[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Łatwiej było spotkać się z nim osobiście niż podnieść słuchawkę telefonu i zadzwonić.Spojrzał na ciemne szyby w oknach.Nie był pewien, czy ma tyle siły, by odłożyć wszystkie pytania na bok i zadać je dopiero na pogrzebie.Lepiej było stworzyć sobie jakiś obraz i trochę się przygotować.Nie miał pojęcia, jak Jan-Erik mógłby zareagować.A więc decyzja została podjęta.Wszedł na stronę kolei szwedzkich i zamówił bilet na pociąg.Jeszcze tylko jeden i potem pójdzie do domu.Powinien to zrobić dawno temu, a jednak nie mógł się na to zdobyć.Nie zadzwonił też do domu i nie powiedział, że wróci póź-niej, a sygnał dzwoniący w kieszeni ignorował.W drugiej kieszeni leżał akt zgonu Anniki, kilka razy wyciągał go i odczytywał.Próbował sprawdzić, czy nie pominął czegoś, jakiegoś słowa albo wzmianki, które dałyby mu jakieś wyja-śnienie.- Dlaczego to zrobiłaś? Jak mogłaś być taka okrutna i zostawić mnie samego?Ale ty już przecież wyjechałeś.Nawet nie wiedzieliśmy, gdzie jesteś.To ty mnie zostawiłeś.Kobieta za barem podała mu to, co zamówił.Może sobie tylko wyobraził, że w jej oczach dostrzega pogardę.Może w jej spojrzeniu odbijało się jego własne przekonanie.Za dużo już wypił.W uszach mu szumiało i co jakiś czas kontury wszystkiego wokół zacierały się, po czym po omacku pró-bowały wrócić na swoje właściwe miejsce.Poprosił o szklankę wody i usłyszał, że bełkocze.Nigdy się nie kłócili, choć, jak wiedział, inne rodzeństwa to robiły.Na to u nich nie było miejsca.Musieli wspólnie 157tworzyć front przeciwko nienazwanemu, przeciwko plecom Axela i Alice, która się złościła, by za chwilę żebrać o więcej miłości, niż byli w stanie jej dać.Nie mógł zrozumieć, jak jego matka przez wszystkie te lata zdołała zachować samobójstwo córki w tajemnicy.Że też nigdy z niczym się nie zdradziła.Nawet wtedy, kiedy po upływie ponad pół roku od tego zdarzenia wrócił ze Stanów do domu.Kiedy wynająłsobie kawalerkę bez wygód na Gamia Stan i chciał radzić sobie sam, a ona ciągle zjawiała się w jego schronieniu, zawsze witana równie niechętnie.Czasami pijana, czasem trzeźwa.Ale zawsze tak samo dopraszająca się o bliskość.Gorycz z powodu Axela, którą wylewała przed synem, usiłu-jąc zrobić z niego sojusznika.Nienawidził jej łez, chciał, żeby dała mu spokój, chciał przeciąć wszystkie więzi i mieć szansę zacząć nowe życie.Musiał szczerze przyznać, że nie wysilał się przesadnie.Nie odrzucał też pieniędzy, które mu wciskała, ponieważ noce w Alexandrze, Atlanticu i innych modnych lokalach sporo kosztowały.Ale obracał się we właściwych kręgach, a tam zawsze był ktoś, kto mógł zapła-cić.Dzięki nazwisku miał zadziwiającą łatwość nawiązywania kontaktów.Drzwi się otwierały, kolejki znikały, wystarczało kilkanaście liter, by pokazać, jak wspaniałym człowiekiem jest Jan-Erik.Przecież nie każdy miał ojca, który dostał literacką Nagrodę Nobla.- Będziemy już zamykać.Nie zdołał unieść głowy, ale dojrzał rękę z błękitną ścierką, która kolistymi ruchami przesuwała się po barze.Złapałszklankę whisky i podniósł do ust, wychylił i natychmiast poczuł, że musi zwymiotować.Zsunął się z barowego stołka i starał się zapanować nad mdłościami, ale to mu się nie udawało.Nie rozglądając się na boki, popędził do drzwi, zdążył przejść kilkadziesiąt metrów, po czym zawartość żołądka wylała się na chodnik.Zatrzymał się, pochylony do 158przodu, z dłońmi opartymi na kolanach.Przez łzy zobaczył, że zabrudził sobie buty.Nie mógł tak wrócić do domu, musi trochę pochodzić, żeby wytrzeźwieć.Najbardziej ze wszystkiego pragnął się położyć i zasnąć.Spać tak długo, żeby po obudzeniu nie czuć tego, co czuł.Ulice były puste, a miasto jakieś inne.To, co ginęło w zgiełku dnia, nocą stawało się widoczne.Chodził bez celu po ulicach Östermalmu.Czasami spotykał grupki młodzieży w drodze na plac Stureplan.Kilka razy przemknął jakiś nocny wędrowiec w średnim wieku, który w połowie życia odkrył, że to, co ma, nie spełnia jego oczekiwań, i wyruszył, by szukać czegoś innego.Spotkał też kilku takich, co się zgubili i błądzili ze swoimi reklamówkami, mając nadzieję jedynie na cud albo śmierć.Szedł długo, zdążył zmarznąć i poczuć pragnienie.Dopiero gdy ziemia przestała się kołysać i pojawił się lekki ból głowy, odważył się ruszyć do domu.Na klatce schodowej skręcił w prawo do zsypu i wyrzucił buty.W samych skar-petach wchodził na górę, ryzyko spotkania kogoś o tej porze było niewielkie.Tak cicho, jak tylko mógł, włożył klucz do zamka i przekręcił.Zastygł w wyczekiwaniu.Była za piętna-ście trzecia i jeśli miał szczęście, to ona już spała.Ostrożnie nacisnął klamkę i uchylił drzwi.Świeciła się tylko mała lampka na stoliku w przedpokoju, poza tym wszystko było pogaszone.Powiesił płaszcz, poszedł prosto do łazienki i podstawił usta pod kran, by ugasić pragnienie, które go dręczyło.Potem wrzucił ubranie do kosza z praniem i wszedł pod prysznic.Mdłości ustały.Zamiast nich pojawiło się niezadowolenie.Powinien od razu iść do domu.Nie siedzieć w tym barze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl