[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gwałtowna reakcjajego ciała była podniecająca, a świadomość przyjemności, która na niączekała, jeśli tylko się rozluzni i ulegnie, kusiła niczym syrenia pieśń.132RSPoza tym bycie w jego ramionach zaspokajało podstawową, ludzkąpotrzebę fizycznego kontaktu z innym człowiekiem.Od tak dawna jejtego brakowało i nagle czuła, że nie może się dłużej tego wypierać.Spała w jego objęciach, a on w jej, dwie noce z rzędu, i choć ich fi-zyczna bliskość została wymuszona przez sytuację, między nimi wytwo-rzyła się szczególna więz, narodziło się zaufanie.Nigdy wcześniej tegonie doświadczyła, nigdy zresztą tego nie chciała.Najlepszym sposobemnieokazywania emocji było trzymanie ludzi na dystans, poleganie wyłącz-nie na sobie; nauczyła się tego bardzo wcześnie i w bolesny sposób.Ale on był tak blisko, był silny i ciepły, i nie chciała go puścić.To on przerwał ich pocałunek i spojrzał na nią.Miał sińce podoczami i podrapaną twarz, ale jego oczy iskrzyły, obiecując więcej.Jego dłonie, nadal ściskające jej pośladki, kierowały jej ciałem w tensposób, by ocierało się leniwie o jego męskość.Serce waliło jej jakoszalałe, oddech zrobił się przerywany.Uśmiechnął się smutno.- Nie-chętnie to przerywam - powiedział przeciągle - ale zaraz upadnę.Wpatrywała się w niego dobrą chwilę, zanim zrozumiała.- Cholera! Zapomniałam! Przepraszam.- Mówiąc to, pospiesz-nie uwolniła go od swojego ciężaru, opuszczając nogi na ziemię i za-czerwieniła się, zawstydzona.Jak mogła zapomnieć, że był słaby?Jeszcze wczoraj nie mógł się poruszać o własnych siłach!Zatoczył się lekko, a ona szybko wcisnęła swoje ramię pod jegopachę i objęła go w pasie.- Nie mogę uwierzyć, że zapomniałam - wymamrotała, prowa-dząc go do ogniska.- A ja się cieszę, że zapomniałaś.Bardzo mi się podobało, ale całakrew, jaka mi jeszcze pozostała, odpłynęła na dół, i na chwilę zakręci-ło mi się w głowie.- Puścił do niej oko, kiedy pomagała mu usadowićsię przy ogniu.Najlepiej na siedzisko nadawał się worek z ubraniami,którym zasłaniali wejście do szałasu; wykorzystywali jej ubrania prak-tycznie do wszystkiego.- Boże, ale przyjemnie - zamruczał, wyciągając dłonie do ognia,a Bailey nagle oprzytomniała i się rozejrzała.O ogniu też zapomniała.Jak mogła? Tak się tym podekscytowa-ła, że pobiegła rzucić się mu w ramiona.Ale jak tylko ją pocałował,zapomniała o całym świecie.A gdyby płomień zaczął słabnąć i trze-ba było poprzesuwać walizki, żeby lepiej zabezpieczyć go przed wia-133RStrem? Ogień był najważniejszy; powinna go pilnować, doglądać, chu-chać i dmuchać, a nie wskakiwać na Justice'a, jakby to było rodeo.- Kretynka ze mnie! - wymamrotała, patrząc na unoszący się dym,porywany przez wiatr.Gałęzie z igłami zaczęły się smętnie żarzyć i dymzrobił się ciężki, gęstszy niż gdyby mieli lepsze drewno, ale i tak cieszylisię, że w ogóle się paliło.- Powinnam była pilnować ognia.- Ale wtedy byśmy się nie zabawili - zauważył.- Przestań się za-dręczać.Nie możesz brać na siebie odpowiedzialności za cały świat.- Może i nie, ale gdyby ogień zgasł, żadne z nas nie byłoby w na-stroju do zabawy.- Stojąc tak blisko, na ile się odważyła, ostrożnie wy-ciągnęła dłonie.Czuła ciepło ognia na twarzy, co było tak przyjemne,że prawie jęknęła.Ludzie przyjmowali niektóre rzeczy za pewnik, takiejak ciepło, jedzenie i woda.Nie sądziła, żeby jeszcze kiedyś wybrałasię w podróż bez pudełka wodoodpornych zapałek, a także paru innych,niezbędnych rzeczy, jak na przykład telefon satelitarny.I bielizna ter-miczna.Do tego kilka tuzinów opakowań racji żywnościowych.- Jakoś byśmy przeżyli.Przez dwa dni obchodziliśmy się bez og-nia.Dzięki niemu jest nam po prostu trochę przyjemniej.Może i tak, ale to, że mieli ogień, korzystnie wpływało na jej morale,które parę razy się już dzisiaj podłamało, a nie było jeszcze południa.- Chociaż - ciągnął w zamyśleniu - żałuję, że nie przypomniałemsobie o akumulatorze wcześniej.- Daj spokój.Nawet gdybyś sobie przypomniał, żadne z nas niebyłoby w stanie nic z tym zrobić - zauważyła.- Ty byłeś zbyt osłabio-ny, mnie dokuczała choroba wysokościowa.- Gdybym wcześniej wiedział, jaka jest nagroda za rozpalenieognia, wlókłbym moje nagie ciało po śniegu, byle dostać się do tegoakumulatora.Bailey wybuchnęła śmiechem.Nie mogła się powstrzymać.Ko-miczny pomysł - ktoś miałby z własnej woli czołgać się nago przezśnieg dla pocałunku? Nie żeby było coś komicznego w jego nagim cie-le; była przekonana, że jego obnażone ciało stanowiłoby przyjemnywidok, sądząc po tym, co już widziała.Zaczepił palec o gumkę jej spodni i pociągnął ją do tyłu.- Siadaj - powiedział.- Musimy porozmawiać.Jego głos był tak stanowczy, że zabrzmiało to zupełnie jak rozkaz.Bailey uniosła brwi.- Mam stuknąć obcasami i zasalutować?134RS- Chłopcy będący pod moimi rozkazami nie widzieli w tym prob-lemu.- Ale ja nie jestem jednym z nich.- Całe szczęście.Bo mam wobec ciebie pewne plany.Chcesz po-słuchać? Jeśli tak, to siadaj.Znowu pociągnął ją za spodnie i po chwili, oszołomiona, siedzia-ła obok niego na wypełnionym ubraniami worku.Ich siedzisko byłonierówne, ale ponieważ objął ją mocno ramieniem, nie zjeżdżała najedną stronę.- Jestem honorowy - oświadczył, patrząc na nią błyszczącymwzrokiem - więc daję ci teraz uczciwe ostrzeżenie.Ale prawdopodob-nie nie zrobię tego więcej, więc się nie przyzwyczajaj.Chciała zapytać odnośnie do czego ma być to ostrzeżenie, ale oba-wiała się, że zna odpowiedz.Może obawiała to złe słowo.Zdener-wowała się.Przeraziła.Ale przede wszystkim była podniecona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Gwałtowna reakcjajego ciała była podniecająca, a świadomość przyjemności, która na niączekała, jeśli tylko się rozluzni i ulegnie, kusiła niczym syrenia pieśń.132RSPoza tym bycie w jego ramionach zaspokajało podstawową, ludzkąpotrzebę fizycznego kontaktu z innym człowiekiem.Od tak dawna jejtego brakowało i nagle czuła, że nie może się dłużej tego wypierać.Spała w jego objęciach, a on w jej, dwie noce z rzędu, i choć ich fi-zyczna bliskość została wymuszona przez sytuację, między nimi wytwo-rzyła się szczególna więz, narodziło się zaufanie.Nigdy wcześniej tegonie doświadczyła, nigdy zresztą tego nie chciała.Najlepszym sposobemnieokazywania emocji było trzymanie ludzi na dystans, poleganie wyłącz-nie na sobie; nauczyła się tego bardzo wcześnie i w bolesny sposób.Ale on był tak blisko, był silny i ciepły, i nie chciała go puścić.To on przerwał ich pocałunek i spojrzał na nią.Miał sińce podoczami i podrapaną twarz, ale jego oczy iskrzyły, obiecując więcej.Jego dłonie, nadal ściskające jej pośladki, kierowały jej ciałem w tensposób, by ocierało się leniwie o jego męskość.Serce waliło jej jakoszalałe, oddech zrobił się przerywany.Uśmiechnął się smutno.- Nie-chętnie to przerywam - powiedział przeciągle - ale zaraz upadnę.Wpatrywała się w niego dobrą chwilę, zanim zrozumiała.- Cholera! Zapomniałam! Przepraszam.- Mówiąc to, pospiesz-nie uwolniła go od swojego ciężaru, opuszczając nogi na ziemię i za-czerwieniła się, zawstydzona.Jak mogła zapomnieć, że był słaby?Jeszcze wczoraj nie mógł się poruszać o własnych siłach!Zatoczył się lekko, a ona szybko wcisnęła swoje ramię pod jegopachę i objęła go w pasie.- Nie mogę uwierzyć, że zapomniałam - wymamrotała, prowa-dząc go do ogniska.- A ja się cieszę, że zapomniałaś.Bardzo mi się podobało, ale całakrew, jaka mi jeszcze pozostała, odpłynęła na dół, i na chwilę zakręci-ło mi się w głowie.- Puścił do niej oko, kiedy pomagała mu usadowićsię przy ogniu.Najlepiej na siedzisko nadawał się worek z ubraniami,którym zasłaniali wejście do szałasu; wykorzystywali jej ubrania prak-tycznie do wszystkiego.- Boże, ale przyjemnie - zamruczał, wyciągając dłonie do ognia,a Bailey nagle oprzytomniała i się rozejrzała.O ogniu też zapomniała.Jak mogła? Tak się tym podekscytowa-ła, że pobiegła rzucić się mu w ramiona.Ale jak tylko ją pocałował,zapomniała o całym świecie.A gdyby płomień zaczął słabnąć i trze-ba było poprzesuwać walizki, żeby lepiej zabezpieczyć go przed wia-133RStrem? Ogień był najważniejszy; powinna go pilnować, doglądać, chu-chać i dmuchać, a nie wskakiwać na Justice'a, jakby to było rodeo.- Kretynka ze mnie! - wymamrotała, patrząc na unoszący się dym,porywany przez wiatr.Gałęzie z igłami zaczęły się smętnie żarzyć i dymzrobił się ciężki, gęstszy niż gdyby mieli lepsze drewno, ale i tak cieszylisię, że w ogóle się paliło.- Powinnam była pilnować ognia.- Ale wtedy byśmy się nie zabawili - zauważył.- Przestań się za-dręczać.Nie możesz brać na siebie odpowiedzialności za cały świat.- Może i nie, ale gdyby ogień zgasł, żadne z nas nie byłoby w na-stroju do zabawy.- Stojąc tak blisko, na ile się odważyła, ostrożnie wy-ciągnęła dłonie.Czuła ciepło ognia na twarzy, co było tak przyjemne,że prawie jęknęła.Ludzie przyjmowali niektóre rzeczy za pewnik, takiejak ciepło, jedzenie i woda.Nie sądziła, żeby jeszcze kiedyś wybrałasię w podróż bez pudełka wodoodpornych zapałek, a także paru innych,niezbędnych rzeczy, jak na przykład telefon satelitarny.I bielizna ter-miczna.Do tego kilka tuzinów opakowań racji żywnościowych.- Jakoś byśmy przeżyli.Przez dwa dni obchodziliśmy się bez og-nia.Dzięki niemu jest nam po prostu trochę przyjemniej.Może i tak, ale to, że mieli ogień, korzystnie wpływało na jej morale,które parę razy się już dzisiaj podłamało, a nie było jeszcze południa.- Chociaż - ciągnął w zamyśleniu - żałuję, że nie przypomniałemsobie o akumulatorze wcześniej.- Daj spokój.Nawet gdybyś sobie przypomniał, żadne z nas niebyłoby w stanie nic z tym zrobić - zauważyła.- Ty byłeś zbyt osłabio-ny, mnie dokuczała choroba wysokościowa.- Gdybym wcześniej wiedział, jaka jest nagroda za rozpalenieognia, wlókłbym moje nagie ciało po śniegu, byle dostać się do tegoakumulatora.Bailey wybuchnęła śmiechem.Nie mogła się powstrzymać.Ko-miczny pomysł - ktoś miałby z własnej woli czołgać się nago przezśnieg dla pocałunku? Nie żeby było coś komicznego w jego nagim cie-le; była przekonana, że jego obnażone ciało stanowiłoby przyjemnywidok, sądząc po tym, co już widziała.Zaczepił palec o gumkę jej spodni i pociągnął ją do tyłu.- Siadaj - powiedział.- Musimy porozmawiać.Jego głos był tak stanowczy, że zabrzmiało to zupełnie jak rozkaz.Bailey uniosła brwi.- Mam stuknąć obcasami i zasalutować?134RS- Chłopcy będący pod moimi rozkazami nie widzieli w tym prob-lemu.- Ale ja nie jestem jednym z nich.- Całe szczęście.Bo mam wobec ciebie pewne plany.Chcesz po-słuchać? Jeśli tak, to siadaj.Znowu pociągnął ją za spodnie i po chwili, oszołomiona, siedzia-ła obok niego na wypełnionym ubraniami worku.Ich siedzisko byłonierówne, ale ponieważ objął ją mocno ramieniem, nie zjeżdżała najedną stronę.- Jestem honorowy - oświadczył, patrząc na nią błyszczącymwzrokiem - więc daję ci teraz uczciwe ostrzeżenie.Ale prawdopodob-nie nie zrobię tego więcej, więc się nie przyzwyczajaj.Chciała zapytać odnośnie do czego ma być to ostrzeżenie, ale oba-wiała się, że zna odpowiedz.Może obawiała to złe słowo.Zdener-wowała się.Przeraziła.Ale przede wszystkim była podniecona [ Pobierz całość w formacie PDF ]