[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Downar uśmiechnął się.- Chciałbym, żebyś był świadkiem mojej rozmowy z piękną kobietą.- Nie wiem o kim mówisz.- O tej ślicznotce, która cię tak wspaniale przywiązała do krzesełka.- Schreinertowa?- Właśnie.- A skądże ona się tu wzięła?- To bardzo ruchliwa pani.Znudziła jej się samotna egzystencja nad brzegiem morza.Pojawiła się w Warszawie.Wysłałem sierżanta Kamińskiego, żeby ją do nas przywiózł napogawędkę.- A do czego ja ci jestem potrzebny?- Jeszcze nie wiem, ale być może, że twoja obecność przyda się.Z zainteresowaniem popatrzyłem na Downara.- Masz zamiar ją zatrzymać?- To nie jest wykluczone.Nie mogę przecież dopuścić do tego, żeby wyfrunęła zPolski tak jak ten Szwajcar.Wykupiła już bilet na samolot, który pojutrze odlatuje doWiednia.Wolę zapobiec temu wcześniej.Nie lubię takich efektownych scen w ostatniejchwili na lotnisku.- Może ona będzie wiedziała gdzie jest Bożena! - zawołałem podniecony.- Spróbujemy ją o to zapytać.- Czy sądzisz, że ona i doktor Mieciński.? Downar wzruszył ramionami.- Bo ja wiem.Nie chcę przesądzać sprawy.Bardzo możliwe, że oboje działająsolidarnie.- Zatrzymasz Miecińskiego?- Nie.Na razie nie.Mam w stosunku do niego zupełnie inne plany.- Nie będziesz go nawet przesłuchiwał?- Nie w tej chwili.Z nim sobie trochę zaczekamy.- A jeżeli Koperscy ostrzegą go? Downar potrząsnął głową.- Nie sądzę, żeby ci ludzie byli w to wmieszani.Z ich reakcji nie wynikało, żeznalezienie przez nas kokainy i tej taśmy magnetofonowej zrobiło na nich jakiekolwiekwrażenie.Najprawdopodobniej nawet nie wiedzą co jest w tych słoikach.A gdyby nawetwiedzieli, to raczej będą szukać Borczaka, a nie Miecińskiego.- Może trzeba było ich zatrzymać do wyjaśnienia?- To nic by nie dało.Nie zależy mi na tym, żeby koło tej sprawy robić zbyt dużoszumu.Poza tym tam są małe dzieci.To bardzo komplikuje sytuację.Trzeba by je gdzieślokować.Szukać rodziny.Nie, nie, nie możemy ich zatrzymać.Wszedł porucznik Olszewski.- Kamiński przywiózł tę babkę, towarzyszu majorze.Downar poprawił krawat iprzygładził włosy.- Poproście ją - powiedział i rzucił mi szybkie, trochę kpiarskie spojrzenie.Pani Schreinertowa była zdenerwowana, a raczej rozgniewana.Usiadła, zapaliłapapierosa i ignorując całkowicie moją obecność, zwróciła się z wymówkami do Downara.- Zupełnie nie rozumiem, proszę pana, co to wszystko znaczy.Nie jestemprzyzwyczajona do tego rodzaju metod.Ten młody człowiek, którego pan przysłał do hotelu,zachował się wobec mnie bardzo nieuprzejmie.- Czy być może? - zdumiał się Downar.- Jeżeli rzeczywiście tak było, to nieomieszkam udzielić mu surowej nagany, bardzo panią przepraszam.To jest nowy pracownik inie wykluczam, że mógł popełnić jakiś nietakt.Czy może mi pani wyjaśnić na czym polegałoto nieuprzejme zachowanie się porucznika Kamińskiego?- Zmusił mnie do pojechania z nim, zupełnie się nie licząc z moim czasem.To jestoburzające.Miałam umówione spotkanie.Rozumiem, że macie panowie do mnie jakiśinteres, ale przecież można to jakoś po ludzku załatwić.Należy przysłać wezwanie dokomendy albo uzgodnić termin telefonicznie.Znajdujemy się chyba w cywilizowanym kraju.Downar uśmiechnął się przepraszająco.- Proszę wybaczyć nam ten pośpiech - powiedział z przesadną grzecznością - alebywają czasem takie sytuacje, że natychmiastowe działanie jest niezbędne.Mam nadzieje, żenasz funkcjonariusz nie powiedział nic niegrzecznego.- Tego by jeszcze brakowało, żeby mi nawymyślał.Ale niemal siłą wepchnął mnie dowozu.Właśnie wychodziłam z hotelu, kiedy.O co panom właściwie chodzi?Downar chrząknął.- Chciałbym jeszcze z panią porozmawiać na temat tej zbrodni na Hali Olczyskiej.Czy pani jest zupełnie pewna, że zamordowany był pani mężem?Spojrzała zdziwiona.- Nie rozumiem.Przecież woził mnie pan do Krakowa i w kostnicy zidentyfikowałamzwłoki mego biednego męża.Doprawdy pojąć nie mogę.- Chwileczkę - przerwał jej Downar.- Bo widzi pani, sprawa nie jest taka zupełnieprosta.W toku śledztwa wyszło na jaw, że denat nie był mężem pani, że nazywał się zupełnieinaczej i że nie przyjechał do Polski z Wiednia.Najprawdopodobniej nigdy w Wiedniu niebył, a stale mieszkał w Radości pod Warszawą.Przez ułamek sekundy twarz Schreinertowej wyrażała zaskoczenie, zaraz jednakopanowała się.- Nic z tego wszystkiego nie rozumiem, panie majorze.Czy sądzi pan, że niepoznałabym swojego męża?- Nie, nie sądzę.Natomiast jestem pewien, że pani rozmyślnie chciała nas wprowadzićw błąd, twierdząc, że to są zwłoki Henryka Schreinerta.- Ależ to nie ma najmniejszego sensu.O co mnie pan podejrzewa?- Podejrzewam panią o współudział w morderstwie dokonanym na osobie KazimierzaBorczaka.Zbladła.- To podłe - powiedziała cicho.- Chcecie mnie wplątać w jakąś kryminalną aferę.Szukacie ofiary.Ale ostrzegam, że ja tą ofiarą nie będę.Natychmiast zawiadamiam mojąambasadę.- Jeżeli pani nie poczuwa się do winy, to czy można zapytać, w jakim celuwprowadziła nas pani w błąd, identyfikując zwłoki?- Ależ ja nikogo nie wprowadzałam w błąd.To był mój mąż.Downar potrząsnąłgłową.- Bardzo żałuję, ale słowa pani nie pokrywają się z prawdą.Chyba pani nie sądzi, że toco mówię, nie zostało należycie sprawdzone.Na Hali Olczyskiej, w pasterskim szałasie zostałzamordowany Kazimierz Borczak.Sprawdziliśmy nawet odciski jego palców.Nie, to napewno nie był pani mąż.- Więc w takim razie sobowtór.- Nie sądzę.- Przecież w waszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych muszą być fotografiemojego męża, które trzeba było złożyć do uzyskania wizy.- Tak.Widziałem te fotografie.Pewne podobieństwo istnieje, ale te paszportowezdjęcia.Wie pani jak to jest.Na dobrą sprawę można bardzo wielu ludzi podciągnąć podtakie zdjęcie.Poza tym mąż pani był dużo wyższy od Borczaka.Miał metr osiemdziesiątsiedem, podczas gdy Borczak zaledwie metr siedemdziesiąt cztery [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Downar uśmiechnął się.- Chciałbym, żebyś był świadkiem mojej rozmowy z piękną kobietą.- Nie wiem o kim mówisz.- O tej ślicznotce, która cię tak wspaniale przywiązała do krzesełka.- Schreinertowa?- Właśnie.- A skądże ona się tu wzięła?- To bardzo ruchliwa pani.Znudziła jej się samotna egzystencja nad brzegiem morza.Pojawiła się w Warszawie.Wysłałem sierżanta Kamińskiego, żeby ją do nas przywiózł napogawędkę.- A do czego ja ci jestem potrzebny?- Jeszcze nie wiem, ale być może, że twoja obecność przyda się.Z zainteresowaniem popatrzyłem na Downara.- Masz zamiar ją zatrzymać?- To nie jest wykluczone.Nie mogę przecież dopuścić do tego, żeby wyfrunęła zPolski tak jak ten Szwajcar.Wykupiła już bilet na samolot, który pojutrze odlatuje doWiednia.Wolę zapobiec temu wcześniej.Nie lubię takich efektownych scen w ostatniejchwili na lotnisku.- Może ona będzie wiedziała gdzie jest Bożena! - zawołałem podniecony.- Spróbujemy ją o to zapytać.- Czy sądzisz, że ona i doktor Mieciński.? Downar wzruszył ramionami.- Bo ja wiem.Nie chcę przesądzać sprawy.Bardzo możliwe, że oboje działająsolidarnie.- Zatrzymasz Miecińskiego?- Nie.Na razie nie.Mam w stosunku do niego zupełnie inne plany.- Nie będziesz go nawet przesłuchiwał?- Nie w tej chwili.Z nim sobie trochę zaczekamy.- A jeżeli Koperscy ostrzegą go? Downar potrząsnął głową.- Nie sądzę, żeby ci ludzie byli w to wmieszani.Z ich reakcji nie wynikało, żeznalezienie przez nas kokainy i tej taśmy magnetofonowej zrobiło na nich jakiekolwiekwrażenie.Najprawdopodobniej nawet nie wiedzą co jest w tych słoikach.A gdyby nawetwiedzieli, to raczej będą szukać Borczaka, a nie Miecińskiego.- Może trzeba było ich zatrzymać do wyjaśnienia?- To nic by nie dało.Nie zależy mi na tym, żeby koło tej sprawy robić zbyt dużoszumu.Poza tym tam są małe dzieci.To bardzo komplikuje sytuację.Trzeba by je gdzieślokować.Szukać rodziny.Nie, nie, nie możemy ich zatrzymać.Wszedł porucznik Olszewski.- Kamiński przywiózł tę babkę, towarzyszu majorze.Downar poprawił krawat iprzygładził włosy.- Poproście ją - powiedział i rzucił mi szybkie, trochę kpiarskie spojrzenie.Pani Schreinertowa była zdenerwowana, a raczej rozgniewana.Usiadła, zapaliłapapierosa i ignorując całkowicie moją obecność, zwróciła się z wymówkami do Downara.- Zupełnie nie rozumiem, proszę pana, co to wszystko znaczy.Nie jestemprzyzwyczajona do tego rodzaju metod.Ten młody człowiek, którego pan przysłał do hotelu,zachował się wobec mnie bardzo nieuprzejmie.- Czy być może? - zdumiał się Downar.- Jeżeli rzeczywiście tak było, to nieomieszkam udzielić mu surowej nagany, bardzo panią przepraszam.To jest nowy pracownik inie wykluczam, że mógł popełnić jakiś nietakt.Czy może mi pani wyjaśnić na czym polegałoto nieuprzejme zachowanie się porucznika Kamińskiego?- Zmusił mnie do pojechania z nim, zupełnie się nie licząc z moim czasem.To jestoburzające.Miałam umówione spotkanie.Rozumiem, że macie panowie do mnie jakiśinteres, ale przecież można to jakoś po ludzku załatwić.Należy przysłać wezwanie dokomendy albo uzgodnić termin telefonicznie.Znajdujemy się chyba w cywilizowanym kraju.Downar uśmiechnął się przepraszająco.- Proszę wybaczyć nam ten pośpiech - powiedział z przesadną grzecznością - alebywają czasem takie sytuacje, że natychmiastowe działanie jest niezbędne.Mam nadzieje, żenasz funkcjonariusz nie powiedział nic niegrzecznego.- Tego by jeszcze brakowało, żeby mi nawymyślał.Ale niemal siłą wepchnął mnie dowozu.Właśnie wychodziłam z hotelu, kiedy.O co panom właściwie chodzi?Downar chrząknął.- Chciałbym jeszcze z panią porozmawiać na temat tej zbrodni na Hali Olczyskiej.Czy pani jest zupełnie pewna, że zamordowany był pani mężem?Spojrzała zdziwiona.- Nie rozumiem.Przecież woził mnie pan do Krakowa i w kostnicy zidentyfikowałamzwłoki mego biednego męża.Doprawdy pojąć nie mogę.- Chwileczkę - przerwał jej Downar.- Bo widzi pani, sprawa nie jest taka zupełnieprosta.W toku śledztwa wyszło na jaw, że denat nie był mężem pani, że nazywał się zupełnieinaczej i że nie przyjechał do Polski z Wiednia.Najprawdopodobniej nigdy w Wiedniu niebył, a stale mieszkał w Radości pod Warszawą.Przez ułamek sekundy twarz Schreinertowej wyrażała zaskoczenie, zaraz jednakopanowała się.- Nic z tego wszystkiego nie rozumiem, panie majorze.Czy sądzi pan, że niepoznałabym swojego męża?- Nie, nie sądzę.Natomiast jestem pewien, że pani rozmyślnie chciała nas wprowadzićw błąd, twierdząc, że to są zwłoki Henryka Schreinerta.- Ależ to nie ma najmniejszego sensu.O co mnie pan podejrzewa?- Podejrzewam panią o współudział w morderstwie dokonanym na osobie KazimierzaBorczaka.Zbladła.- To podłe - powiedziała cicho.- Chcecie mnie wplątać w jakąś kryminalną aferę.Szukacie ofiary.Ale ostrzegam, że ja tą ofiarą nie będę.Natychmiast zawiadamiam mojąambasadę.- Jeżeli pani nie poczuwa się do winy, to czy można zapytać, w jakim celuwprowadziła nas pani w błąd, identyfikując zwłoki?- Ależ ja nikogo nie wprowadzałam w błąd.To był mój mąż.Downar potrząsnąłgłową.- Bardzo żałuję, ale słowa pani nie pokrywają się z prawdą.Chyba pani nie sądzi, że toco mówię, nie zostało należycie sprawdzone.Na Hali Olczyskiej, w pasterskim szałasie zostałzamordowany Kazimierz Borczak.Sprawdziliśmy nawet odciski jego palców.Nie, to napewno nie był pani mąż.- Więc w takim razie sobowtór.- Nie sądzę.- Przecież w waszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych muszą być fotografiemojego męża, które trzeba było złożyć do uzyskania wizy.- Tak.Widziałem te fotografie.Pewne podobieństwo istnieje, ale te paszportowezdjęcia.Wie pani jak to jest.Na dobrą sprawę można bardzo wielu ludzi podciągnąć podtakie zdjęcie.Poza tym mąż pani był dużo wyższy od Borczaka.Miał metr osiemdziesiątsiedem, podczas gdy Borczak zaledwie metr siedemdziesiąt cztery [ Pobierz całość w formacie PDF ]