[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oficerspostrzegłszy, że trzech żołnierzy leży na ziemi, a reszta boryka się z tym jednymczłowiekiem, rzucił się nań sam z gołą szablą.Olbromski zobaczył go za pierścieniemżołnierskim.Krzyknął nań z pogardą: Ty! Tchórzu!Zakipiał w sobie ponury oficer Wiesnicyn.Skoczył sam w dragoński szereg z pałaszem wręce, ażeby powstańcowi szablę z ręki wytrącić.Trzasnęły w siebie klingi piorunowymstrzeleniem raz, dwa!Lewą dłonią ująwszy pistolet za lufę Olbromski rozwalił głowę sołdatowi, który go wtrakcie tej walki chciał chwycić za ręce.Pałaszem ciął w ramię oficera.Zwalił między oczyżołnierza z prawej strony. Bierz go! ryknął oficer.Skoczyli.Siekł młyńcem.Uchodził.Wlókł ich za sobą.Siepał się w tłumie.Rozszalałydowódca dragonów zajechał go szablą w kark potem ciął w twarz.To rozpętało furiężołnierzy.Zapomnieli o rozkazie.Rzucili się rąbać osaczonego pałaszami w głowę, ścinaćszyję ślepymi razy.Olbromski puścił broń z ręki.Zachwiał się.Potknął.Rozłupali muciosami czaszkę, aż trysnął mózg i wywalił się na trawę.Siekli ręce, piersi i żebra.Rąbalileżącemu brzuch, nogi dopóki zeń nie wyciekła wszystka krew.Spłynęła z jego żył, wsiąkław pastwisko i napoiła rozmiękłą, chciwą, wiosenną ziemię.Ponuro i wyniośle spojrzał nań ogromny, czarny oficer Wiesnicyn chowając do pochwyutłuszczony pałasz, ociekający krwią.Zemścił się jako żołnierz, lecz zle wykonał zleceniewładzy.Rozkazał dragonom szukać natychmiast w rzece skórzanej torby buntownika.Leczwoda była głęboka na chłopa z górą lodowato zimna pędziła wartkim popławem.Pierwszy z brzegu sołdat, który zzuł buty, rozebrał się i zanurzył w tej wodzie zdrętwiał zzimna.To samo drugi i trzeci.Szukano tedy macając po dnie rzecznym raz koło razużerdziami.Bezskutecznie.Oficer polecił zegnać wszystkich dorosłych chłopów ze wsi iprzede wszystkim na rozkaz pózniej z obietnicą sowitej nagrody zlecił wszelkimi sposobyszukać skórzanej torby zarąbanego miatieżnika19.Chłopi zbici w kupę nad brzegiemmedytowali w kilkudziesięciu dużo, długo, szeroko radzili udzielając sobie nawzajem iżołnierstwu nieomylnych wskazówek, mądrych uwag.Kłócili się zajadle o plany działaniaprzyskakując jedni do drugich z pięściami.Rzeka dopraszali się łaski u naczelnikadragonów jest przepadzista doły w niej okropne, karpy głębokie pod brzegami, korzenie,kłody stare na dnie leżą od niepamiętnych czasów, co je powodzie Bóg wie skąd w to miejsceprzyniosły woda w niej wartka, zimna, zła.Niektórzy na ochotnika zanurzali się po szyję, szli nurkiem wzdłuż brzegów żebyniezwłocznie wyskoczyć i uciekać do wsi szczękając zębami i trzęsąc się z zimna.Inni poprzynosili saki i nimi przeszukiwali głębinę na znacznej w dół przestrzeni.Jeszczeinni sunęli od miejsca do miejsca bobrując w wodzie tłukami i osękami.Trwało to aż dopołudnia.Nadaremnie.Nie wydała rzeka powierzonego sekretu.Oficer dragoński w złowieszczym usposobieniu19Miatieżnik (ros.) buntownik, powstaniec.50wrócił znad wody do dworu.Nakazał sołtysowi, żeby mu niezwłocznie dostarczył kilkapodwód dla odwiezienia do miasta rannych żołnierzy.Miał dwa trupy, trzech ciężko rannych idwu lżej okaleczonych ludzi.Prócz tego utracił konia.Walczyło z nim dwu powstańcówpierwszorzędnego znaczenia, których miał rozkaz ująć żywcem.Jeden mu żywcem uszedł, adrugi został zabity nie udzieliwszy o sobie żadnej wiadomości.Nade wszystko akty, którerozsiekany miał w ręku, przepadły utopione w rzece.Oficer był wstrząśnięty aż do granic rozpaczy.Zabronił chłopom pod najsroższą karąchować w ziemi ubitego buntownika.Kazał, że ma tak zgnić, jak tam leży na błoniu i żebygo w oczach całej wsi ptacy w sztuki roznieśli.Kiedy ranni i zabici żołnierze złożeni zostalina wozach wysłanych słomą i karawana podwód wolno odjechała dowódca rozkazał jednejgrupie swoich podwładnych paść konie w stodole sianem, a innej przeszukiwać dwór,dziedziniec, ogród, piwnice i najbliższe otoczenie folwarku.Czuł konieczność wywarcia nakimś swej wściekłości i wzięcia odwetu za tak fatalne niepowodzenie.Chciał mieć w rękupannę, co w tym domu mieszkała, a której nigdzie, wśród najdzikszych zdarzeń tego czasu niemógł zapomnieć.Wszakże to ona ukrywała tutaj dwu inspiratorów sprzysiężenia.Posłania ichjako nieodparte dowody winy jeszcze w dużej stancji leżały.Grozny oficer przemierzał całydwór, pusty najzupełniej sam zaglądał w kryjówki, boczne izdebki, w sienie i na schody.Idąc tak ze stancji do stancji znalazł się w wielkiej sali z gorzelnianymi statkami a stamtądwkroczył do następnego pokoju, gdzie ongi mieszkał legendarny Dominik a skąd tego rankawyskoczyli przez okno w ogród dwaj spiskowcy.Pokój był długi, bez mebli.Pobudzałniejako do tego, żeby w nim spacerować.Oficer Wiesnicyn chciał być sam.Zacząłmachinalnie, nie wiedząc o tym zgoła, wałęsać się z kąta w kąt.Zwaliły się na niego okrutnemyśli i potworne uczucia.Ten pusty, zniszczony dom przypominał mu gniazdo rodzinne wgłębi Rosji.Przygoda, która mu się dopiero co zdarzyła w pościgu i walce z dwomapowstańcami, ukazała w szczególnym świetle wszystkie zdarzenia tej wojny.Głuchamściwość, nie dająca się ugłaskać zgryzota wynikająca z nieszczęśliwej miłości, nurtowała wtym wszystkim.Oficer czuł w sobie wzgardę do siebie.Tamten, obskoczony przez sołdatów,stojąc w koszuli nad urwistym brzegiem, wołał słowo, szarpiące jak razy knuta.Słoworozjuszało, paliło do kości.Trupem legł za to na pastwisku, oddany wronom.Lecz oto innesłowo drgnęło w pamięci i zakrakało zakrakało jak dzikie ptactwo nad trupem.Frazes zHercenowskiego20 artykułu, ciśnięty rosyjskiej duszy ku obronie Polski: Idz stąd precz albo szarp jak kruk nasze trupy. Głęboki śmiech, jak gdyby czyjś śmiechzewnętrzny, zahuczał w piersi: .kluj woronom naszi trupy.Nie były to wyrazy, lecz jakby widok krwi ściekającej po nagim pałaszu.Treść ich zlepiłasię ze wspomnieniem dokonanych zdarzeń, zeschła w rude jedno.Młody dragon chodząc poizbie coś przeklinał najstraszliwszymi wyzwiskami Moskwy szarpał się w sobie jak wilk nałańcuchu co pewien czas szlochał w głębi piersi, łzy nie roniąc z oczu.Och, tak niedawno.W kole młodych przyjaciół czytał sam wzniosłe inwektywy genialnego emigranta.Nie tylkobrał je w serce, nie tylko nimi oddychał, lecz stał w szeregu tamtych.Teraz, ogarniętyuczuciem powinności , jak kruk trupom wydziobywał oczy.Wiedział, że się w nim nie oprzenic tej powinności , którą w duszy rosyjskiej nitowały wieki, na pniu pod katowskimtoporem i łkał.Nagie ściany tego pokoju zdawały się nawiewać do serca rozpaczy, wpędzać w żyły jadśmierci.Było coś w tej izbie, co się wyśmiewało z samopewności dzikiej potęgi, z siły i jej20Hercen Aleksander (1812 1870) wybitny rosyjski pisarz, filozof i publicysta, rewolucyjny demokrata;gorąco popierał polską walkę narodowowyzwoleńczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Oficerspostrzegłszy, że trzech żołnierzy leży na ziemi, a reszta boryka się z tym jednymczłowiekiem, rzucił się nań sam z gołą szablą.Olbromski zobaczył go za pierścieniemżołnierskim.Krzyknął nań z pogardą: Ty! Tchórzu!Zakipiał w sobie ponury oficer Wiesnicyn.Skoczył sam w dragoński szereg z pałaszem wręce, ażeby powstańcowi szablę z ręki wytrącić.Trzasnęły w siebie klingi piorunowymstrzeleniem raz, dwa!Lewą dłonią ująwszy pistolet za lufę Olbromski rozwalił głowę sołdatowi, który go wtrakcie tej walki chciał chwycić za ręce.Pałaszem ciął w ramię oficera.Zwalił między oczyżołnierza z prawej strony. Bierz go! ryknął oficer.Skoczyli.Siekł młyńcem.Uchodził.Wlókł ich za sobą.Siepał się w tłumie.Rozszalałydowódca dragonów zajechał go szablą w kark potem ciął w twarz.To rozpętało furiężołnierzy.Zapomnieli o rozkazie.Rzucili się rąbać osaczonego pałaszami w głowę, ścinaćszyję ślepymi razy.Olbromski puścił broń z ręki.Zachwiał się.Potknął.Rozłupali muciosami czaszkę, aż trysnął mózg i wywalił się na trawę.Siekli ręce, piersi i żebra.Rąbalileżącemu brzuch, nogi dopóki zeń nie wyciekła wszystka krew.Spłynęła z jego żył, wsiąkław pastwisko i napoiła rozmiękłą, chciwą, wiosenną ziemię.Ponuro i wyniośle spojrzał nań ogromny, czarny oficer Wiesnicyn chowając do pochwyutłuszczony pałasz, ociekający krwią.Zemścił się jako żołnierz, lecz zle wykonał zleceniewładzy.Rozkazał dragonom szukać natychmiast w rzece skórzanej torby buntownika.Leczwoda była głęboka na chłopa z górą lodowato zimna pędziła wartkim popławem.Pierwszy z brzegu sołdat, który zzuł buty, rozebrał się i zanurzył w tej wodzie zdrętwiał zzimna.To samo drugi i trzeci.Szukano tedy macając po dnie rzecznym raz koło razużerdziami.Bezskutecznie.Oficer polecił zegnać wszystkich dorosłych chłopów ze wsi iprzede wszystkim na rozkaz pózniej z obietnicą sowitej nagrody zlecił wszelkimi sposobyszukać skórzanej torby zarąbanego miatieżnika19.Chłopi zbici w kupę nad brzegiemmedytowali w kilkudziesięciu dużo, długo, szeroko radzili udzielając sobie nawzajem iżołnierstwu nieomylnych wskazówek, mądrych uwag.Kłócili się zajadle o plany działaniaprzyskakując jedni do drugich z pięściami.Rzeka dopraszali się łaski u naczelnikadragonów jest przepadzista doły w niej okropne, karpy głębokie pod brzegami, korzenie,kłody stare na dnie leżą od niepamiętnych czasów, co je powodzie Bóg wie skąd w to miejsceprzyniosły woda w niej wartka, zimna, zła.Niektórzy na ochotnika zanurzali się po szyję, szli nurkiem wzdłuż brzegów żebyniezwłocznie wyskoczyć i uciekać do wsi szczękając zębami i trzęsąc się z zimna.Inni poprzynosili saki i nimi przeszukiwali głębinę na znacznej w dół przestrzeni.Jeszczeinni sunęli od miejsca do miejsca bobrując w wodzie tłukami i osękami.Trwało to aż dopołudnia.Nadaremnie.Nie wydała rzeka powierzonego sekretu.Oficer dragoński w złowieszczym usposobieniu19Miatieżnik (ros.) buntownik, powstaniec.50wrócił znad wody do dworu.Nakazał sołtysowi, żeby mu niezwłocznie dostarczył kilkapodwód dla odwiezienia do miasta rannych żołnierzy.Miał dwa trupy, trzech ciężko rannych idwu lżej okaleczonych ludzi.Prócz tego utracił konia.Walczyło z nim dwu powstańcówpierwszorzędnego znaczenia, których miał rozkaz ująć żywcem.Jeden mu żywcem uszedł, adrugi został zabity nie udzieliwszy o sobie żadnej wiadomości.Nade wszystko akty, którerozsiekany miał w ręku, przepadły