[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łył i umarł jako duch.- A ten drugi?- Ten drugi - to Stanisław Krzemiński.Niegdyś członek RząduNarodowego w roku 63.Historyk, eseista, bibliofil i biblioman,a nade wszystko badacz samoistny.Typ encyklopedysty.Strasznajakaś pamięć.Wszystko w głowie.Gdzie indziej byłby głośnymi czczonym pisarzem, pracowałby w spokoju na sławę i pomnik.W dawnej Warszawie był publicystą, pisarzem artykułów poli-tycznych, niepochwytnym dla wroga przemytnikiem na pogra-niczu dawnych i nowych czasów.Sekretnie, sposobem tajnym, doludzi, którzy go czcili, pisał o Polsce: Pani moja, Mocarka wielka,Matka najsłodsza.Wierzył niezmiennie i przeciw wszystkiej239Stefan %7łeromskirzeczywistości w niepodległość przyszłą narodu podartego i nie-szczęśliwego, gdyż znał jego siłę w przeszłości, pomimo wszelkichtego narodu wad i win.Tę pewność swej wiary przekazywał oto-czeniu przez całe swe życie.Badał przeszłość samoistnie, u zródeł.Zagrzebany w Tomicjanach, w reformie wychowawczej Konar-skiego, pisał jednocześnie o najnowszych sztukach i figlach dyplo-macji współczesnej.Pracował bez przerwy, bez wytchnienia, jakokanclerz bezsenny nieistniejącego państwa.Błogosławiony warsza-wiak! W ubogim swoim mieszkaniu, wśród ukochanych książeki pism, do ostatniej chwili nad wielką dawną i nową Polską - zasnąłna posterunku.- No, a trzeci?- Trzeci - to Edward Abramowski.Filozof i socjolog.Nowator,prekursor we wszystkich dziedzinach.Główną dziedziną jego pracyduchowej była psychologia.Syn swego czasu, socjalista rewolucyjny,obijający się o wszelkie szkopuły nauki Marksa, błąkający się wśródnich ze swoją miarą fenomenalizmu podmiotowego, stwarza wreszcienaukę własną bojkotu państwa za pomocą złączenia ludzi w związki,stowarzyszenia, kooperatywy.Usiłuje wytworzyć świat nowy i nie-znany, który w jego pojmowaniu będzie wielkim, powszechnymruchem etycznym, świat przewidywany, wymyślony.Ta wymarzonaza czasów rosyjskich rewolucja społeczna i moralna poprowadziłago konsekwentnie na stanowisko teoretyka kooperatyzmu praktycz-nego.A jego pomysł zorganizowania ludzi w sposób antypaństwowyprzywiódł go w praktyce, za panowania nad Polską caratu, do uzna-nia Polski nie istniejącej jako realizacji jego pomysłu.- Słowem wszystko, zawsze i niezmiennie - Polska, Polski, Pol-sce, Polskę.- Tak.My tutaj byliśmy i jesteśmy na tym punkcie ułomni.Jesteśmy urodzeni z defektem polskości.- Nie o tym mówię, że Polacy są Polakami, lecz o istotnym defek-cie, jeżeli w rozważaniach filozoficznych i socjologicznych wynika240Przedwiośniedeus ex machina: - Polska.Znana jest anegdota o temacie Słoń.Polak, mający po innych nacjach napisać rozprawę o słoniu, napisałbez wahania: Słoń a Polska.Nie o tym jednak chciałem mówić.Chciałem zapytać: dlaczego ci trzej mężowie zasłużyli na specjalnew gabinecie pana wyróżnienie? Czy innych zasłużonych ludziw tych czasach nie było?- Owszem, byli! Było bardzo wielu! Trudno mi, o Azerbejdża-ninie! wytłumaczyć ci tę zagadkę.Ci trzej zasłużyli na specjalnew mojej izbie wyróżnienie dlatego, że byli moimi nauczycielami.Na nich się w mej głuchej prowincji uczyłem ideału - ja, urzędni-czyna pod rządem rosyjskim.Dzięki im przemyciłem moją duszędo Polski.Wówczas Polakom wydarty był wszelki czyn, wszelkadziałalność, wszelka realizacja pragnień idealnych.Filozofia, mar-twa i daleka, teoretyzująca socjologia, literatura, poezja zastępowałanam czyn, działanie.Felieton literacki świstał nieraz jak pchnięcieszpady lub smaganie bata.- O, tak! Consolatio servitutis.- Właśnie! Przytoczę jeden przykład.Dawno, bardzo dawno,w roku 1891, obchodziliśmy tutaj po raz pierwszy od powstaniastyczniowego rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja.Zwięciło tę rocz-nicę jawnie, w obchodzie, a raczej pochodzie publicznym, nie całespołeczeństwo, lecz jego odłam radykalny, publicyści, studenci, mło-dzież.Kiedy rozrzucono odezwę wzywającą do święcenia rocznicy,cała niemal publicystyka warszawska, prasa tak zwana poważnaogłosiła na widocznym miejscu jednobrzmiący protest przeciwkotemu jawnemu obchodowi narodowego święta.Ze względów, oczy-wista, głęboko politycznych.Wówczas młodzież uniwersyteckaskarciła ów protest policzkiem.Wszyscy redaktorowie poważni ,którzy protest ten wydrukowali, w jednym dniu i o tej samej godzi-nie dostali po pysku.A ten oto Marian Bohusz napisał tego dniagenialny felieton.Genialny, bo go nawet wszechwiedzący prewen-cyjny cenzor nie zrozumiał podczas gdy rozumieli go wszyscy.241Stefan %7łeromskiOpowiedziano w tym felietonie anegdotkę o kimś, kto się wybierałw podróż do dalekiej Ameryki i umieścił w pismach ogłoszenie, iżposzukuje towarzysza podróży [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.%7łył i umarł jako duch.- A ten drugi?- Ten drugi - to Stanisław Krzemiński.Niegdyś członek RząduNarodowego w roku 63.Historyk, eseista, bibliofil i biblioman,a nade wszystko badacz samoistny.Typ encyklopedysty.Strasznajakaś pamięć.Wszystko w głowie.Gdzie indziej byłby głośnymi czczonym pisarzem, pracowałby w spokoju na sławę i pomnik.W dawnej Warszawie był publicystą, pisarzem artykułów poli-tycznych, niepochwytnym dla wroga przemytnikiem na pogra-niczu dawnych i nowych czasów.Sekretnie, sposobem tajnym, doludzi, którzy go czcili, pisał o Polsce: Pani moja, Mocarka wielka,Matka najsłodsza.Wierzył niezmiennie i przeciw wszystkiej239Stefan %7łeromskirzeczywistości w niepodległość przyszłą narodu podartego i nie-szczęśliwego, gdyż znał jego siłę w przeszłości, pomimo wszelkichtego narodu wad i win.Tę pewność swej wiary przekazywał oto-czeniu przez całe swe życie.Badał przeszłość samoistnie, u zródeł.Zagrzebany w Tomicjanach, w reformie wychowawczej Konar-skiego, pisał jednocześnie o najnowszych sztukach i figlach dyplo-macji współczesnej.Pracował bez przerwy, bez wytchnienia, jakokanclerz bezsenny nieistniejącego państwa.Błogosławiony warsza-wiak! W ubogim swoim mieszkaniu, wśród ukochanych książeki pism, do ostatniej chwili nad wielką dawną i nową Polską - zasnąłna posterunku.- No, a trzeci?- Trzeci - to Edward Abramowski.Filozof i socjolog.Nowator,prekursor we wszystkich dziedzinach.Główną dziedziną jego pracyduchowej była psychologia.Syn swego czasu, socjalista rewolucyjny,obijający się o wszelkie szkopuły nauki Marksa, błąkający się wśródnich ze swoją miarą fenomenalizmu podmiotowego, stwarza wreszcienaukę własną bojkotu państwa za pomocą złączenia ludzi w związki,stowarzyszenia, kooperatywy.Usiłuje wytworzyć świat nowy i nie-znany, który w jego pojmowaniu będzie wielkim, powszechnymruchem etycznym, świat przewidywany, wymyślony.Ta wymarzonaza czasów rosyjskich rewolucja społeczna i moralna poprowadziłago konsekwentnie na stanowisko teoretyka kooperatyzmu praktycz-nego.A jego pomysł zorganizowania ludzi w sposób antypaństwowyprzywiódł go w praktyce, za panowania nad Polską caratu, do uzna-nia Polski nie istniejącej jako realizacji jego pomysłu.- Słowem wszystko, zawsze i niezmiennie - Polska, Polski, Pol-sce, Polskę.- Tak.My tutaj byliśmy i jesteśmy na tym punkcie ułomni.Jesteśmy urodzeni z defektem polskości.- Nie o tym mówię, że Polacy są Polakami, lecz o istotnym defek-cie, jeżeli w rozważaniach filozoficznych i socjologicznych wynika240Przedwiośniedeus ex machina: - Polska.Znana jest anegdota o temacie Słoń.Polak, mający po innych nacjach napisać rozprawę o słoniu, napisałbez wahania: Słoń a Polska.Nie o tym jednak chciałem mówić.Chciałem zapytać: dlaczego ci trzej mężowie zasłużyli na specjalnew gabinecie pana wyróżnienie? Czy innych zasłużonych ludziw tych czasach nie było?- Owszem, byli! Było bardzo wielu! Trudno mi, o Azerbejdża-ninie! wytłumaczyć ci tę zagadkę.Ci trzej zasłużyli na specjalnew mojej izbie wyróżnienie dlatego, że byli moimi nauczycielami.Na nich się w mej głuchej prowincji uczyłem ideału - ja, urzędni-czyna pod rządem rosyjskim.Dzięki im przemyciłem moją duszędo Polski.Wówczas Polakom wydarty był wszelki czyn, wszelkadziałalność, wszelka realizacja pragnień idealnych.Filozofia, mar-twa i daleka, teoretyzująca socjologia, literatura, poezja zastępowałanam czyn, działanie.Felieton literacki świstał nieraz jak pchnięcieszpady lub smaganie bata.- O, tak! Consolatio servitutis.- Właśnie! Przytoczę jeden przykład.Dawno, bardzo dawno,w roku 1891, obchodziliśmy tutaj po raz pierwszy od powstaniastyczniowego rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja.Zwięciło tę rocz-nicę jawnie, w obchodzie, a raczej pochodzie publicznym, nie całespołeczeństwo, lecz jego odłam radykalny, publicyści, studenci, mło-dzież.Kiedy rozrzucono odezwę wzywającą do święcenia rocznicy,cała niemal publicystyka warszawska, prasa tak zwana poważnaogłosiła na widocznym miejscu jednobrzmiący protest przeciwkotemu jawnemu obchodowi narodowego święta.Ze względów, oczy-wista, głęboko politycznych.Wówczas młodzież uniwersyteckaskarciła ów protest policzkiem.Wszyscy redaktorowie poważni ,którzy protest ten wydrukowali, w jednym dniu i o tej samej godzi-nie dostali po pysku.A ten oto Marian Bohusz napisał tego dniagenialny felieton.Genialny, bo go nawet wszechwiedzący prewen-cyjny cenzor nie zrozumiał podczas gdy rozumieli go wszyscy.241Stefan %7łeromskiOpowiedziano w tym felietonie anegdotkę o kimś, kto się wybierałw podróż do dalekiej Ameryki i umieścił w pismach ogłoszenie, iżposzukuje towarzysza podróży [ Pobierz całość w formacie PDF ]