[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo czegoś takiego się nie zapomina.W domu zostawiłem mewę w pokoju frontowym.I tak nic w nim niestało, a nie przypuszczałem, żeby jej przeszkadzało powiedzonkopozostawione przez tamte amerykańskie siksy: ONE WHO PUTS SALTIN THE SUGAR BOWL IS A MISANTHROPE które wciąż jeszcze tkwiłona ścianie, ledwie czytelne na pożółkłym papierze.Mogłem co najwyżejzmienić to na: ONE WHO PUTS A SEAGULL IN THE SUGAR BOWL ISA MISANTHROPE , ale i tak nikt do mnie nie przychodził, a sobiesamemu wystarczyło pomyśleć.Postawiłem na środku miednicę dozmywania naczyń napełnioną wodą i parę razy na dzień przychodziłemkarmić mewę siekaną rybą.Na początku nie chciała jeść mi z ręki, alekiedy wygłodniała, rwała mi jedzenie z wyciągniętych daleko palców.Potem zawsze ruszałem w jej stronę licząc, że może w ucieczce przedemną zerwie się do lotu.Ale nie, szybciutko maszerowała przede mną zcykaniem łapek o linoleum, które wkrótce zamieniło się w śmierdzącąbiało-brązową polepę.(Kładłem nawet kawałki sklejki na podłogę, żebystworzyć nowy typ obrazów: wzór ze śladów ptasich łapek wnaturalnych nieczystościach, ale nie chciał tego kupić pies z kulawąnogą.Miłośnicy zwierzyny rzadko są miłośnikami sztuki.I Bogiem aprawdą, trzeba było mieć upośledzony zmysł węchu, żeby nie kojarzyćsobie tych dzieł z kurnikiem, ustawionym w rybnym sklepie.) Kiedywieczorem wracałem do domu i wchodząc do pokoju włączyłem nagleświatło, stała na jednej czerwonej nodze w miednicy z wodą.I zdawałemsobie sprawę, że wiele trudu będzie mnie kosztowało wypuszczenie jejna wolność, jeśli kiedykolwiek zacznie na nowo latać.Na początkuowego roku mewiego roku, mógłbym powiedzieć, bo gościłem tegomiłego ptaka przez osiem miesięcy, bardzo się do niego przywiązałem, anawet kot się z czasem przyzwyczaił dotarło do mnie trochęwyrywkowych wiadomości o Oldze.%7łe w kilka miesięcy po rozwodziena łeb na szyję chciała wychodzić za mąż w Szkocji.Ale że w ostatniejchwili zrezygnowała i postanowiła spokojnie odczekać ustawowedziewięć miesięcy.Natomiast jej matka jeszcze na odchodne zapragnęłapowiedzieć ostatnie słowo.Z całą jadowitością.Przysłała mi rachunek.Przez swojego adwokata.Chciała cholera, żebym jej zapłacił za linoleum,które przed dwoma laty podarowała Oldze na urodziny.Dziewczynaprzestąpiła ze sraczkowego koloru kuchennej podłogi na promiennybłękit śródziemnomorski.Ale prędko wydeptała swoimi szpilkamimnóstwo dziurek i w niektórych miejscach było wręcz perforowane.Iza to miąłem jeszcze płacić.Zaraz poszedłem do adwokata.Nie do tegoskorumpowanego spuchlaka od rozwodu.Tym razem trafiłem naporządnego gościa, który wystosował uprzejmy, ale druzgocący list dojej adwokata: Mój klient oświadcza mi, iż dostawa, na którą opiewająwymienione przez pana rachunki, została przez pańską klientkęspowodowana dla okazania szczodrości wobec klienta i swojej córki orazże nie może być mowy o tym, jakoby uiszczenie tych rachunków przezpańską klientkę miało być założeniem za klienta.Wobec powyższego mójklient nie widzi żadnego powodu dla dokonania jakichkolwiek wpłat na jejdobro.No i mogła się podetrzeć swoim rachunkiem.I pewnie to zrobiła,bo nic więcej o tym nie słyszałem.Jesienią owego Roku Mewy(wskakiwała mi nawet na kolana, kiedy miałem w ręku rybę) wBijenkorfie zobaczyłem Olgę.Pod pachą taszczyłem jak fakirgwozdziową rzezbę z Kongo, którą właśnie wymieniłem z przyjacielemna obraz o tej samej wadze.Bałem się zostawić to w samochodzie, bożadne drzwi tego wehikułu nie dały się już zamknąć na klucz.W korpusnawbijane było mnóstwo zardzewiałych gwozdzi, a w brzuchu tegojeżozwierza tkwiło lusterko, jak wbudowany telewizor.Zobaczyłemnagle Olgę, jak przebierała w koszu z rękawiczkami.Męskie rękawiczki przeleciało mi od razu przez głowę, zanim sobie uświadomiłem, że tonie mogła być Olga, bo była blondynką.Długo na nią patrzyłem, nim zanią stanąłem i powiedziałem: W domu mam jeszcze kopertę z twoimirudymi włosami.Obróciła się, jakbym był obmacywaczem pośladków.Zmieszała się okropnie i zaczerwieniła.Zaraz jednak jej twarz przybrałasztywny wyraz i spojrzała na mnie jak na kogoś z tłumu.A ja nie mogłemnie przypomnieć sobie tego, co powiedział mi ktoś, kto ją niedawnospotkał: Nie ma już w jej oczach tego ciepła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Bo czegoś takiego się nie zapomina.W domu zostawiłem mewę w pokoju frontowym.I tak nic w nim niestało, a nie przypuszczałem, żeby jej przeszkadzało powiedzonkopozostawione przez tamte amerykańskie siksy: ONE WHO PUTS SALTIN THE SUGAR BOWL IS A MISANTHROPE które wciąż jeszcze tkwiłona ścianie, ledwie czytelne na pożółkłym papierze.Mogłem co najwyżejzmienić to na: ONE WHO PUTS A SEAGULL IN THE SUGAR BOWL ISA MISANTHROPE , ale i tak nikt do mnie nie przychodził, a sobiesamemu wystarczyło pomyśleć.Postawiłem na środku miednicę dozmywania naczyń napełnioną wodą i parę razy na dzień przychodziłemkarmić mewę siekaną rybą.Na początku nie chciała jeść mi z ręki, alekiedy wygłodniała, rwała mi jedzenie z wyciągniętych daleko palców.Potem zawsze ruszałem w jej stronę licząc, że może w ucieczce przedemną zerwie się do lotu.Ale nie, szybciutko maszerowała przede mną zcykaniem łapek o linoleum, które wkrótce zamieniło się w śmierdzącąbiało-brązową polepę.(Kładłem nawet kawałki sklejki na podłogę, żebystworzyć nowy typ obrazów: wzór ze śladów ptasich łapek wnaturalnych nieczystościach, ale nie chciał tego kupić pies z kulawąnogą.Miłośnicy zwierzyny rzadko są miłośnikami sztuki.I Bogiem aprawdą, trzeba było mieć upośledzony zmysł węchu, żeby nie kojarzyćsobie tych dzieł z kurnikiem, ustawionym w rybnym sklepie.) Kiedywieczorem wracałem do domu i wchodząc do pokoju włączyłem nagleświatło, stała na jednej czerwonej nodze w miednicy z wodą.I zdawałemsobie sprawę, że wiele trudu będzie mnie kosztowało wypuszczenie jejna wolność, jeśli kiedykolwiek zacznie na nowo latać.Na początkuowego roku mewiego roku, mógłbym powiedzieć, bo gościłem tegomiłego ptaka przez osiem miesięcy, bardzo się do niego przywiązałem, anawet kot się z czasem przyzwyczaił dotarło do mnie trochęwyrywkowych wiadomości o Oldze.%7łe w kilka miesięcy po rozwodziena łeb na szyję chciała wychodzić za mąż w Szkocji.Ale że w ostatniejchwili zrezygnowała i postanowiła spokojnie odczekać ustawowedziewięć miesięcy.Natomiast jej matka jeszcze na odchodne zapragnęłapowiedzieć ostatnie słowo.Z całą jadowitością.Przysłała mi rachunek.Przez swojego adwokata.Chciała cholera, żebym jej zapłacił za linoleum,które przed dwoma laty podarowała Oldze na urodziny.Dziewczynaprzestąpiła ze sraczkowego koloru kuchennej podłogi na promiennybłękit śródziemnomorski.Ale prędko wydeptała swoimi szpilkamimnóstwo dziurek i w niektórych miejscach było wręcz perforowane.Iza to miąłem jeszcze płacić.Zaraz poszedłem do adwokata.Nie do tegoskorumpowanego spuchlaka od rozwodu.Tym razem trafiłem naporządnego gościa, który wystosował uprzejmy, ale druzgocący list dojej adwokata: Mój klient oświadcza mi, iż dostawa, na którą opiewająwymienione przez pana rachunki, została przez pańską klientkęspowodowana dla okazania szczodrości wobec klienta i swojej córki orazże nie może być mowy o tym, jakoby uiszczenie tych rachunków przezpańską klientkę miało być założeniem za klienta.Wobec powyższego mójklient nie widzi żadnego powodu dla dokonania jakichkolwiek wpłat na jejdobro.No i mogła się podetrzeć swoim rachunkiem.I pewnie to zrobiła,bo nic więcej o tym nie słyszałem.Jesienią owego Roku Mewy(wskakiwała mi nawet na kolana, kiedy miałem w ręku rybę) wBijenkorfie zobaczyłem Olgę.Pod pachą taszczyłem jak fakirgwozdziową rzezbę z Kongo, którą właśnie wymieniłem z przyjacielemna obraz o tej samej wadze.Bałem się zostawić to w samochodzie, bożadne drzwi tego wehikułu nie dały się już zamknąć na klucz.W korpusnawbijane było mnóstwo zardzewiałych gwozdzi, a w brzuchu tegojeżozwierza tkwiło lusterko, jak wbudowany telewizor.Zobaczyłemnagle Olgę, jak przebierała w koszu z rękawiczkami.Męskie rękawiczki przeleciało mi od razu przez głowę, zanim sobie uświadomiłem, że tonie mogła być Olga, bo była blondynką.Długo na nią patrzyłem, nim zanią stanąłem i powiedziałem: W domu mam jeszcze kopertę z twoimirudymi włosami.Obróciła się, jakbym był obmacywaczem pośladków.Zmieszała się okropnie i zaczerwieniła.Zaraz jednak jej twarz przybrałasztywny wyraz i spojrzała na mnie jak na kogoś z tłumu.A ja nie mogłemnie przypomnieć sobie tego, co powiedział mi ktoś, kto ją niedawnospotkał: Nie ma już w jej oczach tego ciepła [ Pobierz całość w formacie PDF ]