X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnego dnia zaatakowały baterię dwa plutony z 6.oddziału komandosów.Las został zdobyty, a mój oddział wysłano dopomocy przy przestawieniu dział.Na terenie wokół baterii leżałowielu poległych Niemców, pozostały też wozy konne z zaopatrze-niem.Znajdowały się tam wiklinowe skrzynki na amunicję do dział itrochę racji żywnościowych.Sprawdziłem wóz z żywnością i znala-złem sporo worków z cukrem; napełniłem właśnie plecak do połowy,gdy dostrzegłem niemiecką piechotę ustawiającą się do kontrataku. Ostrzegłem dowódcę mojej drużyny, porucznika Leapharda, i mojegoprzyjaciela, szeregowego S.J.Danna, który przeszukiwał jakiś wóz.Ponieważ nas nie zauważono, rozsądnie wycofaliśmy się na naszepozycje wyjściowe, zostawiając jedno działo (bez iglicy); inne zostałyjuż wcześniej odstawione.Oprócz połowy plecaka cukru, który po-wędrował do punktu medycznego, zdobyliśmy karabin maszynowyMG 34 wraz ze wspaniałą trójnożną podstawą; ustawiliśmy go nakrawędzi naszego okopu.A potem dowiedziałem się, że mój rannyprzyjaciel Puttick zmarł jakieś dwie godziny po tym, jak go przynie-śliśmy.Zachowałem go w pamięci jako wspaniałego przyjaciela.Utrzymywaliśmy pozycję w sadzie, ostrzeliwani dzień i noc.Po wylądowaniu na plaży  Sword 1.Brygada Służb Specjalnych,prowadzona przez 3.sekcję komandosów z 6.oddziału DerekaMillsa-Robertsa, pomaszerowała szybko w głąb lądu, w stronę mostuPegaza.Poszczególne oddziały odłączały się, by atakować znajdującesię na drodze bunkry, stanowiska artylerii, ważne pozycje nieprzyja-ciela.Przekroczywszy kanał i rzekę Orne, 6.oddział komandosówpołączył się z 9.Brygadą Spadochronową i wspólnie natarli na LePlein, 3.oddział natomiast zajął Le Bas de Ranville, a 44.oddziałruszył w kierunku Franceville Plage i Merville.4.oddział komando-sów, po oczyszczeniu z Niemców Ouistreham, stanowił odwódbrygady.Po południu brygada znalazła się na wzgórzach wokół Kanville.6.oddział komandosów zajął pozycje wokół Le Plein, reszta oddziałówzajęła pozycje między Merville od północy, w pobliżu FrancevillePlage, a Br�ville od południa, aby uprzedzić atak nieprzyjaciela.Nastroje podniosły się znacznie, gdy wylądował na szybowcachpododdział 6.Dywizji Powietrznodesantowej, przywożąc ciężkisprzęt, między innymi działa przeciwpancerne.Wiele szybowcówwylądowało na pozycjach 3.oddziału komandosów lub wokół nich.7czerwca rano dwa plutony z 3.oddziału dostały rozkaz odbicia bateriiw Merville.Została ona zdobyta przez brytyjskich spadochroniarzy nocą z 5 na 6 czerwca, lecz gdy spadochroniarze musieli się wycofać,Niemcy zajęli ją ponownie.Podczas natarcia poległ major John Pooley, zaprawiony w bojachoficer 3.oddziału, a spośród innych komandosów, służących odpoczątku w tej jednostce, zginął porucznik George Herbert.Podobniejak wielu innych żołnierzy 1.Brygady poległych w dniu  D , zostałpochowany na cmentarzu wojskowym w Ranville.Ponownie wspomina S.J.Dann:Mówiono nam na odprawie, że możemy się spodziewać niemieckiegokontrataku czwartego dnia po wylądowaniu, przewidywano bowiem,że tyle czasu potrzebują Niemcy na podciągnięcie rezerw.Jednaktrzeciego dnia po desancie, póznym popołudniem usłyszeliśmy -nieco skonsternowani - hałas wielu czołgów zmierzających w naszymkierunku.Jak wynikało z meldunków, było to dwanaście czołgówtypu Tygrys z działami kalibru 88 mm.Na szczęście mieliśmy namorzu nasz okręt - sądzę, że był to HMS  Rodney - a szesnastoca-lowe działa są skuteczne.Gdy zaczęły strzelać, zatkaliśmy uszy ischowaliśmy się w okopach.Brzmiało to jak turkot pędzącego po-ciągu, a ziemia drżała w promieniu dwóch mil.Potem nastąpiło ude-rzenie RAF; samoloty Typhoon zrzuciły bomby i czołgi przestały byćgrozne.W ciągu tej nocy, z 9 na 10 czerwca, słyszeliśmy duży ruch napozycjach nieprzyjaciela, od którego oddzielało nas tylko pole psze-nicy.Wyrazny był odgłos gąsienic, jak przypuszczaliśmy - samo-bieżnych dział kalibru 88 mm.Noc przeszła spokojnie, a następnegodnia o świcie, po pobudce goliłem się właśnie, gdy przeszedł koło nasDerek Mills-Roberts, rzucając swoje zwykłe słowa:  Ani kroku w tył.6.oddział będzie walczyć do ostatniego żołnierza i do ostatniej kroplikrwi.Wyglądało na to, że będzie to parszywy dzień.Generał po-wiedział nam, że Niemcy zaatakują prawdopodobnie w kilku miej-scach i wykorzystają wszystkie słabości obrony.Jednym z celów miałbyć nasz sad.O godzinie 8.00 było cicho i spokojnie, aż nagle roz- pętało się piekło - ogniem ziały mozdzierze, działa i karabiny ma-szynowe, lecz cały ostrzał poszedł na wysunięty skraj sadu.Wstrzymaliśmy ogień i czekaliśmy do chwili, gdy ujrzeliśmy refleksysłońca na hełmach niemieckiej piechoty nadchodzącej przez pole.Przeszli pewnym krokiem przez ogrodzenie, weszli kilka metróww głąb sadu, zatrzymali się i rozejrzeli.Wedle wszelkich reguł po-winniśmy bronić wysuniętego krańca sadu i obserwować położoneniżej pozycje nieprzyjaciela.Zamiast tego Mills-Roberts rozstawiłnas z przeciwnej strony sadu, pozostawiając na przedzie tylko czujki.Bardzo chytrze.Padł rozkaz i otworzyliśmy ogień ze wszystkiego, co było podręką.Moja drużyna (byłem teraz starszym szeregowym) miała kara-biny maszynowe Bren, Vickers K, Browning i zdobycznego nie-mieckiego MG 34.Niemcy zostali zmieceni siłą ognia.Niektórzypróbowali wycofać się chyłkiem, lecz druga linia dała sygnał do po-spiesznego odwrotu.Po chwili przerwy nastąpił drugi atak, tym razemna nasze prawe skrzydło, co było dobrym posunięciem ze stronyNiemców, ponieważ nasi żołnierze nie mieli tu dobrego pola ostrzału.Ten atak był jednak słaby i szybko się skończył.Około godziny 11.00znów przyszła kolej na nas.Otworzyliśmy ogień zaporowy z moz-dzierzy i dział.Tym razem ostrzał niemiecki okazał się celny i spo-wodował straty.Piechota niemiecka przebrnęła przez zboże i strzelałazza żywopłotu, a gdy uznano, że jesteśmy zmęczeni, zaczęło się na-tarcie.To był decydujący moment w ciągu całego dnia.Niemcy, zanimstracili impet i się wycofali, pokonali połowę odległości do naszychpozycji.Teraz zaatakowali z prawego skrzydła.Pojawiło się niebez-pieczeństwo, że przerwą nasze linie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl