrócił, panie oberlejtnant, pańska bladość i podkrążone oczy aż nadto wyraźnie mnie w tym kierunku objaśniają.Wymizerowany w szpitalu von Nogay bezradnie spojrzał na kapitana z komendy garnizonu, który nieznacznie wzruszył ramionami i położył palec na ustach.- Dziękuję wam, frajtrze, możecie odejść.Pan zanotował jego nazwisko, kapitanie? Dobrze.Kania służbiście zasalutował i wyszedł.- Prawdziwy żołnierz - z uznaniem rzekł generał.- Niech pan zarządzi alarm kompanii, panie oberlejtnant.Sądzę, że jest pan na tyle trzeźwy, że pan to wykona.Następnie proszę zamknąć w areszcie dowódcę warty, tego wąsatego cugsfirera madziarskiego, i podoficera służbowego również.Popisał się pański służbowy! Zadek mi pokazał, zamiast się zameldować.Tylko niech pan nie marudzi, panie… jak godność?- Von Nogay.- Panie oberlejtnant von Nogay.Proszę wykonać! Po wyjściu oberlejtnanta generał zwrócił się do swego adiutanta.- To nie to, co my, kapitanie, ciągle w służbie.Tutaj przychodzi sobie pan oberlejtnant do kompanii o godzinie jedenastej, prosto z burdelu!… Von Nogay… hm… von Nogay…Generał pokręcił głową.- Też pewno jakiś czesko-madziarski mieszaniec, a nadyma się tak, jakby był przynajmniej członkiem dworu cesarskiego.Dowódcą kto jest?- Kapitan Zivancić, panie generale.- Coraz lepiej… von Nogay, Zivancić… von Nogay… nieźle.Generał właśnie zapalał papierosa, kiedy z drugiej strony okna, pod którym siedział, padł nagle chrapliwy okrzyk: - Nieder mit Österreich… hoch Italien.(Precz z Austrią… niech żyją Włochy.) Pfeffer… Pfeffer!Inspektor zdrętwiał i znieruchomiał z jedną ręką wzniesioną z papierosem na połowie drogi do ust.Twarz mu nabrzmiała, szeroko wytrzeszczył przekrwione oczy na obydwu oficerów, których wyraz twarzy wskazywał na jakieś dziwne osłupienie.- Evviva Italia… (Niech żyją Włochy), evviva Cadorna… (niech żyje Cadorna), á bas les boches! (precz z Niemcami!).Generałowi twarz nabrzmiała tak, jakby za chwilę miał dostać ataku apoplektycznego.- Coo too jest?Adiutant ostrożnie, jakby z wahaniem, wychylił się za okno.- Papuga, panie generale.- Pa-pu-ga?Oczy mu wyłaziły z orbit i mówił z trudem.Tymczasem papuga recytowała cały, pracowicie wyuczony repertuar, jakby składała egzamin.- Niech żyją politycznie podejrzani żołnierze… pieprzu… pieprzu… Ara, papużko… pan generał idiota!Generał oprzytomniał i głęboko nabrał powietrza w płuca.- Chodźmy zobaczyć tę papugę - chrapliwym, głosem rzekł do adiutanta.Kiedy stanęli przed klatką umieszczoną na ławeczce, papuga podwoiła swoją energię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl