[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Włamali się do domuDelanceya.- Zabrali sztylet?- Tak.Co oznacza, że nie mają powodu zostawać tu dłużej.Napewno wyruszą teraz do Londynu.160RSNawet teraz Clea Rice może przemykać się bocznymi drogamido miasta.Pewnie triumfuje.Myśli, że jej kłopoty wkrótce sięskończą.Kiedy patrzy na sztylet, jest pełna nadziei, ma poczucieodniesionego zwycięstwa.Nazywa go Okiem Kaszmiru.Nie wie, jakbardzo się myli.Odgłosy londyńskiego ruchu ulicznego obudziły Cleę ze snu takgłębokiego, że czuła się kompletnie otumaniona.Przewróciła się naplecy i przez na wpół przymknięte powieki popatrzyła na światłownikające przez wypłowiałe zasłony.Jak długo spała?Zameldowali się w tym podejrzanym hoteliku około szóstejrano.Oboje zdjęli ubranie i padli na łóżko.Teraz, kiedy jej mózgzaczął znów funkcjonować, wypadki poprzedniej nocy powróciły.Niekończące się oczekiwanie na peronie na pociąg o czwartej rano zWolverton.Strach, że ktoś ich obserwuje.A podczas podróży doLondynu obawa, że ktoś ich obrabuje i utracą swą cenną zdobycz.Sięgnęła pod łóżko i namacała zawiniątko.Oko Kaszmirujeszcze jest.Z westchnieniem ulgi przytuliła się do Jordana.Spal z twarzą zwróconą ku niej.Nawet we śnie wyglądał naarystokratę.Z uśmiechem pogładziła go po głowie.Mój ukochanydżentelmen, pomyślała.Jestem szczęśliwa, że cię poznałam.Któregośdnia, kiedy poślubisz jakąś odpowiednią młodą damę, wspomniszswoją Cleę?Siedząc, wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze nad toaletką.No dobrze, pomyślała.Posmutniała, wstała i poszła wziąć prysznic.Pózniej, gdyprzyjrzała się swojemu nowemu kolorowi włosów - tym razem161RSorzechowobrązowemu, dzięki zawartości buteleczki z farbąMonty'ego - poczuła w żołądku ucisk rozżalenia.Nie jest damą, niema klasy, ale zna swoją wartość.Jest bystra, potrafi szybko znalezćwyjście z każdej sytuacji i co najważniejsze, umie dawać sobie radę.Jaki by miała pożytek z dżentelmena? Zawracał by jej tylko głowę,ciągnąc cały czas na rauty.Nie pasowałaby do jego świata.Ani on dojej.Ale tutaj, w tym pokoju z nędznym dywanem i ręcznikamicuchnącymi stęchlizną, dzielą tymczasową rzeczywistość.Zwiat, jakisobie stworzyli.Będzie cieszyć się nim, dopóki będzie trwał.Wróciła do łóżka i położyła się.Jordan poruszył się i zamruczał,kiedy poczuł jej wilgotne ciało.- Czy to pobudka?Przytuliła się do niego i z zadowoleniem uczuła, że wywołało toreakcję, której oczekiwała.- Jeżeli to miała być moja pobudka - jęknął - to skuteczna.- Może teraz wstaniesz, śpiochu - powiedziała ze śmiechem iprzewróciła się na plecy.Złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie.- Teraz już cię nie puszczę.Miała zamiar doprowadzić go do kresu wytrzymałości, ale toona prosiła w końcu o litość i spełnienie.Nadeszło, fala za falą, ipoprzez szum pulsu w uszach słyszała, jak Jordan woła jej imię.Raz idrugi, poddając się rozkoszy.On się teraz ze mną kocha, pomyślała.Tylko ze mną.Dla tychkilku słodkich chwil.się opłaca.162RSAnthony Vauxhall był małym sztywniakiem, który zadzierałnosa z niechęci do zwykłych śmiertelników.Jordan widywał się z nimwcześniej w sprawach dotyczących spadku po swoich nieżyjącychrodzicach.Ich rozmowy były serdeczne, ale nie zdołał wyrobić sobiezdania na jego temat.Ale teraz miał już o nim nie najlepszą opinię.Była prawie czwarta po południu.Siedzieli w gabinecieVauxhalla w londyńskiej siedzibie Lloyda na Leadenhall Street.Wciągu poprzedzającej spotkanie godziny czy dwóch Jordan i Cleazdążyli kupić przyzwoite ubrania, zjeść coś i dojechać do centrumprzed zamknięciem firmy.Wyglądało na to, że ich wysiłki miałyokazać się daremne.Historia, którą opowiedziała Clea, zostałaprzyjęta przez Vauxhalla z widocznym sceptycyzmem.- Proszę zrozumieć, panno Rice - mówił.- Firma Spedycyjnavan Weldon to jeden z naszych najstarszych klientów.Cieszy sięnieskazitelną opinią.Współpracujemy od trzech pokoleń.Oskarżyćpana van Weldona o oszustwo.- Chyba nie słuchał pan uważnie tego, co mówiła panna Rice.Ona tam była.Jest świadkiem. Max Havelaar" nie zatonąłprzypadkowo.To była zaplanowana akcja.- Jeżeli nawet, to skąd przypuszczenie, że stoi za tym vanWeldon? To musiał być ktoś inny.Jacyś piraci.- Czy wielomilionowe odszkodowanie nie obciąża pańskiejfirmy? Czy towarzystwa asekuracyjne nie zainteresują się faktemdokonania wypłat firmie, która sfingowała własne straty?- Oczywiście, ale.163RS- To dlaczego nie bierze pan tych oskarżeń poważnie?- Bo.- Vauxhall wziął głęboki oddech.- Rozmawiałem o tejsprawie z Colinem Hammersmithem.Zaraz po pana telefonie.Jestszefem wydziału dochodzeń.Słyszał taką plotkę kilka tygodni temu ijego rada brzmi.- Widać było, że Vauxhall poczuł się niezręcznie.-Musimy wziąć pod uwagę zródło.-wydusił w końcu.yródło.Clea Rice.Karana.Jordan nie musiał nawet na nią patrzeć.Czuł jej ból tak, jakbycios spadł na jego własne plecy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Włamali się do domuDelanceya.- Zabrali sztylet?- Tak.Co oznacza, że nie mają powodu zostawać tu dłużej.Napewno wyruszą teraz do Londynu.160RSNawet teraz Clea Rice może przemykać się bocznymi drogamido miasta.Pewnie triumfuje.Myśli, że jej kłopoty wkrótce sięskończą.Kiedy patrzy na sztylet, jest pełna nadziei, ma poczucieodniesionego zwycięstwa.Nazywa go Okiem Kaszmiru.Nie wie, jakbardzo się myli.Odgłosy londyńskiego ruchu ulicznego obudziły Cleę ze snu takgłębokiego, że czuła się kompletnie otumaniona.Przewróciła się naplecy i przez na wpół przymknięte powieki popatrzyła na światłownikające przez wypłowiałe zasłony.Jak długo spała?Zameldowali się w tym podejrzanym hoteliku około szóstejrano.Oboje zdjęli ubranie i padli na łóżko.Teraz, kiedy jej mózgzaczął znów funkcjonować, wypadki poprzedniej nocy powróciły.Niekończące się oczekiwanie na peronie na pociąg o czwartej rano zWolverton.Strach, że ktoś ich obserwuje.A podczas podróży doLondynu obawa, że ktoś ich obrabuje i utracą swą cenną zdobycz.Sięgnęła pod łóżko i namacała zawiniątko.Oko Kaszmirujeszcze jest.Z westchnieniem ulgi przytuliła się do Jordana.Spal z twarzą zwróconą ku niej.Nawet we śnie wyglądał naarystokratę.Z uśmiechem pogładziła go po głowie.Mój ukochanydżentelmen, pomyślała.Jestem szczęśliwa, że cię poznałam.Któregośdnia, kiedy poślubisz jakąś odpowiednią młodą damę, wspomniszswoją Cleę?Siedząc, wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze nad toaletką.No dobrze, pomyślała.Posmutniała, wstała i poszła wziąć prysznic.Pózniej, gdyprzyjrzała się swojemu nowemu kolorowi włosów - tym razem161RSorzechowobrązowemu, dzięki zawartości buteleczki z farbąMonty'ego - poczuła w żołądku ucisk rozżalenia.Nie jest damą, niema klasy, ale zna swoją wartość.Jest bystra, potrafi szybko znalezćwyjście z każdej sytuacji i co najważniejsze, umie dawać sobie radę.Jaki by miała pożytek z dżentelmena? Zawracał by jej tylko głowę,ciągnąc cały czas na rauty.Nie pasowałaby do jego świata.Ani on dojej.Ale tutaj, w tym pokoju z nędznym dywanem i ręcznikamicuchnącymi stęchlizną, dzielą tymczasową rzeczywistość.Zwiat, jakisobie stworzyli.Będzie cieszyć się nim, dopóki będzie trwał.Wróciła do łóżka i położyła się.Jordan poruszył się i zamruczał,kiedy poczuł jej wilgotne ciało.- Czy to pobudka?Przytuliła się do niego i z zadowoleniem uczuła, że wywołało toreakcję, której oczekiwała.- Jeżeli to miała być moja pobudka - jęknął - to skuteczna.- Może teraz wstaniesz, śpiochu - powiedziała ze śmiechem iprzewróciła się na plecy.Złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie.- Teraz już cię nie puszczę.Miała zamiar doprowadzić go do kresu wytrzymałości, ale toona prosiła w końcu o litość i spełnienie.Nadeszło, fala za falą, ipoprzez szum pulsu w uszach słyszała, jak Jordan woła jej imię.Raz idrugi, poddając się rozkoszy.On się teraz ze mną kocha, pomyślała.Tylko ze mną.Dla tychkilku słodkich chwil.się opłaca.162RSAnthony Vauxhall był małym sztywniakiem, który zadzierałnosa z niechęci do zwykłych śmiertelników.Jordan widywał się z nimwcześniej w sprawach dotyczących spadku po swoich nieżyjącychrodzicach.Ich rozmowy były serdeczne, ale nie zdołał wyrobić sobiezdania na jego temat.Ale teraz miał już o nim nie najlepszą opinię.Była prawie czwarta po południu.Siedzieli w gabinecieVauxhalla w londyńskiej siedzibie Lloyda na Leadenhall Street.Wciągu poprzedzającej spotkanie godziny czy dwóch Jordan i Cleazdążyli kupić przyzwoite ubrania, zjeść coś i dojechać do centrumprzed zamknięciem firmy.Wyglądało na to, że ich wysiłki miałyokazać się daremne.Historia, którą opowiedziała Clea, zostałaprzyjęta przez Vauxhalla z widocznym sceptycyzmem.- Proszę zrozumieć, panno Rice - mówił.- Firma Spedycyjnavan Weldon to jeden z naszych najstarszych klientów.Cieszy sięnieskazitelną opinią.Współpracujemy od trzech pokoleń.Oskarżyćpana van Weldona o oszustwo.- Chyba nie słuchał pan uważnie tego, co mówiła panna Rice.Ona tam była.Jest świadkiem. Max Havelaar" nie zatonąłprzypadkowo.To była zaplanowana akcja.- Jeżeli nawet, to skąd przypuszczenie, że stoi za tym vanWeldon? To musiał być ktoś inny.Jacyś piraci.- Czy wielomilionowe odszkodowanie nie obciąża pańskiejfirmy? Czy towarzystwa asekuracyjne nie zainteresują się faktemdokonania wypłat firmie, która sfingowała własne straty?- Oczywiście, ale.163RS- To dlaczego nie bierze pan tych oskarżeń poważnie?- Bo.- Vauxhall wziął głęboki oddech.- Rozmawiałem o tejsprawie z Colinem Hammersmithem.Zaraz po pana telefonie.Jestszefem wydziału dochodzeń.Słyszał taką plotkę kilka tygodni temu ijego rada brzmi.- Widać było, że Vauxhall poczuł się niezręcznie.-Musimy wziąć pod uwagę zródło.-wydusił w końcu.yródło.Clea Rice.Karana.Jordan nie musiał nawet na nią patrzeć.Czuł jej ból tak, jakbycios spadł na jego własne plecy [ Pobierz całość w formacie PDF ]