[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to romantycznie wyglądająca rezydencja z czerwonej cegły.Otaczały jągładkie, wypielęgnowane trawniki i mieniący się barwami kwiatowy ogród.- Jak tu pięknie, Morgan - odezwała się Eve z przeciwległego siedzenia.- Wyobrażamsobie, jaka musisz być podekscytowana.- Bo i jestem - przyznała.Mijał tydzień, odkąd ostatni raz widziała się z Gervase'em.W tym czasie jej poczuciezniewagi i niechęć do niego jeszcze wzrosły.Gdyby nie tamte kilka dni po bitwie podWaterloo, myślała wciąż i wciąż na nowo, być może jej nienawiść nie byłaby aż tak wielka.Przedtem i potem nie działo się przecież między nimi nic takiego.Flirtował z nią, ale niestarał się stwarzać wrażenia, że robi poza tym coś więcej.Ale wtedy.Wtedy był jej bliższyniż ktokolwiek inny i czuła się potwornie zdradzona.Jednak miniony tydzień wydawał jej się okropnie jednostajny i nieciekawy.Tęskniłaza Gervase'em, za jego ironicznym uśmiechem, przekomarzaniem się, kpinami, za jegofrancuskim akcentem.Nienawidziła go jeszcze bardziej za to, że w jakimś momencie niemalsię w nim zakochała i z trudnością przyszło jej dopasować swoje uczucia do jego praw-dziwego charakteru i prawdziwej natury ich związku.Minęli ukwieconą pergolę i skręcili na rozciągający się przed domem rozległy,brukowany taras.Podwójne drzwi były otwarte.Po schodach schodzili dwaj lokaje wliberiach jeden po jednej, drugi po drugiej stronie, a przy drzwiach stał na baczność odziany wczerń służący, który musiał chyba być głównym lokajem.Z domu wyłoniła się cała gromadaludzi, z księżną i Gervase'em na czele, i pospieszyła w ślad za lokajami na dół.A więc miało miejsce to, co wprawiła w ruch za pomocą swej decyzji.Morganpoczuła, że ogarniają fala radosnego podniecenia i niepokoju zarazem.Wzięła głęboki oddechi uśmiechnęła się.Wszystko to było oszałamiające.Gervase podał rękę i pomógł wysiąść z powozuMorgan, a potem Eve.Z tyłu podjeżdżały już kolejne powozy: Jeden przywiózł Freyję zJoshuą, drugi - Becky i Davy'ego oraz ich nianie.Morgan natychmiast znalazła się wobjęciach księżny, a już po chwili przedstawiano ją domownikom.Wielebny Pierre Ashford ijego małżonka Emma, lord i lady Vardon, czyli siostra Gervase'a, Cecile, i jej mąż, potem sirHarold Spalding, szwagier Gervase'a, wraz z małżonką, czyli drugą siostrą, Monique.Panowie kłaniali się, Emma dygnęła.Siostry Gervase'a, z galijską spontanicznością ich matki,uścisnęły Morgan i wykrzykiwały głośne zachwyty nad jej urodą.Gervase tymczasem wziął na siebie obowiązek powitania krewnych Morgan iprzedstawienia ich swoim.Dzieci - zdawało się, że były ich całe hordy - mrowiły się wokół, biegając radośnie odjednej ciotki do drugiej, i poza nianią Johnson nie majaczył na horyzoncie nikt, kto mógłbypowściągnąć choć trochę ich entuzjazm.Było mnóstwo hałasu i śmiechu.Służba rozładowywała wozy bagażowe, któreprzyjechały na końcu.Słońce słało obfitość blasku na tę scenę radosnego zamętu.Gervasechwycił Morgan za rękę, a po chwili za drugą.- Ten tydzień zdawał się nie mieć końca, ma cherie - powiedział, unosząc do ust jejprawą dłoń.- Witaj w Windrush.- To mówiąc, uniósł lewą.- Witaj w domu.Jego siostry wykrzykiwały głośno swój zachwyt, inne, niezidentyfikowane osobypomrukiwały z zadowoleniem.Gervase nachylił się i pocałował ją w usta.- Każdy dzień był jak tydzień, Gervase - powiedziała, mocno ściskając jego dłonie.-Tak się cieszę, że w końcu się tu znalazłam.Gervase podał jej ramię i poprowadził po schodach do domu.Jak to dobrze, pomyślała, że on wciąż bez mrugnięcia okiem z nią flirtuje.Gdyby,odkąd zmusiła go do zaręczyn, był ponury, przygnębiony, pełen skruchy, wówczas zapewnewybaczyłaby mu i pozwoliła odejść, ale z pewnością by go znienawidziła.Może nawetbardziej niż dotychczas.Poczuła, że powiedziała prawdę.Każdy dzień naprawdę wydawał jej się długi niczymtydzień.* * *Miniony tydzień istotnie zdawał się nie mieć końca.Gervase usiłował zająć sięsprawami majątku i spędził sporo czasu z rządcą, a przedtem z jego ojcem, zarówno w biurze,jak i w gospodarstwie.Jednak, jak zawsze doskonale wiedział, jego ojciec był znakomitymgospodarzem i zawsze trzymał rękę na pulsie - wszystkich spraw, związanych z zarządzaniemposiadłością.A rządca najwyrazniej miał dla niego kolosalny podziw i respekt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Była to romantycznie wyglądająca rezydencja z czerwonej cegły.Otaczały jągładkie, wypielęgnowane trawniki i mieniący się barwami kwiatowy ogród.- Jak tu pięknie, Morgan - odezwała się Eve z przeciwległego siedzenia.- Wyobrażamsobie, jaka musisz być podekscytowana.- Bo i jestem - przyznała.Mijał tydzień, odkąd ostatni raz widziała się z Gervase'em.W tym czasie jej poczuciezniewagi i niechęć do niego jeszcze wzrosły.Gdyby nie tamte kilka dni po bitwie podWaterloo, myślała wciąż i wciąż na nowo, być może jej nienawiść nie byłaby aż tak wielka.Przedtem i potem nie działo się przecież między nimi nic takiego.Flirtował z nią, ale niestarał się stwarzać wrażenia, że robi poza tym coś więcej.Ale wtedy.Wtedy był jej bliższyniż ktokolwiek inny i czuła się potwornie zdradzona.Jednak miniony tydzień wydawał jej się okropnie jednostajny i nieciekawy.Tęskniłaza Gervase'em, za jego ironicznym uśmiechem, przekomarzaniem się, kpinami, za jegofrancuskim akcentem.Nienawidziła go jeszcze bardziej za to, że w jakimś momencie niemalsię w nim zakochała i z trudnością przyszło jej dopasować swoje uczucia do jego praw-dziwego charakteru i prawdziwej natury ich związku.Minęli ukwieconą pergolę i skręcili na rozciągający się przed domem rozległy,brukowany taras.Podwójne drzwi były otwarte.Po schodach schodzili dwaj lokaje wliberiach jeden po jednej, drugi po drugiej stronie, a przy drzwiach stał na baczność odziany wczerń służący, który musiał chyba być głównym lokajem.Z domu wyłoniła się cała gromadaludzi, z księżną i Gervase'em na czele, i pospieszyła w ślad za lokajami na dół.A więc miało miejsce to, co wprawiła w ruch za pomocą swej decyzji.Morganpoczuła, że ogarniają fala radosnego podniecenia i niepokoju zarazem.Wzięła głęboki oddechi uśmiechnęła się.Wszystko to było oszałamiające.Gervase podał rękę i pomógł wysiąść z powozuMorgan, a potem Eve.Z tyłu podjeżdżały już kolejne powozy: Jeden przywiózł Freyję zJoshuą, drugi - Becky i Davy'ego oraz ich nianie.Morgan natychmiast znalazła się wobjęciach księżny, a już po chwili przedstawiano ją domownikom.Wielebny Pierre Ashford ijego małżonka Emma, lord i lady Vardon, czyli siostra Gervase'a, Cecile, i jej mąż, potem sirHarold Spalding, szwagier Gervase'a, wraz z małżonką, czyli drugą siostrą, Monique.Panowie kłaniali się, Emma dygnęła.Siostry Gervase'a, z galijską spontanicznością ich matki,uścisnęły Morgan i wykrzykiwały głośne zachwyty nad jej urodą.Gervase tymczasem wziął na siebie obowiązek powitania krewnych Morgan iprzedstawienia ich swoim.Dzieci - zdawało się, że były ich całe hordy - mrowiły się wokół, biegając radośnie odjednej ciotki do drugiej, i poza nianią Johnson nie majaczył na horyzoncie nikt, kto mógłbypowściągnąć choć trochę ich entuzjazm.Było mnóstwo hałasu i śmiechu.Służba rozładowywała wozy bagażowe, któreprzyjechały na końcu.Słońce słało obfitość blasku na tę scenę radosnego zamętu.Gervasechwycił Morgan za rękę, a po chwili za drugą.- Ten tydzień zdawał się nie mieć końca, ma cherie - powiedział, unosząc do ust jejprawą dłoń.- Witaj w Windrush.- To mówiąc, uniósł lewą.- Witaj w domu.Jego siostry wykrzykiwały głośno swój zachwyt, inne, niezidentyfikowane osobypomrukiwały z zadowoleniem.Gervase nachylił się i pocałował ją w usta.- Każdy dzień był jak tydzień, Gervase - powiedziała, mocno ściskając jego dłonie.-Tak się cieszę, że w końcu się tu znalazłam.Gervase podał jej ramię i poprowadził po schodach do domu.Jak to dobrze, pomyślała, że on wciąż bez mrugnięcia okiem z nią flirtuje.Gdyby,odkąd zmusiła go do zaręczyn, był ponury, przygnębiony, pełen skruchy, wówczas zapewnewybaczyłaby mu i pozwoliła odejść, ale z pewnością by go znienawidziła.Może nawetbardziej niż dotychczas.Poczuła, że powiedziała prawdę.Każdy dzień naprawdę wydawał jej się długi niczymtydzień.* * *Miniony tydzień istotnie zdawał się nie mieć końca.Gervase usiłował zająć sięsprawami majątku i spędził sporo czasu z rządcą, a przedtem z jego ojcem, zarówno w biurze,jak i w gospodarstwie.Jednak, jak zawsze doskonale wiedział, jego ojciec był znakomitymgospodarzem i zawsze trzymał rękę na pulsie - wszystkich spraw, związanych z zarządzaniemposiadłością.A rządca najwyrazniej miał dla niego kolosalny podziw i respekt [ Pobierz całość w formacie PDF ]