[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewykluczone, żeszukając odpowiedzi na dręczące mnie pytania, zdołam rozświetlić mrok spowijającyokoliczności jego śmierci.Pomarszczoną twarz milicjanta po raz pierwszy w czasie naszej rozmowy rozjaśniłsympatyczny, pełen nadziei uśmiech.Podniosłem się z fotela.- Chyba będę musiał się pożegnać.- powiedziałem.Staruszek skinął zezrozumieniem głową i odprowadził mnie do drzwi.- Powodzenia, młody człowieku - rzekł, ściskając mi rękę na pożegnanie.- Wierzę, żesię panu uda.- Jeśli się tak stanie, to nie bez pańskiej zasługi - odparłem.- Bardzo pan uprzejmy, ale myli pan działanie w imię obowiązku z przysługą.Zrobiłem tylko to, co do mnie należało.Mimo to ośmielę się mieć do pana jeszcze jedną,ostatnią prośbę - rzekł z lekkim wahaniem.- Czy mógłby pan, kiedy już zakończy sięśledztwo, zajrzeć do mnie i powiedzieć, co udało się ustalić?Zapewniłem go, że tak właśnie uczynię i przemierzywszy szybkim krokiem ogródek ikilkadziesiąt metrów chodnika, wróciłem do wehikułu zaparkowanego u wylotu ulicyPodgórze.Podjechałem jeszcze do centrum, żeby sprawdzić pewną sprawę w Internecie, apotem ruszyłem z powrotem.Miałem o czym rozmyślać w drodze powrotnej do Zagórza.Nawet zalanepopołudniowym słońcem, łagodne, zielone pagórki, wśród których to wznosiła się, to opadałaszara wstążka szosy, nie były w stanie sprawić, bym przestał analizować wydarzenia, dojakich doszło mrocznym wrześniowym przedświtem pięćdziesiąt lat temu.Informacje ujawnione przez inspektora Stokłosę rzucały nowe światło nadotychczasowe ustalenia mego śledztwa.Od razu zrozumiałem, że ojciec Tomasz Szewczyk,chociaż mówił dość enigmatycznie, próbował naprowadzić mnie na trop, który zdominowałrozmowę ze Stokłosa.Zakonnik z Czernej wspomniał o mokrych włosach ojca Stanisława.Teraz wiedziałem już, że włosy były mokre, bo ktoś przed przyjazdem milicji oczyściłdokładnie ranę.Kto to zrobił? I z jakiego powodu?Według relacji inspektora Stokłosy, w której prawdziwość nie miałem powodu wątpić,lekarz, który badał zwłoki ojca Stanisława stwierdził, że zakonnik został najprawdopodobniejzamordowany jakimś ciężkim narzędziem.Doświadczenie podpowiadało mi, że to co stałosię pózniej świadczyło, iż tajemniczy napastnik nie działał racjonalnie.Zabił w afekcie, może nawet przypadkowo i przeraził się tego, co zrobił tak bardzo, żezamiast ukryć zwłoki i liczyć, że osoba pozbawiona przez niego życia, zostanie uznana zazaginioną przeniósł ciało ojca Stanisława do kordegardy, a ranę umył, licząc pewnie, że w tensposób zdoła zmylić milicję i przeforsować wersję o zawale serca.Poszlaki i prawdopodobieństwo psychologiczne wskazywały, że tajemniczymnapastnikiem mógł być brat Ksawery.Jako mnich, osoba słabo obeznana ze sprawamidoczesnymi, miał raczej dość mgliste pojęcie na temat tego, w jaki sposób zaciera się śladyzbrodni.Poza tym czułe sumienie zakonnika zareagowało pewnie gwałtownie na zbrodnię takstraszną jak morderstwo i jego wyrzuty zupełnie zaćmiły umysł brata Ksawerego.No i jeszcze sprawa spowiedzi.Już wcześniej domyślałem się, że to właśnie on byłtajemniczym penitentem, który poprosił ojca Tomasza Szewczyka o możliwość skorzystaniaz sakramentu pokuty.Biorąc pod uwagę, że doszło do tego o świcie, tuż po tym jak zostałyznalezione zwłoki przełożonego, nietrudno się domyśleć, jaki grzech wyznał swemutowarzyszowi brat Ksawery.Najmłodszy z zakonników wypełniał w dodatku dwa z trzech klasycznych warunkówkoniecznych do tego, by ktoś popełnił morderstwo: miał sposobność, by go dokonać, a napobliskim placu budowy z łatwością mógł znalezć odpowiednie narzędzie zbrodni.Z trzecim warunkiem, czyli motywem, był już większy problem.Co mogło tak poróżnić zakonników, że jeden postanowił odebrać drugiemu życie?Jeśli wierzyć legendzie lub, jak kto woli, plotkom, powodem takim mógł być skarbodnaleziony przez brata Ksawerego.Przecież zakonnik, opuszczając na zawsze Zagórz, niezaprzeczył, że odnalazł coś cennego wśród klasztornych ruin.Ba! Podał nawet wskazówkę,która miała doprowadzić do skarbu! Powiedział Szukajcie u Aazarza i zniknął.Czy mnisi pokłócili się o skarb?Wiedziałem z licznych doświadczeń, że gorączka złota , jak nazywałem umowniestan umysłu opętanego manią poszukiwania cennych, niekoniecznie z powodu wartościmaterialnej, skarbów, potrafi dotknąć każdego bez względu na zajmowane stanowisko,wyznawane wartości czy wiek.Przez lata pracy spotkałem wiele jej ofiar: księży kłamiącychjak z nut, urzędników gotowych ominąć każdą procedurę, matki dzieciom obojętniejące na losswych pociech.Rozmyślając nad nieobliczalnością ludzkiej natury, wjechałem przez bramę naklasztornym wzgórzu.Nie zdążyłem nawet porządnie zaparkować wehikułu, gdy w okolicachjego rufy pojawili się Pimpek z Puchatkiem.Miny mieli takie, jak wszystkie dzieciwieczorem piątego grudnia, kiedy jeszcze cała długa noc dzieli je od ekscytującej chwilirozdzierania ozdobnego papieru okrywającego mikołajkowe prezenty.Uchyliłem drzwiczek ipostawiłem lewą nogę na ziemi.- Udało się panu czegoś dowiedzieć? - zapytał bezceremonialnie Pimpek ciągnąc zaklamkę, żebym szybciej opuścił wóz.- Tak, ale jestem trochę zmęczony - droczyłem się z nimi, udając, że ziewam.-Chętnie też bym coś zjadł.- Mamy w namiocie jabłka, wodę z sokiem malinowym, chleb i smalec - stwierdziłrezolutnie Puchatek.- I chętnie pana ugościmy - dodał Pimpek z tryumfalnym uśmiechem.Zostałempokonany.Zamknąłem wehikuł na klucz i ruszyłem za harcerzami.- Czyli jednak go zamordował.- westchnął cicho Królik , gdy zakończyłemopowieść, w której opuściłem tylko fragment o tym, jak zdemaskowałem Studentów , niewspominając też nic o czarnej teczce.Mina średniego Jaworskiego świadczyła, że trudno mu się pogodzić z taką wersjąwydarzeń.- Na tym etapie śledztwa brak nam dowodów, które by przesądzały o winie brataKsawerego - zauważyłem ostrożnie.- Ale z całą pewnością musimy brać pod uwagę takąmożliwość.Naszym najważniejszym zadaniem będzie teraz ustalenie, co stało się z bratemKsawerym po wyjezdzie z Zagórza.- Myśli pan, że tu wrócił po to, by odkopać skarb? - zapytał Robert [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Niewykluczone, żeszukając odpowiedzi na dręczące mnie pytania, zdołam rozświetlić mrok spowijającyokoliczności jego śmierci.Pomarszczoną twarz milicjanta po raz pierwszy w czasie naszej rozmowy rozjaśniłsympatyczny, pełen nadziei uśmiech.Podniosłem się z fotela.- Chyba będę musiał się pożegnać.- powiedziałem.Staruszek skinął zezrozumieniem głową i odprowadził mnie do drzwi.- Powodzenia, młody człowieku - rzekł, ściskając mi rękę na pożegnanie.- Wierzę, żesię panu uda.- Jeśli się tak stanie, to nie bez pańskiej zasługi - odparłem.- Bardzo pan uprzejmy, ale myli pan działanie w imię obowiązku z przysługą.Zrobiłem tylko to, co do mnie należało.Mimo to ośmielę się mieć do pana jeszcze jedną,ostatnią prośbę - rzekł z lekkim wahaniem.- Czy mógłby pan, kiedy już zakończy sięśledztwo, zajrzeć do mnie i powiedzieć, co udało się ustalić?Zapewniłem go, że tak właśnie uczynię i przemierzywszy szybkim krokiem ogródek ikilkadziesiąt metrów chodnika, wróciłem do wehikułu zaparkowanego u wylotu ulicyPodgórze.Podjechałem jeszcze do centrum, żeby sprawdzić pewną sprawę w Internecie, apotem ruszyłem z powrotem.Miałem o czym rozmyślać w drodze powrotnej do Zagórza.Nawet zalanepopołudniowym słońcem, łagodne, zielone pagórki, wśród których to wznosiła się, to opadałaszara wstążka szosy, nie były w stanie sprawić, bym przestał analizować wydarzenia, dojakich doszło mrocznym wrześniowym przedświtem pięćdziesiąt lat temu.Informacje ujawnione przez inspektora Stokłosę rzucały nowe światło nadotychczasowe ustalenia mego śledztwa.Od razu zrozumiałem, że ojciec Tomasz Szewczyk,chociaż mówił dość enigmatycznie, próbował naprowadzić mnie na trop, który zdominowałrozmowę ze Stokłosa.Zakonnik z Czernej wspomniał o mokrych włosach ojca Stanisława.Teraz wiedziałem już, że włosy były mokre, bo ktoś przed przyjazdem milicji oczyściłdokładnie ranę.Kto to zrobił? I z jakiego powodu?Według relacji inspektora Stokłosy, w której prawdziwość nie miałem powodu wątpić,lekarz, który badał zwłoki ojca Stanisława stwierdził, że zakonnik został najprawdopodobniejzamordowany jakimś ciężkim narzędziem.Doświadczenie podpowiadało mi, że to co stałosię pózniej świadczyło, iż tajemniczy napastnik nie działał racjonalnie.Zabił w afekcie, może nawet przypadkowo i przeraził się tego, co zrobił tak bardzo, żezamiast ukryć zwłoki i liczyć, że osoba pozbawiona przez niego życia, zostanie uznana zazaginioną przeniósł ciało ojca Stanisława do kordegardy, a ranę umył, licząc pewnie, że w tensposób zdoła zmylić milicję i przeforsować wersję o zawale serca.Poszlaki i prawdopodobieństwo psychologiczne wskazywały, że tajemniczymnapastnikiem mógł być brat Ksawery.Jako mnich, osoba słabo obeznana ze sprawamidoczesnymi, miał raczej dość mgliste pojęcie na temat tego, w jaki sposób zaciera się śladyzbrodni.Poza tym czułe sumienie zakonnika zareagowało pewnie gwałtownie na zbrodnię takstraszną jak morderstwo i jego wyrzuty zupełnie zaćmiły umysł brata Ksawerego.No i jeszcze sprawa spowiedzi.Już wcześniej domyślałem się, że to właśnie on byłtajemniczym penitentem, który poprosił ojca Tomasza Szewczyka o możliwość skorzystaniaz sakramentu pokuty.Biorąc pod uwagę, że doszło do tego o świcie, tuż po tym jak zostałyznalezione zwłoki przełożonego, nietrudno się domyśleć, jaki grzech wyznał swemutowarzyszowi brat Ksawery.Najmłodszy z zakonników wypełniał w dodatku dwa z trzech klasycznych warunkówkoniecznych do tego, by ktoś popełnił morderstwo: miał sposobność, by go dokonać, a napobliskim placu budowy z łatwością mógł znalezć odpowiednie narzędzie zbrodni.Z trzecim warunkiem, czyli motywem, był już większy problem.Co mogło tak poróżnić zakonników, że jeden postanowił odebrać drugiemu życie?Jeśli wierzyć legendzie lub, jak kto woli, plotkom, powodem takim mógł być skarbodnaleziony przez brata Ksawerego.Przecież zakonnik, opuszczając na zawsze Zagórz, niezaprzeczył, że odnalazł coś cennego wśród klasztornych ruin.Ba! Podał nawet wskazówkę,która miała doprowadzić do skarbu! Powiedział Szukajcie u Aazarza i zniknął.Czy mnisi pokłócili się o skarb?Wiedziałem z licznych doświadczeń, że gorączka złota , jak nazywałem umowniestan umysłu opętanego manią poszukiwania cennych, niekoniecznie z powodu wartościmaterialnej, skarbów, potrafi dotknąć każdego bez względu na zajmowane stanowisko,wyznawane wartości czy wiek.Przez lata pracy spotkałem wiele jej ofiar: księży kłamiącychjak z nut, urzędników gotowych ominąć każdą procedurę, matki dzieciom obojętniejące na losswych pociech.Rozmyślając nad nieobliczalnością ludzkiej natury, wjechałem przez bramę naklasztornym wzgórzu.Nie zdążyłem nawet porządnie zaparkować wehikułu, gdy w okolicachjego rufy pojawili się Pimpek z Puchatkiem.Miny mieli takie, jak wszystkie dzieciwieczorem piątego grudnia, kiedy jeszcze cała długa noc dzieli je od ekscytującej chwilirozdzierania ozdobnego papieru okrywającego mikołajkowe prezenty.Uchyliłem drzwiczek ipostawiłem lewą nogę na ziemi.- Udało się panu czegoś dowiedzieć? - zapytał bezceremonialnie Pimpek ciągnąc zaklamkę, żebym szybciej opuścił wóz.- Tak, ale jestem trochę zmęczony - droczyłem się z nimi, udając, że ziewam.-Chętnie też bym coś zjadł.- Mamy w namiocie jabłka, wodę z sokiem malinowym, chleb i smalec - stwierdziłrezolutnie Puchatek.- I chętnie pana ugościmy - dodał Pimpek z tryumfalnym uśmiechem.Zostałempokonany.Zamknąłem wehikuł na klucz i ruszyłem za harcerzami.- Czyli jednak go zamordował.- westchnął cicho Królik , gdy zakończyłemopowieść, w której opuściłem tylko fragment o tym, jak zdemaskowałem Studentów , niewspominając też nic o czarnej teczce.Mina średniego Jaworskiego świadczyła, że trudno mu się pogodzić z taką wersjąwydarzeń.- Na tym etapie śledztwa brak nam dowodów, które by przesądzały o winie brataKsawerego - zauważyłem ostrożnie.- Ale z całą pewnością musimy brać pod uwagę takąmożliwość.Naszym najważniejszym zadaniem będzie teraz ustalenie, co stało się z bratemKsawerym po wyjezdzie z Zagórza.- Myśli pan, że tu wrócił po to, by odkopać skarb? - zapytał Robert [ Pobierz całość w formacie PDF ]