[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z mocno bijącym sercem podążyłam do tego miejsca.Na niewielkiej polance nie było sięgdzie ukryć, ale grupa zniknęła, więc nieostrożnie pomknęłam przez otwartą przestrzeń, rozglądającsię, lecz nie patrząc w dół.W pewnym momencie zatrzymałam się, padłam na kolana i wreszciespojrzałam pod nogi.Wtedy zorientowałam się, jakie to szczęście, że zatrzymałam się właśnie tutaj,bo znalazłam się na skraju dziury rozwartej niby studnia, schodzącej w atramentową czerń.Zadrżałam pod futrem, bo równie dobrze mogłam do niej wpaść i skręcić kark w niezbadanej głębi.Teraz zrozumiałam, dlaczego światła pochodni najpierw utworzyły krąg, a potem zniknęły:wszyscy zeszli na dół.Zwiatło zamigotało w paszczy jaskini, po czym zanikło, kiedy grupa weszłado szybu.Położyłam się na brzuchu i przysunęłam do krawędzi otworu.Z jego głębi wydobywał sięgłęboki szafranowy blask.Domyśliłam się, że nie jest to studnia, lecz wejście do podziemnegotunelu.Nie dochodziły stamtąd żadne odgłosy, wiedziałam więc, że jest bardzo głęboki.Szukałamw miękkiej ziemi czegoś, czego mogłabym się złapać, i wymacałam tłustą linę przywiązaną dopalika.Nabrałam powietrza, jak przed nurkowaniem, i opuściłam się do otworu. W ścianach były stopnie wyrąbane w skale, ale moje eleganckie buty z wydłużonyminoskami się w nich nie mieściły.Stopy po omacku szukały oparcia, ręce z trudem wytrzymywały.Płaszcz był cięższy niż kamień młyński, powinnam była go zostawić w zagajniku.Marzyłam o tym,żeby zrzucić buty, ale nie miałam odwagi.Bałam się, iż spadną na kogoś na dole i zdradzą mojąobecność.Częściowo ześlizgnęłam się, częściowo odepchnęłam nogami od ścian aż na sam dół.Ręce bez rękawiczek miałam obtarte od liny, moje nogi uginały się z wysiłku.Miałam nadzieję, żeszyb nie jest zbyt głęboki, i nawiedziła mnie ponura myśl o głowie brata Remigia, odciętej i lecącejw głąb studni w Santa Croce.Opanowałam narastający strach i myślałam o przyjemniejszychchwilach pod ziemią, kiedy byłam z Guidem w rzymskich katakumbach.Mając przed oczami jegotwarz, nabrałam odwagi i w tym samym momencie dotknęłam stopami ziemi.Teraz pojawił się nowy problem.Od głównego szybu odchodziło sześć tuneli, a ponieważsamo atrium naszpikowane było pochodniami umocowanymi w specjalnych otworach w ścianach,więc nie mogłam zgadnąć, którędy poszła matka z arcyksięciem.Nasłuchiwałam, starając sięuspokoić oddech i serce, i wtedy usłyszałam dzwięczny odgłos, jakby uderzenie metalu o metal.Chyba nikt tu nie walczył? Czy szykowała się jakaś zdrada? Czy arcyksiążę ściągnął moją matkępod ziemię, żeby ją zamordować? Z mieszanymi uczuciami co do matki czy mnie obchodzi, czynie pospieszyłam cicho w kierunku, skąd dochodziły odgłosy.Schodziłam coraz niżej, kamienie pod stopami z każdym krokiem stawały się coraz bardziejśliskie.Wąski tunel rozszerzył się w jaskinię, a bursztynowy odblask stał się wyrazniejszy.Wiedziałam, że wszyscy są w grocie, do której się zbliżałam, bo słyszałam głosy arcyksięcia i mojejmatki odbijające się echem.Wspięłam się wysoko na wychodnię i spojrzałam z góry, skąd mogłamwidzieć wszystkich odbywających naradę w kręgu pochodni.Miałam wrażenie, że oglądam szopkę.Moja matka, cała i zdrowa, mówiła, a jej głos odbijał się echem od skał: Arcyksiążę, pozwól przedstawić sobie