[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Honora miała u siebie drewnianą skrzyneczkę z napisem Niespodzianki" i ilekroć siostrzenica ją odwiedzała, zawszeznajdowała tam zabawkę, książeczkę czy ubranko.Nim Joscelynprzebrała Lissie, mała już spała.Jak zwykle zapaliła nocną lampkę izostawiła uchylone drzwi.Malcolm siedział na kanapie ze zwieszonągłową.Uosobienie depresji.Na stoliku stała butelka whisky.RS328- Malcolm, przestańmy sobie skakać do oczu.Tak bardzo ciękocham - odezwała się, siadając przy nim.- W osobliwy sposób to okazujesz - odpowiedział, opróżniającszklankę.- Wykańczają mnie nasze awantury.- Chryste, najpierw robisz mi straszną przykrość, potem niepozwalasz mi tknąć mojego dziecka, a ostatnio każdą próbę kochaniasię traktujesz jak przestępstwo.- Zaraz możemy iść do łóżka.Od ostatniego szaleństwa na patio kochali się tylko raz.(Czyżbykolejny dowód, że kogoś ma?)- Jesteś pewna, że nie wykończysz się, jak prześpisz jedną noc wswoim łóżku?- Spię u Lissie tylko wtedy, gdy ma złe sny.- W to, jak możesz spać przy zapalonym świetle, już nie wchodzę.Zwiecąca się co noc lampka w pokoju Lissie stała się ichWietnamem.Joscelyn nie rozumiała, dlaczego jej mąż prowadzi o tenkrążek światła taką zajadłą wojnę.Przypuszczała, że jest to dla niegokolejny dowód, iż mała jest nie tylko głucha, ale i tchórzliwa.- Lampka musi się palić.Gdybyś kiedykolwiek wybrał się naczwartkowe spotkanie w szkółce, trochę byś się dowiedział na tematgłuchych dzieci.- Dziękuję, nie skorzystam.Wiem na ten temat aż za dużo.- Lissie nie słyszy.Jeśli na dodatek w pokoju jest ciemno i niewidzi, jest kompletnie odcięta od świata.- Cackasz się tak z tym dzieckiem, robiąc z niego emocjonalnąkalekę.- Ona ma dopiero trzy i pół roku.Jest absolutnie głucha.Musisz toprzyjąć do wiadomości, choć przeżywasz katusze.Potrzebny jest jejjakiś punkt orientacyjny, gdyby obudziła się w nocy.- Zawracanie głowy.Nigdy nie słuchasz dobrych rad.Całkiem jąrozpuściłaś - powiedział ponuro, nalewając sobie i kolejnego drinka.Joscelyn wyszła sztywnym krokiem do sypialni.Zaczęła oglądaćtelewizję.Włączyła kanał piąty, bo o tej porze stacja News" już nieRS329nadawała.Po kilku minutach miała dość i płynących z ekranunieprzerwanym strumieniem wiadomości o morderstwach wpołudniowo-wschodnim Los Angeles.Wyłączyła telewizor.Byłokilka minut po dziesiątej.Zdjęła bluzkę i w samym biustonoszu poszłado nieskazitelnej, różowej łazienki Malcolma.Zobaczyła w lustrzewielki siniak na lewej piersi, tuż nad stanikiem, niczym czerwoną kulęzachodzącego słońca.Puściła wodę i namydliła twarz.Nagle dotarł do jej uszu panicznypisk Lissie.Rzuciła się, z mydłem na twarzy, do sypialni małej.Drzwibyły zamknięte, w pokoju panowały ciemności.Nocna lampka zostaławyłączona.Chwyciła w ramiona dziecko i zaczęła tulić drobne ciałko.RamionaLissie oplatały jej szyję.- Ma-ma - załkała Lissie, zaciskając rączki wokół szyi matki.- Myślałem, że będzie już spała do rana - odezwał się Malcolm, gdywyszła z dzieckiem do hallu.W dziwnie wysokim głosie mężauderzył ją ton wystraszonego nastolatka.- Ty kutasie, skończony kutasie!- Niech wreszcie wie, że spać znaczy spać.Lessie płakała żałośnie.- Zostaw dziecko w spokoju.Czego ty od nas chcesz? Odczep się,pieprz sobie jakąś sekretarkę.- Sekretarkę?- Lissie się tak stara.Szło jej świetnie, dopóki z tym wszystkim niewyskoczyłeś.Jak możesz powtarzać zachowanie swojegowynaturzonego ojca?- Nie waż się, suko, powiedzieć o nim złego słowa.Nie jesteś nawetwarta wymówić jego imienia.Może rzeczywiście powinienempieprzyć się z inną.Po tobie byłoby to całkiem przyjemne.Spójrz dolustra, jak wyglądasz, straszydło bez cycków.Mydło na całej gębie,jakbyś się miała golić.Kto ty jesteś? Naćpany pedał?Joscelyn, z małą na ręku, pobiegła do wielkiej różowej łazienki.Trzymając na ręku wciąż pochlipującą Lissie, drugą dłonią próbowałazmyć wacikiem kosmetyk.RS330- Dzisiaj, do cholery, będzie spała, jak wszystkie inne dzieci! -krzyknął Malcolm, wpadając za nią.Wyciągnął ręce po Lissie.Joscelyn, widząc jak mała się trzęsie,przytrzymała ją mocniej, ale namydlona mokra ręka nie mogła stawićoporu.Wyrwał jej córkę.- Malcolm, na litość boską, czy nie dość już ją wystraszyłeś? Oddajmi ją - prosiła Joscelyn, chwytając małą wpół.- Odpieprz się!Zamknąwszy córkę w demonicznym uścisku, szedł w stronę drzwi.Joscelyn zagrodziła mu drogę, ciągnąc małą za rozdygotane nogi.Wtej chwili zobaczyła w lustrze ojca, rnatkę i dziecko, złączonych wupiornym tańcu.Obraz nieświetej rodziny.- Puść ją! - wrzasnęła.Zlepy instynkt macierzyński dał Joscelyn nową energię.Myślałatylko o tym, żeby zabrać dziecko z rąk męża, żeby nie zmaltretowałLissie i nie pogruchotał jej kości, tak jak kiedyś jemu jego własnyojciec.Malcolm uderzył Joscelyn w klatkę piersiową.Poleciała do tyłu zestrzępami dziecięcej koszuli w dłoniach.- Ty sukinsynu, oddaj mi ją!Ciężko dyszała.Słyszała płacz Lissie, jakby dochodził z wielkiejoddali.Zachwiała się, odzyskała równowagę i znowu ruszyła doataku.Malcolm zamierzył się ponownie, ale tym razem chybił,trafiając pięścią w wątłe ramionko Lissie.Dziewczynka otworzyła usta w niemym paroksyzmie i po chwiliwybuchnęła rozdzierającym płaczem.Na ten widok Joscelyn poczuła pod czaszką ogień.Wszystko wokółniej poczerwieniało.Jej oszalałe spojrzenie natrafiło na ozdobny klosz z różowegoweneckiego szkła.Chwyciła go w dłonie, z których jedna wciąż byłamokra i namydlona, i podniosła wysoko.W tym momencie - krótszym niż uderzenie serca - Malcolmspojrzał na nią.Zapamiętała to spojrzenie do końca życia, choć nigdynie dane jej było go zrozumieć.Może uważał, że ona się rewanżuje,RS331stojąc przed nim bez bluzki, straszydło bez cycków", z ciężkimgadżetem w dłoniach, niby kobiecy odpowiednik Mojżeszaroztrzaskującego tablice z przykazaniami? Może żałował, że takbezwzględnie zgasił Lissie światło.Może myślał o swoim srogimojcu, który był bohaterem wojennym?- Oduczę cię pastwienia się nad moją córką! - krzyknęła Joscelynzdławionym głosem.Miała wrażenie, że szkło spada na głowę Malcolma bez udziału jejwoli.We własnym ciele czuła wibracje głuchego uderzenia.Aazienkawypełniła się najpierw niskim dzwiękiem, a potem hałasem, gdykryształ wymknął jej się z rąk, rozpryskując się na marmurowejposadzce.Malcolm zachwiał się.Wyrwała dziecko z jego słabnących dłoni.Pochylił się do przodu i upadł między odłamki szkła.Gdy uderzyłczołem o marmur, w łazience rozległ się ponownie głuchy dzwięk.Joscelyn kurczowo ściskała Lissie.Dziecko wciąż łkałospazmatycznie.Stała, dysząc ciężko.Malcolm leżał wyprężony.Teraz patrzyła na niego już bez gniewu.Jedną rękę miał wysuniętą do przodu, druga przylegała do boku.Nogibyły lekko rozsunięte [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Honora miała u siebie drewnianą skrzyneczkę z napisem Niespodzianki" i ilekroć siostrzenica ją odwiedzała, zawszeznajdowała tam zabawkę, książeczkę czy ubranko.Nim Joscelynprzebrała Lissie, mała już spała.Jak zwykle zapaliła nocną lampkę izostawiła uchylone drzwi.Malcolm siedział na kanapie ze zwieszonągłową.Uosobienie depresji.Na stoliku stała butelka whisky.RS328- Malcolm, przestańmy sobie skakać do oczu.Tak bardzo ciękocham - odezwała się, siadając przy nim.- W osobliwy sposób to okazujesz - odpowiedział, opróżniającszklankę.- Wykańczają mnie nasze awantury.- Chryste, najpierw robisz mi straszną przykrość, potem niepozwalasz mi tknąć mojego dziecka, a ostatnio każdą próbę kochaniasię traktujesz jak przestępstwo.- Zaraz możemy iść do łóżka.Od ostatniego szaleństwa na patio kochali się tylko raz.(Czyżbykolejny dowód, że kogoś ma?)- Jesteś pewna, że nie wykończysz się, jak prześpisz jedną noc wswoim łóżku?- Spię u Lissie tylko wtedy, gdy ma złe sny.- W to, jak możesz spać przy zapalonym świetle, już nie wchodzę.Zwiecąca się co noc lampka w pokoju Lissie stała się ichWietnamem.Joscelyn nie rozumiała, dlaczego jej mąż prowadzi o tenkrążek światła taką zajadłą wojnę.Przypuszczała, że jest to dla niegokolejny dowód, iż mała jest nie tylko głucha, ale i tchórzliwa.- Lampka musi się palić.Gdybyś kiedykolwiek wybrał się naczwartkowe spotkanie w szkółce, trochę byś się dowiedział na tematgłuchych dzieci.- Dziękuję, nie skorzystam.Wiem na ten temat aż za dużo.- Lissie nie słyszy.Jeśli na dodatek w pokoju jest ciemno i niewidzi, jest kompletnie odcięta od świata.- Cackasz się tak z tym dzieckiem, robiąc z niego emocjonalnąkalekę.- Ona ma dopiero trzy i pół roku.Jest absolutnie głucha.Musisz toprzyjąć do wiadomości, choć przeżywasz katusze.Potrzebny jest jejjakiś punkt orientacyjny, gdyby obudziła się w nocy.- Zawracanie głowy.Nigdy nie słuchasz dobrych rad.Całkiem jąrozpuściłaś - powiedział ponuro, nalewając sobie i kolejnego drinka.Joscelyn wyszła sztywnym krokiem do sypialni.Zaczęła oglądaćtelewizję.Włączyła kanał piąty, bo o tej porze stacja News" już nieRS329nadawała.Po kilku minutach miała dość i płynących z ekranunieprzerwanym strumieniem wiadomości o morderstwach wpołudniowo-wschodnim Los Angeles.Wyłączyła telewizor.Byłokilka minut po dziesiątej.Zdjęła bluzkę i w samym biustonoszu poszłado nieskazitelnej, różowej łazienki Malcolma.Zobaczyła w lustrzewielki siniak na lewej piersi, tuż nad stanikiem, niczym czerwoną kulęzachodzącego słońca.Puściła wodę i namydliła twarz.Nagle dotarł do jej uszu panicznypisk Lissie.Rzuciła się, z mydłem na twarzy, do sypialni małej.Drzwibyły zamknięte, w pokoju panowały ciemności.Nocna lampka zostaławyłączona.Chwyciła w ramiona dziecko i zaczęła tulić drobne ciałko.RamionaLissie oplatały jej szyję.- Ma-ma - załkała Lissie, zaciskając rączki wokół szyi matki.- Myślałem, że będzie już spała do rana - odezwał się Malcolm, gdywyszła z dzieckiem do hallu.W dziwnie wysokim głosie mężauderzył ją ton wystraszonego nastolatka.- Ty kutasie, skończony kutasie!- Niech wreszcie wie, że spać znaczy spać.Lessie płakała żałośnie.- Zostaw dziecko w spokoju.Czego ty od nas chcesz? Odczep się,pieprz sobie jakąś sekretarkę.- Sekretarkę?- Lissie się tak stara.Szło jej świetnie, dopóki z tym wszystkim niewyskoczyłeś.Jak możesz powtarzać zachowanie swojegowynaturzonego ojca?- Nie waż się, suko, powiedzieć o nim złego słowa.Nie jesteś nawetwarta wymówić jego imienia.Może rzeczywiście powinienempieprzyć się z inną.Po tobie byłoby to całkiem przyjemne.Spójrz dolustra, jak wyglądasz, straszydło bez cycków.Mydło na całej gębie,jakbyś się miała golić.Kto ty jesteś? Naćpany pedał?Joscelyn, z małą na ręku, pobiegła do wielkiej różowej łazienki.Trzymając na ręku wciąż pochlipującą Lissie, drugą dłonią próbowałazmyć wacikiem kosmetyk.RS330- Dzisiaj, do cholery, będzie spała, jak wszystkie inne dzieci! -krzyknął Malcolm, wpadając za nią.Wyciągnął ręce po Lissie.Joscelyn, widząc jak mała się trzęsie,przytrzymała ją mocniej, ale namydlona mokra ręka nie mogła stawićoporu.Wyrwał jej córkę.- Malcolm, na litość boską, czy nie dość już ją wystraszyłeś? Oddajmi ją - prosiła Joscelyn, chwytając małą wpół.- Odpieprz się!Zamknąwszy córkę w demonicznym uścisku, szedł w stronę drzwi.Joscelyn zagrodziła mu drogę, ciągnąc małą za rozdygotane nogi.Wtej chwili zobaczyła w lustrze ojca, rnatkę i dziecko, złączonych wupiornym tańcu.Obraz nieświetej rodziny.- Puść ją! - wrzasnęła.Zlepy instynkt macierzyński dał Joscelyn nową energię.Myślałatylko o tym, żeby zabrać dziecko z rąk męża, żeby nie zmaltretowałLissie i nie pogruchotał jej kości, tak jak kiedyś jemu jego własnyojciec.Malcolm uderzył Joscelyn w klatkę piersiową.Poleciała do tyłu zestrzępami dziecięcej koszuli w dłoniach.- Ty sukinsynu, oddaj mi ją!Ciężko dyszała.Słyszała płacz Lissie, jakby dochodził z wielkiejoddali.Zachwiała się, odzyskała równowagę i znowu ruszyła doataku.Malcolm zamierzył się ponownie, ale tym razem chybił,trafiając pięścią w wątłe ramionko Lissie.Dziewczynka otworzyła usta w niemym paroksyzmie i po chwiliwybuchnęła rozdzierającym płaczem.Na ten widok Joscelyn poczuła pod czaszką ogień.Wszystko wokółniej poczerwieniało.Jej oszalałe spojrzenie natrafiło na ozdobny klosz z różowegoweneckiego szkła.Chwyciła go w dłonie, z których jedna wciąż byłamokra i namydlona, i podniosła wysoko.W tym momencie - krótszym niż uderzenie serca - Malcolmspojrzał na nią.Zapamiętała to spojrzenie do końca życia, choć nigdynie dane jej było go zrozumieć.Może uważał, że ona się rewanżuje,RS331stojąc przed nim bez bluzki, straszydło bez cycków", z ciężkimgadżetem w dłoniach, niby kobiecy odpowiednik Mojżeszaroztrzaskującego tablice z przykazaniami? Może żałował, że takbezwzględnie zgasił Lissie światło.Może myślał o swoim srogimojcu, który był bohaterem wojennym?- Oduczę cię pastwienia się nad moją córką! - krzyknęła Joscelynzdławionym głosem.Miała wrażenie, że szkło spada na głowę Malcolma bez udziału jejwoli.We własnym ciele czuła wibracje głuchego uderzenia.Aazienkawypełniła się najpierw niskim dzwiękiem, a potem hałasem, gdykryształ wymknął jej się z rąk, rozpryskując się na marmurowejposadzce.Malcolm zachwiał się.Wyrwała dziecko z jego słabnących dłoni.Pochylił się do przodu i upadł między odłamki szkła.Gdy uderzyłczołem o marmur, w łazience rozległ się ponownie głuchy dzwięk.Joscelyn kurczowo ściskała Lissie.Dziecko wciąż łkałospazmatycznie.Stała, dysząc ciężko.Malcolm leżał wyprężony.Teraz patrzyła na niego już bez gniewu.Jedną rękę miał wysuniętą do przodu, druga przylegała do boku.Nogibyły lekko rozsunięte [ Pobierz całość w formacie PDF ]