[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Willie podjechał, kiedy zawracałemw stronę Columbii.Wrzucił jałowy bieg, zanim zamknąłem drzwi.- Prosto do Saint E's czy powozimy ich trochę? - zapytał.StE's to miejscowy szpital dla wariatów, dom Ezry Pounda i JohnaHincleya Juniora oraz kupy innych sławnych świrów.- Do Rock Creek - powiedziałem, patrząc przez tylną szybę.- Jedz Memorial Bridge do GW Parkway.- Sprawdzałem, czynikt za nami nie jedzie, podczas gdy Willie rzucił na tylnesiedzenie pudełko chusteczek i ustawił lusterko na siedzeniepasa\era.Całą lewą stronę mojej twarzy pokrywała pajęczyna.Moje ucho znikło.Nie chciałbym spotkać pająka, który ją zrobił.Poprowadziłem Williego trasą idealną do gubieniaobserwatorów w północnej Wirginii, którą przeje\d\ałem conajmniej pięćdziesiąt razy: pętla na 1-395, szybki zwrot przywyjezdzie Key Bridge/Rosslyn, zakręt zaraz za Spout Run -dość pułapek, by ka\dy ogon albo się pokazał, albo cię zgubił.Trasa subtelna jak poczwórny bypass, ale nie o subtelność tuchodziło.Norton dowodził, \e w moim małym światku nie działosię dobrze.Nie miałem powodu, by udawać, \e wyruszyłem nawieczorną przeja\d\kę.Teraz potrzebowałem tylko kilkugodzin sam na sam z osobą, która nawet nie wiedziała, \e jadę naspotkanie z nią.A w zasadzie, to miotałem się na ślepo po tylnym siedzeniu.Potrzebowałem lusterka wstecznego i bocznych, \eby wszystko58sprawdzić, ale to Willie z nich korzystał.Jak na złość ruch wcią\był du\y.Czy ju\ nikt nie sypia? Co gorsza, lało niczym wBombaju w porze monsunu, deszcz nieustannie łomotał wwinylowy dach samochodu Willie'ego.Przebiegło mi przez myśl, \eby powiedzieć Willie'emu, co siędzieje, dlaczego wyciągnąłem go z łó\ka o tej porze.Jeśli pozaAgencją istniał ktoś, komu mógłbym zaufać, był to Willie.Alejakbym miał mu wytłumaczyć całą tę chorą wędrówkę poNowym Jorku, krokodylki i podłączenie do cudzej linii telefonicz-nej, telefon do Geico, \eby przekonać wszystkich, \e niewyszedłem z mieszkania.Ktoś, kto spędza \ycie robiąc wszystko,by ochronić swoich agentów, egzystuje w innym wymiarze.Wszystkie te czynności miały dla mnie sens.Ale Willie nie znałtego środowiska.Chocia\ jest mądrym facetem, nigdy by tegonie zrozumiał.Szpiegostwo jest jak świat na dnie Rowu Mariańs-kiego.Kiedy \yjąca w nim istota nagle zostanie wyciągnięta napowierzchnię, nikt nie wie, co z nią robić.- Zadzwoń do mnie o drugiej, ale nie na stacjonarny.Na tennumer - rzuciłem na przednie siedzenie kartkę z numerem nowejkomórki.Willie nie zapytał, po co.Wątpię, czy w ogóle chciał towiedzieć, ale byłem pewny, \e będzie grał według moich zasad.Za Key Bridge Willie zawrócił przez Georgetown na M Street.Ostrzegłem go, \e teraz będziemy musieli dać ostro w lewo zastarym Eagle Liquor i szybko przeskoczyć na Prospect.Zwolniłdo minimalnej prędkości i czekał na lukę na pasie jadących znaprzeciwka.Wreszcie zobaczyliśmy przestrzeń wystarczającąnawet dla świętej pamięci nortona.- Wskakuj - krzyknąłem.- Teraz! - Ale Willie ju\ zrobił, cotrzeba.Stary crown vic wbił się zaledwie o kilka cali za navigatorawyładowanego licealistami, a przed mał\eństwo w lexusie.Ktośbędzie musiał zmienić bieliznę.W chwili, kiedy koła dotknęły brukualei, crown vic wpadł w poślizg.Prawie uderzyliśmy w kinko.Nie było to subtelne, ale nikt nie miał szans zobaczyć, \eWillie daje po hamulcach zaraz po skręcie w Prospect, ani \e jawyskakuję z wozu w ułamku sekundy, którego potrzebował, byznowu przyspieszyć.Rozdział 8Stałem w cieniu pod mokrym dębem.Willie dawno ju\ znikłza rogiem.W chwili, gdy dopadł go ogon, widać było tylko tylneświatła crown vica znikające na końcu Trzydziestej Piątej.Zaczekałem chwilę, \eby przekonać się, czy ktoś jeszcze siępojawi, \ałując, \e nie wziąłem parasola.Kiedy wydawało się, i\nie mogę ju\ być bardziej mokry, naciągnąłem głębiej czapkę nagłowę i ruszyłem pieszo niemal dokładnie w to miejsce, z któregowyruszyłem.Frank Beckman mieszkał w Tuttle Place, w Kalo-ramie, pięć minut drogi piechotą i tysiąc mil pod ka\dym innymwzględem od miejsca, gdzie w deszczu le\ał mój poskręcanynorton.Przeciąłem Georgetown, po starej wisterii wspiąłem się nawysokie \elazne ogrodzenie przy R Street, które otaczało cmentarzOak Hill, i zszedłem w dół zbocza między grobowcami ipomnikami.Wreszcie dotarłem do ście\ki rowerowej, którabiegnie przez Rock Creek Park.Trzy minuty pózniej znalazłemsię pod mostem na Massachusetts Avenue.Pięćdziesiąt jardówdalej przeszedłem w bród potok - moje trampki ju\ wcześniejnasiąkły wodą - poczekałem na lukę między jadącymisamochodami, przebiegłem przez ulicę i wspiąłem się postromym wschodnim stoku doliny.Wyszedłem dokładnie tam,gdzie chciałem: na Belmont Road, w północnym kwartale TuttlePlace, dwa kwartały od gustownej georgiańskiej rezydencjiFranka Beckmana.Franka Beckmana poznałem w Brazzaville, w Kongo, w 1979roku, wieczór po tym, jak kucharza ambasady francuskiej zjadłkrokodyl.Wszyscy mówili tylko o tym.Kucharz wyślizgnął sięz kuchni między zupą a rybą i poszedł nad rzekę.Po co? Naschadzkę? Po garść jakiegoś świństwa do przybrania sałatki?Tego nikt nie wiedział.Jeden z kelnerów usłyszał jego krzyk.60Przechodzień widział coś przy brzegu rzeki, ale le\ało nieruchomona wodzie, a krokodyle były wszędzie.Nic się nie dało zrobić.Następnego dnia pół mili w dół rzeki na gałęzi znaleziono czapkękucharza.Wszystkim nasuwało się jeszcze inne pytanie: czykrokodyl podlał kucharza sosem z czerwonego wina, czy po\arłgo au naturel? Nawet wtedy Brazzaville nie było naj\yczliwszymmiejscem na ziemi.Zostałem wtedy skierowany z powrotem do Dubaju, dozabezpieczania irańskiej rewolucji (stało się to w 1979 roku,jeszcze zanim nastał Webber, kiedy jeszcze Centrala odró\niałarzeczy wa\ne od niewa\nych).Przez większość czasu podró\o-wałem jednak wszędzie tam, gdzie mógł się przydać ktoś mówiącyw farsi: do Manili, Chartumu, nawet do Brazzaville.Szefowiechcieli, \ebym to pozyskał pierwszą sekretarkę z irańskiejambasady, grubą stronniczkę Chomeiniego o rybich ustach,której ojciec miał koncesję na cadillaki w Teheranie jeszcze wczasach, gdy wśród jego najlepszych klientów był sam szach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Willie podjechał, kiedy zawracałemw stronę Columbii.Wrzucił jałowy bieg, zanim zamknąłem drzwi.- Prosto do Saint E's czy powozimy ich trochę? - zapytał.StE's to miejscowy szpital dla wariatów, dom Ezry Pounda i JohnaHincleya Juniora oraz kupy innych sławnych świrów.- Do Rock Creek - powiedziałem, patrząc przez tylną szybę.- Jedz Memorial Bridge do GW Parkway.- Sprawdzałem, czynikt za nami nie jedzie, podczas gdy Willie rzucił na tylnesiedzenie pudełko chusteczek i ustawił lusterko na siedzeniepasa\era.Całą lewą stronę mojej twarzy pokrywała pajęczyna.Moje ucho znikło.Nie chciałbym spotkać pająka, który ją zrobił.Poprowadziłem Williego trasą idealną do gubieniaobserwatorów w północnej Wirginii, którą przeje\d\ałem conajmniej pięćdziesiąt razy: pętla na 1-395, szybki zwrot przywyjezdzie Key Bridge/Rosslyn, zakręt zaraz za Spout Run -dość pułapek, by ka\dy ogon albo się pokazał, albo cię zgubił.Trasa subtelna jak poczwórny bypass, ale nie o subtelność tuchodziło.Norton dowodził, \e w moim małym światku nie działosię dobrze.Nie miałem powodu, by udawać, \e wyruszyłem nawieczorną przeja\d\kę.Teraz potrzebowałem tylko kilkugodzin sam na sam z osobą, która nawet nie wiedziała, \e jadę naspotkanie z nią.A w zasadzie, to miotałem się na ślepo po tylnym siedzeniu.Potrzebowałem lusterka wstecznego i bocznych, \eby wszystko58sprawdzić, ale to Willie z nich korzystał.Jak na złość ruch wcią\był du\y.Czy ju\ nikt nie sypia? Co gorsza, lało niczym wBombaju w porze monsunu, deszcz nieustannie łomotał wwinylowy dach samochodu Willie'ego.Przebiegło mi przez myśl, \eby powiedzieć Willie'emu, co siędzieje, dlaczego wyciągnąłem go z łó\ka o tej porze.Jeśli pozaAgencją istniał ktoś, komu mógłbym zaufać, był to Willie.Alejakbym miał mu wytłumaczyć całą tę chorą wędrówkę poNowym Jorku, krokodylki i podłączenie do cudzej linii telefonicz-nej, telefon do Geico, \eby przekonać wszystkich, \e niewyszedłem z mieszkania.Ktoś, kto spędza \ycie robiąc wszystko,by ochronić swoich agentów, egzystuje w innym wymiarze.Wszystkie te czynności miały dla mnie sens.Ale Willie nie znałtego środowiska.Chocia\ jest mądrym facetem, nigdy by tegonie zrozumiał.Szpiegostwo jest jak świat na dnie Rowu Mariańs-kiego.Kiedy \yjąca w nim istota nagle zostanie wyciągnięta napowierzchnię, nikt nie wie, co z nią robić.- Zadzwoń do mnie o drugiej, ale nie na stacjonarny.Na tennumer - rzuciłem na przednie siedzenie kartkę z numerem nowejkomórki.Willie nie zapytał, po co.Wątpię, czy w ogóle chciał towiedzieć, ale byłem pewny, \e będzie grał według moich zasad.Za Key Bridge Willie zawrócił przez Georgetown na M Street.Ostrzegłem go, \e teraz będziemy musieli dać ostro w lewo zastarym Eagle Liquor i szybko przeskoczyć na Prospect.Zwolniłdo minimalnej prędkości i czekał na lukę na pasie jadących znaprzeciwka.Wreszcie zobaczyliśmy przestrzeń wystarczającąnawet dla świętej pamięci nortona.- Wskakuj - krzyknąłem.- Teraz! - Ale Willie ju\ zrobił, cotrzeba.Stary crown vic wbił się zaledwie o kilka cali za navigatorawyładowanego licealistami, a przed mał\eństwo w lexusie.Ktośbędzie musiał zmienić bieliznę.W chwili, kiedy koła dotknęły brukualei, crown vic wpadł w poślizg.Prawie uderzyliśmy w kinko.Nie było to subtelne, ale nikt nie miał szans zobaczyć, \eWillie daje po hamulcach zaraz po skręcie w Prospect, ani \e jawyskakuję z wozu w ułamku sekundy, którego potrzebował, byznowu przyspieszyć.Rozdział 8Stałem w cieniu pod mokrym dębem.Willie dawno ju\ znikłza rogiem.W chwili, gdy dopadł go ogon, widać było tylko tylneświatła crown vica znikające na końcu Trzydziestej Piątej.Zaczekałem chwilę, \eby przekonać się, czy ktoś jeszcze siępojawi, \ałując, \e nie wziąłem parasola.Kiedy wydawało się, i\nie mogę ju\ być bardziej mokry, naciągnąłem głębiej czapkę nagłowę i ruszyłem pieszo niemal dokładnie w to miejsce, z któregowyruszyłem.Frank Beckman mieszkał w Tuttle Place, w Kalo-ramie, pięć minut drogi piechotą i tysiąc mil pod ka\dym innymwzględem od miejsca, gdzie w deszczu le\ał mój poskręcanynorton.Przeciąłem Georgetown, po starej wisterii wspiąłem się nawysokie \elazne ogrodzenie przy R Street, które otaczało cmentarzOak Hill, i zszedłem w dół zbocza między grobowcami ipomnikami.Wreszcie dotarłem do ście\ki rowerowej, którabiegnie przez Rock Creek Park.Trzy minuty pózniej znalazłemsię pod mostem na Massachusetts Avenue.Pięćdziesiąt jardówdalej przeszedłem w bród potok - moje trampki ju\ wcześniejnasiąkły wodą - poczekałem na lukę między jadącymisamochodami, przebiegłem przez ulicę i wspiąłem się postromym wschodnim stoku doliny.Wyszedłem dokładnie tam,gdzie chciałem: na Belmont Road, w północnym kwartale TuttlePlace, dwa kwartały od gustownej georgiańskiej rezydencjiFranka Beckmana.Franka Beckmana poznałem w Brazzaville, w Kongo, w 1979roku, wieczór po tym, jak kucharza ambasady francuskiej zjadłkrokodyl.Wszyscy mówili tylko o tym.Kucharz wyślizgnął sięz kuchni między zupą a rybą i poszedł nad rzekę.Po co? Naschadzkę? Po garść jakiegoś świństwa do przybrania sałatki?Tego nikt nie wiedział.Jeden z kelnerów usłyszał jego krzyk.60Przechodzień widział coś przy brzegu rzeki, ale le\ało nieruchomona wodzie, a krokodyle były wszędzie.Nic się nie dało zrobić.Następnego dnia pół mili w dół rzeki na gałęzi znaleziono czapkękucharza.Wszystkim nasuwało się jeszcze inne pytanie: czykrokodyl podlał kucharza sosem z czerwonego wina, czy po\arłgo au naturel? Nawet wtedy Brazzaville nie było naj\yczliwszymmiejscem na ziemi.Zostałem wtedy skierowany z powrotem do Dubaju, dozabezpieczania irańskiej rewolucji (stało się to w 1979 roku,jeszcze zanim nastał Webber, kiedy jeszcze Centrala odró\niałarzeczy wa\ne od niewa\nych).Przez większość czasu podró\o-wałem jednak wszędzie tam, gdzie mógł się przydać ktoś mówiącyw farsi: do Manili, Chartumu, nawet do Brazzaville.Szefowiechcieli, \ebym to pozyskał pierwszą sekretarkę z irańskiejambasady, grubą stronniczkę Chomeiniego o rybich ustach,której ojciec miał koncesję na cadillaki w Teheranie jeszcze wczasach, gdy wśród jego najlepszych klientów był sam szach [ Pobierz całość w formacie PDF ]