[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szczęśliwy traf przyszedł mu z pomocą.Kiedy kolejny raz zatrzymał motorówkę, walcząc z wiatremusiłującym wyrwać mu z rąk mapę zatoki, na najbliższej wysepcedostrzegł jakiś ruch.Puścił więc łódz z prądem, aby sprawdzić zbliska, co się tam dzieje.Usadowiony na samym brzegu, przypominający brodzącego wwodzie tłustego pająka, dom na palach był sam w sobie małointeresujący, czego jednak nie można było powiedzieć oprzechadzającej się we wnętrzu, dobrze widocznej przez szerokieokna kobiecie.Richie na widok znajomej dziennikarki o mało nieudławił się z emocji.Garretta nie było w pobliżu widać, alezacumowana przy pomoście łódz upewniła Richie'ego, że jest turazem z kobietą.Zatoczywszy półkole, ukrył motorówkę w gęstwinie czerwonychnamorzynów na drugim końcu wyspy i po raz pierwszy od dłuższegoczasu poczuł się panem sytuacji.Skrzywił się, kiedy pod ciężko obutymi stopami usłyszał chrzęstkrabów, które miały nieszczęście znalezć się na jego drodze.Nawykłyod dzieciństwa do miejskiego życia znał tylko dwa sposoby spędzaniaczasu na podobnych odludziach: chlanie i zabawy z dziewczynkami.Ponieważ jednak w obecnej chwili żadna z tych możliwości nie107Anulaouslaandcs wchodziła w grę, należało jak najszybciej odkryć zamiary Garretta inatychmiast dać stąd nogę.Wystarczyło się przyczaić i czekać na stosowną okazję.Poczułburczenie w brzuchu, przerzucił więc plecak na kolana i zanurzył wnim rękę, szukając, paczki z biskwitami oraz lornetki.Natrafiwszy napistolet, otworzył kaburę i ujął rękojeść, postanowił jednak na razienie wyciągać broni.Jeszcze nie pora, choć prędzej czy pózniejzapewne i tak będzie musiał się nią posłużyć.Usadowił się wygodnie, podniósł lornetkę do oczu i zacząłustawiać ostrość.Wielkie okna domu bardzo ułatwiały obserwację.Uśmiechnął się z zadowoleniem, ujrzawszy w polu widzenia wyraznierysujący się pod skąpą bluzką biust Sandrii Sutton.Miała miły profil ipiękne, jedwabiste włosy.Obserwując kobietę przez szkła, zadał sobiepytanie, czy kiedy nadejdzie czas, zdobędzie się na to, żeby jązastrzelić.Hunter nic chyba nie złowił, zauważyła Sandria.Pocieszyła sięmyślą, że to z tego powodu jego twarz nosi równie zacięty inieprzejednany wyraz, jak po porannej awanturze.Zamiast wejść na ganek, skierował się w dół, do przystani.Kiszki grały jej marsza, wolała jednak bez zgody Huntera niebobrować w jego kuchennych zapasach.Po co dodatkowo zaogniaćsytuację?Zdobyła się jednak na odwagę i zeszła do przystani, którązalegały już głębokie cienie.Aódz Huntera i przywiązana do jej rufymotorówka Rileya niemal nie poruszały się na leniwej fali.Na drugim108Anulaouslaandcs końcu przystani dwie mewy walczyły o rzucony przez Hunteraochłap.Sandria przystanęła nieśmiało, czekając, aż ją zauważy.Odwrócił się i natychmiast niebezpiecznie nisko opuścił brwi.Zdobyła się na niewyrazny uśmiech.- Widzę, że ryby dzisiaj nie brały - odezwała się nieśmiało.- Uhm.Po tej mało zachęcającej odpowiedzi była niemal gotowa nawszelki wypadek zostawić go w spokoju.Spróbowała jednak jeszczeraz:- Pomyślałam sobie, czy.Hm, może byśmy coś zjedli?Podszedł powoli do wysokiego, sięgającego mu do pasa stołuczy warsztatu, na którym stała otwarta skrzynia z wędkarskimekwipunkiem.Przez kilka długich minut przebierał w milczeniuprzynęty, haczyki i ciężarki.- Co na przykład? - rzucił w końcu, nie podnosząc oczu.- Widziałam w kuchni karton z prowiantami i chętnie cośugotuję, ale, wolałam najpierw zapytać o pozwolenie.Rzucił jej spod oka pełne powątpiewania, szybkie spojrzenie.- Zapytać mnie o pozwolenie? Ty? Proszę! To coś nowego!Zapomniała już, jak łatwo potrafił wytrącić ją z równowagi.Krew napłynęła jej do twarzy, opanowała się jednak, uznawszy, żelepiej zrobi, trzymając nerwy na wodzy.- Przyrządzam niezłe hamburgery.Zajął się na powrótzawartością skrzyni.- Zrób sobie, jeśli masz ochotę - odparł, wzruszając ramionami.109Anulaouslaandcs Niewiele, ale jednak coś, pomyślała z nadzieją.Przecież niemoże się na nią bez końca wściekać! Postanowiła go delikatniewybadać.- Nie zjesz ze mną?- Zostaw mi jednego na potem.- Ale wystygną.- No to zrobię sobie kanapkę.- Hunter.Podniósł głowę.W świetle zachodzącego dnia widziała tylkoniewyrazny zarys jego twarzy;- Czego się spodziewasz? %7łe będziemy prowadzić wesołepogaduszki? Gruchać jak para gołąbków na pierwszej randce?- Przecież nie o to.- No to zostaw mnie, do diabła, w spokoju.Przyjdę, kiedy będęmiał ochotę.Zabolała ją ta stanowcza odmowa, ale nie dała po sobie poznać,jak bardzo.Z trudem powstrzymała cisnące się na usta słowa.Nieoglądając się, wbiegła na schody.Komar siadł Hunterowi na szyi.Odpędził go machinalnie, zajętynawlekaniem na żyłkę ołowianego ciężarka.Przeklęte insekty!Ostatecznie mógłby zjeść z nią kolację.Problem w tym, czypowinien?Chociaż już wcześniej pokazała mu, co potrafi, dzisiejszy numerz przecięciem dopływu paliwa zaskoczył go i rozczarował.Zgodnie ztym, o co od początku ją posądzał, Sandria okazała się po prostu110Anulaouslaandcs wścibską dziennikarką, poszukującą sensacji za wszelką cenę.Jeśliprzez chwilę żywił wobec niej jakieś złudzenia, poranna przygodaskutecznie go z nich wyleczyła.Przez cały dzień podtrzymywał w sobie zapiekłą złość,rozpamiętując jej podły postępek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl