[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bywaj!Twarz poety zniknęła z ekranu.Rinah wyłączył dyktafon i przewinął taśmę dopoczątku nagrania. O co mu właściwie chodziło? Czyżby o popularyzację jego wierszy pozaParadyzją? zastanawiał się, wtykając w ucho słuchawkę dyktafonu. Niewspomniał o tym ani słowem.A poza tym, co mógł oznaczać ów dziwny wstęp?Pozdrowienia od kogoś przesłane przez kogoś.i nie wiadomo, kto to taki.Poco o tym wspominał? Czyżby chciał w ten sposób skłonić mnie do wysłuchaniajego wierszy? Zaraz, po kolei.Rinah uruchomił dyktafon i przesłuchał całe nagranie. Ktoś.od kogoś tutaj nieobecnego.Od Zinii? Może poleciała na Tartarwcześniej, niż planowała? To możliwe.Mogła z jakichś taktycznych względówposłużyć się pośrednikami, by uniknąć kontaktu wprost.Rozległ się znowu brzęczyk wideofonu.To była Zinia. Nie mogłam się dodzwonić powiedziała. Rozmawiałeś? Tak.Dzwonił jakiś zwariowany poeta.Nie kierowałaś do mnie żadnegopoety? Nie, skądże.Jak się nazywa? Chyba Huxwell.Nikor Huxwell. Nie znam.Pewnie jakiś debiutant. Mniejsza o niego.Mieliśmy się dziś spotkać w sprawie wywiadu. Właśnie! uśmiechnęła się przepraszająco. Muszę odwołać to spotka-nie.Za godzinę odlatuję na dół.Drobna zmiana planów.Wrócę za dwa, trzy dni.Za to.spróbuję zorientować się, czy nie można by załatwić sprawy, o którejwspomniałeś wczoraj.A teraz kończę, bo jestem w studio i muszę jeszcze nagraćkrótki felieton na jutro.Do zobaczenia!82Rinah włączył dyktafon.Słowo po słowie analizował swój dialog z Huxwel-lem. Jeśli zależało mu tak bardzo, bym nagrywał rozmowę, zapewne liczył sięz tym, że nie uchwycę jej sensu za pierwszym razem.Zdawał sobie sprawę, żenie mogę biegle rozumieć tego ich dziwacznego języka.Szukał aluzji i przenośni, które mogłyby naprowadzić go na jakiś trop.Pierw-szy sześciowiersz był raczej żartem słownym, czymś w rodzaju limeryku, leczo innej wersyfikacji.Utwór sam zresztą deklarował brak sensu i znaczeń.a jednak zalecał ponowne przesłuchanie tekstu.Rinah wsłuchiwał się w brzmie-nie poszczególnych wersów, wyszukiwał akcentów w głosie deklamującego. Gram.gram.agram.nagram powtórzył w myślach. Coś ,się tupodejrzanie powtarza, coś dzwięczy, przebijając poprzez grę słów.Jakiś Wyraz,którego nie użyto wprost, a jednak.co chwila go słychać.Jeszcze raz cofnął taśmę. Jasne! z trudem powstrzymał się od głośnego wypowiedzenia słowa, któ-re sprytnie ukryto w różnych miejscach sześciowiersza. Anagram! Anagram,czyli coś związanego z rozrywkami umysłowymi, jakaś zagadka, szyfr literowy.W każdym razie wskazówka, jak czytać następne wiersze.Po prostu wzorzec,zasada, wedle której zaszyfrowano dalsze słowa.Tak, przecież ten człowiekwyraznie wspominał o kluczu do zrozumienia.Rinah szybko odnalazł na taśmie początek drugiego wiersza.Teraz już poszłozupełnie łatwo.Czytany wedle odkrytej reguły, drugi sześciowiersz we wszyst-kich wersach z wyjątkiem piątego zawierał imię Lars. Lars Benig.Pozdrowienia od Larsa.Nie, jak to miało być? wrócił dowcześniejszego zapisu. Jeden przekazuje pozdrowienia od drugiego, nieobec-nego tutaj.Kto jest kto? Logicznie, pierwszy to Lars.A drugi, ten nie-obecny?Ostatni czterowiersz sprawił Rinahowi nieco więcej trudności.Przesłuchiwałgo wielokrotnie, zanim wyłowił powtarzające się słowo. Orio.Oriol.Koriolis! znalazł je wreszcie, finezyjnie wbudowanew drugi i czwarty wers.Któż to taki? Od kogo to pozdrowienia przesyła zaginionyczy martwy Lars Benig? Lars prosił abym cię pozdrowił od Koriolisa, który niejest tu obecny. Tak by to brzmiało.Gdzież zatem znajduje się ów Koriolisi kim jest? Lars mógł spodziewać się, że kolejni Ziemianie goszczący w Paradyzjiznać będą jego własne imię, lecz cóż znaczy to drugie? Może.powinni je znaćwszyscy? Koriolis. Rinah.wytężał pamięć, usiłując powiązać z czymkolwiek toimię czy nazwisko. Koriolan, to owszem.Był ktoś taki.Ale Koriolis?Przymknął oczy i nagle zobaczył to słowo n a p i s a n e przez duże C napoczątku.W jednej chwili wszystko stało się jasne.83 Co za szczęście, że przed wyjazdem wkuli mi w głowę trochę zapomnia-nych dawno podstaw dynamiki brył! A już myślałem, że do niczego mi się to nieprzyda. Ale.co wynika z faktu, że Coriolis jest tu n i e o b e c n y? A ści-ślej mówiąc, siła Coriolisa, bo o nią zapewne tu chodzi.Czyżby Lars sam toodkrył?Rinah oblał się zimnym potem.W jego mózgu zderzyło się nagle kilku dotych-czas nie wiążących się ze sobą faktów.Lars mógł się mylić w swych wnioskach,lecz jego zniknięcie razem z tymi wnioskami świadczyło, że najprawdopodobniejmiał rację.Jeśli to prawda, to. Rinah nie umiał znalezć odpowiedniego określenia. Po prostu koszmar.Nie, trzeba to koniecznie sprawdzić!Pośpiesznie przewinął taśmę i włączył przycisk kasowania zapisu.Rozdział XIVWezwanie na pierwszy poziom było sporym zaskoczeniem.Mogło oznaczaćzarówno grube nieprzyjemności, jak też interesujące propozycje.Nikor zrobił w windzie pospieszny rachunek sumienia, z którego jednak niewynikał żaden prawdopodobny powód wezwania go do głównego biura zatrud-nienia Pierwszego Segmentu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Bywaj!Twarz poety zniknęła z ekranu.Rinah wyłączył dyktafon i przewinął taśmę dopoczątku nagrania. O co mu właściwie chodziło? Czyżby o popularyzację jego wierszy pozaParadyzją? zastanawiał się, wtykając w ucho słuchawkę dyktafonu. Niewspomniał o tym ani słowem.A poza tym, co mógł oznaczać ów dziwny wstęp?Pozdrowienia od kogoś przesłane przez kogoś.i nie wiadomo, kto to taki.Poco o tym wspominał? Czyżby chciał w ten sposób skłonić mnie do wysłuchaniajego wierszy? Zaraz, po kolei.Rinah uruchomił dyktafon i przesłuchał całe nagranie. Ktoś.od kogoś tutaj nieobecnego.Od Zinii? Może poleciała na Tartarwcześniej, niż planowała? To możliwe.Mogła z jakichś taktycznych względówposłużyć się pośrednikami, by uniknąć kontaktu wprost.Rozległ się znowu brzęczyk wideofonu.To była Zinia. Nie mogłam się dodzwonić powiedziała. Rozmawiałeś? Tak.Dzwonił jakiś zwariowany poeta.Nie kierowałaś do mnie żadnegopoety? Nie, skądże.Jak się nazywa? Chyba Huxwell.Nikor Huxwell. Nie znam.Pewnie jakiś debiutant. Mniejsza o niego.Mieliśmy się dziś spotkać w sprawie wywiadu. Właśnie! uśmiechnęła się przepraszająco. Muszę odwołać to spotka-nie.Za godzinę odlatuję na dół.Drobna zmiana planów.Wrócę za dwa, trzy dni.Za to.spróbuję zorientować się, czy nie można by załatwić sprawy, o którejwspomniałeś wczoraj.A teraz kończę, bo jestem w studio i muszę jeszcze nagraćkrótki felieton na jutro.Do zobaczenia!82Rinah włączył dyktafon.Słowo po słowie analizował swój dialog z Huxwel-lem. Jeśli zależało mu tak bardzo, bym nagrywał rozmowę, zapewne liczył sięz tym, że nie uchwycę jej sensu za pierwszym razem.Zdawał sobie sprawę, żenie mogę biegle rozumieć tego ich dziwacznego języka.Szukał aluzji i przenośni, które mogłyby naprowadzić go na jakiś trop.Pierw-szy sześciowiersz był raczej żartem słownym, czymś w rodzaju limeryku, leczo innej wersyfikacji.Utwór sam zresztą deklarował brak sensu i znaczeń.a jednak zalecał ponowne przesłuchanie tekstu.Rinah wsłuchiwał się w brzmie-nie poszczególnych wersów, wyszukiwał akcentów w głosie deklamującego. Gram.gram.agram.nagram powtórzył w myślach. Coś ,się tupodejrzanie powtarza, coś dzwięczy, przebijając poprzez grę słów.Jakiś Wyraz,którego nie użyto wprost, a jednak.co chwila go słychać.Jeszcze raz cofnął taśmę. Jasne! z trudem powstrzymał się od głośnego wypowiedzenia słowa, któ-re sprytnie ukryto w różnych miejscach sześciowiersza. Anagram! Anagram,czyli coś związanego z rozrywkami umysłowymi, jakaś zagadka, szyfr literowy.W każdym razie wskazówka, jak czytać następne wiersze.Po prostu wzorzec,zasada, wedle której zaszyfrowano dalsze słowa.Tak, przecież ten człowiekwyraznie wspominał o kluczu do zrozumienia.Rinah szybko odnalazł na taśmie początek drugiego wiersza.Teraz już poszłozupełnie łatwo.Czytany wedle odkrytej reguły, drugi sześciowiersz we wszyst-kich wersach z wyjątkiem piątego zawierał imię Lars. Lars Benig.Pozdrowienia od Larsa.Nie, jak to miało być? wrócił dowcześniejszego zapisu. Jeden przekazuje pozdrowienia od drugiego, nieobec-nego tutaj.Kto jest kto? Logicznie, pierwszy to Lars.A drugi, ten nie-obecny?Ostatni czterowiersz sprawił Rinahowi nieco więcej trudności.Przesłuchiwałgo wielokrotnie, zanim wyłowił powtarzające się słowo. Orio.Oriol.Koriolis! znalazł je wreszcie, finezyjnie wbudowanew drugi i czwarty wers.Któż to taki? Od kogo to pozdrowienia przesyła zaginionyczy martwy Lars Benig? Lars prosił abym cię pozdrowił od Koriolisa, który niejest tu obecny. Tak by to brzmiało.Gdzież zatem znajduje się ów Koriolisi kim jest? Lars mógł spodziewać się, że kolejni Ziemianie goszczący w Paradyzjiznać będą jego własne imię, lecz cóż znaczy to drugie? Może.powinni je znaćwszyscy? Koriolis. Rinah.wytężał pamięć, usiłując powiązać z czymkolwiek toimię czy nazwisko. Koriolan, to owszem.Był ktoś taki.Ale Koriolis?Przymknął oczy i nagle zobaczył to słowo n a p i s a n e przez duże C napoczątku.W jednej chwili wszystko stało się jasne.83 Co za szczęście, że przed wyjazdem wkuli mi w głowę trochę zapomnia-nych dawno podstaw dynamiki brył! A już myślałem, że do niczego mi się to nieprzyda. Ale.co wynika z faktu, że Coriolis jest tu n i e o b e c n y? A ści-ślej mówiąc, siła Coriolisa, bo o nią zapewne tu chodzi.Czyżby Lars sam toodkrył?Rinah oblał się zimnym potem.W jego mózgu zderzyło się nagle kilku dotych-czas nie wiążących się ze sobą faktów.Lars mógł się mylić w swych wnioskach,lecz jego zniknięcie razem z tymi wnioskami świadczyło, że najprawdopodobniejmiał rację.Jeśli to prawda, to. Rinah nie umiał znalezć odpowiedniego określenia. Po prostu koszmar.Nie, trzeba to koniecznie sprawdzić!Pośpiesznie przewinął taśmę i włączył przycisk kasowania zapisu.Rozdział XIVWezwanie na pierwszy poziom było sporym zaskoczeniem.Mogło oznaczaćzarówno grube nieprzyjemności, jak też interesujące propozycje.Nikor zrobił w windzie pospieszny rachunek sumienia, z którego jednak niewynikał żaden prawdopodobny powód wezwania go do głównego biura zatrud-nienia Pierwszego Segmentu [ Pobierz całość w formacie PDF ]