[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwaj mężczyzni weszli do baru i zamówili kawę.Barman ob-służył ich i szybko wrócił do Brunettiego.Podniósł kieliszek,który przetarł ręcznikiem. Jak ludzie nazywali tego Lembo? zapytał Brunetti, jakbymiał to określenie na końcu języka, ale potrzebował odrobinypomocy kogoś z lepszą pamięcią. Księciem czegośtam? Królem odparł barman, zadowolony, że wie to jako pierw-szy. Królem miedzi.Brunetti uśmiechnął się z aprobatą. Oczywiście.Dziękuję. Powtórzył tę nazwę, tak jak zwyklerobią to ludzie. Król miedzi. Potrząsnął głową nad nieco-dziennością tego określenia.Dokończył tramezzino i nie zamó-wił następnego, ponieważ nie chciał, by barman ruszył sięz miejsca. Mój ojciec skłamał Brunetti opowiadał mi dawniejo nim. Ciągnął dalej, jakby pozwalał wspomnieniom na są-czenie się do jego głowy. Miał łódz.to znaczy mój ojciec.i zabierał go. Urwał i pozwolił, by na jego twarzy odbiło sięgłębokie zakłopotanie. Nie pamiętam, czy na ryby, czy możena Piazzale Roma. Potrząsnął głową, by podkreślić, że wiekodbiera nam tak wiele wspomnień. Opowiadał o jego cór-kach.Jedna z nich była mniej więcej w moim wieku i powtarzałmi, że powinienem być choć trochę taki jak ona: spokojniejszyi bardziej posłuszny. To na pewno była Lucrezia powiedział barman.W oczach Brunettiego pojawiła się radość. Tak, oczywiście.Tak miała na imię. Spojrzał przelotniew oczy barmana i dodał: Nigdy jej nie spotkałem, ale muszęsię przyznać, że czasem miałem ochotę popłynąć razem z ojcemłodzią i wrzucić ją do wody. Roześmiał się, spojrzał na swojebuty i potrząsnął głową. Dlaczego?Z uśmiechem pokazującym, że zainteresowanie barmana jegorodzinnymi wspomnieniami sprawia mu przyjemność, Brunettiwyjaśnił: Ponieważ mój ojciec tyle o niej mówił.Mówił, że jest takai jeszcze inna, że ma wszystko, czego ja nie miałem. Czy pana ojciec jeszcze żyje? Barman zaskoczył go tympytaniem. Nie, dlaczego? Ponieważ gdyby żył, mógłby mu pan powiedzieć, że się my-lił.Brunetti uśmiechnął się z udanym zaskoczeniem. Obawiam się, że nie rozumiem. Jest pan szanowanym człowiekiem.Policjantem, prawda? zapytał mężczyzna. Jestem policjantem przyznał Brunetti. Nie wiem czyszanowanym. Cóż, Lucrezia z pewnością nie jest szanowana.Brunetti po raz kolejny sprawiał wrażenie zaskoczonego i, jakstarał się pokazać, odrobinę zatroskanego. Co się stało? Mężczyzni.Alkohol.Kłopoty z dziećmi.Rozwód. Przykro mi to słyszeć powiedział Brunetti, mówiąc tak,jakby właśnie dostał złe wieści o dawnym przyjacielu.Potempostanowił zaryzykować. Cieszę się, że mój ojciec się o tymnie dowiedział. Nikt nie ma ochoty słuchać złych rzeczy o ludziach, którychlubi, prawda? zapytał barman. Nie, na pewno nie. Brunetti potrząsnął głową i odpowie-dział na wyświechtany frazes innym wyświechtanym frazesem. Ale życie bywa zabawne: mówi nam rzeczy, których nie chce-my słyszeć. Potrząsnął głową i doszedłszy do wniosku, że naj-lepiej postąpi, nie zadając dalszych pytań, sięgnął do kieszenii wyjął garść drobnych.Zapytał, ile płaci, zostawił większą kwo-tę na ladzie, podziękował barmanowi za poświęcony mu czasi wyszedł z baru.Foa siedział na pokładzie, pochylony nad La Gazzetta delloSport , i wyglądał, jakby miał ochotę raczej ją zjeść, niż czytać.Gdy usłyszał kroki Brunettiego, wyciągnął rękę ponad szczelinąprzy brzegu, by pomóc mu wsiąść na łódz. Jakiś nowy skandal? zapytał Brunetti, wskazując ogrom-ne nagłówki.Foa złożył gazetę i schował ją pod pulpit. To dziwne, commissario powiedział, przechodząc obokBrunettiego, by odwiązać cumę. Wszyscy wiemy, że to uda-wanie, że wszystkie mecze są ustawione, ale można by pomy-śleć, że będą lepiej trzymać to, co robią, w tajemnicy. Sięgnąłw dół i uderzył gazetę grzbietami palców. Bezustannie gawę-dzą o tym przez telefon, wysyłają i odbierają e-maile, rozma-wiają o tym, ile chcieliby dostać za przegranie meczu, i podająnazwiska zawodników, którzy są gotowi w tym pomóc. Prze-kręcił kluczyk, uruchomił silnik i odepchnął się od riva, kieru-jąc się na Canale Grande.Skręcili w prawo, by wrócić do komendy.Foa wyczerpał swójzasób komentarzy dotyczących piłki nożnej oraz ducha sporto-wego, ale Brunetti zastanawiał się, czy może być nadal zainte-resowany pogawędką. To palazzo należy do rodziny nazwiskiem Lembo zaczął. Słyszałeś może o nich?Wodna taksówka płynęła prosto na nich, ponieważ jej pilotrozmawiał przez telefonino.Nie zdejmując ręki ze steru, Foazatrąbił ostro syreną.Pilot podniósł głowę, zauważył ich, upu-ścił telefonino i szybko skręcił w prawo. Głupi drań rzucił Foa, gdy łodzie się wyminęły. Tak powiedział, zapominając o taksówce. Dużo? Wystarczająco.Niech mi pan da jeden dzień, a będę wie-dział o wiele więcej. Odwrócił się i uśmiechnął do Brunettie-go, niezdolny ukryć zadowolenia z faktu, że został potraktowa-ny jak prawdziwy policjant.Brunetti z przyjemnością stał i obserwował budynki i światło,tak jak często zauroczony ich zwyczajnym, nieskończonympięknem.Kamień, niebo, złoto, marmur, przestrzeń, proporcje,chaos, nieład, chwała.Wpłynęli do przystani.Foa zgasił silnik i bez wysiłku zarzuciłlinę cumowniczą na słupek, a potem wyskoczył na brzeg i wy-ciągnął rękę do Brunettiego.Drugi raz tego dnia młodszy męż-czyzna podawał mu rękę; Brunetti lekko ujął wyciągniętą dłońi wyskoczył na riva.*Uznał, że już czas, by rzucić signorinie Elettrze trochę świeże-go mięsa, więc zajrzał do jej pokoju.Nie było jej przy biurku,ale drzwi do gabinetu Patty były otwarte, a Brunetti słyszał ześrodka głosy, z których jeden należał do sekretarki.Mógł sta-nąć przy drzwiach i posłuchać, o czym mowa, ale ten pomysłmu się nie spodobał; za chwilę zacznie przeszukiwać pliki w jejkomputerze, wykorzystując umiejętności, których go nauczyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Dwaj mężczyzni weszli do baru i zamówili kawę.Barman ob-służył ich i szybko wrócił do Brunettiego.Podniósł kieliszek,który przetarł ręcznikiem. Jak ludzie nazywali tego Lembo? zapytał Brunetti, jakbymiał to określenie na końcu języka, ale potrzebował odrobinypomocy kogoś z lepszą pamięcią. Księciem czegośtam? Królem odparł barman, zadowolony, że wie to jako pierw-szy. Królem miedzi.Brunetti uśmiechnął się z aprobatą. Oczywiście.Dziękuję. Powtórzył tę nazwę, tak jak zwyklerobią to ludzie. Król miedzi. Potrząsnął głową nad nieco-dziennością tego określenia.Dokończył tramezzino i nie zamó-wił następnego, ponieważ nie chciał, by barman ruszył sięz miejsca. Mój ojciec skłamał Brunetti opowiadał mi dawniejo nim. Ciągnął dalej, jakby pozwalał wspomnieniom na są-czenie się do jego głowy. Miał łódz.to znaczy mój ojciec.i zabierał go. Urwał i pozwolił, by na jego twarzy odbiło sięgłębokie zakłopotanie. Nie pamiętam, czy na ryby, czy możena Piazzale Roma. Potrząsnął głową, by podkreślić, że wiekodbiera nam tak wiele wspomnień. Opowiadał o jego cór-kach.Jedna z nich była mniej więcej w moim wieku i powtarzałmi, że powinienem być choć trochę taki jak ona: spokojniejszyi bardziej posłuszny. To na pewno była Lucrezia powiedział barman.W oczach Brunettiego pojawiła się radość. Tak, oczywiście.Tak miała na imię. Spojrzał przelotniew oczy barmana i dodał: Nigdy jej nie spotkałem, ale muszęsię przyznać, że czasem miałem ochotę popłynąć razem z ojcemłodzią i wrzucić ją do wody. Roześmiał się, spojrzał na swojebuty i potrząsnął głową. Dlaczego?Z uśmiechem pokazującym, że zainteresowanie barmana jegorodzinnymi wspomnieniami sprawia mu przyjemność, Brunettiwyjaśnił: Ponieważ mój ojciec tyle o niej mówił.Mówił, że jest takai jeszcze inna, że ma wszystko, czego ja nie miałem. Czy pana ojciec jeszcze żyje? Barman zaskoczył go tympytaniem. Nie, dlaczego? Ponieważ gdyby żył, mógłby mu pan powiedzieć, że się my-lił.Brunetti uśmiechnął się z udanym zaskoczeniem. Obawiam się, że nie rozumiem. Jest pan szanowanym człowiekiem.Policjantem, prawda? zapytał mężczyzna. Jestem policjantem przyznał Brunetti. Nie wiem czyszanowanym. Cóż, Lucrezia z pewnością nie jest szanowana.Brunetti po raz kolejny sprawiał wrażenie zaskoczonego i, jakstarał się pokazać, odrobinę zatroskanego. Co się stało? Mężczyzni.Alkohol.Kłopoty z dziećmi.Rozwód. Przykro mi to słyszeć powiedział Brunetti, mówiąc tak,jakby właśnie dostał złe wieści o dawnym przyjacielu.Potempostanowił zaryzykować. Cieszę się, że mój ojciec się o tymnie dowiedział. Nikt nie ma ochoty słuchać złych rzeczy o ludziach, którychlubi, prawda? zapytał barman. Nie, na pewno nie. Brunetti potrząsnął głową i odpowie-dział na wyświechtany frazes innym wyświechtanym frazesem. Ale życie bywa zabawne: mówi nam rzeczy, których nie chce-my słyszeć. Potrząsnął głową i doszedłszy do wniosku, że naj-lepiej postąpi, nie zadając dalszych pytań, sięgnął do kieszenii wyjął garść drobnych.Zapytał, ile płaci, zostawił większą kwo-tę na ladzie, podziękował barmanowi za poświęcony mu czasi wyszedł z baru.Foa siedział na pokładzie, pochylony nad La Gazzetta delloSport , i wyglądał, jakby miał ochotę raczej ją zjeść, niż czytać.Gdy usłyszał kroki Brunettiego, wyciągnął rękę ponad szczelinąprzy brzegu, by pomóc mu wsiąść na łódz. Jakiś nowy skandal? zapytał Brunetti, wskazując ogrom-ne nagłówki.Foa złożył gazetę i schował ją pod pulpit. To dziwne, commissario powiedział, przechodząc obokBrunettiego, by odwiązać cumę. Wszyscy wiemy, że to uda-wanie, że wszystkie mecze są ustawione, ale można by pomy-śleć, że będą lepiej trzymać to, co robią, w tajemnicy. Sięgnąłw dół i uderzył gazetę grzbietami palców. Bezustannie gawę-dzą o tym przez telefon, wysyłają i odbierają e-maile, rozma-wiają o tym, ile chcieliby dostać za przegranie meczu, i podająnazwiska zawodników, którzy są gotowi w tym pomóc. Prze-kręcił kluczyk, uruchomił silnik i odepchnął się od riva, kieru-jąc się na Canale Grande.Skręcili w prawo, by wrócić do komendy.Foa wyczerpał swójzasób komentarzy dotyczących piłki nożnej oraz ducha sporto-wego, ale Brunetti zastanawiał się, czy może być nadal zainte-resowany pogawędką. To palazzo należy do rodziny nazwiskiem Lembo zaczął. Słyszałeś może o nich?Wodna taksówka płynęła prosto na nich, ponieważ jej pilotrozmawiał przez telefonino.Nie zdejmując ręki ze steru, Foazatrąbił ostro syreną.Pilot podniósł głowę, zauważył ich, upu-ścił telefonino i szybko skręcił w prawo. Głupi drań rzucił Foa, gdy łodzie się wyminęły. Tak powiedział, zapominając o taksówce. Dużo? Wystarczająco.Niech mi pan da jeden dzień, a będę wie-dział o wiele więcej. Odwrócił się i uśmiechnął do Brunettie-go, niezdolny ukryć zadowolenia z faktu, że został potraktowa-ny jak prawdziwy policjant.Brunetti z przyjemnością stał i obserwował budynki i światło,tak jak często zauroczony ich zwyczajnym, nieskończonympięknem.Kamień, niebo, złoto, marmur, przestrzeń, proporcje,chaos, nieład, chwała.Wpłynęli do przystani.Foa zgasił silnik i bez wysiłku zarzuciłlinę cumowniczą na słupek, a potem wyskoczył na brzeg i wy-ciągnął rękę do Brunettiego.Drugi raz tego dnia młodszy męż-czyzna podawał mu rękę; Brunetti lekko ujął wyciągniętą dłońi wyskoczył na riva.*Uznał, że już czas, by rzucić signorinie Elettrze trochę świeże-go mięsa, więc zajrzał do jej pokoju.Nie było jej przy biurku,ale drzwi do gabinetu Patty były otwarte, a Brunetti słyszał ześrodka głosy, z których jeden należał do sekretarki.Mógł sta-nąć przy drzwiach i posłuchać, o czym mowa, ale ten pomysłmu się nie spodobał; za chwilę zacznie przeszukiwać pliki w jejkomputerze, wykorzystując umiejętności, których go nauczyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]