[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet częściej, jeśli pogoda jest taka jak dzisiaj.Strasznie parno, prawda?Musi leżeć bez ruchu z zimnymi okładami na czole, zatyczkami w uszach i ciemnąprzepaską na oczach.Okropne.Wszystkie informacje przekazała mi pośpiesznie, przyciszonym głosem,spoglądając na mnie przelotnie i szybko odwracając wzrok w inną stronę, jakby chciała miw ten sposób dać do zrozumienia, że dużo by można o tym mówić, tyle jestSRzaskakujących, może nawet romantycznych wątków tej opowieści.Zamierzam sięodezwać, ale ona podnosi rękę.- Dzień dobry.MacLellan, Fraser i Eliot.Zastanawiam się, co powinnam zrobić.Panna Penn powiedziała, żebym najpierwstawiła się w jej gabinecie.Może mogę iść do domu.Czuję skurcz w żołądku.Jeśli terazwyjdę, to tak, jak gdybym uciekła z więzienia.Nie będzie już powrotu.- Niestety nie ma go, wyjechał za granicę, wraca w przyszły wtorek.Czy mam cośprzekazać jego sekretarce?Zapada cisza, podczas której zapisuje coś na kartce z notatnika, rzucając mi serięukradkowych spojrzeń, które mają oddawać to, co słyszy: coś, co wprawia w zakłopotanie,teraz doprowadza do rozpaczy i wreszcie brzmi sensownie.- Oczywiście - mówi, gdy rozmowa zbliża się do końca.Odwraca się, by włożyćkartkę z informacją do odpowiedniej przegródki.- Musimy zaczekać - zwraca się znów domnie - aż zjawi się któraś z dziewczyn i zaprowadzi cię do gabinetu pana Frasera.Idzie siędo niego tamtędy.Już jest w biurze.Codziennie przychodzi o siódmej.To starszy gość,wiesz, wdowiec, wstaje o świcie.Nie chciałabym po niego dzwonić i prosić, żeby pociebie przyszedł.To spory kawałek, a on z trudem się porusza.Ale co to za kochanyczłowiek.- Odwraca się w chwili, gdy za nią otwierają się drzwi.- Zobaczysz, od razu gopolubisz.Och, o wilku mowa.Dzień dobry, panie Fraser.- Dzień dobry, Debbie.- Głęboki głos, pełny i donośny, jak u aktora teatralnego.Spogląda na mnie.- Spodziewam się młodej damy.- Kolejne spojrzenie.Debbie, kiwając raz po raz głową, jakby była na zjezdzie dawno nie widzianychkrewnych, pokazuje na mnie.- Ach tak! - mówi mężczyzna.- Louise Kirk?- Tak - odpowiadam.- Dzień dobry.Przygląda mi się otwarcie, nieśpiesznie.Jest wysoki, wciąż postawny, mimo żemocno przygarbiony, do tego stopnia, że aby patrzeć przed siebie, musi dość znacznieodchylać do tyłu głowę.Ma pociągłą twarz, szczere spojrzenie, co być może, przynajmniejczęściowo, podkreśla wysunięty podbródek.Jego łysiejącą głowę pokrywają wątroboweplamy w kolorze masła orzechowego, oczy ma w tym samym odcieniu.W twarzy możnaSRdostrzec mieszaninę bezgranicznego smutku i niezniszczalnej radości, już wcześniejwidywałam podobne u mężczyzn w podeszłym wieku.Podchodzi do mnie z uśmiechem.- Miło mi cię powitać na pokładzie.Wymieniamy uścisk dłoni.- Cieszę się, że tu jestem - mówię, siląc się na entuzjazm, jakim promienieje Debbie.Aż cierpnie mi skóra na samą myśl o tym, że mogłabym sprawić mu zawód i obojebylibyśmy zakłopotani tą początkową wzajemną życzliwością.Czasami mam szczęście.Ze wszystkich możliwych szefów w całym mieście trafiami się pan Fraser, który - jak się od razu okazuje - potrzebuje sekretarki tylko dlazachowania pozorów, co ja rzecz jasna uznaję za idealny układ, ponieważ nauczę się kilkurzeczy, będąc jedynie sekretarką na niby.Ani mój szef, ani ja nie mamy wiele do roboty.Pod tym względem, co dziwne, mojaobecna praca przypomina poprzednią, z tym że w antykwariacie nasz brak użytecznościbył przedmiotem otwartych dyskusji i żartów, tutaj natomiast nie wspomina się o tym anisłowa (przynajmniej w rozmowach między mną i panem Fraserem), chociaż oboje mamyświadomość - i nie da się tego ukryć przed sobą nawzajem - że przychodzimy do pracytylko po to, by wymyślać sobie czynności mające służbowy charakter i wypełniać niminasze dni.Ale wcale nie czuję się zbędna czy niepotrzebna, lecz tak, jakbym byłazaangażowana w podtrzymywanie pewnych wzniosłych, lecz staromodnych cnót.Kurtuazji i oddawania się kontemplacji.Tego pierwszego ranka co najmniej pół godziny poświęca na zaznajomienie mnie zzawartością mojego biurka.Dawniej biurka Betty.To antyk, z dębowego drewna.Lepi siętrochę tu i tam, w miejscach, gdzie pozostały plamy po rozlanym płynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nawet częściej, jeśli pogoda jest taka jak dzisiaj.Strasznie parno, prawda?Musi leżeć bez ruchu z zimnymi okładami na czole, zatyczkami w uszach i ciemnąprzepaską na oczach.Okropne.Wszystkie informacje przekazała mi pośpiesznie, przyciszonym głosem,spoglądając na mnie przelotnie i szybko odwracając wzrok w inną stronę, jakby chciała miw ten sposób dać do zrozumienia, że dużo by można o tym mówić, tyle jestSRzaskakujących, może nawet romantycznych wątków tej opowieści.Zamierzam sięodezwać, ale ona podnosi rękę.