[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczekaj chwilę, ausłyszysz, jak Klara mu go podaje.O, słyszysz?Rozległ się cieńszy nieco ryk zakończony jakby tremolem.Potem ucichło.- Teraz pije - objaśnił Herbert, a po chwili dodał: - Teraz znowu leży na wznak!Klara powróciła wkrótce potem, a Herbert poszedł wraz ze mną na górę odwiedzićtego, którym opiekowaliśmy się.Kiedy mijaliśmy drzwi pokoju Mr.Barleya, usłyszeliśmy wyraznie, jak zmieniając natężenie niby wiatr Mr.uczał zachrypniętym głosem refren, którypowtarzam jako błogosławieństwo, choć myślę, że miał on odwrotny sens.- Ho, ho, bądzcie błogosławieni, tu jest stary Bill Barley.Tu jest stary Bill Barley,bądzcie błogosławieni.Tu leży Bill Barley na grzbiecie z łaski Pana Boga.Leży na grzbieciena płask jak płynąca stara, zdechła flądra.Tu jest wasz stary Bill Barley.Ho, ho, bądzciebłogosławieni!Na pociechę Herbert wytłumaczył mi, że niewidzialny stary Barley rozmawia sam zesobą często, ilekroć obserwuje rzekę przez lunetę, którą ma przy łóżku.Niekiedy mówi dosiebie przez całą noc.Provisa zastałem wygodnie urządzonego w dwupokojowym mieszkanku na górnympiętrze, dokąd słabo dochodziły odgłosy wrzasków Barleya i gdzie było wiele powietrza iprzestrzeni.Nie okazał żadnego niepokoju, jak gdyby go wcale nie odczuwał, ale wydał misię łagodniejszy niż przedtem.Nie umiałem określić, na czym ta jego łagodność polegała, aleodniosłem takie wrażenie.Miałem tego dnia czas namyślić się nad sytuacją w czasie odpoczynku i doszedłem downiosku, że nie należy Provisowi wspominać o Compeysonie.Nienawiść jego do tegoczłowieka była bowiem tak wielka, że wbrew ostrożności wyruszyłby na jego poszukiwanie.Dlatego też gdy zasiedliśmy z nim i Herbertem przy kominku, spytałem go tylko, czy mazaufanie do zródeł informacyjnych Wemmicka.- Tak, tak - odparł kiwając głową - Jaggers wszystko wie.- Więc właśnie rozmawiałem dzisiaj z Wemmickiem i przyszedłem tu powiedzieć,jakie on radzi środki ostrożności.Opowiedziałem mu teraz o wszystkim przemilczając tylko to, o czym przed chwiląwspomniałem.Mówiłem, jak Wemmick usłyszał w więzieniu (nie wiedziałem, czy oddozorców, czy od więzniów), że Provis jest osobą podejrzaną i że moje mieszkanie znajdujesię pod obserwacją, a dalej zdałem sprawę, jak Wemmick radził, aby on przez pewien czasprzebywał w zamknięciu i nie widywał się ze mną, i co Wemmick sądzi o jego ucieczce zagranicę.Dorzuciłem, że ja wyjadę z nim razem lub też wkrótce po nim, zależnie od tego, jakWemmick będzie uważał za stosowne.Nie wspominałem ani słowem o dalszej przyszłości,ale prawdę mówiąc, sam jeszcze nie wiedziałem na ten temat nic pewnego, gdyż łagodny inarażający swe bezpieczeństwo dla mojej osoby Provis budził we mnie całkiem różne niżprzedtem uczucia.Powiedziałem mu też, że zmianę mego życia w sensie zwiększeniawydatków uważam w obecnych warunkach co najmniej za śmieszną, jeżeli nie za cośgorszego. Nie mógł temu zaprzeczyć i w ogóle zachował najdalej idący rozsądek.Przyznał, żejego przyjazd do Anglii był wysoce ryzykowny, i dodał, że zawsze traktował go tylko jakoniebezpieczną przygodę.Oświadczył wreszcie, że przy takiej pomocy z naszej strony nie lękasię o swe bezpieczeństwo.Herbert, który słuchał wszystkiego z uwagą, patrząc w ogień kominka, odezwał się, żesłowa Wemmicka nasunęły mu pewną myśl, która może się przydać:- Jesteśmy obaj dobrymi wioślarzami, Haendel, i kiedy nadejdzie odpowiednia chwila,moglibyśmy go sami odwiezć łodzią w dół rzeki bez wynajmowania obcych wioślarzy i łodzi.Zaoszczędziłoby nam to wszelkich podejrzeń, co jest ważne.Myślę, że bez względu na poręroku mógłbyś już teraz wynająć sobie łódz przy schodach w Tempie i wiosłować w górę i wdół rzeki.Przyzwyczaisz się i do ciebie przyzwyczają się na rzece.Jeżeli przejedziesz siępięćdziesiąt czy dwadzieścia razy, to nikogo nie zdziwi pięćdziesiąty pierwszy lubdwudziesty pierwszy raz.Czy nie tak?Podobał mi się ten pomysł, a Provis był zachwycony.Postanowiliśmy, że to zrobimynatychmiast, a opiekun mój nie będzie nas poznawał, gdy będziemy przepływali w łodzi obokMili Pond Bank.Zgodziliśmy się jednak potem na to, że kiedy nas zobaczy, opuści wwychodzącym na wschód oknie zasłonę na znak, że wszystko jest w porządku.Kiedy wszystko było już ustalone, zerwałem się, by pójść do domu, i powiedziałemHerbertowi, że będzie rozsądniej, jeżeli nie wybierzemy się razem, tylko on nadejdzie w półgodziny po mnie.- Przykro mi tu pana zostawiać - zwróciłem się do Provisa - chociaż nie wątpię, że tujest pan bezpieczniejszy niż w moim sąsiedztwie.Pożegnałem go, ale Provis chwytając mnie za rękę poprosił:- Nie żegnaj mnie, chłopcze.Nie wiem, kiedy się znowu zobaczymy, ale nie lubię siężegnać.Powiedz mi raczej dobranoc.- Dobranoc! Herbert będzie nam nosił wzajemnie wiadomości, a kiedy nadejdzie czas,może pan być pewien, że będę gotów.Dobranoc! Dobranoc!Zdecydowaliśmy, że nie powinien opuszczać pokoju, i pozostawiliśmy go naschodach przede drzwiami, świecił nam, pókiśmy nie zeszli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl