[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karol proponował adopcję, lecz jego żona w ogóle nie brała pod uwagę takiego rozwiązania.Rozwód dostali w dniu trzydziestych pierwszych urodzin Karola.W kilka tygodni później Ela związała się z innym facetem i nie minąłrok, jak urodziła córkę.Karol bardzo długo dochodził do siebie.Magda próbowała mu pomóc – wyciągała go na tenisa (zawsze im się fajnie razem grało) i na różne imprezy.Po jednej z nich wylądowali u niej w łóżku.– Wiesz, że ja tylko z tobą i z Elą, z nikim innym… – szepnąłKarol, kiedy już nasyceni sobą nawzajem leżeli w skłębionej pościeli zwinięci w ślimaczka i muszelkę.– A ja miałam wielu facetów – powiedziała Magda, choć czuła, że nie powinna tego mówić, a już na pewno nie w tym momencie.– Rozumiem – Karol rozluźnił uścisk.Nic nie rozumiał, ale nie wyprowadziła go z błędu.Nie powiedziała, że chociaż miała tylu facetów, to z nikim nie przeżywała czegoś takiego jak z nim.Nie powiedziała, że ze wzruszenia ściska ją w gardle.I że się boi, bo sama siebie nie rozumie i nie ma pojęcia, co z tego wszystkiego wyniknie.– Znam zasady: seks bez zobowiązań, tak? – spytał jakimś obcym głosem i, nie czekając na odpowiedź, dodał: – Chcesz jeszcze raz?Potraktowała to jak wyzwanie i pokazała mu, czego się nauczyła przez te wszystkie lata bez niego.Kochali się dziko i namiętnie, balansując na granicy rozkoszy i bólu.Momentami bardziej to przypominało walkę niż miłość.Przejmując inicjatywę, Magda próbowała odnaleźć w seksie z Karolem to samo, co odnajdywała z innymi facetami, skoncentrować się wyłącznie na przyjemności, przekonać samą siebie, że to poczucie mistycznej niemal jedności było jedynie złudzeniem.A jednak doświadczyła tego znowu i dlatego już więcej nie chciała się z nim kochać.Na szczęście on zaraz wyjeżdżał na jakiś czas do Belgii, a Magdalena rzuciła się w wir pracy, zabawy i nowych znajomości.Nie widzieli się dwa lata.W międzyczasie Karol przeżył jakiś romans, a przez życie Magdy przewinęło się kilku niewiele znaczących facetów.Obiecała sobie, że nigdy więcej nie pójdzie z Karolem do łóżka.Nie dotrzymała słowa.No cóż, gdyby nie ta pamiątka z Belgii, może by się jej udało.Przywiózł jej… czekoladową bieliznę.Serduszko z prawdziwej belgijskiej czekolady (z przodu) połączone ozdobnymi sznureczkami.I od razu zrobiło się tak jakoś słodko-pikantnie…Byli jeszcze w łóżku, kiedy zadzwonił telefon.Odebrała.Jak to?Zawał? Tata nie żyje? Przecież jeszcze wczoraj z nim rozmawiała.Byłcałkiem zdrowy.Planował wyjazd na ryby.– To niemożliwe… niemożliwe… niemożliwe… – powtarzała, kiwając się jak w chorobie sierocej.Karol wyjął jej z drżącej ręki telefon.Od mamy Magdy usłyszałjeszcze, że to Magdalena musi się zająć pogrzebem.Bo tamta kobieta, z którą mieszkał, jest poważnie chora, ona sama jest tylko byłą żoną, więc to nie jej sprawa, a Magda jest przecież córką.Tymczasem Magdalena nie była w stanie zająć się niczym.Kołysała się, siedząc w kucki, i nic do niej nie docierało.Zupełnie nie przypominała tej dziewczyny, którą Karol znał.Coś w niej pękło.Karol zabrał ją do lekarza, wykupił leki uspokajające, dopilnował, żeby je wzięła, i jeździł z nią, załatwiając sprawy pogrzebowe (właściwie to on je załatwiał, bo Magda nie była zdolna do działania).Głaskał ją i otulałkocem, kiedy płakała zwinięta w kłębek na tapczanie, robił zakupy, dbał, żeby cokolwiek zjadła, mył naczynia.Był przy niej.Przypominała sobie to wszystko jak przez mgłę, gdy ból trochę zelżał i mogła już funkcjonować bez leków.I nie umiała sobie wyobrazić, jak bez Karola przeżyłaby te najgorsze pierwsze dni.Nie zdążyła mu nawet podziękować, bo musiał jechać z powrotem do Belgii, wcześniej, niż się spodziewał.Pewnie, że dziękowała mu potem w mailach i na Skype’ie, ale osobiście podziękowała mu dopiero kilka dni temu, gdy już na dobre wrócił do Polski.– Nie masz nawet pojęcia, ile dla mnie zrobiłeś – powiedziała.– Zrobiłbym więcej, gdybyś mi tylko pozwoliła.– Przykrył jej dłoń swoją dłonią.Siedzieli u niej w kuchni i pili kawę.– Magda, ja już za stary jestem na podchody, na zabawę w kotka i myszkę.Kocham cię, wiesz? Nie chcę się z tobą bawić, chcę z tobą żyć.Nie chciałaś mnie, więc próbowałem szukać szczęścia z innymi kobietami, ale… żadna z nich nie jest tobą.Magda, proszę, daj nam szansę!Cofnęła rękę.Milczała, wpatrując się w blat stołu.Gdybymiaładwadzieściasześćlat,odpowiedziałabyzdecydowanie „nie”, ale miała już niestety trzydzieści sześć.A Karol…Karol był najfajniejszym facetem, jakiego znała.Właściwie to całkiem miło byłoby zasypiać i budzić się przy nim, razem pić poranną kawę, siedzieć z nim przy tym stole, wspólnie planować weekendy, mieć go blisko… Byle nie za blisko.Żeby się nie udusić.Żeby nie zabrakło im obojgu przestrzeni i powietrza.Myśl o jakimkolwiek związku, nawet nieformalnym, budziła w niej wewnętrzny opór.Związek kojarzył się jej ze związaniem, z pętlą na szyi, ze skrępowanymi rękami, które nie mogą robić tego, co chcą, i spętanymi nogami, które nie mogą iść, dokąd chcą.Z zależnością.A może nawet z uzależnieniem.Z wyrzeczeniami.I z bólem.– Magda, przecież ja cię od razu nie ciągnę do ślubu, tylko proszę, żebyś pozwoliła mi być bliżej! Daj nam szansę!– Nie mogę… nie wiem… boję się… ja… muszę pomyśleć…– Daj nam szansę! – powtórzył.– Ja… nie mogę tak od razu.– Magda, jakie od razu! Przecież my się znamy szesnaście lat!Zaufaj mi, proszę…– Nie wiem… Muszę się zastanowić.Daj mi trochę czasu.– Ile ci potrzeba? – Wziął ją za rękę.Tym razem jej nie cofnęła.– Nie wiem – szepnęła bezradnie.– OK – szepnął Karol, wtulając twarz w jej włosy.– Poczekam.Magda położyła mu głowę na ramieniu.Jeszcze teraz pamiętała to dziwne uczucie lekkości – jakby nagle pozbyła się jakiegoś ciężaru.Ale zaraz przyszła myśl: „Czy warto?”.Pomyślała o swoich rodzicach i o ciotce Irce.Wtedy gdy odszedł ojciec, ciotka wydawała się jeszcze szczęśliwą mężatką, rozwiedli się z wujkiem dwa lata później [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Karol proponował adopcję, lecz jego żona w ogóle nie brała pod uwagę takiego rozwiązania.Rozwód dostali w dniu trzydziestych pierwszych urodzin Karola.W kilka tygodni później Ela związała się z innym facetem i nie minąłrok, jak urodziła córkę.Karol bardzo długo dochodził do siebie.Magda próbowała mu pomóc – wyciągała go na tenisa (zawsze im się fajnie razem grało) i na różne imprezy.Po jednej z nich wylądowali u niej w łóżku.– Wiesz, że ja tylko z tobą i z Elą, z nikim innym… – szepnąłKarol, kiedy już nasyceni sobą nawzajem leżeli w skłębionej pościeli zwinięci w ślimaczka i muszelkę.– A ja miałam wielu facetów – powiedziała Magda, choć czuła, że nie powinna tego mówić, a już na pewno nie w tym momencie.– Rozumiem – Karol rozluźnił uścisk.Nic nie rozumiał, ale nie wyprowadziła go z błędu.Nie powiedziała, że chociaż miała tylu facetów, to z nikim nie przeżywała czegoś takiego jak z nim.Nie powiedziała, że ze wzruszenia ściska ją w gardle.I że się boi, bo sama siebie nie rozumie i nie ma pojęcia, co z tego wszystkiego wyniknie.– Znam zasady: seks bez zobowiązań, tak? – spytał jakimś obcym głosem i, nie czekając na odpowiedź, dodał: – Chcesz jeszcze raz?Potraktowała to jak wyzwanie i pokazała mu, czego się nauczyła przez te wszystkie lata bez niego.Kochali się dziko i namiętnie, balansując na granicy rozkoszy i bólu.Momentami bardziej to przypominało walkę niż miłość.Przejmując inicjatywę, Magda próbowała odnaleźć w seksie z Karolem to samo, co odnajdywała z innymi facetami, skoncentrować się wyłącznie na przyjemności, przekonać samą siebie, że to poczucie mistycznej niemal jedności było jedynie złudzeniem.A jednak doświadczyła tego znowu i dlatego już więcej nie chciała się z nim kochać.Na szczęście on zaraz wyjeżdżał na jakiś czas do Belgii, a Magdalena rzuciła się w wir pracy, zabawy i nowych znajomości.Nie widzieli się dwa lata.W międzyczasie Karol przeżył jakiś romans, a przez życie Magdy przewinęło się kilku niewiele znaczących facetów.Obiecała sobie, że nigdy więcej nie pójdzie z Karolem do łóżka.Nie dotrzymała słowa.No cóż, gdyby nie ta pamiątka z Belgii, może by się jej udało.Przywiózł jej… czekoladową bieliznę.Serduszko z prawdziwej belgijskiej czekolady (z przodu) połączone ozdobnymi sznureczkami.I od razu zrobiło się tak jakoś słodko-pikantnie…Byli jeszcze w łóżku, kiedy zadzwonił telefon.Odebrała.Jak to?Zawał? Tata nie żyje? Przecież jeszcze wczoraj z nim rozmawiała.Byłcałkiem zdrowy.Planował wyjazd na ryby.– To niemożliwe… niemożliwe… niemożliwe… – powtarzała, kiwając się jak w chorobie sierocej.Karol wyjął jej z drżącej ręki telefon.Od mamy Magdy usłyszałjeszcze, że to Magdalena musi się zająć pogrzebem.Bo tamta kobieta, z którą mieszkał, jest poważnie chora, ona sama jest tylko byłą żoną, więc to nie jej sprawa, a Magda jest przecież córką.Tymczasem Magdalena nie była w stanie zająć się niczym.Kołysała się, siedząc w kucki, i nic do niej nie docierało.Zupełnie nie przypominała tej dziewczyny, którą Karol znał.Coś w niej pękło.Karol zabrał ją do lekarza, wykupił leki uspokajające, dopilnował, żeby je wzięła, i jeździł z nią, załatwiając sprawy pogrzebowe (właściwie to on je załatwiał, bo Magda nie była zdolna do działania).Głaskał ją i otulałkocem, kiedy płakała zwinięta w kłębek na tapczanie, robił zakupy, dbał, żeby cokolwiek zjadła, mył naczynia.Był przy niej.Przypominała sobie to wszystko jak przez mgłę, gdy ból trochę zelżał i mogła już funkcjonować bez leków.I nie umiała sobie wyobrazić, jak bez Karola przeżyłaby te najgorsze pierwsze dni.Nie zdążyła mu nawet podziękować, bo musiał jechać z powrotem do Belgii, wcześniej, niż się spodziewał.Pewnie, że dziękowała mu potem w mailach i na Skype’ie, ale osobiście podziękowała mu dopiero kilka dni temu, gdy już na dobre wrócił do Polski.– Nie masz nawet pojęcia, ile dla mnie zrobiłeś – powiedziała.– Zrobiłbym więcej, gdybyś mi tylko pozwoliła.– Przykrył jej dłoń swoją dłonią.Siedzieli u niej w kuchni i pili kawę.– Magda, ja już za stary jestem na podchody, na zabawę w kotka i myszkę.Kocham cię, wiesz? Nie chcę się z tobą bawić, chcę z tobą żyć.Nie chciałaś mnie, więc próbowałem szukać szczęścia z innymi kobietami, ale… żadna z nich nie jest tobą.Magda, proszę, daj nam szansę!Cofnęła rękę.Milczała, wpatrując się w blat stołu.Gdybymiaładwadzieściasześćlat,odpowiedziałabyzdecydowanie „nie”, ale miała już niestety trzydzieści sześć.A Karol…Karol był najfajniejszym facetem, jakiego znała.Właściwie to całkiem miło byłoby zasypiać i budzić się przy nim, razem pić poranną kawę, siedzieć z nim przy tym stole, wspólnie planować weekendy, mieć go blisko… Byle nie za blisko.Żeby się nie udusić.Żeby nie zabrakło im obojgu przestrzeni i powietrza.Myśl o jakimkolwiek związku, nawet nieformalnym, budziła w niej wewnętrzny opór.Związek kojarzył się jej ze związaniem, z pętlą na szyi, ze skrępowanymi rękami, które nie mogą robić tego, co chcą, i spętanymi nogami, które nie mogą iść, dokąd chcą.Z zależnością.A może nawet z uzależnieniem.Z wyrzeczeniami.I z bólem.– Magda, przecież ja cię od razu nie ciągnę do ślubu, tylko proszę, żebyś pozwoliła mi być bliżej! Daj nam szansę!– Nie mogę… nie wiem… boję się… ja… muszę pomyśleć…– Daj nam szansę! – powtórzył.– Ja… nie mogę tak od razu.– Magda, jakie od razu! Przecież my się znamy szesnaście lat!Zaufaj mi, proszę…– Nie wiem… Muszę się zastanowić.Daj mi trochę czasu.– Ile ci potrzeba? – Wziął ją za rękę.Tym razem jej nie cofnęła.– Nie wiem – szepnęła bezradnie.– OK – szepnął Karol, wtulając twarz w jej włosy.– Poczekam.Magda położyła mu głowę na ramieniu.Jeszcze teraz pamiętała to dziwne uczucie lekkości – jakby nagle pozbyła się jakiegoś ciężaru.Ale zaraz przyszła myśl: „Czy warto?”.Pomyślała o swoich rodzicach i o ciotce Irce.Wtedy gdy odszedł ojciec, ciotka wydawała się jeszcze szczęśliwą mężatką, rozwiedli się z wujkiem dwa lata później [ Pobierz całość w formacie PDF ]