[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To najlepsza pora.Przy okazji przejrzymypapiery dotyczące majątku twojego ojca.- Dobrze, skoro to konieczne.Musisz wiedzieć, że wszystkie sprawy prawnicze to dla mnie czarnamagia.Dobrze, że ojciec ciebie wybrał na wykonawcę testamentu.- Gdybyś musiała, to dałabyś sobie radę - rzekł Bannon, zgrabnie wymijając inne tańczące pary.- Z wielkim trudem.- Zastanowiła się przez chwilę, a potem dodała: - Chociaż po tym, ileformularzy i najrozmaitszych papierków musiałam wypełnić dla mamy, powinnam już nabraćwprawy.- Jak ona się czuje?- Cały czas tak samo.Lekarze mówią, że może żyć jeszcze wiele lat.Ale nigdy nie będzie mogławrócić do domu.- Kit.60Zauważyła w jego oczach wyraz żalu i współczucia.- Nie chcę o tym mówić.Nie dzisiaj.- Potrząsnęła stanowczo głową.- W porządku.- Czuł, że stawianie dalszych pytań byłoby nietaktem.Nie mógł jednak przestać myśleć o tym, czemu musiała stawić czoło w ciągu ostatnich dziewięciumiesięcy, które upłynęły od śmierci ojca - nagłym kłopotom związanym z pogorszeniem stanuzdrowia matki i morderczym wymogom kariery filmowej.Podziwiał ją za dzielność i pogodę ducha.Przyciągnął ją lekko do siebie; poczuł subtelny zapach perfum.Odległym echem powróciły dawneuczucia i namiętności.Wirowali w tańcu, dopasowując kroki z łatwością ludzi, którzy tańczyli ze sobącałe życie.Sondra przystanęła przy drzwiach na taras poirytowana widokiem nowojorskiego finansistyGeorge a Greenbauma towarzyszącego J.D.Lassiterowi.Mogła się domyślać, o czym rozmawiają.Tego wieczoru George zanudzał wszystkich popisując się wiedzą na temat kulis politykiWaszyngtonu.Lassiter wydawał się jednak słuchać z zainteresowaniem, co oznaczało, że nie należymu teraz przeszkadzać.Doszła do wniosku, że stojąc w tym samym miejscu może sprawić wrażenie, iż czeka na audiencję uLassitera, postanowiła więc zmienić plan.Drzwi wychodziły na taras, w którego centralnym punkcieznajdowała się dyskretnie oświetlona fontanna.W ciemności poruszały się ludzkie sylwetki zjarzącymi punkcikami papierosów w dłoniach.Sondra nie miała ochoty na błahe rozmowy - odwróciłasię, zamierzając wrócić na salę, gdy zauważyła mijającego ją Johna Travisa niecierpliwym gestemsięgającego do kieszeni po papierosy.- Cześć, John, miło cię widzieć - osadziła go w miejscu, starając się nie zauważać wyrazupoirytowania w jego oczach.- Sondra! - Wyjął rękę z kieszeni.Przywitał się całując ją w policzek.- Wyglądasz świetnie, jakzwykle.- Cofnął się o krok, by móc się jej lepiej przyjrzeć.- Dobrze ci w czerni.Ale jak możeszwyglądać zle z tym księżycowym światłem na włosach?- A ty wciąż jesteś uwodzicielski.- Sondra uśmiechnęła się uprzejmie, słysząc zdawkowykomplement.- Zastanawiałam się, czy jesteś.Tak rzadko przyjeżdżasz teraz do Aspen.Nie wiem, poco sprzedałam ci ten dom w Starwood.- Jestem strasznie zajęty.- Było w niej coś, co przypominało mu kota syjamskiego z pomalowanymipazurami.- No tak, wszyscy mówią o tym filmie, który będziecie tutaj kręcić zimą.- Kątem oka Sondradostrzegła, że George Greenbaum rozmawia już z kimś innym.Odwróciła się nieznacznie i udając, żezauważyła Lassitera po raz pierwszy, powiedziała:- O, widzę Lassitera.Przeproszę cię, Johnie.Chciałabym zamienić z nim dwa słowa.- Oczywiście.- Zrobił krok w stronę drzwi na taras.- Jeśli moja agencja będzie mogła pomóc w znalezieniu miejsc dla ekipy, daj mi znać.- Obiecuję.- John wyszedł na taras, a Sondra odwróciła się, zapominając o nim i skupiając uwagęwyłącznie na Lassiterze.- Dobry wieczór.- Podeszła do słynnego miliardera i podała mu dłoń na powitanie.- Chciałabym po-gratulować panu tak wspaniałego przyjęcia.Atmosfera, jedzenie, wino, muzyka, dobór gości -wszystko jest wspaniałe.Prawie nikt dotąd nie wyszedł.Sama nie urządziłabym tego lepiej.- W pani ustach brzmi to jak najwyższa pochwała, Sondro - odpowiedział.Protekcjonalny ton jego głosu był wysoce irytujący, lecz zmusiła się do uśmiechu.- Jest pan zbyt uprzejmy.- Nonsens - zaprzeczył Lassiter, lecz jego uśmiech mówił coś innego.Sondra roztropnie starała się tego nie zauważać.- Miałam zamiar do pana dzisiaj zadzwonić - powiedziała.- Lecz spodziewałam się spotkać pana naprzyjęciu.- Tak? - Uniósł brwi na znak lekkiego zainteresowania.- Moja firma otrzymała wyjątkową ofertę sprzedaży wspaniałej nieruchomości w centrum Aspen.Cały kompleks budynków.Oczywiście natychmiast pomyślałam o panu.- Nie jestem zainteresowany - przerwał ostro.Nie spodziewała się tak zdecydowanej odprawy.Była jednak zbyt doświadczona, żeby okazaćzaskoczenie.Uśmiechnęła się, udając lekkie rozbawienie.61- Zapewne będzie pan, gdy pan usłyszy, w jakim to jest miejscu - powiedziała z pewnością w głosie.- Nie sądzę.- Zarówno jego głos, jak i postawa wyrażały obojętność.Nadal się uśmiechając, starała się nie przyjmować tych słów do wiadomości.- Chyba pan nie myśli tak naprawdę?- A dlaczego miałbym nie myśleć? - wybuchnął.- Ile już razy po tym, jak sprzedała mi pani dom naRed Mountain, kontaktowała się pani ze mną, proponując kupno jakiejś nieruchomości?- Kilka.- Odwzajemniła jego chłodne spojrzenie.- I za każdym razem mówiłem pani, że nie jestem zainteresowany.Wydawało mi się, że powinna jużpani zrozumieć.- Ale.Uniósł rękę.- Proszę mi oszczędzić tej reklamy i zachować ją dla kogoś innego.Może Marvin Davis albo Trumpbyliby zadowoleni z posiadania kompleksu budynków w Aspen.Ale nie ja.Interesuje mnie wyłączniedrugie Aspen.Sondra zdała sobie nagle sprawę, że nie doceniła rozmiarów próżności Lassitera.- Będę o tym pamiętać - powiedziała półgłosem.- Bardzo dobrze - rzekł, splatając ręce do tyłu.Było w tym geście coś królewskiego, podobnie jak wsposobie przyglądania się tańczącym spod wyniośle przymkniętych powiek.- Czy to Bannon tańczy z aktorką grającą główną rolę w moim nowym filmie?Sondra spojrzała na parkiet.Rzuciła okiem na jasnowłosą partnerkę Bannona i gorączkowo wpiła sięwzrokiem w jego uśmiechniętą, rozmarzoną twarz.Poczuła nagle ostre ukłucie zazdrości widząc, wjaki sposób patrzy na trzymaną w ramionach kobietę.- Tak, to Bannon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.To najlepsza pora.Przy okazji przejrzymypapiery dotyczące majątku twojego ojca.- Dobrze, skoro to konieczne.Musisz wiedzieć, że wszystkie sprawy prawnicze to dla mnie czarnamagia.Dobrze, że ojciec ciebie wybrał na wykonawcę testamentu.- Gdybyś musiała, to dałabyś sobie radę - rzekł Bannon, zgrabnie wymijając inne tańczące pary.- Z wielkim trudem.- Zastanowiła się przez chwilę, a potem dodała: - Chociaż po tym, ileformularzy i najrozmaitszych papierków musiałam wypełnić dla mamy, powinnam już nabraćwprawy.- Jak ona się czuje?- Cały czas tak samo.Lekarze mówią, że może żyć jeszcze wiele lat.Ale nigdy nie będzie mogławrócić do domu.- Kit.60Zauważyła w jego oczach wyraz żalu i współczucia.- Nie chcę o tym mówić.Nie dzisiaj.- Potrząsnęła stanowczo głową.- W porządku.- Czuł, że stawianie dalszych pytań byłoby nietaktem.Nie mógł jednak przestać myśleć o tym, czemu musiała stawić czoło w ciągu ostatnich dziewięciumiesięcy, które upłynęły od śmierci ojca - nagłym kłopotom związanym z pogorszeniem stanuzdrowia matki i morderczym wymogom kariery filmowej.Podziwiał ją za dzielność i pogodę ducha.Przyciągnął ją lekko do siebie; poczuł subtelny zapach perfum.Odległym echem powróciły dawneuczucia i namiętności.Wirowali w tańcu, dopasowując kroki z łatwością ludzi, którzy tańczyli ze sobącałe życie.Sondra przystanęła przy drzwiach na taras poirytowana widokiem nowojorskiego finansistyGeorge a Greenbauma towarzyszącego J.D.Lassiterowi.Mogła się domyślać, o czym rozmawiają.Tego wieczoru George zanudzał wszystkich popisując się wiedzą na temat kulis politykiWaszyngtonu.Lassiter wydawał się jednak słuchać z zainteresowaniem, co oznaczało, że nie należymu teraz przeszkadzać.Doszła do wniosku, że stojąc w tym samym miejscu może sprawić wrażenie, iż czeka na audiencję uLassitera, postanowiła więc zmienić plan.Drzwi wychodziły na taras, w którego centralnym punkcieznajdowała się dyskretnie oświetlona fontanna.W ciemności poruszały się ludzkie sylwetki zjarzącymi punkcikami papierosów w dłoniach.Sondra nie miała ochoty na błahe rozmowy - odwróciłasię, zamierzając wrócić na salę, gdy zauważyła mijającego ją Johna Travisa niecierpliwym gestemsięgającego do kieszeni po papierosy.- Cześć, John, miło cię widzieć - osadziła go w miejscu, starając się nie zauważać wyrazupoirytowania w jego oczach.- Sondra! - Wyjął rękę z kieszeni.Przywitał się całując ją w policzek.- Wyglądasz świetnie, jakzwykle.- Cofnął się o krok, by móc się jej lepiej przyjrzeć.- Dobrze ci w czerni.Ale jak możeszwyglądać zle z tym księżycowym światłem na włosach?- A ty wciąż jesteś uwodzicielski.- Sondra uśmiechnęła się uprzejmie, słysząc zdawkowykomplement.- Zastanawiałam się, czy jesteś.Tak rzadko przyjeżdżasz teraz do Aspen.Nie wiem, poco sprzedałam ci ten dom w Starwood.- Jestem strasznie zajęty.- Było w niej coś, co przypominało mu kota syjamskiego z pomalowanymipazurami.- No tak, wszyscy mówią o tym filmie, który będziecie tutaj kręcić zimą.- Kątem oka Sondradostrzegła, że George Greenbaum rozmawia już z kimś innym.Odwróciła się nieznacznie i udając, żezauważyła Lassitera po raz pierwszy, powiedziała:- O, widzę Lassitera.Przeproszę cię, Johnie.Chciałabym zamienić z nim dwa słowa.- Oczywiście.- Zrobił krok w stronę drzwi na taras.- Jeśli moja agencja będzie mogła pomóc w znalezieniu miejsc dla ekipy, daj mi znać.- Obiecuję.- John wyszedł na taras, a Sondra odwróciła się, zapominając o nim i skupiając uwagęwyłącznie na Lassiterze.- Dobry wieczór.- Podeszła do słynnego miliardera i podała mu dłoń na powitanie.- Chciałabym po-gratulować panu tak wspaniałego przyjęcia.Atmosfera, jedzenie, wino, muzyka, dobór gości -wszystko jest wspaniałe.Prawie nikt dotąd nie wyszedł.Sama nie urządziłabym tego lepiej.- W pani ustach brzmi to jak najwyższa pochwała, Sondro - odpowiedział.Protekcjonalny ton jego głosu był wysoce irytujący, lecz zmusiła się do uśmiechu.- Jest pan zbyt uprzejmy.- Nonsens - zaprzeczył Lassiter, lecz jego uśmiech mówił coś innego.Sondra roztropnie starała się tego nie zauważać.- Miałam zamiar do pana dzisiaj zadzwonić - powiedziała.- Lecz spodziewałam się spotkać pana naprzyjęciu.- Tak? - Uniósł brwi na znak lekkiego zainteresowania.- Moja firma otrzymała wyjątkową ofertę sprzedaży wspaniałej nieruchomości w centrum Aspen.Cały kompleks budynków.Oczywiście natychmiast pomyślałam o panu.- Nie jestem zainteresowany - przerwał ostro.Nie spodziewała się tak zdecydowanej odprawy.Była jednak zbyt doświadczona, żeby okazaćzaskoczenie.Uśmiechnęła się, udając lekkie rozbawienie.61- Zapewne będzie pan, gdy pan usłyszy, w jakim to jest miejscu - powiedziała z pewnością w głosie.- Nie sądzę.- Zarówno jego głos, jak i postawa wyrażały obojętność.Nadal się uśmiechając, starała się nie przyjmować tych słów do wiadomości.- Chyba pan nie myśli tak naprawdę?- A dlaczego miałbym nie myśleć? - wybuchnął.- Ile już razy po tym, jak sprzedała mi pani dom naRed Mountain, kontaktowała się pani ze mną, proponując kupno jakiejś nieruchomości?- Kilka.- Odwzajemniła jego chłodne spojrzenie.- I za każdym razem mówiłem pani, że nie jestem zainteresowany.Wydawało mi się, że powinna jużpani zrozumieć.- Ale.Uniósł rękę.- Proszę mi oszczędzić tej reklamy i zachować ją dla kogoś innego.Może Marvin Davis albo Trumpbyliby zadowoleni z posiadania kompleksu budynków w Aspen.Ale nie ja.Interesuje mnie wyłączniedrugie Aspen.Sondra zdała sobie nagle sprawę, że nie doceniła rozmiarów próżności Lassitera.- Będę o tym pamiętać - powiedziała półgłosem.- Bardzo dobrze - rzekł, splatając ręce do tyłu.Było w tym geście coś królewskiego, podobnie jak wsposobie przyglądania się tańczącym spod wyniośle przymkniętych powiek.- Czy to Bannon tańczy z aktorką grającą główną rolę w moim nowym filmie?Sondra spojrzała na parkiet.Rzuciła okiem na jasnowłosą partnerkę Bannona i gorączkowo wpiła sięwzrokiem w jego uśmiechniętą, rozmarzoną twarz.Poczuła nagle ostre ukłucie zazdrości widząc, wjaki sposób patrzy na trzymaną w ramionach kobietę.- Tak, to Bannon [ Pobierz całość w formacie PDF ]