[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gest tenprzywodził na myśl starego myśliwego, który poklepuje, nieomal z miłością swojąwysłu\oną, nigdy nie zawodzącą w potrzebie, strzelbę.- Rozumiem - stwierdziłem.Upodobanie komisarza do tradycyjnej dedukcji sprawiło,\e poczułem do niego sympatię.- A skoro ju\ wspomniałem o ruszaniu głową - powiedział komisarz - mam dla panajeszcze jedną zagadkę.Rankiem, następnego dnia po włamaniu, gdy skończyliśmy ju\sprawdzać kościół, przeczesaliśmy cmentarz.Znalazłem wówczas coś dziwnego.W kilkumiejscach parku znalazłem zmieszane z ziemią i piaskiem albo przylepione na liściachbluszczu ziarna jakiegoś szarego i czerwonego pyłu.W niektórych miejscach było ich więcej,w innych mniej.Nie potrafiłem odszyfrować ich znaczenia, nie miałem zresztą na to czasu.Oprócz kradzie\y Biblii Lutra, nadzoruję jeszcze kilka innych spraw.Zresztą zejdzmy trochęze ście\ki, to sam pan zobaczy ten pył.Komisarz poprowadził mnie w głąb zarośniętego cmentarza.Zatrzymał się po chwiliw tym samym miejscu, gdzie przed kilkudziesięcioma minutami zobaczyliśmy go z pastorem,jak przykucał i rozcierał coś w palcach.Kucnął znowu i wskazał na lekko poszarpane ipogniecione liście bluszczu, w kilku miejscach nakrapiane drobinami jakiegoś szarego pyłu.Wyciągnąłem rękę, najpierw spojrzawszy na komisarza, który przyzwalająco kiwnął głową, izebrałem kilka ziarenek pyłu na palec.Spróbowałem.Suchy, chemiczny, przypominającytrochę dentystyczne preparaty smak.- Tynk? - spojrzałem na Jachimowicza.Komisarz kiwnął głową i powiedział:- Wczoraj wieczorem po kolacji miałem chwilę i jak zwykle wróciły do mnie ró\nezapomniane w codziennym biegu myśli.Przypomniałem sobie równie\ o tamtym porannymodkryciu, a \e pełny \ołądek, przynajmniej w moim wypadku, doskonale poprawia wydajnośćszarych komórek, wpadłem na pewien pomysł.Dlatego przyjechałem tu dzisiaj od razu, gdytylko wypuściły mnie ze swych macek poranne biurowe konieczności niecierpiące zwłoki.- I co pan odkrył?- Zanim o tym powiem, dodam jeszcze, \e czerwony pył, o którym wcześniejwspomniałem, to mączka ceglana.Bardzo ziarnista zresztą.Oczywiście to tylko przybli\onewyniki.Moje ekspertyzy, podobnie jak pan przed chwilą, opieram tylko na odczuciachkubków smakowych.Wyniki z laboratorium przyjdą dopiero jutro, ale myślę, \e akurat w tejsprawie się nie mylę - Jachimowicz ściągnął brwi, a oczy błysnęły mu na sekundęrozbawieniem.Chocia\ komisarz miał dopiero czterdzieści lat, nale\ał ju\ ewidentnie do starejgwardii, ceniącej bardziej od technologicznych nowinek - ulubionego konika większościmłodych absolwentów szkół policyjnych - stare metody, których centrum był nie komputer, aczłowiek.Jego zmysły, intuicja i, przede wszystkim, umysł - element w ka\dym śledztwieniezastąpiony i jako jedyny zdolny spajać w całość zupełnie niezwiązane ze sobą osoby,zdarzenia i miejsca, zdolny myśleć nieszablonowo, a nawet nielogicznie i w ten sposóbodtwarzać sposób działania przestępcy, który oprócz planu kieruje się często emocją.Zdolnywreszcie wypełniać puste miejsca domysłami, podczas gdy komputer pozbawiony danych jestw stanie co najwy\ej wyświetlić komunikat o błędzie.Przez lata pracy u boku Pana Samochodzika często korzystałem z pomocy rozmaitychmaszyn - komputerów, nowoczesnego ekwipunku śledczego czy wehikułu.Komputeryznacznie ułatwiały wyszukiwanie niezbędnych informacji i komunikację, noktowizorpozwalał zobaczyć to, co skrywały mroki nocy, podsłuchy dawały dostęp do tajnych rozmów,GPS namierzał wrogów co do metra, a wehikuł pozwalał ich dogonić i schwytać.Zawsze jednak wiedziałem, \e w ostatecznym rachunku liczy się tylkodetektywistyczne zacięcie, umiejętność kojarzenia faktów i dedukcja.Gdyby pozbawionomnie mechanicznych i elektronicznych pomocników , przy odpowiednim natę\aniu szarychkomórek byłem w stanie rozwikłać ka\dą sprawę: nadrobić stratę czasu spowodowanąbrakiem samochodu przewidywaniem kolejnych kroków przeciwnika, domyślić się, cokonkurencja robi w nocy i o czym rozmawia w ukryciu.W miarę upływu lat spędzanych w Departamencie Ochrony Zabytków zdawałemsobie coraz jaśniej sprawę z tego, \e nadmiar gad\etów rozprasza, ka\e skupiać uwagę natechnologii, a nie na sprawie, której owa technologia ma słu\yć.Dlatego coraz rzadziejzabierałem ze sobą w słu\bowe podró\e laptop i resztę sprzętu, nie rezygnując właściwietylko z wehikułu, który dawał realną i trudną do zastąpienia czym innym przewagę podczasrozmaitych pościgów.Dlatego te\ tak bardzo przypadła mi do gustu postawa komisarzaJachimowicza.- Dopiero wczoraj wieczorem skojarzyłem fakty - powiedział policjant wstając zkucek.Obrócił się i rozło\onymi rękami wskazał na dwa grobowce stojące kilka metrów odnas, pod murem.Te same, pomiędzy którymi wcześniej chodził z wzrokiem wbitym wziemię.Jeden był szary, drugi czerwony.- Podejdzmy bli\ej - zachęcił mnie komisarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Gest tenprzywodził na myśl starego myśliwego, który poklepuje, nieomal z miłością swojąwysłu\oną, nigdy nie zawodzącą w potrzebie, strzelbę.- Rozumiem - stwierdziłem.Upodobanie komisarza do tradycyjnej dedukcji sprawiło,\e poczułem do niego sympatię.- A skoro ju\ wspomniałem o ruszaniu głową - powiedział komisarz - mam dla panajeszcze jedną zagadkę.Rankiem, następnego dnia po włamaniu, gdy skończyliśmy ju\sprawdzać kościół, przeczesaliśmy cmentarz.Znalazłem wówczas coś dziwnego.W kilkumiejscach parku znalazłem zmieszane z ziemią i piaskiem albo przylepione na liściachbluszczu ziarna jakiegoś szarego i czerwonego pyłu.W niektórych miejscach było ich więcej,w innych mniej.Nie potrafiłem odszyfrować ich znaczenia, nie miałem zresztą na to czasu.Oprócz kradzie\y Biblii Lutra, nadzoruję jeszcze kilka innych spraw.Zresztą zejdzmy trochęze ście\ki, to sam pan zobaczy ten pył.Komisarz poprowadził mnie w głąb zarośniętego cmentarza.Zatrzymał się po chwiliw tym samym miejscu, gdzie przed kilkudziesięcioma minutami zobaczyliśmy go z pastorem,jak przykucał i rozcierał coś w palcach.Kucnął znowu i wskazał na lekko poszarpane ipogniecione liście bluszczu, w kilku miejscach nakrapiane drobinami jakiegoś szarego pyłu.Wyciągnąłem rękę, najpierw spojrzawszy na komisarza, który przyzwalająco kiwnął głową, izebrałem kilka ziarenek pyłu na palec.Spróbowałem.Suchy, chemiczny, przypominającytrochę dentystyczne preparaty smak.- Tynk? - spojrzałem na Jachimowicza.Komisarz kiwnął głową i powiedział:- Wczoraj wieczorem po kolacji miałem chwilę i jak zwykle wróciły do mnie ró\nezapomniane w codziennym biegu myśli.Przypomniałem sobie równie\ o tamtym porannymodkryciu, a \e pełny \ołądek, przynajmniej w moim wypadku, doskonale poprawia wydajnośćszarych komórek, wpadłem na pewien pomysł.Dlatego przyjechałem tu dzisiaj od razu, gdytylko wypuściły mnie ze swych macek poranne biurowe konieczności niecierpiące zwłoki.- I co pan odkrył?- Zanim o tym powiem, dodam jeszcze, \e czerwony pył, o którym wcześniejwspomniałem, to mączka ceglana.Bardzo ziarnista zresztą.Oczywiście to tylko przybli\onewyniki.Moje ekspertyzy, podobnie jak pan przed chwilą, opieram tylko na odczuciachkubków smakowych.Wyniki z laboratorium przyjdą dopiero jutro, ale myślę, \e akurat w tejsprawie się nie mylę - Jachimowicz ściągnął brwi, a oczy błysnęły mu na sekundęrozbawieniem.Chocia\ komisarz miał dopiero czterdzieści lat, nale\ał ju\ ewidentnie do starejgwardii, ceniącej bardziej od technologicznych nowinek - ulubionego konika większościmłodych absolwentów szkół policyjnych - stare metody, których centrum był nie komputer, aczłowiek.Jego zmysły, intuicja i, przede wszystkim, umysł - element w ka\dym śledztwieniezastąpiony i jako jedyny zdolny spajać w całość zupełnie niezwiązane ze sobą osoby,zdarzenia i miejsca, zdolny myśleć nieszablonowo, a nawet nielogicznie i w ten sposóbodtwarzać sposób działania przestępcy, który oprócz planu kieruje się często emocją.Zdolnywreszcie wypełniać puste miejsca domysłami, podczas gdy komputer pozbawiony danych jestw stanie co najwy\ej wyświetlić komunikat o błędzie.Przez lata pracy u boku Pana Samochodzika często korzystałem z pomocy rozmaitychmaszyn - komputerów, nowoczesnego ekwipunku śledczego czy wehikułu.Komputeryznacznie ułatwiały wyszukiwanie niezbędnych informacji i komunikację, noktowizorpozwalał zobaczyć to, co skrywały mroki nocy, podsłuchy dawały dostęp do tajnych rozmów,GPS namierzał wrogów co do metra, a wehikuł pozwalał ich dogonić i schwytać.Zawsze jednak wiedziałem, \e w ostatecznym rachunku liczy się tylkodetektywistyczne zacięcie, umiejętność kojarzenia faktów i dedukcja.Gdyby pozbawionomnie mechanicznych i elektronicznych pomocników , przy odpowiednim natę\aniu szarychkomórek byłem w stanie rozwikłać ka\dą sprawę: nadrobić stratę czasu spowodowanąbrakiem samochodu przewidywaniem kolejnych kroków przeciwnika, domyślić się, cokonkurencja robi w nocy i o czym rozmawia w ukryciu.W miarę upływu lat spędzanych w Departamencie Ochrony Zabytków zdawałemsobie coraz jaśniej sprawę z tego, \e nadmiar gad\etów rozprasza, ka\e skupiać uwagę natechnologii, a nie na sprawie, której owa technologia ma słu\yć.Dlatego coraz rzadziejzabierałem ze sobą w słu\bowe podró\e laptop i resztę sprzętu, nie rezygnując właściwietylko z wehikułu, który dawał realną i trudną do zastąpienia czym innym przewagę podczasrozmaitych pościgów.Dlatego te\ tak bardzo przypadła mi do gustu postawa komisarzaJachimowicza.- Dopiero wczoraj wieczorem skojarzyłem fakty - powiedział policjant wstając zkucek.Obrócił się i rozło\onymi rękami wskazał na dwa grobowce stojące kilka metrów odnas, pod murem.Te same, pomiędzy którymi wcześniej chodził z wzrokiem wbitym wziemię.Jeden był szary, drugi czerwony.- Podejdzmy bli\ej - zachęcił mnie komisarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]