[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta pieszczota przekraczała granice jej wytrzymałości.- Teraz! - krzyknęła.Nie trzeba mu było tego powtarzać dwa razy.Silnymi rękami ująłjej biodra i poprowadził ją tam, gdzie czekała na nią sama istotarozkoszy.Oboje drżeli, trawieni miłosną gorączką.Oboje pragnęlipołączyć się jak najszybciej.I stało się.Przez moment nie ruszali się, porażeni tym, co przed chwilązrobili.Zapomnieli już, że tak doskonale do siebie pasują.A potemrunęli na siebie, nie bardzo wiedząc, co się z nimi dzieje.Ich ciaławyznaczyły własny rytm.Znalezli się w ich władzy i nie mogliby sięod niej uwolnić, gdyby nawet chcieli.Ale nie chcieli.Dawno nie było im tak cudownie.Kochali się, chcącto przedłużyć w nieskończoność.93SR Tak cudownie.pasujemy.do siebie, składała w pamięcirozproszone słowa.Znowu było tak jak dawniej, jakby się nigdy nie rozstawali.Znowuich ciała mówiły za nich i był to wspaniały poemat miłości.Tak jakdawniej.Gavin puścił jej biodra.- Teraz ty sama - powiedział przez ściśnięte gardło.Przychodziło mu to z trudem, ale chciał przedłużyć momentrozkoszy.Pragnął być w Annie jak najdłużej, najlepiej na zawsze.- Dobrze - powiedziała, z trudem łapiąc oddech.Od razu wyczuła właściwy rytm.Jej ciało wędrowało w górę i wdół, a Gavin zaczął pieścić jej piersi, co jeszcze bardziejzintensyfikowało rozkosz.Annie czuła, że nie wytrzyma tego dłużej.- Gavinie.Gavinie!Jej ciało powędrowało w dół, a jego biodra gwałtownymwyrzutem poderwały się w górę.Przez moment czuła, że oderwałasię od ziemi i szybuje gdzieś w nieznanych przestworzach.Potemopadała, wydawało jej się, że długo, ale tak naprawdę trwało tochwilę.Legła na poduszce, dysząc ciężko.Gavin pochylił się nad nią izaczął całować szyję i policzki, które nagle zrobiły się wilgotne.Annie sama nie wiedziała, dlaczego płacze.A potem leżeli długo obok siebie, zbyt wyczerpani, żeby cokolwiekrobić.Za oknem powiał wiatr i było przynajmniej trochę chłodniejniż w dzień.Księżyc schował się gdzieś za chmurą, więc byliszczelnie otuleni ciemnością.Jednak ta sama ciemność, która jąkiedyś przerażała, tym bardziej że musiała udawać przed Samem, iżsię jej nie boi, wydała jej się teraz miła i przyjazna.Trudno im było powiedzieć, jak długo tak leżeli i czy spali.Anniezauważyła tylko w pewnym momencie, że nagle dostrzega szarekwadraty okien.Wiatr wzmagał się, niosąc ze sobą zapach deszczu.Annie podniosła głowę i spojrzała na Gavina.Od razu napotkałajego wzrok.Nie spał.- Gavinie.- zaczęła.Jednak on położył palec na jej ustach.94SR - Cii - szepnął.Pomyślała, iż ma mu tyle do powiedzenia, ale że być może Gavinma rację i powinna poczekać.Zwłaszcza że cisza była tak przyjemna.Przytulił ją do siebie i pogładził po policzku.Na wszystkoprzyjdzie czas.Na wyjaśnienia.Na łzy.Na uśmiechy.Teraz jednakjest czas na ciszę, która działa jak balsam na skołatane dusze.I tak leżąc i wsłuchując się w bicie swoich serc, zasnęli, sami niewiedząc kiedy.Annie obudziła się póznym popołudniem.Coś działo się za oknem.Przeciągnęła się i, niczym nurek głębinowy, zaczęła się powoliwynurzać na powierzchnię życia.Najpierw dotarło do niej, że jestsama w łóżku, chociaż doprawdy nie wiedziała, dlaczego miałobybyć inaczej.Potem usłyszała piosenkę z  Ulicy Sezamkowej" i znowuirracjonalnie przestraszyła się, że Sam zaraz tu wejdzie.Otworzyła jedno oko i rozejrzała się wokoło.Nikogo obok niej niebyło, tylko pościel wyglądała na dziwnie zmiętą.Okazało się, że zaoknem pada deszcz.To jego szum wydał jej się niezwykły.Nicdziwnego, po tylu dniach upału.Wstała i boso podeszła do okna.Odciągnęła zasłonkę i wyjrzała zaokno.W nozdrza uderzył ją zapach świeżej trawy.Uniosła ręce do góry, ziewnęła i odwróciła się od okna.Natychmiast uderzyły ją dwie rzeczy.Po pierwsze, dochodziła piąta.Po drugie, jej pościel znajdowała się w opłakanym stanie.Poduszkibyły pogniecione, a duża część kołdry leżała zwinięta na podłodze.I nagle wszystko sobie przypomniała.Kochała się tutaj z Gavinem! I to kilka razy! Wszystko naglepowróciło do niej.Przypomniała sobie nawet, że Gavin w pewnymmomencie powiedział jej, żeby niczym się nie przejmowała i że onzajmie się Samem.Musiał się z nim bawić aż do momentu, kiedy ichsyn zasnął, a potem znowu ją obudził pieszczotą.Tym razem kochali się powoli, a ona trwała jakby w półuśpieniu,czując jednak doskonale rozkosz, która przelewała się przez jej ciało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl