[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ochoczo powędrowała po nim wzrokiem, potem wyciągnęła rękę i dotknęła świeżejblizny na jego ramieniu.- Co ci się stało?- Miałem wypadek.- Samochodowy?- Nie, ale teraz to już nie ma znaczenia.Prawie się zagoiło.Musnęła palcami bliznę, potem nachyliła głowę i pocałowała ją.Pogłaskała go po piersi, a po chwili dotknęła napiętych mięśni jego brzucha.Wstrzymał oddech, ale nie posunęła się dalej.- Mogę cię dotknąć? - Ledwie było ją słychać.- Gdzie tylko chcesz.Proszę.Zamiast przesunąć rękę poniżej jego talii, leciutkimi ruchami zaczęła pieścić jegopierś.Powoli powędrowała ręką do jego brodawek, a on stężał w oczekiwaniu.Dotknęła godelikatnie, lecz on zareagował tak, jakby przetoczyła się nad nim burza z piorunami.Kurczowo uchwycił się prześcieradła, a Jessika połaskotała go koniuszkami swychwłosów.Po chwili poczuł rozkoszny dotyk jej języka na sutce.- Jessiko - jęknął, a ona podniosła głowę.- Czy to jest tak samo przyjemne, jak wtedy, kiedy ty mnie dotykasz?- Nie wiem.Przekonajmy się o tym.- Stopniowo tracił kontrolę nad sobą.Gdyby jej nie dotknął, pewnie by umarł.Uniósł się na łokciu i położył na łóżku.Gdysięgnął ustami do jej sutka, krzyknęła i przywarła do Marcusa.- Jeszcze nie skończyłam ciebie poznawać - szepnęła chrapliwie.- Nie wytrzymałbym już ani chwili.Nawet nie wiesz, co ze mną wyprawiasz.- Opowiedz.- Otworzyła oczy, a on zobaczył dwa pociemniałe oceany pragnienia idzikiej żądzy.- Opowiedz, Marcusie.- Lepiej ci pokażę. Kiedy wślizgnął się między jej nogi, powitała go pomrukiem szczęścia.Zdążył tylkosię zabezpieczyć i wszedł w nią.Poruszała się razem z nim, opasując go nogami, szepcząc jego imię.A gdy ich ruchystały się jeszcze bardziej szalone, zanurzył twarz w pachnącej masie jej włosów i przestał siękontrolować.Ich krzyki wdzierały się w ciszę pokoju.Leżeli złączeni długą chwilę, obejmując się iszepcząc do siebie czułe słowa.Kiedy spróbował przewrócić się na bok, żeby nie przygniataćjej swoim ciężarem, zacisnęła wokół niego ramiona.- Nie - powiedziała, a głos miała senny i przesycony rozkoszą.- Nie odchodz.- Nigdzie się nie wybieram - powiedział.Przekręcił się na bok i przyciągnął ją dosiebie.- I tobie też nie pozwolę odejść.Mruknęła z zadowoleniem i wtuliła się w niego.- Teraz już wiem, o czym mówiły wszystkie dziewczęta, które chodziły ze mną docollege'u - powiedziała sennym głosem.- Zawsze uważałam, że są głupie, skoro potrafiąrozmawiać wyłącznie o seksie.Teraz już tak nie uważam.- Nigdy nie chciałaś być z kimś?- Byłam zbyt zajęta, moja praca.Nie, to nie tak.Oczywiście liczyłam się z tym, żekiedyś z kimś się zwiążę, ale nie spotkałam nikogo, kto by mnie naprawdę zainteresował.- Jak to możliwe? Przecież w college'u nie tylko się wkuwa książkowe mądrości, alerównież uczy się życia.Myślę, że gdy się mieszka w kampusie, nie sposób uniknąćtowarzyskich okazji, imprez, nocnych spacerów, zauroczenia drugą osobą.- No cóż, opowiadasz o swoich przeżyciach.Już to.- Nigdy nie byłem.- chciał jej przerwać, ale mu nie pozwoliła.- Tak, już to widzę.Pewny siebie, trochę bezczelny facet, który do cichych pracusiówjak ja mówi  maleńka albo  słoneczko.Kręciło się takich sporo po kampusie.- Roześmiałasię.- Kijem ich przepędzałam, nie pozwalałam się do siebie zbliżyć.- Forteca nie do zdobycia.- Właśnie.A wszystko to ze strachu.Zawsze byłam najmłodsza, przez co czułam siębardzo niepewnie, oczywiście tylko w sytuacjach towarzyskich.Natomiast w nauceodnosiłam sukcesy, tu stałam na pewnym gruncie, dlatego wolałam chodzić do biblioteki niżna randki.Jasne, że mogłabym to ze sobą pogodzić, ale nie potrafiłam przemóc strachu.Dlatego w razie potrzeby w robocie był kij.- W college'u ani razu nie byłaś na randce? - Był szczerze zdumiony.- Brakowało mi kilku tygodni do osiemnastki, kiedy go ukończyłam, więc co tu mówić o randkowaniu? Przecież byłam nieletnia.Koledzy z kampusu mieli po dwadzieścia iwięcej lat, a ja nie skończyłam szesnastu, kiedy się tam zjawiłam.- %7łe też twoi rodzice zgodzili się na to.- To był mój wybór.Nauka szła mi świetnie, więc chciałam sprawdzić swojemożliwości.W kampusie wiele razy proponowano mi wspólne wyjście na jakieś imprezy, aleja.- Tak, wiem.Bałaś się, więc łubu-du kijem w biednych zalotników.Jessika roześmiała się.- Chodziło jeszcze o coś.Rodzice często mnie ostrzegali, że mężczyznom możezależeć na naszej rodzinnej fortunie, a nie na mnie.I jakoś tak się stało, że żaden, jak tonazwałeś,  zalotnik , nie wzbudził mojego zaufania pod tym względem.- Przyjrzyj się sobie w lustrze, a wtedy zrozumiesz, jakie naprawdę intencje mieli cifaceci.Poczęstowała go dziwnym uśmieszkiem.- Tobie nie zależy na pieniądzach, prawda?- A niby po co? Mam tyle, ile potrzebuję.- Tak też myślałam.- Uśmiechnęła się ponownie i zamknęła oczy.- Twoje intencje sączyste.- Moje intencje są ze wszech miar nieczyste.- Przyciągnął ją tak blisko, żeby nie miała złudzeń, czego pragnął.- Mam toudowodnić?- Jeszcze nie.- Potoczyła po nim rozognionym wzrokiem.- Poznawałam cię, ale niedałeś mi dokończyć.- Nie krępuj się.Obiecuję, że tym razem będę bardziej cierpliwy.- Problem w tym, że podoba mi się, gdy jesteś niecierpliwy - mruknęła, a potemwybiła mu z głowy cnotę cierpliwości.Jessika obudziła się, gdy słońce już zaglądało do okna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl