[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mam wezwać lekarza? Przestań się wygłupiać, właśnie zaczął mi się okres.Zawsze tak to przecho-dzę. Chcesz, żebym został z tobą tej nocy? zapytał, mając nieprzyjemną świa-domość, że nazajutrz musi być w Elacie. Nie.Zabierz mnie do Jerozolimy, proszę.Przez całą drogę jechała z głową odchyloną na oparcie fotela.W pewnym mo-mencie zerknął na nią i przekonał się, że patrzy nań badawczo. Przykro mi, że nie zdobyłeś Diamentu Inkwizycji, Harry powiedziała.Zcisnął jej dłoń. Sądzisz, że jeszcze istnieje? Nie wiem.Poprosiła, by zawiózł ją do jej mieszkania. Mam do omówienia wiele spraw. W porządku, byle nie tej nocy. Zadzwonię zaraz po powrocie obiecał.Przed drzwiami pocałował ją deli-katnie. Szalom, szalom.Wracaj do zdrowia, Tamar. Szalom, najdroższy odpowiedziała.Rozdział 25SJ DUESENBERGZamówił w recepcji budzenie o szóstej, ale przekonany, iż telefon zadzwoniłznacznie wcześniej, długo jeszcze leżał w łóżku oszołomiony i półprzytomny; potemwziął solidny prysznic, dzięki czemu pozbył się wreszcie piasku z oczu i odzyskałtrzezwość umysłu.Czekała go pięciogodzinna jazda, lecz postanowił nie siadać zakierownicą wyszedł przed hotel i złapał taksówkę.Szofer szeroko otworzył oczy. Mogę zadzwonić do żony? zapytał. Ma pan dwie minuty.Rozpromieniony, wrócił wcześniej.Harry rozwalił się na tylnym siedzeniu ioświadczył: Daję premię, jeśli nie będzie pan gadał i słuchał radia.Chcę się przespać.Taksówkarz przekręcił kluczyk w stacyjce. Aj, lulu lulu, dzidzi powiedział.Za osiem minut druga, stojąc na dworcu autobusowym w Elacie, dostrzegł czło-wieka Mehdiego. Tresca, tu jestem zawołał.Albańczyk uradował się, jakby zobaczył starego przyjaciela. Dzień dobry, sir.Harry liczył na duesenberga, Tresca zaprowadził go jednak do chryslera, takiegosamego jak jego drugi samochód, tylko innego koloru i chyba z młodszego rocznika. Coś się stało z tamtym autem? zapytał. Nie, ale nie korzystamy z niego, kiedy musimy parkować w mieście.Bardzosię o nie troszczymy. Mhm.Ruszyli w stronę, z której Harry przyjechał taksówką, a przeszło godzinę pózniejskręcili z szosy.Tym razem jednak zmiana tablic rejestracyjnych nie była konieczna,bo podskakując na wybojach wjeżdżali coraz głębiej w izraelski Synaj.W końcu za-trzymali się przed podniszczoną małą willą, wtopioną niemal doskonale w zerodowa-ny górski pejzaż.Duesenberg parkował pod domem, od północnej strony. Witaj, przyjacielu! powiedział Mehdi, stając w drzwiach. Jak pan znalazł to miejsce? zapytał Harry, kiedy ściskali sobie dłonie. To nie moja zasługa odrzekł Mehdi. Bardil je znalazł.Bardil wynajdujewszystkie moje domy. W okolicy nie ma absolutnie nic. Nic a nic zgodził się Mehdi. Tylko mała wytwórnia wyrobów miedzia-nych, mniej więcej dziewięć kilometrów na południe.Pojawił się Bardil z miętową lemoniadą i nieśmiało pozdrowił Harry'ego.Harrywypił jedna po drugiej trzy filiżanki, podczas gdy Mehdi przeplatał rytualną paplani-nę arabskiego gospodarza pytaniami o niewygody podróży. Zamierza pan sprzedać żółty kamień komuś innemu, prawda? zapytał bezogródek Harry.Mehdi popatrzył nań badawczo. A czy jest pan gotów zapłacić moją cenę, przyjacielu? Nie, jest zbyt wysoka. Bez wątpienia nie nazbyt wysoka jak na kamień o takiej przeszłości. Nie znam jego przeszłości, jestem natomiast pewien, że ten klejnot nie jestDiamentem Inkwizycji.Wyraz szoku na twarzy Mehdiego był autentyczny, Harry miał co do tego całko-witą pewność. Takie chwyty nie pasują do człowieka pańskiego formatu, panie Hopeman. Prawda pasuje do każdego odparł Harry. Ależ to jest Diament Kaaby! Nie. Jakimi dysponuje pan dowodami? Kamień z Kaaby ma skazę, bardzo poważną skazę.Pański diament jej nie ma. Skąd pan wie o skazie? Tego nie mogę wyjawić.Mehdi parsknął. Rzecz ma związek z będącymi właśnie w toku poważnymi badaniami archeo-logicznymi.Nie mogę panu powiedzieć więcej, nie nadużywając zaufania, jakimmnie obdarzono.Mehdi pokręcił głową. Przykro mi, przyjacielu.Gdyby przedstawił pan jakieś dowody.Osoby jed-nak, którym sprzedam kamień, są pewne, że to Diament Kaaby.Ja również. Będzie pan zatem sprzedawał klejnot z fałszywym rodowodem. To wyłącznie pańska opinia stwierdził Mehdi sucho [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Mam wezwać lekarza? Przestań się wygłupiać, właśnie zaczął mi się okres.Zawsze tak to przecho-dzę. Chcesz, żebym został z tobą tej nocy? zapytał, mając nieprzyjemną świa-domość, że nazajutrz musi być w Elacie. Nie.Zabierz mnie do Jerozolimy, proszę.Przez całą drogę jechała z głową odchyloną na oparcie fotela.W pewnym mo-mencie zerknął na nią i przekonał się, że patrzy nań badawczo. Przykro mi, że nie zdobyłeś Diamentu Inkwizycji, Harry powiedziała.Zcisnął jej dłoń. Sądzisz, że jeszcze istnieje? Nie wiem.Poprosiła, by zawiózł ją do jej mieszkania. Mam do omówienia wiele spraw. W porządku, byle nie tej nocy. Zadzwonię zaraz po powrocie obiecał.Przed drzwiami pocałował ją deli-katnie. Szalom, szalom.Wracaj do zdrowia, Tamar. Szalom, najdroższy odpowiedziała.Rozdział 25SJ DUESENBERGZamówił w recepcji budzenie o szóstej, ale przekonany, iż telefon zadzwoniłznacznie wcześniej, długo jeszcze leżał w łóżku oszołomiony i półprzytomny; potemwziął solidny prysznic, dzięki czemu pozbył się wreszcie piasku z oczu i odzyskałtrzezwość umysłu.Czekała go pięciogodzinna jazda, lecz postanowił nie siadać zakierownicą wyszedł przed hotel i złapał taksówkę.Szofer szeroko otworzył oczy. Mogę zadzwonić do żony? zapytał. Ma pan dwie minuty.Rozpromieniony, wrócił wcześniej.Harry rozwalił się na tylnym siedzeniu ioświadczył: Daję premię, jeśli nie będzie pan gadał i słuchał radia.Chcę się przespać.Taksówkarz przekręcił kluczyk w stacyjce. Aj, lulu lulu, dzidzi powiedział.Za osiem minut druga, stojąc na dworcu autobusowym w Elacie, dostrzegł czło-wieka Mehdiego. Tresca, tu jestem zawołał.Albańczyk uradował się, jakby zobaczył starego przyjaciela. Dzień dobry, sir.Harry liczył na duesenberga, Tresca zaprowadził go jednak do chryslera, takiegosamego jak jego drugi samochód, tylko innego koloru i chyba z młodszego rocznika. Coś się stało z tamtym autem? zapytał. Nie, ale nie korzystamy z niego, kiedy musimy parkować w mieście.Bardzosię o nie troszczymy. Mhm.Ruszyli w stronę, z której Harry przyjechał taksówką, a przeszło godzinę pózniejskręcili z szosy.Tym razem jednak zmiana tablic rejestracyjnych nie była konieczna,bo podskakując na wybojach wjeżdżali coraz głębiej w izraelski Synaj.W końcu za-trzymali się przed podniszczoną małą willą, wtopioną niemal doskonale w zerodowa-ny górski pejzaż.Duesenberg parkował pod domem, od północnej strony. Witaj, przyjacielu! powiedział Mehdi, stając w drzwiach. Jak pan znalazł to miejsce? zapytał Harry, kiedy ściskali sobie dłonie. To nie moja zasługa odrzekł Mehdi. Bardil je znalazł.Bardil wynajdujewszystkie moje domy. W okolicy nie ma absolutnie nic. Nic a nic zgodził się Mehdi. Tylko mała wytwórnia wyrobów miedzia-nych, mniej więcej dziewięć kilometrów na południe.Pojawił się Bardil z miętową lemoniadą i nieśmiało pozdrowił Harry'ego.Harrywypił jedna po drugiej trzy filiżanki, podczas gdy Mehdi przeplatał rytualną paplani-nę arabskiego gospodarza pytaniami o niewygody podróży. Zamierza pan sprzedać żółty kamień komuś innemu, prawda? zapytał bezogródek Harry.Mehdi popatrzył nań badawczo. A czy jest pan gotów zapłacić moją cenę, przyjacielu? Nie, jest zbyt wysoka. Bez wątpienia nie nazbyt wysoka jak na kamień o takiej przeszłości. Nie znam jego przeszłości, jestem natomiast pewien, że ten klejnot nie jestDiamentem Inkwizycji.Wyraz szoku na twarzy Mehdiego był autentyczny, Harry miał co do tego całko-witą pewność. Takie chwyty nie pasują do człowieka pańskiego formatu, panie Hopeman. Prawda pasuje do każdego odparł Harry. Ależ to jest Diament Kaaby! Nie. Jakimi dysponuje pan dowodami? Kamień z Kaaby ma skazę, bardzo poważną skazę.Pański diament jej nie ma. Skąd pan wie o skazie? Tego nie mogę wyjawić.Mehdi parsknął. Rzecz ma związek z będącymi właśnie w toku poważnymi badaniami archeo-logicznymi.Nie mogę panu powiedzieć więcej, nie nadużywając zaufania, jakimmnie obdarzono.Mehdi pokręcił głową. Przykro mi, przyjacielu.Gdyby przedstawił pan jakieś dowody.Osoby jed-nak, którym sprzedam kamień, są pewne, że to Diament Kaaby.Ja również. Będzie pan zatem sprzedawał klejnot z fałszywym rodowodem. To wyłącznie pańska opinia stwierdził Mehdi sucho [ Pobierz całość w formacie PDF ]