utopione w rzece.Oficer był wstrząśnięty aż do granic rozpaczy.Zabronił chłopom pod najsroższą karąchować w ziemi ubitego buntownika.Kazał, że ma tak zgnić, jak tam leży na błoniu i żebygo w oczach całej wsi ptacy w sztuki roznieśli.Kiedy ranni i zabici żołnierze złożeni zostalina wozach wysłanych słomą i karawana podwód wolno odjechała dowódca rozkazał jednejgrupie swoich podwładnych paść konie w stodole sianem, a innej przeszukiwać dwór,dziedziniec, ogród, piwnice i najbliższe otoczenie folwarku.Czuł konieczność wywarcia nakimś swej wściekłości i wzięcia odwetu za tak fatalne niepowodzenie.Chciał mieć w rękupannę, co w tym domu mieszkała, a której nigdzie, wśród najdzikszych zdarzeń tego czasu niemógł zapomnieć.Wszakże to ona ukrywała tutaj dwu inspiratorów sprzysiężenia.Posłania ichjako nieodparte dowody winy jeszcze w dużej stancji leżały.Grozny oficer przemierzał całydwór, pusty najzupełniej sam zaglądał w kryjówki, boczne izdebki, w sienie i na schody.Idąc tak ze stancji do stancji znalazł się w wielkiej sali z gorzelnianymi statkami a stamtądwkroczył do następnego pokoju, gdzie ongi mieszkał legendarny Dominik a skąd tego rankawyskoczyli przez okno w ogród dwaj spiskowcy.Pokój był długi, bez mebli.Pobudzałniejako do tego, żeby w nim spacerować.Oficer Wiesnicyn chciał być sam.Zacząłmachinalnie, nie wiedząc o tym zgoła, wałęsać się z kąta w kąt.Zwaliły się na niego okrutnemyśli i potworne uczucia.Ten pusty, zniszczony dom przypominał mu gniazdo rodzinne wgłębi Rosji.Przygoda, która mu się dopiero co zdarzyła w pościgu i walce z dwomapowstańcami, ukazała w szczególnym świetle wszystkie zdarzenia tej wojny.Głuchamściwość, nie dająca się ugłaskać zgryzota wynikająca z nieszczęśliwej miłości, nurtowała wtym wszystkim.Oficer czuł w sobie wzgardę do siebie.Tamten, obskoczony przez sołdatów,stojąc w koszuli nad urwistym brzegiem, wołał słowo, szarpiące jak razy knuta.Słoworozjuszało, paliło do kości.Trupem legł za to na pastwisku, oddany wronom.Lecz oto innesłowo drgnęło w pamięci i zakrakało zakrakało jak dzikie ptactwo nad trupem.Frazes zHercenowskiego20 artykułu, ciśnięty rosyjskiej duszy ku obronie Polski: Idz stąd precz albo szarp jak kruk nasze trupy. Głęboki śmiech, jak gdyby czyjś śmiechzewnętrzny, zahuczał w piersi: .kluj woronom naszi trupy.Nie były to wyrazy, lecz jakby widok krwi ściekającej po nagim pałaszu.Treść ich zlepiłasię ze wspomnieniem dokonanych zdarzeń, zeschła w rude jedno.Młody dragon chodząc poizbie coś przeklinał najstraszliwszymi wyzwiskami Moskwy szarpał się w sobie jak wilk nałańcuchu co pewien czas szlochał w głębi piersi, łzy nie roniąc z oczu.Och, tak niedawno.W kole młodych przyjaciół czytał sam wzniosłe inwektywy genialnego emigranta.Nie tylkobrał je w serce, nie tylko nimi oddychał, lecz stał w szeregu tamtych.Teraz, ogarniętyuczuciem powinności , jak kruk trupom wydziobywał oczy.Wiedział, że się w nim nie oprzenic tej powinności , którą w duszy rosyjskiej nitowały wieki, na pniu pod katowskimtoporem i łkał.Nagie ściany tego pokoju zdawały się nawiewać do serca rozpaczy, wpędzać w żyły jadśmierci.Było coś w tej izbie, co się wyśmiewało z samopewności dzikiej potęgi, z siły i jej20Hercen Aleksander (1812 1870) wybitny rosyjski pisarz, filozof i publicysta, rewolucyjny demokrata;gorąco popierał polską walkę narodowowyzwoleńczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]