- Dzień dobry.MacLellan, Fraser i Eliot.Zastanawiam się, co powinnam zrobić.Panna Penn powiedziała, żebym najpierwstawiła się w jej gabinecie.Może mogę iść do domu.Czuję skurcz w żołądku.Jeśli terazwyjdę, to tak, jak gdybym uciekła z więzienia.Nie będzie już powrotu.- Niestety nie ma go, wyjechał za granicę, wraca w przyszły wtorek.Czy mam cośprzekazać jego sekretarce?Zapada cisza, podczas której zapisuje coś na kartce z notatnika, rzucając mi serięukradkowych spojrzeń, które mają oddawać to, co słyszy: coś, co wprawia w zakłopotanie,teraz doprowadza do rozpaczy i wreszcie brzmi sensownie.- Oczywiście - mówi, gdy rozmowa zbliża się do końca.Odwraca się, by włożyćkartkę z informacją do odpowiedniej przegródki.- Musimy zaczekać - zwraca się znów domnie - aż zjawi się któraś z dziewczyn i zaprowadzi cię do gabinetu pana Frasera.Idzie siędo niego tamtędy.Już jest w biurze.Codziennie przychodzi o siódmej.To starszy gość,wiesz, wdowiec, wstaje o świcie.Nie chciałabym po niego dzwonić i prosić, żeby pociebie przyszedł.To spory kawałek, a on z trudem się porusza.Ale co to za kochanyczłowiek.- Odwraca się w chwili, gdy za nią otwierają się drzwi.- Zobaczysz, od razu gopolubisz.Och, o wilku mowa.Dzień dobry, panie Fraser.- Dzień dobry, Debbie.- Głęboki głos, pełny i donośny, jak u aktora teatralnego.Spogląda na mnie.- Spodziewam się młodej damy.- Kolejne spojrzenie.Debbie, kiwając raz po raz głową, jakby była na zjezdzie dawno nie widzianychkrewnych, pokazuje na mnie.- Ach tak! - mówi mężczyzna.- Louise Kirk?- Tak - odpowiadam.- Dzień dobry.Przygląda mi się otwarcie, nieśpiesznie.Jest wysoki, wciąż postawny, mimo żemocno przygarbiony, do tego stopnia, że aby patrzeć przed siebie, musi dość znacznieodchylać do tyłu głowę.Ma pociągłą twarz, szczere spojrzenie, co być może, przynajmniejczęściowo, podkreśla wysunięty podbródek.Jego łysiejącą głowę pokrywają wątroboweplamy w kolorze masła orzechowego, oczy ma w tym samym odcieniu.W twarzy możnaSRdostrzec mieszaninę bezgranicznego smutku i niezniszczalnej radości, już wcześniejwidywałam podobne u mężczyzn w podeszłym wieku.Podchodzi do mnie z uśmiechem.- Miło mi cię powitać na pokładzie.Wymieniamy uścisk dłoni.- Cieszę się, że tu jestem - mówię, siląc się na entuzjazm, jakim promienieje Debbie.Aż cierpnie mi skóra na samą myśl o tym, że mogłabym sprawić mu zawód i obojebylibyśmy zakłopotani tą początkową wzajemną życzliwością.Czasami mam szczęście.Ze wszystkich możliwych szefów w całym mieście trafiami się pan Fraser, który - jak się od razu okazuje - potrzebuje sekretarki tylko dlazachowania pozorów, co ja rzecz jasna uznaję za idealny układ, ponieważ nauczę się kilkurzeczy, będąc jedynie sekretarką na niby.Ani mój szef, ani ja nie mamy wiele do roboty.Pod tym względem, co dziwne, mojaobecna praca przypomina poprzednią, z tym że w antykwariacie nasz brak użytecznościbył przedmiotem otwartych dyskusji i żartów, tutaj natomiast nie wspomina się o tym anisłowa (przynajmniej w rozmowach między mną i panem Fraserem), chociaż oboje mamyświadomość - i nie da się tego ukryć przed sobą nawzajem - że przychodzimy do pracytylko po to, by wymyślać sobie czynności mające służbowy charakter i wypełniać niminasze dni.Ale wcale nie czuję się zbędna czy niepotrzebna, lecz tak, jakbym byłazaangażowana w podtrzymywanie pewnych wzniosłych, lecz staromodnych cnót.Kurtuazji i oddawania się kontemplacji.Tego pierwszego ranka co najmniej pół godziny poświęca na zaznajomienie mnie zzawartością mojego biurka.Dawniej biurka Betty.To antyk, z dębowego drewna.Lepi siętrochę tu i tam, w miejscach, gdzie pozostały plamy po rozlanym płynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]