[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aaskoczę ją.Chichocze i wije się jak wąż.Zrywa się z koca i zaczyna robićgwiazdy na polanie, uśmiechając się wyzywająco, jakby chciała,żebym ją złapał.Odpowiadam jej uśmiechem.Wraca na koc i siada obok mnie.-Henry?-Tak?- Przez ciebie staję się inna.- Wiem.Odwracam się, by na nią spojrzeć, i na chwilę zapominam, jakbardzo jest młoda.Widzę Clare, moją żonę, wtopioną w twarz tejdziewczynki i nie wiem, co powiedzieć tej Clare, która jest jednocześnie młoda i stara, i tak bardzo inna od innych dziewczynek;która wie, jak trudna potrafi być ta inność.Ale Clare nie czeka naodpowiedz.Przytula się do mnie, a ja obejmuję ją ramieniem.- Clare!W panującej na polanie ciszy rozlega się donośny głos jej ojca.Clare zrywa się i chwyta buty i skarpetki.- Czas jechać do kościoła - mówi, nagle podenerwowana.- W porządku.To na razie.- Macham do niej, ona się uśmiecha,mruczy cicho Do widzenia" i już biegnie ścieżką.Po chwili znikami z oczu.Leżę na słońcu, myśląc o Bogu i czytając powieść Do-rothy Sayers.Po godzinie ja też znikam i tylko koc, książka, filiżanki i ubrania zostają na trawie na dowód, że tam byliśmy.PO WSZYSTKIMSobota, 27 pazdziernika 1984 (Clare ma 13, Henry 43 lata)CLARE: Budzę się nagle.Słyszałam hałas: ktoś wołał mnie poimieniu.Wydawało mi się, że to Henry.Siadam na łóżku, nasłuchuję.Słyszę szum wiatru i krakanie kruków.A jeśli to rzeczywiścieHenry? Wyskakuję z łóżka i boso biegnę na dół, wypadam na Aąkę.Jest zimno, przez cienki materiał koszuli nocnej czuję porywywiatru.Gdzie on jest? Zatrzymuję się i przy sadzie dostrzegam tatę i Marka, w jasnopomaranczowych ubraniach do polowania.Jestz nimi jeszcze jeden mężczyzna.Stoją razem i na coś patrzą.Kiedy słyszą, że się zbliżam, odwracają się i wtedy widzę, że tym trzecim mężczyzną jest Henry.Co on robi z tatą i Markiem? Biegnę donich, stopy rani mi zeschła trawa.Tato podchodzi do mnie.- Kochanie - mówi - co tu robisz tak wcześnie?- Słyszałam, jak ktoś mnie wołał - mówię.Tato uśmiecha się domnie, jakby chciał powiedzieć: Oj, głuptasie".Patrzę na Hen-ry'ego, czekając na jakieś wyjaśnienia.Dlaczego mnie wołałeś,Henry? - ale on tylko kręci głową i przykłada palec do ust: Sza, nicnie mów, Clare.Wchodzi do sadu.Bardzo chcę zobaczyć, na co patrzyli, ale tam nic nie ma.- Wracaj do łóżka, Clare - mówi tato.- To tylko sen.Obejmuje mnie ramieniem i razem zaczynamy iść w stronę domu.Odwracam się, by spojrzeć na Henry'ego, a on macha do mniez uśmiechem.W porządku, Clare, pózniej ci wszystko wyjaśnię83(choć znając Henry'ego, wiem, że nic mi nie wyjaśni, każe mi samejsię wszystkiego domyślić albo za jakiś czas wszystko wyjaśni się samo).Macham do niego, po czym sprawdzam, czy Mark to zauważył.Ale on stoi do nas tyłem.Jest zły i czeka, żebym sobie poszła, by dalej mógł robić to, na co ma ochotę.Ale co tu robi Henry? Co sobiepowiedzieli? Odwracam się raz jeszcze, ale już go nie widzę.- Clare, wracaj do łóżka - mówi tato i całuje mnie w czoło.Wygląda na zmartwionego, więc biegnę do domu, potem wchodzę cicho na schody i siadam na łóżku, drżąc z zimna.Nadal nie wiem,co się stało, ale wiem, że to coś złego, coś bardzo złego.Poniedziałek, 2 lutego 1987 (Clare ma 15, Henry 38 lat)CLARE: Kiedy wracam ze szkoły, Henry czeka na mnie w Czytelni.Urządziłam mu mały pokoik obok kotłowni po drugiej stroniekomórki z rowerami.Dałam do zrozumienia wszystkim domownikom, że lubię tam siedzieć i czytać, i rzeczywiście spędzam tammnóstwo czasu, ale przynajmniej teraz nikogo to nie dziwi.Henrywsuwa krzesło pod klamkę, by zablokować drzwi.Pukam czteryrazy i wpuszcza mnie do środka.Wymościł sobie coś na kształtgniazda z poduszek i koców i w świetle mojej lampki czyta staremagazyny.Ubrany w stare dżinsy taty i flanelową koszulę w kratę,jest nieogolony i wygląda na zmęczonego.Dziś rano zostawiłammu otwarte drzwi i rzeczywiście się zjawił.Stawiam na podłodze tacę z jedzeniem.- Mogę ci przynieść parę książek.- To jest świetne.- Czyta magazyny Mad" z lat sześćdziesiątych.- I nieocenione dla osobników podróżujących w czasie, którzy muszą znać na wyrywki wszystkie fakty - mówi, podnosząc World Almanac" z 1968 roku.Siadam obok na kocu i patrzę na niego, by sprawdzić, czy każemi się posunąć.Widzę, że się nad tym zastanawia, pokazuję muwięc ręce, po czym na nich siadam.Uśmiecha się.- Rozgość się - mówi.- Z jakiego czasu przybyłeś?- Z dwutysięcznego pierwszego roku.Z pazdziernika.- Wyglądasz na zmęczonego.84Widzę, że zastanawia się, czy powiedzieć mi, dlaczego jest zmęczony, ale w końcu postanawia zachować to dla siebie.- Co knujemy w dwutysięcznym pierwszym?- Wielkie rzeczy.I bardzo wyczerpujące.- Zaczyna jeść kanapkę z wołowiną, którą mu przyniosłam.- Pycha.- To dzieło Nell.Wybucha śmiechem.- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego potrafisz wznosić ogromnerzezby, którym niestraszny największy sztorm, przygotowywaćbarwniki, gotować włókna i tym podobne rzeczy, a zupełnie nie radzisz sobie w kuchni.To niesamowite.- To mentalny blok.Fobia.- Bardzo dziwne.- Kiedy tylko wchodzę do kuchni, słyszę natychmiast w głowiecichy głos: Idz stąd", więc znikam.- Jesz porządnie? Jesteś chuda.Czuję się bardzo gruba.- Jem.- Nagle przychodzi mi do głowy straszliwa myśl.- Czyw dwutysięcznym pierwszym jestem bardzo gruba? Może dlategoteraz wydaję ci się taka chuda.Henry uśmiecha się z żartu, którego nie rozumiem.- No, w mojej terazniejszości jesteś dość pulchna, ale to minie.-Ugh.- Kiedy jesteś pulchna, wyglądasz bardzo pięknie.- Nie, dziękuję.- Patrzy na mnie wyraznie zaniepokojony.-Nie jestem anorektyczką, ani nic z tych rzeczy.Nie musisz sięo mnie martwić.- Chodzi mi tylko o to, że mama nie dawała ci z tego powoduspokoju.- Dawała?- Daje.- Dlaczego powiedziałeś dawała"?- Bez powodu.Lucille ma się świetnie.Nie martw się.Kłamie.Czuję nagły ucisk w żołądku, oplatam rękami kolanai kładę na nich głowę.HENRY: Nie mogę uwierzyć, że tak strasznie się przejęzyczyłem.Gładzę Clare po włosach i marzę o tym, bym mógł choć na85chwilę wrócić do terazniejszości i zapytać ją, co powinienem jejpowiedzieć o śmierci matki.Teraz, gdy ma piętnaście lat.Towszystko z braku snu.Gdybym mógł się porządnie wyspać, myślałbym o wiele szybciej albo przynajmniej lepiej wybrnął z tego paskudnego przejęzyczenia.Ale Clare, najbardziej prawdomówna i szczera osoba, jaką znam, jest wyczulona na każde,najmniejsze nawet kłamstwo.Teraz mogę tylko milczeć, co jeszcze bardziej ją przestraszy, skłamać, czego nie przyjmie do wiadomości, albo powiedzieć prawdę, która ją zmartwi i na dobreskomplikuje relacje z matką.Clare patrzy na mnie.- Powiedz mi - prosi.CLARE: Henry wygląda żałośnie.- Nie mogę, Clare.- Dlaczego?- Niedobrze jest wiedzieć o rzeczach, które dopiero się wydarzą.To zupełnie spieprzy ci życie.- Tak.Ale możesz mi powiedzieć tylko pół prawdy.- Nie mam ci nic do powiedzenia.Teraz zaczynam już wpadać w panikę.- Popełniła samobójstwo.- Jestem już niemal pewna.Zawszetego bałam się najbardziej.- Nie, nie i jeszcze raz nie.Nie spuszczam z niego wzroku.Jest załamany.Nie wiem, czymówi prawdę.O ileż łatwiejsze byłoby życie, gdybym potrafiłaczytać w jego myślach.Mamo! Och, mamo!HENRY: To jest straszne.Nie mogę jej tak zostawić.- Rak jajnika - mówię bardzo cicho.- Dzięki Ci, Boże - szepcze i zaczyna płakać.Piątek, 5 czerwca 1987 (Clare ma 16, Henry 32 lata)CLARE: Czekam na Henry'ego cały dzień.Jestem taka podekscytowana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Aaskoczę ją.Chichocze i wije się jak wąż.Zrywa się z koca i zaczyna robićgwiazdy na polanie, uśmiechając się wyzywająco, jakby chciała,żebym ją złapał.Odpowiadam jej uśmiechem.Wraca na koc i siada obok mnie.-Henry?-Tak?- Przez ciebie staję się inna.- Wiem.Odwracam się, by na nią spojrzeć, i na chwilę zapominam, jakbardzo jest młoda.Widzę Clare, moją żonę, wtopioną w twarz tejdziewczynki i nie wiem, co powiedzieć tej Clare, która jest jednocześnie młoda i stara, i tak bardzo inna od innych dziewczynek;która wie, jak trudna potrafi być ta inność.Ale Clare nie czeka naodpowiedz.Przytula się do mnie, a ja obejmuję ją ramieniem.- Clare!W panującej na polanie ciszy rozlega się donośny głos jej ojca.Clare zrywa się i chwyta buty i skarpetki.- Czas jechać do kościoła - mówi, nagle podenerwowana.- W porządku.To na razie.- Macham do niej, ona się uśmiecha,mruczy cicho Do widzenia" i już biegnie ścieżką.Po chwili znikami z oczu.Leżę na słońcu, myśląc o Bogu i czytając powieść Do-rothy Sayers.Po godzinie ja też znikam i tylko koc, książka, filiżanki i ubrania zostają na trawie na dowód, że tam byliśmy.PO WSZYSTKIMSobota, 27 pazdziernika 1984 (Clare ma 13, Henry 43 lata)CLARE: Budzę się nagle.Słyszałam hałas: ktoś wołał mnie poimieniu.Wydawało mi się, że to Henry.Siadam na łóżku, nasłuchuję.Słyszę szum wiatru i krakanie kruków.A jeśli to rzeczywiścieHenry? Wyskakuję z łóżka i boso biegnę na dół, wypadam na Aąkę.Jest zimno, przez cienki materiał koszuli nocnej czuję porywywiatru.Gdzie on jest? Zatrzymuję się i przy sadzie dostrzegam tatę i Marka, w jasnopomaranczowych ubraniach do polowania.Jestz nimi jeszcze jeden mężczyzna.Stoją razem i na coś patrzą.Kiedy słyszą, że się zbliżam, odwracają się i wtedy widzę, że tym trzecim mężczyzną jest Henry.Co on robi z tatą i Markiem? Biegnę donich, stopy rani mi zeschła trawa.Tato podchodzi do mnie.- Kochanie - mówi - co tu robisz tak wcześnie?- Słyszałam, jak ktoś mnie wołał - mówię.Tato uśmiecha się domnie, jakby chciał powiedzieć: Oj, głuptasie".Patrzę na Hen-ry'ego, czekając na jakieś wyjaśnienia.Dlaczego mnie wołałeś,Henry? - ale on tylko kręci głową i przykłada palec do ust: Sza, nicnie mów, Clare.Wchodzi do sadu.Bardzo chcę zobaczyć, na co patrzyli, ale tam nic nie ma.- Wracaj do łóżka, Clare - mówi tato.- To tylko sen.Obejmuje mnie ramieniem i razem zaczynamy iść w stronę domu.Odwracam się, by spojrzeć na Henry'ego, a on macha do mniez uśmiechem.W porządku, Clare, pózniej ci wszystko wyjaśnię83(choć znając Henry'ego, wiem, że nic mi nie wyjaśni, każe mi samejsię wszystkiego domyślić albo za jakiś czas wszystko wyjaśni się samo).Macham do niego, po czym sprawdzam, czy Mark to zauważył.Ale on stoi do nas tyłem.Jest zły i czeka, żebym sobie poszła, by dalej mógł robić to, na co ma ochotę.Ale co tu robi Henry? Co sobiepowiedzieli? Odwracam się raz jeszcze, ale już go nie widzę.- Clare, wracaj do łóżka - mówi tato i całuje mnie w czoło.Wygląda na zmartwionego, więc biegnę do domu, potem wchodzę cicho na schody i siadam na łóżku, drżąc z zimna.Nadal nie wiem,co się stało, ale wiem, że to coś złego, coś bardzo złego.Poniedziałek, 2 lutego 1987 (Clare ma 15, Henry 38 lat)CLARE: Kiedy wracam ze szkoły, Henry czeka na mnie w Czytelni.Urządziłam mu mały pokoik obok kotłowni po drugiej stroniekomórki z rowerami.Dałam do zrozumienia wszystkim domownikom, że lubię tam siedzieć i czytać, i rzeczywiście spędzam tammnóstwo czasu, ale przynajmniej teraz nikogo to nie dziwi.Henrywsuwa krzesło pod klamkę, by zablokować drzwi.Pukam czteryrazy i wpuszcza mnie do środka.Wymościł sobie coś na kształtgniazda z poduszek i koców i w świetle mojej lampki czyta staremagazyny.Ubrany w stare dżinsy taty i flanelową koszulę w kratę,jest nieogolony i wygląda na zmęczonego.Dziś rano zostawiłammu otwarte drzwi i rzeczywiście się zjawił.Stawiam na podłodze tacę z jedzeniem.- Mogę ci przynieść parę książek.- To jest świetne.- Czyta magazyny Mad" z lat sześćdziesiątych.- I nieocenione dla osobników podróżujących w czasie, którzy muszą znać na wyrywki wszystkie fakty - mówi, podnosząc World Almanac" z 1968 roku.Siadam obok na kocu i patrzę na niego, by sprawdzić, czy każemi się posunąć.Widzę, że się nad tym zastanawia, pokazuję muwięc ręce, po czym na nich siadam.Uśmiecha się.- Rozgość się - mówi.- Z jakiego czasu przybyłeś?- Z dwutysięcznego pierwszego roku.Z pazdziernika.- Wyglądasz na zmęczonego.84Widzę, że zastanawia się, czy powiedzieć mi, dlaczego jest zmęczony, ale w końcu postanawia zachować to dla siebie.- Co knujemy w dwutysięcznym pierwszym?- Wielkie rzeczy.I bardzo wyczerpujące.- Zaczyna jeść kanapkę z wołowiną, którą mu przyniosłam.- Pycha.- To dzieło Nell.Wybucha śmiechem.- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego potrafisz wznosić ogromnerzezby, którym niestraszny największy sztorm, przygotowywaćbarwniki, gotować włókna i tym podobne rzeczy, a zupełnie nie radzisz sobie w kuchni.To niesamowite.- To mentalny blok.Fobia.- Bardzo dziwne.- Kiedy tylko wchodzę do kuchni, słyszę natychmiast w głowiecichy głos: Idz stąd", więc znikam.- Jesz porządnie? Jesteś chuda.Czuję się bardzo gruba.- Jem.- Nagle przychodzi mi do głowy straszliwa myśl.- Czyw dwutysięcznym pierwszym jestem bardzo gruba? Może dlategoteraz wydaję ci się taka chuda.Henry uśmiecha się z żartu, którego nie rozumiem.- No, w mojej terazniejszości jesteś dość pulchna, ale to minie.-Ugh.- Kiedy jesteś pulchna, wyglądasz bardzo pięknie.- Nie, dziękuję.- Patrzy na mnie wyraznie zaniepokojony.-Nie jestem anorektyczką, ani nic z tych rzeczy.Nie musisz sięo mnie martwić.- Chodzi mi tylko o to, że mama nie dawała ci z tego powoduspokoju.- Dawała?- Daje.- Dlaczego powiedziałeś dawała"?- Bez powodu.Lucille ma się świetnie.Nie martw się.Kłamie.Czuję nagły ucisk w żołądku, oplatam rękami kolanai kładę na nich głowę.HENRY: Nie mogę uwierzyć, że tak strasznie się przejęzyczyłem.Gładzę Clare po włosach i marzę o tym, bym mógł choć na85chwilę wrócić do terazniejszości i zapytać ją, co powinienem jejpowiedzieć o śmierci matki.Teraz, gdy ma piętnaście lat.Towszystko z braku snu.Gdybym mógł się porządnie wyspać, myślałbym o wiele szybciej albo przynajmniej lepiej wybrnął z tego paskudnego przejęzyczenia.Ale Clare, najbardziej prawdomówna i szczera osoba, jaką znam, jest wyczulona na każde,najmniejsze nawet kłamstwo.Teraz mogę tylko milczeć, co jeszcze bardziej ją przestraszy, skłamać, czego nie przyjmie do wiadomości, albo powiedzieć prawdę, która ją zmartwi i na dobreskomplikuje relacje z matką.Clare patrzy na mnie.- Powiedz mi - prosi.CLARE: Henry wygląda żałośnie.- Nie mogę, Clare.- Dlaczego?- Niedobrze jest wiedzieć o rzeczach, które dopiero się wydarzą.To zupełnie spieprzy ci życie.- Tak.Ale możesz mi powiedzieć tylko pół prawdy.- Nie mam ci nic do powiedzenia.Teraz zaczynam już wpadać w panikę.- Popełniła samobójstwo.- Jestem już niemal pewna.Zawszetego bałam się najbardziej.- Nie, nie i jeszcze raz nie.Nie spuszczam z niego wzroku.Jest załamany.Nie wiem, czymówi prawdę.O ileż łatwiejsze byłoby życie, gdybym potrafiłaczytać w jego myślach.Mamo! Och, mamo!HENRY: To jest straszne.Nie mogę jej tak zostawić.- Rak jajnika - mówię bardzo cicho.- Dzięki Ci, Boże - szepcze i zaczyna płakać.Piątek, 5 czerwca 1987 (Clare ma 16, Henry 32 lata)CLARE: Czekam na Henry'ego cały dzień.Jestem taka podekscytowana [ Pobierz całość w formacie PDF ]