[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebędzie miała dla niej litości.- Nie ma sensu zaprzeczać.To poważne przestępstwo.Pani ibrat pójdziecie do więzienia.359Joy Reece nie była tchórzem.Zaatakowana, oddała cios.- Nic nie może nam pani zrobić - powiedziała w końcu.- Niechpani tylko spróbuje.Nasz upadek pociągnie za sobą upadek Hey-dermanów, poczynając od pani ojca.Odzyskała wigor, na policzki wróciły jej rumieńce.Teraz Stellapobladła.- Jak pani śmie tak mówić o moim ojcu? Pani blefuje, pannoReece.- Z pogardą wymówiła to określenie.Joy zbierała siły do dalszej walki.- Wszystko zawdzięczacie mojemu bratu - wyrzuciła z siebiegniewnie.- To on dla was wszystko tuszował.Przez całe lata.Po tym, co uczynił dla twojego ojca.- Ma pani na myśli to, że kazał zamordować mojego męża? -zapytała spokojnie Stella.- To właśnie uczynił? O tym takżewiem.Joy wykonała pogardliwy gest.- Niczego pani nie udowodni.Tego czarnucha zamordowaliczarni.Zawsze tak postępują.- Mordercy Jacoba zostali opłaceni.- Stella starała się mówićspokojnie, choć wymagało to od niej wiele wysiłku.- To pani bratich opłacił.Mam dowody, dlatego tu przyszłam.- Kłamała, leczbyła to jej jedyna szansa.Joy wyprostowała się i wstała z sofy.- I tak mu się odwdzięczono.Mój brat starał się chronić tęzdemoralizowaną rodzinę.Jest lojalny, w tym cały kłopot.Starałsię ochraniać pana Juliusa, swego idola.Zawsze mówił: Pomyśl,jaki to byłby skandal, gdyby prawda o tym małżeństwie wyszła najaw.A ty, brudna dziwko, chcesz teraz skrzywdzić nas oboje.Powiem wtedy, że to twój ojciec kazał mu pozbyć się tego twojegoczarnucha.Przysięgnę, że tak było, i Piet przysięgnie także, bo jago do tego nakłonię.I co wtedy?Stella podniosła torebkę.Nigdzie nie dostrzegła popielniczki,więc zgasiła papierosa na podstawce doniczki z kaktusem.Naglepoczuła się zupełnie lekka.- Nikt w to nie uwierzy - powiedziała.- Mój ojciec nie miał ztym nic wspólnego.360- Nie - prychnęła Joy - ale będzie to tylko jego słowo przeciw-ko naszemu.Pomyśl o tym.A teraz wynoś się z mojego mieszka-nia.Nie masz tu czego szukać.Podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież.- Won! - krzyknęła.Stella popatrzyła na nią.- Gdyby nie była pani taka obrzydliwa, byłoby mi pani żal.Drzwi zatrzasnęły się za nią z impetem.Czekając na windę,Stella musiała oprzeć się o ścianę.Kiedy winda się zatrzymała, Stella weszła do środka.Mężczy-zna w kabinie powiedział:- Dzień dobry.Parter?- Tak - skinęła głową - proszę na parter.A więc Reece działał na własny rachunek. Starał się ochraniać pana Juliusa, swojego idola.Powiem, żeto twój ojciec kazał mu pozbyć się tego twojego czarnucha.Przed oczyma ciągle miała wstrętną twarz Joy. Przysięgnę i Piet przysięgnie także, bo ja go do tego nakłonię.Mężczyzna za jej plecami powtórzył:- Parter?Uświadomiła sobie, że ciągle przytrzymuje otwarte drzwi win-dy.- Tak, dziękuję.Wyszli razem na Marylebone Road.Słońce świeciło.Mężczy-zna uśmiechał się do niej.Pospieszyła przed siebie.Przy krawęż-niku zatrzymała się.Mijały ją liczne taksówki, migając zachęcają-co światłami, ale Stella nie ruszała się z miejsca.Jej ojciec nieponosił odpowiedzialności za śmierć Jacoba.Stała, wdychającspaliny, i powtarzała głośno:- Dzięki ci, Boże.Dzięki ci, Boże.***James obudził się wcześnie.A więc dzisiaj odbędzie się posie-dzenie zarządu.Odsunął zasłony i wyjrzał przez okno.Na dworze361panował półmrok.W świetle palących się lamp ulicznych poły-skiwały kałuże, strumyczki wody w rynsztokach i mokre chodniki.Widocznie w nocy padało.Zrezygnował z dawnej sypialni i sypiał teraz w pokoju na gó-rze.Dom był zbyt przesycony obecnością Elisabeth, dlatego teżdwa, trzy razy w tygodniu starał się nocować w klubie Lonsdow-ne, a na weekendy wyjeżdżał do przyjaciół.Nie mógł znieść myślio zajmowaniu ich wspólnej sypialni, gdzie w szafie ciągle wisiałyubrania Elisabeth, a na toaletce w łazience stały jej kosmetyki.Czuł jeszcze zapach jej perfum, unoszący się w powietrzu.Stopniowo zaczął się zmuszać do bardziej racjonalnego za-chowania.Przestał zatrzymywać się na noc w klubie, zaniósłwszystkie jej rzeczy na górę i więcej czasu spędzał w domu.Miałzamiar sprzedać go po Bożym Narodzeniu.Dzień, w którym zde-cydował się zadzwonić do agenta nieruchomości, uznał za koniecich małżeństwa.Po lunchu z teściem przestał pisywać doElisabeth i nie usiłował już się z nią kontaktować.Skoro Lasallemiał przyjechać z Paryża.To nim głęboko wstrząsnęło.Cóż,Elisabeth miała wolny wybór.Jeśli tego pragnęła, niech tak bę-dzie.Pamiętał poprzednie zebranie zarządu w końcu lata, swój po-wrót do domu, podniecenie wywołane wyznaczonym mu zada-niem w Paryżu.Powiedział jej wówczas: To mnie zaprowadzi naszczyt kariery.Teraz wiedział, że tam dotarł.Dokładnie zapla-nował, jak się zachowa podczas nadchodzącej rozgrywki.Nie bę-dzie brudził sobie rąk ani kopał dyrektora naczelnego, skoro ten itak już leży.Inni zrobią to za niego.Pracował do wpół do jedenastej.Ruth bez przerwy wchodziła iwychodziła z gabinetu, starając się ukryć podniecenie.Na chwilęprzedtem, zanim udał się do sali posiedzeń, podeszła do niego zesłowami:- %7łyczę powodzenia.- To raczej Harris będzie tego potrzebował - odparł - ale dzię-kuję.362W korytarzu spotkał Krugera.Jechali razem windą nie odzy-wając się do siebie.W sali posiedzeń podszedł do nich Reece izupełnie ignorując Krugera zapytał:- Czy mogę prosić na moment, panie Hastings?- Tak, oczywiście.James nie spodziewał się tego wezwania.Udał się za Reece emw odległy kąt pokoju, uśmiechając się w przelocie do DavidaWassermana, siadającego właśnie na swoim zwykłym miejscu.- Czym mogę panu służyć?- Pan Julius pragnie wiedzieć, jakie jest pańskie stanowisko.James zesztywniał.Nigdy nie lubił tego faceta.- Trochę za pózno na takie pytania.Za kilka minut zaczynamy.- Więc co mam przekazać? - naciskał Reece.- Naprawdę czasnie gra tu roli, najważniejsze jest, by uzyskać przewagę.- Proszę mu powiedzieć, że ma moje poparcie.To znaczy, żewstrzymam się od głosu.Przepraszam.Odwrócił się i zajął miejsce przy stole.Do sali wszedł Ray An-drews z ponurą miną, za nim Arthur Harris i wreszcie naczelnyinżynier Johnson, wezwany do Londynu prosto z Angoli.Arthur rozejrzał się po sali i powiedział z uśmiechem:- Dzień dobry.Zapadła cisza.Wasserman upił łyk wody i nabazgrał coś w le-żącym przed nim notatniku.- Już pózno - powiedział Harris [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Niebędzie miała dla niej litości.- Nie ma sensu zaprzeczać.To poważne przestępstwo.Pani ibrat pójdziecie do więzienia.359Joy Reece nie była tchórzem.Zaatakowana, oddała cios.- Nic nie może nam pani zrobić - powiedziała w końcu.- Niechpani tylko spróbuje.Nasz upadek pociągnie za sobą upadek Hey-dermanów, poczynając od pani ojca.Odzyskała wigor, na policzki wróciły jej rumieńce.Teraz Stellapobladła.- Jak pani śmie tak mówić o moim ojcu? Pani blefuje, pannoReece.- Z pogardą wymówiła to określenie.Joy zbierała siły do dalszej walki.- Wszystko zawdzięczacie mojemu bratu - wyrzuciła z siebiegniewnie.- To on dla was wszystko tuszował.Przez całe lata.Po tym, co uczynił dla twojego ojca.- Ma pani na myśli to, że kazał zamordować mojego męża? -zapytała spokojnie Stella.- To właśnie uczynił? O tym takżewiem.Joy wykonała pogardliwy gest.- Niczego pani nie udowodni.Tego czarnucha zamordowaliczarni.Zawsze tak postępują.- Mordercy Jacoba zostali opłaceni.- Stella starała się mówićspokojnie, choć wymagało to od niej wiele wysiłku.- To pani bratich opłacił.Mam dowody, dlatego tu przyszłam.- Kłamała, leczbyła to jej jedyna szansa.Joy wyprostowała się i wstała z sofy.- I tak mu się odwdzięczono.Mój brat starał się chronić tęzdemoralizowaną rodzinę.Jest lojalny, w tym cały kłopot.Starałsię ochraniać pana Juliusa, swego idola.Zawsze mówił: Pomyśl,jaki to byłby skandal, gdyby prawda o tym małżeństwie wyszła najaw.A ty, brudna dziwko, chcesz teraz skrzywdzić nas oboje.Powiem wtedy, że to twój ojciec kazał mu pozbyć się tego twojegoczarnucha.Przysięgnę, że tak było, i Piet przysięgnie także, bo jago do tego nakłonię.I co wtedy?Stella podniosła torebkę.Nigdzie nie dostrzegła popielniczki,więc zgasiła papierosa na podstawce doniczki z kaktusem.Naglepoczuła się zupełnie lekka.- Nikt w to nie uwierzy - powiedziała.- Mój ojciec nie miał ztym nic wspólnego.360- Nie - prychnęła Joy - ale będzie to tylko jego słowo przeciw-ko naszemu.Pomyśl o tym.A teraz wynoś się z mojego mieszka-nia.Nie masz tu czego szukać.Podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież.- Won! - krzyknęła.Stella popatrzyła na nią.- Gdyby nie była pani taka obrzydliwa, byłoby mi pani żal.Drzwi zatrzasnęły się za nią z impetem.Czekając na windę,Stella musiała oprzeć się o ścianę.Kiedy winda się zatrzymała, Stella weszła do środka.Mężczy-zna w kabinie powiedział:- Dzień dobry.Parter?- Tak - skinęła głową - proszę na parter.A więc Reece działał na własny rachunek. Starał się ochraniać pana Juliusa, swojego idola.Powiem, żeto twój ojciec kazał mu pozbyć się tego twojego czarnucha.Przed oczyma ciągle miała wstrętną twarz Joy. Przysięgnę i Piet przysięgnie także, bo ja go do tego nakłonię.Mężczyzna za jej plecami powtórzył:- Parter?Uświadomiła sobie, że ciągle przytrzymuje otwarte drzwi win-dy.- Tak, dziękuję.Wyszli razem na Marylebone Road.Słońce świeciło.Mężczy-zna uśmiechał się do niej.Pospieszyła przed siebie.Przy krawęż-niku zatrzymała się.Mijały ją liczne taksówki, migając zachęcają-co światłami, ale Stella nie ruszała się z miejsca.Jej ojciec nieponosił odpowiedzialności za śmierć Jacoba.Stała, wdychającspaliny, i powtarzała głośno:- Dzięki ci, Boże.Dzięki ci, Boże.***James obudził się wcześnie.A więc dzisiaj odbędzie się posie-dzenie zarządu.Odsunął zasłony i wyjrzał przez okno.Na dworze361panował półmrok.W świetle palących się lamp ulicznych poły-skiwały kałuże, strumyczki wody w rynsztokach i mokre chodniki.Widocznie w nocy padało.Zrezygnował z dawnej sypialni i sypiał teraz w pokoju na gó-rze.Dom był zbyt przesycony obecnością Elisabeth, dlatego teżdwa, trzy razy w tygodniu starał się nocować w klubie Lonsdow-ne, a na weekendy wyjeżdżał do przyjaciół.Nie mógł znieść myślio zajmowaniu ich wspólnej sypialni, gdzie w szafie ciągle wisiałyubrania Elisabeth, a na toaletce w łazience stały jej kosmetyki.Czuł jeszcze zapach jej perfum, unoszący się w powietrzu.Stopniowo zaczął się zmuszać do bardziej racjonalnego za-chowania.Przestał zatrzymywać się na noc w klubie, zaniósłwszystkie jej rzeczy na górę i więcej czasu spędzał w domu.Miałzamiar sprzedać go po Bożym Narodzeniu.Dzień, w którym zde-cydował się zadzwonić do agenta nieruchomości, uznał za koniecich małżeństwa.Po lunchu z teściem przestał pisywać doElisabeth i nie usiłował już się z nią kontaktować.Skoro Lasallemiał przyjechać z Paryża.To nim głęboko wstrząsnęło.Cóż,Elisabeth miała wolny wybór.Jeśli tego pragnęła, niech tak bę-dzie.Pamiętał poprzednie zebranie zarządu w końcu lata, swój po-wrót do domu, podniecenie wywołane wyznaczonym mu zada-niem w Paryżu.Powiedział jej wówczas: To mnie zaprowadzi naszczyt kariery.Teraz wiedział, że tam dotarł.Dokładnie zapla-nował, jak się zachowa podczas nadchodzącej rozgrywki.Nie bę-dzie brudził sobie rąk ani kopał dyrektora naczelnego, skoro ten itak już leży.Inni zrobią to za niego.Pracował do wpół do jedenastej.Ruth bez przerwy wchodziła iwychodziła z gabinetu, starając się ukryć podniecenie.Na chwilęprzedtem, zanim udał się do sali posiedzeń, podeszła do niego zesłowami:- %7łyczę powodzenia.- To raczej Harris będzie tego potrzebował - odparł - ale dzię-kuję.362W korytarzu spotkał Krugera.Jechali razem windą nie odzy-wając się do siebie.W sali posiedzeń podszedł do nich Reece izupełnie ignorując Krugera zapytał:- Czy mogę prosić na moment, panie Hastings?- Tak, oczywiście.James nie spodziewał się tego wezwania.Udał się za Reece emw odległy kąt pokoju, uśmiechając się w przelocie do DavidaWassermana, siadającego właśnie na swoim zwykłym miejscu.- Czym mogę panu służyć?- Pan Julius pragnie wiedzieć, jakie jest pańskie stanowisko.James zesztywniał.Nigdy nie lubił tego faceta.- Trochę za pózno na takie pytania.Za kilka minut zaczynamy.- Więc co mam przekazać? - naciskał Reece.- Naprawdę czasnie gra tu roli, najważniejsze jest, by uzyskać przewagę.- Proszę mu powiedzieć, że ma moje poparcie.To znaczy, żewstrzymam się od głosu.Przepraszam.Odwrócił się i zajął miejsce przy stole.Do sali wszedł Ray An-drews z ponurą miną, za nim Arthur Harris i wreszcie naczelnyinżynier Johnson, wezwany do Londynu prosto z Angoli.Arthur rozejrzał się po sali i powiedział z uśmiechem:- Dzień dobry.Zapadła cisza.Wasserman upił łyk wody i nabazgrał coś w le-żącym przed nim notatniku.- Już pózno - powiedział Harris [ Pobierz całość w formacie PDF ]