[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Szukam pana Borowiecki, tylko po to wszedłem. Będzie zaraz, bo ja właśnie czekam na niego.Może pan pozwolido stolika.To mój kolega, Leon Cohn!  rekomendował. Muller!  rzucił z pewną dumą i przysiadł się. Kto by nie wiedział o tym! każde dziecko w Aodzi wie takie na-zwisko!  mówił prędko Leon, spiesznie się zapinając i robiąc miejscena kanapie.Muller uśmiechnął się pobłażliwie i patrzał ku drzwiom, bo wszedłBorowiecki w towarzystwie, ale zobaczywszy go, towarzyszy zostawiłprzy drzwiach i z kapeluszem w ręku szedł do tego królika bawełnia-nego, po którego wejściu przyciszyło się w knajpie i wszyscy śledziligo z nienawiścią, zazdrością i dumą. Prawie czekałem na pana  zaczął Muller. Mam do pana inte-res.Skinął głową Morycowi i Leonowi, uśmiechnął się do pozostałych,objął ręką w pas Borowieckiego i wyprowadził z knajpy. Telefonowałem do fabryki, ale mi odpowiedziano, że pan dzisiajwyszedł wcześniej. %7łałuję teraz bardzo  rzekł uprzejmie. Pisałem nawet do pana, sam pisałem  dodał mocniej, z wielkąpewnością, chociaż na pewno wiedziano w mieście, że umiał zaledwiesię podpisać. Nie odebrałem listu, bo zupełnie nie wstępowałem do mieszkania.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG31 Pisałem o tym, com już kiedyś wspominał.Ja jestem prosty czło-wiek, panie von Borowiecki, to ja powiem raz jeszcze i prosto: dampanu tysiąc rubli więcej, wstąp pan do mojego interesu. Bucholc dałby mi dwa tysiące więcej, abym tylko został  szep-nął zimno. Dam panu trzy, no, dam panu cztery! słyszysz pan, cztery tysiącerubli więcej, to jest całe czternaście tysięcy rocznie, ładny grosz! Bardzo panu dziękuję, ale nie mogę przyjąć tak wspaniałej pro-pozycji. Zostajesz pan u Bucholca?  zapytał prędko. Nie.Powiem otwarcie, dlaczego nie przyjmuję pańskiej oferty aninie zostaję w firmie  zakładam sam fabrykę.Muller przystanął, odsunął się nieco, popatrzył i ciszej, z pewnymjakby szacunkiem zapytał: Bawełna? Nie powiem nic prócz tego, że żadnej konkurencji panu nie zro-bię. Mnie jest ganz-pommade wszystkie konkurencje  wykrzyknąłuderzając się po kieszeni. Co mi pan może zrobić, co mi kto możezrobić? Kto co zrobi milionom?Borowiecki nic się nie odezwał, tylko uśmiechał się, zapatrzonyprzed siebie. Co to będzie za towar?  zaczął Muller, znowu ujmując go nie-mieckim obyczajem wpół.Spacerowali tak po asfaltowym powybijanym chodniku, prowadzą-cym przez podwórze hotelowe do gmachu teatralnego, stojącego wgłębi, oświetlonego wielką latarnią elektryczną.Tłumy ludzi szły do teatru.Powóz za powozem zajeżdżał przed hotelową bramę i wyrzucałciężkich i przeważnie opasłych mężczyzn i bardzo wystrojone kobiety,które pootulane szły pod parasolami tym chodnikiem oślizgłym od wil-goci, bo chociaż deszcz ustał już, ale gęsta lepka mgła opadała na zie-mię. Pan mi się podoba, panie von Borowiecki  mówił Muller nie do-czekawszy się odpowiedzi  tak mi się pan podoba, że jak tylko panzrobi klapę, to zawsze znajdzie pan u mnie miejsce na jakie parę tysię-cy rubli. Teraz dałby mi pan więcej? No, bo teraz pan jesteś dla mnie więcej wart.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG32 Dziękuję za szczerość  uśmiechnął się ironicznie, Ale ja pana nie chciałem obrazić, ja mówię tak, jak myślę usprawiedliwiał się gorąco, dojrzawszy ten uśmiech. Wierzę.Skoro zrobię klapę raz, to tylko dlatego, żeby drugi razjej nie zrobić. Pan jesteś głowa, panie von Borowiecki, pan mi się ogromnie po-doba.My razem moglibyśmy robić dobre interesy. Cóż, kiedy musimy je robić osobno  zaśmiał się, kłaniając niskojakimś damom przechodzącym. Aadne kobiety te Polki, ale moja Mada też ładna. Bardzo ładna  powiedział poważnie, podnosząc na niego oczy. Ja mam myśl! ja ją panu kiedy indziej powiem  zawołał tajemni-czo. Masz pan miejsce w teatrze? Mam krzesło, przysłali mi dwa tygodnie temu. Nas tylko troje będzie w loży. Są i panie? One już w teatrze, a ja umyślnie zostałem, aby się widzieć z pa-nem, no i na nic moje plany.Do widzenia, pan zajrzy do loży? Z pewnością, będzie to dla mnie bardzo przyjemnym obowiąz-kiem.Muller zniknął w drzwiach teatru, a on powrócił do restauracji.Niezastał już Moryca, który przez garsona kazał powiedzieć, że czeka wteatrze.W bufecie, gdzie poszedł napić się wódki, bo czuł się dziwnie zde-nerwowanym, nie było prawie nikogo prócz Bum-Buma, który przy-słonięty gazetą drzemał w kącie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl