[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiało,pomarańczowy rękaw zwisał ciężko z masztu, ulewa przyćmiewała jego fluorescencyjnyodcień.Pioruny rozświetlały kaniony wśród chmur, grzmoty przewalały się nad ziemią złoskotem artyleryjskiego ostrzału.Dziś nie będzie latania, pomyślał Pascoe.Picia teżzapowiadało się niewiele, jeśli sądzić po liczbie parkujących przed klubem samochodów.Spojrzał na zegarek: dochodziło wpół do pierwszej.Zaparkował najbliżej, jak się dało, w paru susach dopadł drzwi wejściowych,przypomniał sobie, że zostawił włączone światła, wybiegł, zgasił je i kiedy wszedł do klubu,znowu był mokry od stóp do głów. Myślałem, że zmienił pan zdanie powiedział Austin Greenall. Witam.Jużzaczynaliśmy się obawiać, że pogoda pozbawi nas dzisiaj wszystkich klientów.Siedział przy barze, za którym kelnerka porządkowała butelki i kieliszki.Pascoespojrzał na nią znacząco i zapytał: Możemy porozmawiać, panie Greenall? Oczywiście.Zapraszam do biura.Napije się pan czegoś po drodze? Nie? W takimrazie proszę tędy.Weszli do dusznego pokoiku z biurkiem, szafką i dwoma twardymi krzesłami. Proszę siadać, panie komisarzu.O czym chce pan ze mną porozmawiać?Pascoe usiadł. Zacznijmy od pańskiej byłej żony, Mary Dinwoodie.Rozdzwonił się telefon.Zadzwonił trzynaście razy.Obaj udawali, że go nie słyszą, agdy w końcu ucichł, echo dzwonka wisiało w powietrzu niemal równie długo. Ona nigdy nie przestała być moją żoną, panie Pascoe.Jesteśmy katolikami.Niebyło rozwodu.Obaj westchnęli lekko, niemal niesłyszalnie, i w obu przypadkach było towestchnienie ulgi.Jakby zdając sobie z tego sprawę, wymienili nieśmiałe uśmiechy,przelotne, prawie niezauważalne, ale i tak tworzące więz między nimi. Skoro o żonach mowa.Czy to pańska żona pana tu skierowała? spytał Greenalllekkim, jakby imprezowym tonem, w którym jednak pobrzmiewała nuta zdenerwowania. Słucham? Kiedy była tu w zeszłym tygodniu, wspominała o tym seansie spirytystycznym.Miała różne głupie pomysły z nim związane, ale zobaczyłem wtedy leżący na stole zapisseansu i teraz pomyślałem, że.To dlatego musiałem.Znów zadzwonił telefon.Tym razem Greenall skoncentrował się na nim bez reszty:nie podniósł wprawdzie słuchawki, ale wpatrywał się w nią tak natarczywie, jakbyumilknięcie dzwonka miało być początkiem czegoś ważnego.Pascoe wyjął z kieszeni kopertę od Gladmanna, zawierającą, zgodnie zprzewidywaniami, taśmę z krótkim nagraniem ostatniego telefonu Dusiciela, kasetę zprzerwanego seansu Rosetty Stanhope oraz kilka kartek papieru zapisanych celowoozdobnym charakterem pisma Gladmanna.Przejrzał, wybrał, przeczytał. Zła jakość nagrania utrudnia sporządzenie dokładnego zapisu, mimo to wydaje misię co najmniej możliwe, jeśli nie prawdopodobne, że pierwsze słowa nagrania możnainterpretować następująco: To Greenall, Greenall, nade mną, dusi mnie 4.Telefon przestał dzwonić.4 Gra słów: nazwisko Greenall można też zrozumieć jako zlepek dwóch słów: green (ang.zielony) iall (ang.cały, wszystko) (przyp.tłum.).Rozdział 25 Byliśmy szczęśliwi powiedział Greenall. Może nie jakoś szaleńczo szczęśliwi,ale takie szaleńcze szczęście nigdy przecież nie trwa dłużej niż parę pierwszych miesięcy,prawda? Ja chyba byłem bardziej zadowolony od Mary.Można powiedzieć, że więcejzrobiłem.Więcej dokonałem.Tak relatywnie.Kiedy byłem z siebie niezadowolony,wystarczyło mi wrócić pamięcią do dni, kiedy jako brudny, niewykształcony dzieciakwłóczyłem się po ulicach Derby.Bóg jeden wie, jakim cudem załapałem się do RAF-u.No,ale się załapałem.I dobrze mi szło.Szybko się uczę.Dziesięć lat pózniej zostałem oficerem iożeniłem się z Mary.A przede wszystkim mogłem latać.Uśmiechnął się pod nosem, jak człowiek wspominający świetlaną przeszłość. To bardzo ciekawe przyznał od niechcenia Pascoe. Wie pan, że nie musi nicmówić? Cokolwiek pan powie, może zostać użyte jako dowód w sądzie.Ale będę notował.Chyba, że wolałby pan sam spisać zeznanie.Kiepsko to wypadło jak na oficjalne pouczenie.W dodatku powinien wydębić odGreenalla podpisane oświadczenie, że został pouczony i że mimo pouczenia chce złożyćoficjalne zeznanie, które spisze ktoś inny.Instynkt szeptał mu jednak do ucha, że musipielęgnować kruchy nastrój chwili.Nawet przez chwilę myślał, że już za daleko się posunął,ale po krótkiej chwili Greenall podjął przerwany wątek, jakby Pascoe nie odezwał się anisłowem. Poznałem Mary na Cyprze.Stacjonowała tam moja jednostka, a Mary uczyła wtamtejszej szkole.Od razu przypadliśmy sobie do gustu i pewnie prędzej czy pózniej i takbyśmy się pobrali, ale kiedy się okazało, że Mary jest w ciąży, nie było czasu do stracenia.Może to nam zaszkodziło.Pośpiech nigdy nie pomaga, teraz to wiem.Ale urodziła sięAlison i byliśmy szczęśliwi.Bardzo szczęśliwi.Kiedy Alison poszła do szkoły, Mary zrobiłasię niespokojna.Chciała wrócić do pracy.Mnie się ten pomysł nie podobał, a przy moichciągłych przenosinach z miejsca na miejsce był w dodatku trudny do zrealizowania.Ale onasię uparła.Kiedy dwa razy w ciągu czterech czy pięciu lat musiała rzucać szkołę,zachowywała się tak, jakby to ona była żywicielką rodziny, a ja zarabiałbym na drobnewydatki.Pokręcił z niedowierzaniem głową, tak niedorzeczny wydał mu się ten pomysł. Ten drugi raz to był mój transfer do Hanoweru [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nie wiało,pomarańczowy rękaw zwisał ciężko z masztu, ulewa przyćmiewała jego fluorescencyjnyodcień.Pioruny rozświetlały kaniony wśród chmur, grzmoty przewalały się nad ziemią złoskotem artyleryjskiego ostrzału.Dziś nie będzie latania, pomyślał Pascoe.Picia teżzapowiadało się niewiele, jeśli sądzić po liczbie parkujących przed klubem samochodów.Spojrzał na zegarek: dochodziło wpół do pierwszej.Zaparkował najbliżej, jak się dało, w paru susach dopadł drzwi wejściowych,przypomniał sobie, że zostawił włączone światła, wybiegł, zgasił je i kiedy wszedł do klubu,znowu był mokry od stóp do głów. Myślałem, że zmienił pan zdanie powiedział Austin Greenall. Witam.Jużzaczynaliśmy się obawiać, że pogoda pozbawi nas dzisiaj wszystkich klientów.Siedział przy barze, za którym kelnerka porządkowała butelki i kieliszki.Pascoespojrzał na nią znacząco i zapytał: Możemy porozmawiać, panie Greenall? Oczywiście.Zapraszam do biura.Napije się pan czegoś po drodze? Nie? W takimrazie proszę tędy.Weszli do dusznego pokoiku z biurkiem, szafką i dwoma twardymi krzesłami. Proszę siadać, panie komisarzu.O czym chce pan ze mną porozmawiać?Pascoe usiadł. Zacznijmy od pańskiej byłej żony, Mary Dinwoodie.Rozdzwonił się telefon.Zadzwonił trzynaście razy.Obaj udawali, że go nie słyszą, agdy w końcu ucichł, echo dzwonka wisiało w powietrzu niemal równie długo. Ona nigdy nie przestała być moją żoną, panie Pascoe.Jesteśmy katolikami.Niebyło rozwodu.Obaj westchnęli lekko, niemal niesłyszalnie, i w obu przypadkach było towestchnienie ulgi.Jakby zdając sobie z tego sprawę, wymienili nieśmiałe uśmiechy,przelotne, prawie niezauważalne, ale i tak tworzące więz między nimi. Skoro o żonach mowa.Czy to pańska żona pana tu skierowała? spytał Greenalllekkim, jakby imprezowym tonem, w którym jednak pobrzmiewała nuta zdenerwowania. Słucham? Kiedy była tu w zeszłym tygodniu, wspominała o tym seansie spirytystycznym.Miała różne głupie pomysły z nim związane, ale zobaczyłem wtedy leżący na stole zapisseansu i teraz pomyślałem, że.To dlatego musiałem.Znów zadzwonił telefon.Tym razem Greenall skoncentrował się na nim bez reszty:nie podniósł wprawdzie słuchawki, ale wpatrywał się w nią tak natarczywie, jakbyumilknięcie dzwonka miało być początkiem czegoś ważnego.Pascoe wyjął z kieszeni kopertę od Gladmanna, zawierającą, zgodnie zprzewidywaniami, taśmę z krótkim nagraniem ostatniego telefonu Dusiciela, kasetę zprzerwanego seansu Rosetty Stanhope oraz kilka kartek papieru zapisanych celowoozdobnym charakterem pisma Gladmanna.Przejrzał, wybrał, przeczytał. Zła jakość nagrania utrudnia sporządzenie dokładnego zapisu, mimo to wydaje misię co najmniej możliwe, jeśli nie prawdopodobne, że pierwsze słowa nagrania możnainterpretować następująco: To Greenall, Greenall, nade mną, dusi mnie 4.Telefon przestał dzwonić.4 Gra słów: nazwisko Greenall można też zrozumieć jako zlepek dwóch słów: green (ang.zielony) iall (ang.cały, wszystko) (przyp.tłum.).Rozdział 25 Byliśmy szczęśliwi powiedział Greenall. Może nie jakoś szaleńczo szczęśliwi,ale takie szaleńcze szczęście nigdy przecież nie trwa dłużej niż parę pierwszych miesięcy,prawda? Ja chyba byłem bardziej zadowolony od Mary.Można powiedzieć, że więcejzrobiłem.Więcej dokonałem.Tak relatywnie.Kiedy byłem z siebie niezadowolony,wystarczyło mi wrócić pamięcią do dni, kiedy jako brudny, niewykształcony dzieciakwłóczyłem się po ulicach Derby.Bóg jeden wie, jakim cudem załapałem się do RAF-u.No,ale się załapałem.I dobrze mi szło.Szybko się uczę.Dziesięć lat pózniej zostałem oficerem iożeniłem się z Mary.A przede wszystkim mogłem latać.Uśmiechnął się pod nosem, jak człowiek wspominający świetlaną przeszłość. To bardzo ciekawe przyznał od niechcenia Pascoe. Wie pan, że nie musi nicmówić? Cokolwiek pan powie, może zostać użyte jako dowód w sądzie.Ale będę notował.Chyba, że wolałby pan sam spisać zeznanie.Kiepsko to wypadło jak na oficjalne pouczenie.W dodatku powinien wydębić odGreenalla podpisane oświadczenie, że został pouczony i że mimo pouczenia chce złożyćoficjalne zeznanie, które spisze ktoś inny.Instynkt szeptał mu jednak do ucha, że musipielęgnować kruchy nastrój chwili.Nawet przez chwilę myślał, że już za daleko się posunął,ale po krótkiej chwili Greenall podjął przerwany wątek, jakby Pascoe nie odezwał się anisłowem. Poznałem Mary na Cyprze.Stacjonowała tam moja jednostka, a Mary uczyła wtamtejszej szkole.Od razu przypadliśmy sobie do gustu i pewnie prędzej czy pózniej i takbyśmy się pobrali, ale kiedy się okazało, że Mary jest w ciąży, nie było czasu do stracenia.Może to nam zaszkodziło.Pośpiech nigdy nie pomaga, teraz to wiem.Ale urodziła sięAlison i byliśmy szczęśliwi.Bardzo szczęśliwi.Kiedy Alison poszła do szkoły, Mary zrobiłasię niespokojna.Chciała wrócić do pracy.Mnie się ten pomysł nie podobał, a przy moichciągłych przenosinach z miejsca na miejsce był w dodatku trudny do zrealizowania.Ale onasię uparła.Kiedy dwa razy w ciągu czterech czy pięciu lat musiała rzucać szkołę,zachowywała się tak, jakby to ona była żywicielką rodziny, a ja zarabiałbym na drobnewydatki.Pokręcił z niedowierzaniem głową, tak niedorzeczny wydał mu się ten pomysł. Ten drugi raz to był mój transfer do Hanoweru [ Pobierz całość w formacie PDF ]