najlepszych, jakich może zaproponować Zecca.Tosignor da Mosto, nasz probierczy. Ponury facet w czarno-białym płaszczu i w miękkim kwadratowym filcowym kapeluszuwystąpił do przodu. A to signor Mantovano, nasz kowal. Przysadzisty facet z tak brudnymirękami, jakich jeszcze nigdy nie widziałam. Signor Contino, nasz złotnik. Aha, to ten obleśnyczłowiek z powozu. I signor Sarpi, nasz menniczy. Signor Sarpi był gigantycznym mężczyzną.Ubranyjedynie w spodnie i szeroki pas zapaśnika wymachiwał młotem.Nie bałam się już o matkę, skoromiała na swoje rozkazy takich mężczyzn. A kiedy mówię, że to najlepsi, jakich możezaproponować Zecca, to wiesz, że są najlepsi ze wszystkich, bo nie muszę ci przypominać, żewenecka Zecca to najlepsza mennica na ziemi. Słyszałam w jej głosie dumę, ale nadal nierozumiałam, o czym mówi.Czym zajmuje się ta dziwna grupa mężczyzn? Dlaczego są tak ważni,że podróżowali karetą Mocenigo? Dwaj mieli szlachetny wygląd, ale dwaj pozostali wyglądali nawieśniaków. Signor Mantovano, poproszę matrycę. Matka wyciągnęła rękę, a kowal położył natej ręce jakiś przedmiot, który musiał być ciężki, bo ręka się ugięła.Ta rzecz dzieliła się na dwieczęści. Pieczęć rozkazała matka. Mógłbym zobaczyć? Arcyksiążę wszedł w krąg światła.Po chwili powiedział: Niezwykły projekt.Zbyt ozdobny, ale znamy gust naszego przyjaciela.A tematy bardzo stosowne.Zobaczmy krążek. Podszedł złotnik z okrągłą srebrną tarczą, pobłyskującą w świetle pochodni.Teraz przyszła kolej na probierczego.Podszedł z małą wagą: dwie małe mosiężne szalkizawieszone na miedzianej poprzeczce na cienkim złotym łańcuszku.Zręcznie położył na jednejszalce ołowianą sztabkę, a krążek na drugiej. Sto dwadzieścia cztery oznajmił. Oświadczam, że to srebrny angel. A więc powiedział arcyksiążę, zacierając ręce jak dziecko w zimie. Wybijmy jeden.Signor? zwrócił się do menniczego.Złotnik wziął odlew, położył na nim pusty krążek, drugączęść matrycy położył na wierzchu i odsunął się. Jesteśmy świadkami historii stwierdziłarcyksiążę, kiedy menniczy zamachnął się młotem i z wielką siłą rąbnął w górę matrycy.Historia najwyrazniej nie była jeszcze gotowa na świadków, bo krzepki menniczy, wybityz rytmu uderzenia przez poważne stwierdzenie arcyksięcia, trafił niedokładnie.Krążek poleciałw ciemność i przemknął mi koło ucha.Wszyscy spojrzeli w moją stronę, a ja cofnęłam sięnajszybciej, jak mogłam.Kiedy się chowałam, prawda wyszła na jaw, bo u moich stóp leżałasrebrna moneta, dokładnie w miejscu, gdzie upadła.Anioł przyleciał do mnie.Zdążyłam schować jąw rękawie i wstałam.Kiedy spojrzałam w dół, wszyscy bardzo zmieszani poruszali nogami, arcyksiążę patrzył namatkę z pytająco uniesioną brwią. Przepraszam, dogaresso odezwał się cicho olbrzym. To przez światło.Zazwyczaj niebiję przy pochodni. Postaraj się zrobić to lepiej. Matka splunęła.Wiedziałam, że gdyby nie był tak olbrzymi,wymierzyłaby mu policzek. W grę wchodzi reputacja twojej gildii i reputacja Wenecji.Tym razem uderzenie było celne, zadzwięczało jak dzwon.Wybito pierwszego angela,wyjęto go z matrycy i podano arcyksięciu.Obracał go w dłoni. Bardzo ładna.Zatrzymam ją, żeby pokazać cesarzowi. Oddał monetę służącemu, zanimmoja matka zdążyła zaprotestować.To musiało być zakończenie ich interesów.Zsunęłam się na ziemię możliwie najzręczniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Z mocno bijącym sercem podążyłam do tego miejsca.Na niewielkiej polance nie było sięgdzie ukryć, ale grupa zniknęła, więc nieostrożnie pomknęłam przez otwartą przestrzeń, rozglądającsię, lecz nie patrząc w dół.W pewnym momencie zatrzymałam się, padłam na kolana i wreszciespojrzałam pod nogi.Wtedy zorientowałam się, jakie to szczęście, że zatrzymałam się właśnie tutaj,bo znalazłam się na skraju dziury rozwartej niby studnia, schodzącej w atramentową czerń.Zadrżałam pod futrem, bo równie dobrze mogłam do niej wpaść i skręcić kark w niezbadanej głębi.Teraz zrozumiałam, dlaczego światła pochodni najpierw utworzyły krąg, a potem zniknęły:wszyscy zeszli na dół.Zwiatło zamigotało w paszczy jaskini, po czym zanikło, kiedy grupa weszłado szybu.Położyłam się na brzuchu i przysunęłam do krawędzi otworu.Z jego głębi wydobywał sięgłęboki szafranowy blask.Domyśliłam się, że nie jest to studnia, lecz wejście do podziemnegotunelu.Nie dochodziły stamtąd żadne odgłosy, wiedziałam więc, że jest bardzo głęboki.Szukałamw miękkiej ziemi czegoś, czego mogłabym się złapać, i wymacałam tłustą linę przywiązaną dopalika.Nabrałam powietrza, jak przed nurkowaniem, i opuściłam się do otworu. W ścianach były stopnie wyrąbane w skale, ale moje eleganckie buty z wydłużonyminoskami się w nich nie mieściły.Stopy po omacku szukały oparcia, ręce z trudem wytrzymywały.Płaszcz był cięższy niż kamień młyński, powinnam była go zostawić w zagajniku.Marzyłam o tym,żeby zrzucić buty, ale nie miałam odwagi.Bałam się, iż spadną na kogoś na dole i zdradzą mojąobecność.Częściowo ześlizgnęłam się, częściowo odepchnęłam nogami od ścian aż na sam dół.Ręce bez rękawiczek miałam obtarte od liny, moje nogi uginały się z wysiłku.Miałam nadzieję, żeszyb nie jest zbyt głęboki, i nawiedziła mnie ponura myśl o głowie brata Remigia, odciętej i lecącejw głąb studni w Santa Croce.Opanowałam narastający strach i myślałam o przyjemniejszychchwilach pod ziemią, kiedy byłam z Guidem w rzymskich katakumbach.Mając przed oczami jegotwarz, nabrałam odwagi i w tym samym momencie dotknęłam stopami ziemi.Teraz pojawił się nowy problem.Od głównego szybu odchodziło sześć tuneli, a ponieważsamo atrium naszpikowane było pochodniami umocowanymi w specjalnych otworach w ścianach,więc nie mogłam zgadnąć, którędy poszła matka z arcyksięciem.Nasłuchiwałam, starając sięuspokoić oddech i serce, i wtedy usłyszałam dzwięczny odgłos, jakby uderzenie metalu o metal.Chyba nikt tu nie walczył? Czy szykowała się jakaś zdrada? Czy arcyksiążę ściągnął moją matkępod ziemię, żeby ją zamordować? Z mieszanymi uczuciami co do matki czy mnie obchodzi, czynie pospieszyłam cicho w kierunku, skąd dochodziły odgłosy.Schodziłam coraz niżej, kamienie pod stopami z każdym krokiem stawały się coraz bardziejśliskie.Wąski tunel rozszerzył się w jaskinię, a bursztynowy odblask stał się wyrazniejszy.Wiedziałam, że wszyscy są w grocie, do której się zbliżałam, bo słyszałam głosy arcyksięcia i mojejmatki odbijające się echem.Wspięłam się wysoko na wychodnię i spojrzałam z góry, skąd mogłamwidzieć wszystkich odbywających naradę w kręgu pochodni.Miałam wrażenie, że oglądam szopkę.Moja matka, cała i zdrowa, mówiła, a jej głos odbijał się echem od skał: Arcyksiążę, pozwól przedstawić sobie najlepszych, jakich może zaproponować Zecca.Tosignor da Mosto, nasz probierczy. Ponury facet w czarno-białym płaszczu i w miękkim kwadratowym filcowym kapeluszuwystąpił do przodu. A to signor Mantovano, nasz kowal. Przysadzisty facet z tak brudnymirękami, jakich jeszcze nigdy nie widziałam. Signor Contino, nasz złotnik. Aha, to ten obleśnyczłowiek z powozu. I signor Sarpi, nasz menniczy. Signor Sarpi był gigantycznym mężczyzną.Ubranyjedynie w spodnie i szeroki pas zapaśnika wymachiwał młotem.Nie bałam się już o matkę, skoromiała na swoje rozkazy takich mężczyzn. A kiedy mówię, że to najlepsi, jakich możezaproponować Zecca, to wiesz, że są najlepsi ze wszystkich, bo nie muszę ci przypominać, żewenecka Zecca to najlepsza mennica na ziemi. Słyszałam w jej głosie dumę, ale nadal nierozumiałam, o czym mówi.Czym zajmuje się ta dziwna grupa mężczyzn? Dlaczego są tak ważni,że podróżowali karetą Mocenigo? Dwaj mieli szlachetny wygląd, ale dwaj pozostali wyglądali nawieśniaków. Signor Mantovano, poproszę matrycę. Matka wyciągnęła rękę, a kowal położył natej ręce jakiś przedmiot, który musiał być ciężki, bo ręka się ugięła.Ta rzecz dzieliła się na dwieczęści. Pieczęć rozkazała matka. Mógłbym zobaczyć? Arcyksiążę wszedł w krąg światła.Po chwili powiedział: Niezwykły projekt.Zbyt ozdobny, ale znamy gust naszego przyjaciela.A tematy bardzo stosowne.Zobaczmy krążek. Podszedł złotnik z okrągłą srebrną tarczą, pobłyskującą w świetle pochodni.Teraz przyszła kolej na probierczego.Podszedł z małą wagą: dwie małe mosiężne szalkizawieszone na miedzianej poprzeczce na cienkim złotym łańcuszku.Zręcznie położył na jednejszalce ołowianą sztabkę, a krążek na drugiej. Sto dwadzieścia cztery oznajmił. Oświadczam, że to srebrny angel. A więc powiedział arcyksiążę, zacierając ręce jak dziecko w zimie. Wybijmy jeden.Signor? zwrócił się do menniczego.Złotnik wziął odlew, położył na nim pusty krążek, drugączęść matrycy położył na wierzchu i odsunął się. Jesteśmy świadkami historii stwierdziłarcyksiążę, kiedy menniczy zamachnął się młotem i z wielką siłą rąbnął w górę matrycy.Historia najwyrazniej nie była jeszcze gotowa na świadków, bo krzepki menniczy, wybityz rytmu uderzenia przez poważne stwierdzenie arcyksięcia, trafił niedokładnie.Krążek poleciałw ciemność i przemknął mi koło ucha.Wszyscy spojrzeli w moją stronę, a ja cofnęłam sięnajszybciej, jak mogłam.Kiedy się chowałam, prawda wyszła na jaw, bo u moich stóp leżałasrebrna moneta, dokładnie w miejscu, gdzie upadła.Anioł przyleciał do mnie.Zdążyłam schować jąw rękawie i wstałam.Kiedy spojrzałam w dół, wszyscy bardzo zmieszani poruszali nogami, arcyksiążę patrzył namatkę z pytająco uniesioną brwią. Przepraszam, dogaresso odezwał się cicho olbrzym. To przez światło.Zazwyczaj niebiję przy pochodni. Postaraj się zrobić to lepiej. Matka splunęła.Wiedziałam, że gdyby nie był tak olbrzymi,wymierzyłaby mu policzek. W grę wchodzi reputacja twojej gildii i reputacja Wenecji.Tym razem uderzenie było celne, zadzwięczało jak dzwon.Wybito pierwszego angela,wyjęto go z matrycy i podano arcyksięciu.Obracał go w dłoni. Bardzo ładna.Zatrzymam ją, żeby pokazać cesarzowi. Oddał monetę służącemu, zanimmoja matka zdążyła zaprotestować.To musiało być zakończenie ich interesów.Zsunęłam się na ziemię możliwie najzręczniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]