[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogłam się zwinąć, ale sam załadunek i przygotowanie jachtu do dalszej podróży zajęłoby mi czas do zmierzchu.Nie miałam też żadnej gwarancji, że znajdę spokojniejszych sąsiadów.Postanowiłam przeczekać.- Te, mała - zostałam wypatrzona przez pierwszego osiłka- może byś nam pomogła?- Dzień dobry - odpowiedziałam wychowawczo.- Czym mogłabym służyć?- Służyć? - Aż się oślinił z rechotu.- Służyć nie musisz, ale możesz przytrzymać łajbę, bo nam spyla do wody.- Rozumiem, że mam przyjąć na siebie rolę kotwicy?- Che, che - wyraźnie go bawiłam - śmieszna jesteś!- Dziękuję.- Udawałam, że przyjmuję to jako komplement.- Łap! - Rzucił w moją stronę linę, którą odruchowo złapałam.Na horyzoncie pojawił się nagle brat bliźniak mojego nowego znajomego, też łysy, napakowany i z nagim torsem, na którym wytatuował sobie pokracznego stworka - być może swoją sympatię.Bez słowa przejął ode mnie linę, po czym, gdy korzystając z okazji, przygotowałam się do odwrotu, postanowił, że się bliżej poznamy.- Masz kogoś?- A co, chcesz mi się oświadczyć? - Chyba przegięłam.Koleś zabił mnie wzrokiem.Miałam szczęście, że alkohol zgromadzony w organizmie spowolnił jego ruchy.Nie miałam wątpliwości, że w przypadku mózgu nie spowolnił niczego, bo się już nie dało.- E, mówiłem, że jest zabawna - z odsieczą przyszedł pierwszy z „braci".58Zeskoczył właśnie na ziemię, czym zdezorientował mego rozmówcę.- Rzeczywiście, nieźle się ubawiłem - grobowym głosem skomentował ten drugi.- Wyluzuj.- Osiłek dał koledze kuksańca w bok, aż usłyszałam chrzęst żeber.Gdyby walnął go w głowę, odpowiedziałaby pustka.W zamieszaniu przedostałam się bezpiecznie na swoje terytorium, pożałowałam jedynie, że przed pojawieniem się intruzów nie obsikałam go dokładnie, co, jeśli wziąć pod uwagę ich poziom intelektualny, powinno pomóc.Tymczasem dwóch innych braci, którzy nie wykazali zainteresowania zabezpieczeniem wspólnego mienia, wracało biegiem z lasu.Nawet nie próbowałam się domyślać, co tam robili.Gdybyśmy znajdowali się na innej szerokości i długości geograficznej, mogłabym mieć nadzieję, że nabrali takiego przyśpieszenia na skutek spotkania z dzikim zwierzem.Zeszłam pod pokład, zasunęłam otwór wejściowy i zabarykadowałam się pagajami.Nici z nocnej kąpieli w stroju Ewy, nici z ogniska i podsłuchiwania natury.Zaczęła się impreza.Powinnam odczuwać strach, ale złość była silniejsza i zawładnęła mną całkowicie.Najwyraźniej miałam pecha.Żebym chociaż tylko go przynosiła, zaniosłabym go w darze wyśmienicie bawiącemu się towarzystwu.Ale nie, on był mój i tylko mnie zaskakiwał coraz to gorszymi odmianami.Nie pozostawało mi nic innego, jak przeczekać, potem szybko się przespać, zebrać po ciemku rozrzucone manatki i spływać jak najdalej stąd.Na zewnątrz rozległy się pierwsze śpiewy.Wyłapując pojedyncze słowa, zdałam sobie sprawę, że moje zacięcie językowe było jednak wydumane.Niektórych wyrażeń w ogóle nie znałam, inne stanowiły udziwnione formy neologizmów, stworzo-59nych na bazie rodzimych stów niecenzuralnych.Zatęskniłam za pieśnią biesiadną, a jeszcze bardziej za wieńczącym spotkania„Góralem".Dzikie tańce rzuciły kimś o wystawiony przeze mnie sprzęt.Zaklął przeciągle i.uświadomił sobie moją obecność.- Lala wystawiła łapki - poinformował pozostałych.Spojrzałam na swoje ręce, zaciśnięte kciuki - zdecydowanie niczego nie wystawiałam.Może miał na myśli łapki na myszy albo po prostu zjadł „pu".- Gdzieś polazł? - Padło słuszne pytanie z oddali.- Wbijam do lali.- Teraz ktoś zaczął gramolić się na górę.- Spadaj! - Głos z oddali znowu okazał się głosem rozsądku.- Chyba nie sądzisz, że jest tam sama?- Nie? - wybełkotał nacierający na jacht.- Taka cizia? - rzucono argument w formie pytania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Mogłam się zwinąć, ale sam załadunek i przygotowanie jachtu do dalszej podróży zajęłoby mi czas do zmierzchu.Nie miałam też żadnej gwarancji, że znajdę spokojniejszych sąsiadów.Postanowiłam przeczekać.- Te, mała - zostałam wypatrzona przez pierwszego osiłka- może byś nam pomogła?- Dzień dobry - odpowiedziałam wychowawczo.- Czym mogłabym służyć?- Służyć? - Aż się oślinił z rechotu.- Służyć nie musisz, ale możesz przytrzymać łajbę, bo nam spyla do wody.- Rozumiem, że mam przyjąć na siebie rolę kotwicy?- Che, che - wyraźnie go bawiłam - śmieszna jesteś!- Dziękuję.- Udawałam, że przyjmuję to jako komplement.- Łap! - Rzucił w moją stronę linę, którą odruchowo złapałam.Na horyzoncie pojawił się nagle brat bliźniak mojego nowego znajomego, też łysy, napakowany i z nagim torsem, na którym wytatuował sobie pokracznego stworka - być może swoją sympatię.Bez słowa przejął ode mnie linę, po czym, gdy korzystając z okazji, przygotowałam się do odwrotu, postanowił, że się bliżej poznamy.- Masz kogoś?- A co, chcesz mi się oświadczyć? - Chyba przegięłam.Koleś zabił mnie wzrokiem.Miałam szczęście, że alkohol zgromadzony w organizmie spowolnił jego ruchy.Nie miałam wątpliwości, że w przypadku mózgu nie spowolnił niczego, bo się już nie dało.- E, mówiłem, że jest zabawna - z odsieczą przyszedł pierwszy z „braci".58Zeskoczył właśnie na ziemię, czym zdezorientował mego rozmówcę.- Rzeczywiście, nieźle się ubawiłem - grobowym głosem skomentował ten drugi.- Wyluzuj.- Osiłek dał koledze kuksańca w bok, aż usłyszałam chrzęst żeber.Gdyby walnął go w głowę, odpowiedziałaby pustka.W zamieszaniu przedostałam się bezpiecznie na swoje terytorium, pożałowałam jedynie, że przed pojawieniem się intruzów nie obsikałam go dokładnie, co, jeśli wziąć pod uwagę ich poziom intelektualny, powinno pomóc.Tymczasem dwóch innych braci, którzy nie wykazali zainteresowania zabezpieczeniem wspólnego mienia, wracało biegiem z lasu.Nawet nie próbowałam się domyślać, co tam robili.Gdybyśmy znajdowali się na innej szerokości i długości geograficznej, mogłabym mieć nadzieję, że nabrali takiego przyśpieszenia na skutek spotkania z dzikim zwierzem.Zeszłam pod pokład, zasunęłam otwór wejściowy i zabarykadowałam się pagajami.Nici z nocnej kąpieli w stroju Ewy, nici z ogniska i podsłuchiwania natury.Zaczęła się impreza.Powinnam odczuwać strach, ale złość była silniejsza i zawładnęła mną całkowicie.Najwyraźniej miałam pecha.Żebym chociaż tylko go przynosiła, zaniosłabym go w darze wyśmienicie bawiącemu się towarzystwu.Ale nie, on był mój i tylko mnie zaskakiwał coraz to gorszymi odmianami.Nie pozostawało mi nic innego, jak przeczekać, potem szybko się przespać, zebrać po ciemku rozrzucone manatki i spływać jak najdalej stąd.Na zewnątrz rozległy się pierwsze śpiewy.Wyłapując pojedyncze słowa, zdałam sobie sprawę, że moje zacięcie językowe było jednak wydumane.Niektórych wyrażeń w ogóle nie znałam, inne stanowiły udziwnione formy neologizmów, stworzo-59nych na bazie rodzimych stów niecenzuralnych.Zatęskniłam za pieśnią biesiadną, a jeszcze bardziej za wieńczącym spotkania„Góralem".Dzikie tańce rzuciły kimś o wystawiony przeze mnie sprzęt.Zaklął przeciągle i.uświadomił sobie moją obecność.- Lala wystawiła łapki - poinformował pozostałych.Spojrzałam na swoje ręce, zaciśnięte kciuki - zdecydowanie niczego nie wystawiałam.Może miał na myśli łapki na myszy albo po prostu zjadł „pu".- Gdzieś polazł? - Padło słuszne pytanie z oddali.- Wbijam do lali.- Teraz ktoś zaczął gramolić się na górę.- Spadaj! - Głos z oddali znowu okazał się głosem rozsądku.- Chyba nie sądzisz, że jest tam sama?- Nie? - wybełkotał nacierający na jacht.- Taka cizia? - rzucono argument w formie pytania [ Pobierz całość w formacie PDF ]