[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwa smoki podobne do pierwszego wzleciały z podstawy najwyższej wieży.Tak jakpierwszy, zbliżyły się szybkim lotem wprost ku Gedowi, lecz mimo to złowił obydwa, strącił je iutopił; a nie podniósł jeszcze nawet swojej czarnoksięskiej laski.Nie minęło wiele czasu, gdy nadleciały ku niemu z wyspy trzy następne.Jeden z nich byłznacznie większy i jego paszczęka rzygała kłębiącym się ogniem.Dwa smoki pofrunęły kuGedowi, plaskając skrzydłami, ale trzeci, ten większy, zbliżył się kolistym lotem z tyłu, bardzochyżo, aby spalić wroga wraz z łodzią swym ognistym oddechem.%7ładne zaklęcieunieruchamiające nie ogarnęłoby wszystkich trzech, gdyż dwa nadleciały z północy, a jeden zpołudnia.W mgnieniu oka, gdy to zrozumiał, Ged uczynił czar Przemiany i pomiędzy jednym adrugim oddechem wzleciał z łodzi pod postacią smoka.Rozpościerając szerokie skrzydła i wyciągając przed siebie szpony, starł się z dwoma smokami ispopielił je ogniem, a potem zwrócił się ku trzeciemu, większemu niż on sam i też uzbrojonemuw ogień.W wietrze wiejącym nad szarymi falami miotali się w gwałtownych skrętach, kłapalizębami, spadali nagle i rzucali się na siebie, aż powietrze wokół nich zamącił dym, czerwonoprześwietlony żarem ich ognistych paszcz.Ged wzleciał nagle w górę, a smok, który pozostałniżej, rzucił się za nim w pogoń.W połowie lotu smok-Ged uniósł skrzydła, zawisł w powietrzui rzucił się jak jastrząb z wyciągniętymi w dół szponami, zwalając się na przeciwnika iuderzając w jego szyję i bok.Czarne skrzydła zatrzepotały w popłochu i czarna smocza krewzaczęła kapać wielkimi kroplami w morze.Smok z wyspy Pendor wyrwał się prześladowcy ipofrunął niskim i niezdarnym lotem ku wyspie, gdzie ukrył się, wpełzając w jakąś studnię czyjamę w miejskich ruinach.Natychmiast Ged przybrał swą zwykłą postać i powrócił do łodzi, było bowiem niezmiernymryzykiem pozostawanie pod postacią smoka dłużej, niż tego wymagała potrzeba.Jego ręce byłyczarne od parzącej smoczej krwi; głowę miał osmaloną ogniem, ale w tej chwili nie miało toznaczenia.Poczekał tylko, aż mógł na nowo zaczerpnąć tchu, po czym zawołał:- Widziałem sześć, zabiłem pięć, mówiono mi o dziewięciu: wyłazcie, robaki!Przez długą chwilę na wyspie nie poruszyło się żadne stworzenie ani nie odezwał żaden głos;tylko fale biły z hukiem o brzeg.Potem Ged uświadomił sobie, że najwyższa wieża z wolnazmienia swój kształt, wybrzuszając się z jednej strony, jakby wyrastało jej ramię.Poczuł obawęprzed smoczą magią, bowiem stare smoki władają wielką mocą i przebiegłością w czarachpodobnych i niepodobnych do czarów ludzkich; po chwili jednak zrozumiał, że nie była tosztuczka smoka, lecz złudzenie jego własnych oczu.To, co wziął za część wieży, było ramieniemsmoka z Pendoru, gdy rozprostowywał on swoje cielsko i powoli dzwigał się w górę.Gdy smok był już na nogach, jego pokryty łuskami łeb, uwieńczony kolcami i ze zwisającympotrójnym jęzorem, wyrósł ponad zburzoną wieżę, a szponiaste przednie łapy potwora wsparły~52~się na leżących niżej gruzach miasta.Auski smoka były szaroczarne; odbijały światło dzienne jakrozłupany kamień.Smok był chudy jak ogar i wielki jak pagórek.Ged wpatrywał się weń, przejęty grozą.Niebyło takiej pieśni ani opowieści, która mogłaby przygotować umysł na ten widok.Ged omal niezapatrzył się w oczy smoka i nie został usidlony; człowiek bowiem nie może spoglądać wsmocze zrenice.Umknął wzrokiem przed lepkim, zielonym spojrzeniem, które go obserwowało,i wystawił przed siebie laskę wyglądającą w tej chwili jak drzazga, jak cienka gałązka.- Ośmiu miałem synów, mały czarnoksiężniku - odezwał się potężny oschły głos smoka.-Pięciu zginęło, jeden umiera: wystarczy.Zabijając ich nie zdobędziesz mojego skarbu.- Nie chcę twojego skarbu.%7łółty dym wydobył się z sykiem z nozdrzy potwora: był to smoczy śmiech.- Nie chciałbyś zejść na brzeg i obejrzeć go, mały czarnoksiężniku? Jest wart obejrzenia.- Nie, smoku.Smoki są spokrewnione z wiatrem i ogniem, niechętnie zaś walczą ponad morzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Dwa smoki podobne do pierwszego wzleciały z podstawy najwyższej wieży.Tak jakpierwszy, zbliżyły się szybkim lotem wprost ku Gedowi, lecz mimo to złowił obydwa, strącił je iutopił; a nie podniósł jeszcze nawet swojej czarnoksięskiej laski.Nie minęło wiele czasu, gdy nadleciały ku niemu z wyspy trzy następne.Jeden z nich byłznacznie większy i jego paszczęka rzygała kłębiącym się ogniem.Dwa smoki pofrunęły kuGedowi, plaskając skrzydłami, ale trzeci, ten większy, zbliżył się kolistym lotem z tyłu, bardzochyżo, aby spalić wroga wraz z łodzią swym ognistym oddechem.%7ładne zaklęcieunieruchamiające nie ogarnęłoby wszystkich trzech, gdyż dwa nadleciały z północy, a jeden zpołudnia.W mgnieniu oka, gdy to zrozumiał, Ged uczynił czar Przemiany i pomiędzy jednym adrugim oddechem wzleciał z łodzi pod postacią smoka.Rozpościerając szerokie skrzydła i wyciągając przed siebie szpony, starł się z dwoma smokami ispopielił je ogniem, a potem zwrócił się ku trzeciemu, większemu niż on sam i też uzbrojonemuw ogień.W wietrze wiejącym nad szarymi falami miotali się w gwałtownych skrętach, kłapalizębami, spadali nagle i rzucali się na siebie, aż powietrze wokół nich zamącił dym, czerwonoprześwietlony żarem ich ognistych paszcz.Ged wzleciał nagle w górę, a smok, który pozostałniżej, rzucił się za nim w pogoń.W połowie lotu smok-Ged uniósł skrzydła, zawisł w powietrzui rzucił się jak jastrząb z wyciągniętymi w dół szponami, zwalając się na przeciwnika iuderzając w jego szyję i bok.Czarne skrzydła zatrzepotały w popłochu i czarna smocza krewzaczęła kapać wielkimi kroplami w morze.Smok z wyspy Pendor wyrwał się prześladowcy ipofrunął niskim i niezdarnym lotem ku wyspie, gdzie ukrył się, wpełzając w jakąś studnię czyjamę w miejskich ruinach.Natychmiast Ged przybrał swą zwykłą postać i powrócił do łodzi, było bowiem niezmiernymryzykiem pozostawanie pod postacią smoka dłużej, niż tego wymagała potrzeba.Jego ręce byłyczarne od parzącej smoczej krwi; głowę miał osmaloną ogniem, ale w tej chwili nie miało toznaczenia.Poczekał tylko, aż mógł na nowo zaczerpnąć tchu, po czym zawołał:- Widziałem sześć, zabiłem pięć, mówiono mi o dziewięciu: wyłazcie, robaki!Przez długą chwilę na wyspie nie poruszyło się żadne stworzenie ani nie odezwał żaden głos;tylko fale biły z hukiem o brzeg.Potem Ged uświadomił sobie, że najwyższa wieża z wolnazmienia swój kształt, wybrzuszając się z jednej strony, jakby wyrastało jej ramię.Poczuł obawęprzed smoczą magią, bowiem stare smoki władają wielką mocą i przebiegłością w czarachpodobnych i niepodobnych do czarów ludzkich; po chwili jednak zrozumiał, że nie była tosztuczka smoka, lecz złudzenie jego własnych oczu.To, co wziął za część wieży, było ramieniemsmoka z Pendoru, gdy rozprostowywał on swoje cielsko i powoli dzwigał się w górę.Gdy smok był już na nogach, jego pokryty łuskami łeb, uwieńczony kolcami i ze zwisającympotrójnym jęzorem, wyrósł ponad zburzoną wieżę, a szponiaste przednie łapy potwora wsparły~52~się na leżących niżej gruzach miasta.Auski smoka były szaroczarne; odbijały światło dzienne jakrozłupany kamień.Smok był chudy jak ogar i wielki jak pagórek.Ged wpatrywał się weń, przejęty grozą.Niebyło takiej pieśni ani opowieści, która mogłaby przygotować umysł na ten widok.Ged omal niezapatrzył się w oczy smoka i nie został usidlony; człowiek bowiem nie może spoglądać wsmocze zrenice.Umknął wzrokiem przed lepkim, zielonym spojrzeniem, które go obserwowało,i wystawił przed siebie laskę wyglądającą w tej chwili jak drzazga, jak cienka gałązka.- Ośmiu miałem synów, mały czarnoksiężniku - odezwał się potężny oschły głos smoka.-Pięciu zginęło, jeden umiera: wystarczy.Zabijając ich nie zdobędziesz mojego skarbu.- Nie chcę twojego skarbu.%7łółty dym wydobył się z sykiem z nozdrzy potwora: był to smoczy śmiech.- Nie chciałbyś zejść na brzeg i obejrzeć go, mały czarnoksiężniku? Jest wart obejrzenia.- Nie, smoku.Smoki są spokrewnione z wiatrem i ogniem, niechętnie zaś walczą ponad morzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]