[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ania, jak większość wykonawców, wolałaśpiewać po południu lub w nocy.Głos jest wtedy rozgrzany, pełniejszy.Mówiłam jej: Aniu,jesteś śliczna, pięknie śpiewasz. Och, jestem jednak za wysoka, to mnie peszy.Mogło peszyć w zespole, kiedy stawała obok dyrygenta.Rozumiałam ten kompleks,ale miała przecież zgrabną sylwetkę, bardzo ładną jasną cerę (czasem pojawiał się jednakrumieniec!), piękne zęby, duże niebieskie oczy, zgrabne długie nogi i delikatne dłonie.Miałapiękny kolor włosów, które najczęściej splatała w warkocz.W ogóle podobała mi się.Bardzo powściągliwa w gestach, od razu widać było klasę i szlachetność.Była damą.Nigdy nie wygłupiała się na scenie.Poruszała się dystyngowanie, trochę majestatycznie.Na początku swej kariery była pełna radości.Tańczące Eurydyki były natchnione -wyśpiewywała w nich siebie.Wydaje mi się, że to jedyna jej polska piosenka, w której się wpełni wypowiedziała.Może nawet nie była tego świadoma.Ania nie wywoływała mieszanych uczuć, a dobroć grozi przecież przesłodzeniem,czułostkowością, sentymentalizmem.Jedyne krytyczne uwagi wzbudziła chyba po wypadku,kiedy napisała Człowieczy los.Wówczas pierwszy raz usłyszałam, że nie jest to piosenka namiarę poprzednich, że pojawiło się pewne zgaszenie w głosie, zabrakło radości, wkradł sięsmutek.Pojawił się sentymentalizm.Nie powiedziałabym jednak, że Ania zrobiła sięsentymentalna.Zpiew był jej wielką potrzebą.Leżąc miesiącami w szpitalu, musiała sięczymś zająć.Musiała znalezć dla siebie odpowiednią terapię.Stąd książka Wróć doSorrento?.i kompozycje.Głos różnił się barwą, oddech też już nie był taki sam, ale to cud,że w ogóle przetrwała.Ania śpiewała dynamicznie, miała cudowne frazowanie, piano i forte, pięknecrescenda.Nie pracowałyśmy razem jedynie przy nagrywaniu płyty z ariami Scarlattiego, alesłuchałam tych nagrań i twierdzę, że taką muzykę powinna śpiewać.Operową.Na palcachjednej ręki można policzyć, która z piosenkarek potrafi zaśpiewać arię.Ania miałamuzykalność i jednorodność w głosie.Potrzebny był jej konsultant.Mogłaby się pełniejrozwinąć muzycznie i myślę, że miałaby wtedy większą satysfakcję.Nie miała otoczenia, odktórego mogła się uczyć, bo ona była na wyżynach.Co ciekawe - nie przyjazniła się z nikim z branży.Z nikim nie była naprawdę blisko.Może dlatego nie wiedzieliśmy, że umiera.Nie domyślaliśmy się.Gdyby powiedziano nam,że jest ciężko chora, całe Nagrania by ją odwiedzały.I pomoglibyśmy.Wiedziałaby, że niejest sama, że ją kochamy.Kiedyś byłyśmy na obiedzie w restauracji Pod Samsonem.Powiedziałam, że lubięczosnek.Parę dni pózniej Ania przyszła do studia z ogromnym zawiniątkiem w koszyku.Rozwinęła papier i oczom naszym ukazała się ogromna ilość kanapek - chyba ze trzydzieści(było nas czworo w ekipie).Zapach czosnku rozszedł się po całym studiu.Malutkie kanapki,cieniutko pokrojony chlebek, masełko, roztarty czosnek.Jak na pikniku! Zrobiła namprawdziwą niespodziankę.Była taka szczęśliwa, że mogła nam przynieść kanapki.Interesowała się wszystkim: czy jadłam obiad, czy mam zajęcia na uczelni (pracowałam naWydziale Reżyserii w PWSM).Ważne było nasze zmęczenie, nasz trud, wszystko, tylko nieona! Kiedy pytałam, czy ją coś boli, odpowiadała jakby z grzeczności, jakby chciałapowiedzieć, że to nieważne, ale jeśli jestem ciekawa, odpowie mi.Często kończyła sentencjąbagatelizującą jej problemy: I tak wszystko jest piękne.Czułam się przy Ani jak uczennica w szkole życia.Jej dzielność mnie zadziwiała.Ani wydawało się, że wszystko przyjdzie samo jako produkt uboczny jej życia iciężkiej pracy.%7łyła po to, by nieść radość innym.Nie obnosiła swej dobroci i szlachetności.Była ogromnie nieśmiała.i ten przepraszający uśmiech.Sam urok!Niektórzy wykonawcy powtarzali i poprawiali w nieskończoność swoje nagranie.Montowaliśmy po dwa słowa.Ciągle im przerywaliśmy, bo fałszowali.Ania często pierwszenagranie miała idealne.Nagrywała całą piosenkę od razu.Delektowałam się, słuchając jejgłosu.Obowiązywały pewne normy: w ciągu godziny trzeba było nagrać minimum minutę.Aona minutę nagrywała w ciągu.minuty! Prosiliśmy, by jeszcze śpiewała, bo mamy dużoczasu.Mówiła tylko: Nie, już dobrze, niech tak zostanie.Nie chcę was męczyć.Inni niechcieli śpiewać po raz kolejny, ponieważ nie potrafili zaśpiewać lepiej lub po prostu nie mielisiły.Ania zaśpiewała trzy, cztery razy - i było dobrze.Mało kto był tak przygotowany donagrania jak ona.A zdarzali się tacy, którzy nie potrafili nawet przeczytać tekstu.Z mężemJaką wspaniałą parę tworzyli ze Zbyszkiem! Był w nią wpatrzony.I bardzo podobny -także powolny i małomówny.Przychodził do studia i czekał na nią godzinami.Ania bywałateż na nagraniach podkładu.Nagrywała swoją warstwę wokalną trzy, cztery razy, a orkiestraswoją dziesięć lub więcej.Potem montowaliśmy.Dla osób, które nie były bezpośredniozaangażowane, jedynie słuchały, było to ogromnie nużące.Kiedy tak nagrywała zmęczona, wdusznym studiu (nie można było otworzyć okna), nie myślała o sobie, żałowała Zbyszka: Odpocznij, pójdz na spacer.Ale on siedział i uśmiechał się do Ani.Gdy po innepiosenkarki przychodzili ich partnerzy, kłócili się, walczyli o powtórki, żeby tylko nie zostałjakiś błąd.U nich było inaczej.To ja prosiłam Anię, by zaśpiewała jeszcze raz.Kiedyprzychodzili do Polskich Nagrań, od razu robiła się inna atmosfera.Gdy się pobrali,powodziło im się dobrze.Ania miała już swoje ukochane koncerty, kupiła mieszkanie naPiaskach, potem urodziła syna.Wydawało się, że nie może być nic piękniejszego, że wreszciewszystko się ułożyło.ROMAN ZIEMLACSKIGitarzysta, akompaniatorNa przełomie roku 1977 i 1978 [w rzeczywistości na przełomie 1979 i 1980] AnnaGerman poszukiwała muzyków na swoje kolejne tourne po europejskiej części ZwiązkuRadzieckiego.Poetka i aktorka Asja Aamtiugina, która znakomicie prowadziła konferansjerkęw czasie tej trasy, zaproponowała mi wyjazd razem z nimi.Zgodziłem się natychmiast.Przypuszczałem, że spotka mnie wielka przygoda.Nie pomyliłem się.Wystąpiliśmy w Kownie, Wilnie, Kijowie, %7łytomierzu, Leningradzie i Moskwie.Wprzerwie koncertu trwającego dwie i pół godziny, kiedy Ania odpoczywała, miałem swójminirecital muzyki klasycznej.Pasował do klimatu piosenek Anny German.Zpiewałaróżnorodny repertuar: włoskie i polskie przeboje oraz dużo piosenek rosyjskich, takżeżartobliwych.Wielu bardzo zdolnych kompozytorów marzyło o tym, by Anna Germanzaśpiewała ich utwór.Po koncercie zabiegali o spotkanie, żeby zagrać jej choćby motywpiosenki.Wywiad z Anną, Przyjazń 1979, nr 27Annę przyjmowano niezwykle wytwornie.Mieszkaliśmy w najbardziej wyszukanychmiejscach.Pamiętam, że w Leningradzie, w Hotelu Europejskim apartament Ani składał się zdwóch olbrzymich salonów umeblowanych antykami.W jednym stał biały fortepian, wdrugim czarny.Była zjawiskiem.Artystką, która wiedzą, talentem i głosem mogła z powodzeniemkonkurować z największymi sławami świata.Moim zdaniem nie była wystarczającodoceniana.To był naprawdę niespotykany głos.Niektórzy uważali Annę za piosenkarkę polsko-rosyjską.Tam przeważniekoncertowała, tam miała rzesze wielbicieli.Trudno opisać, jeśli się tego nie widziało, jakczterotysięczna widownia reagowała na jej śpiew! Takie sceny znamy właściwie tylko zamerykańskich filmów.Pamiętam, że pierwsze nasze koncerty nie odbyły się, bo Anna zle się czuła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ania, jak większość wykonawców, wolałaśpiewać po południu lub w nocy.Głos jest wtedy rozgrzany, pełniejszy.Mówiłam jej: Aniu,jesteś śliczna, pięknie śpiewasz. Och, jestem jednak za wysoka, to mnie peszy.Mogło peszyć w zespole, kiedy stawała obok dyrygenta.Rozumiałam ten kompleks,ale miała przecież zgrabną sylwetkę, bardzo ładną jasną cerę (czasem pojawiał się jednakrumieniec!), piękne zęby, duże niebieskie oczy, zgrabne długie nogi i delikatne dłonie.Miałapiękny kolor włosów, które najczęściej splatała w warkocz.W ogóle podobała mi się.Bardzo powściągliwa w gestach, od razu widać było klasę i szlachetność.Była damą.Nigdy nie wygłupiała się na scenie.Poruszała się dystyngowanie, trochę majestatycznie.Na początku swej kariery była pełna radości.Tańczące Eurydyki były natchnione -wyśpiewywała w nich siebie.Wydaje mi się, że to jedyna jej polska piosenka, w której się wpełni wypowiedziała.Może nawet nie była tego świadoma.Ania nie wywoływała mieszanych uczuć, a dobroć grozi przecież przesłodzeniem,czułostkowością, sentymentalizmem.Jedyne krytyczne uwagi wzbudziła chyba po wypadku,kiedy napisała Człowieczy los.Wówczas pierwszy raz usłyszałam, że nie jest to piosenka namiarę poprzednich, że pojawiło się pewne zgaszenie w głosie, zabrakło radości, wkradł sięsmutek.Pojawił się sentymentalizm.Nie powiedziałabym jednak, że Ania zrobiła sięsentymentalna.Zpiew był jej wielką potrzebą.Leżąc miesiącami w szpitalu, musiała sięczymś zająć.Musiała znalezć dla siebie odpowiednią terapię.Stąd książka Wróć doSorrento?.i kompozycje.Głos różnił się barwą, oddech też już nie był taki sam, ale to cud,że w ogóle przetrwała.Ania śpiewała dynamicznie, miała cudowne frazowanie, piano i forte, pięknecrescenda.Nie pracowałyśmy razem jedynie przy nagrywaniu płyty z ariami Scarlattiego, alesłuchałam tych nagrań i twierdzę, że taką muzykę powinna śpiewać.Operową.Na palcachjednej ręki można policzyć, która z piosenkarek potrafi zaśpiewać arię.Ania miałamuzykalność i jednorodność w głosie.Potrzebny był jej konsultant.Mogłaby się pełniejrozwinąć muzycznie i myślę, że miałaby wtedy większą satysfakcję.Nie miała otoczenia, odktórego mogła się uczyć, bo ona była na wyżynach.Co ciekawe - nie przyjazniła się z nikim z branży.Z nikim nie była naprawdę blisko.Może dlatego nie wiedzieliśmy, że umiera.Nie domyślaliśmy się.Gdyby powiedziano nam,że jest ciężko chora, całe Nagrania by ją odwiedzały.I pomoglibyśmy.Wiedziałaby, że niejest sama, że ją kochamy.Kiedyś byłyśmy na obiedzie w restauracji Pod Samsonem.Powiedziałam, że lubięczosnek.Parę dni pózniej Ania przyszła do studia z ogromnym zawiniątkiem w koszyku.Rozwinęła papier i oczom naszym ukazała się ogromna ilość kanapek - chyba ze trzydzieści(było nas czworo w ekipie).Zapach czosnku rozszedł się po całym studiu.Malutkie kanapki,cieniutko pokrojony chlebek, masełko, roztarty czosnek.Jak na pikniku! Zrobiła namprawdziwą niespodziankę.Była taka szczęśliwa, że mogła nam przynieść kanapki.Interesowała się wszystkim: czy jadłam obiad, czy mam zajęcia na uczelni (pracowałam naWydziale Reżyserii w PWSM).Ważne było nasze zmęczenie, nasz trud, wszystko, tylko nieona! Kiedy pytałam, czy ją coś boli, odpowiadała jakby z grzeczności, jakby chciałapowiedzieć, że to nieważne, ale jeśli jestem ciekawa, odpowie mi.Często kończyła sentencjąbagatelizującą jej problemy: I tak wszystko jest piękne.Czułam się przy Ani jak uczennica w szkole życia.Jej dzielność mnie zadziwiała.Ani wydawało się, że wszystko przyjdzie samo jako produkt uboczny jej życia iciężkiej pracy.%7łyła po to, by nieść radość innym.Nie obnosiła swej dobroci i szlachetności.Była ogromnie nieśmiała.i ten przepraszający uśmiech.Sam urok!Niektórzy wykonawcy powtarzali i poprawiali w nieskończoność swoje nagranie.Montowaliśmy po dwa słowa.Ciągle im przerywaliśmy, bo fałszowali.Ania często pierwszenagranie miała idealne.Nagrywała całą piosenkę od razu.Delektowałam się, słuchając jejgłosu.Obowiązywały pewne normy: w ciągu godziny trzeba było nagrać minimum minutę.Aona minutę nagrywała w ciągu.minuty! Prosiliśmy, by jeszcze śpiewała, bo mamy dużoczasu.Mówiła tylko: Nie, już dobrze, niech tak zostanie.Nie chcę was męczyć.Inni niechcieli śpiewać po raz kolejny, ponieważ nie potrafili zaśpiewać lepiej lub po prostu nie mielisiły.Ania zaśpiewała trzy, cztery razy - i było dobrze.Mało kto był tak przygotowany donagrania jak ona.A zdarzali się tacy, którzy nie potrafili nawet przeczytać tekstu.Z mężemJaką wspaniałą parę tworzyli ze Zbyszkiem! Był w nią wpatrzony.I bardzo podobny -także powolny i małomówny.Przychodził do studia i czekał na nią godzinami.Ania bywałateż na nagraniach podkładu.Nagrywała swoją warstwę wokalną trzy, cztery razy, a orkiestraswoją dziesięć lub więcej.Potem montowaliśmy.Dla osób, które nie były bezpośredniozaangażowane, jedynie słuchały, było to ogromnie nużące.Kiedy tak nagrywała zmęczona, wdusznym studiu (nie można było otworzyć okna), nie myślała o sobie, żałowała Zbyszka: Odpocznij, pójdz na spacer.Ale on siedział i uśmiechał się do Ani.Gdy po innepiosenkarki przychodzili ich partnerzy, kłócili się, walczyli o powtórki, żeby tylko nie zostałjakiś błąd.U nich było inaczej.To ja prosiłam Anię, by zaśpiewała jeszcze raz.Kiedyprzychodzili do Polskich Nagrań, od razu robiła się inna atmosfera.Gdy się pobrali,powodziło im się dobrze.Ania miała już swoje ukochane koncerty, kupiła mieszkanie naPiaskach, potem urodziła syna.Wydawało się, że nie może być nic piękniejszego, że wreszciewszystko się ułożyło.ROMAN ZIEMLACSKIGitarzysta, akompaniatorNa przełomie roku 1977 i 1978 [w rzeczywistości na przełomie 1979 i 1980] AnnaGerman poszukiwała muzyków na swoje kolejne tourne po europejskiej części ZwiązkuRadzieckiego.Poetka i aktorka Asja Aamtiugina, która znakomicie prowadziła konferansjerkęw czasie tej trasy, zaproponowała mi wyjazd razem z nimi.Zgodziłem się natychmiast.Przypuszczałem, że spotka mnie wielka przygoda.Nie pomyliłem się.Wystąpiliśmy w Kownie, Wilnie, Kijowie, %7łytomierzu, Leningradzie i Moskwie.Wprzerwie koncertu trwającego dwie i pół godziny, kiedy Ania odpoczywała, miałem swójminirecital muzyki klasycznej.Pasował do klimatu piosenek Anny German.Zpiewałaróżnorodny repertuar: włoskie i polskie przeboje oraz dużo piosenek rosyjskich, takżeżartobliwych.Wielu bardzo zdolnych kompozytorów marzyło o tym, by Anna Germanzaśpiewała ich utwór.Po koncercie zabiegali o spotkanie, żeby zagrać jej choćby motywpiosenki.Wywiad z Anną, Przyjazń 1979, nr 27Annę przyjmowano niezwykle wytwornie.Mieszkaliśmy w najbardziej wyszukanychmiejscach.Pamiętam, że w Leningradzie, w Hotelu Europejskim apartament Ani składał się zdwóch olbrzymich salonów umeblowanych antykami.W jednym stał biały fortepian, wdrugim czarny.Była zjawiskiem.Artystką, która wiedzą, talentem i głosem mogła z powodzeniemkonkurować z największymi sławami świata.Moim zdaniem nie była wystarczającodoceniana.To był naprawdę niespotykany głos.Niektórzy uważali Annę za piosenkarkę polsko-rosyjską.Tam przeważniekoncertowała, tam miała rzesze wielbicieli.Trudno opisać, jeśli się tego nie widziało, jakczterotysięczna widownia reagowała na jej śpiew! Takie sceny znamy właściwie tylko zamerykańskich filmów.Pamiętam, że pierwsze nasze koncerty nie odbyły się, bo Anna zle się czuła [ Pobierz całość w formacie PDF ]