[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jeżeli nie Gelnert, to kto? Kto, do jasnejcholery? Za dwa dni pogrzeb, a tu żadnej rozsądnej koncepcji wsprawie tego zabójstwa.Jedynym podejrzanym do tej pory jestGelnert, ale on nie wygląda na idiotę.Wręcz przeciwnie.Wszedł Gołczak.- Cześć Zbyszku, siadaj.Dobrze, żeprzyszedłeś.Może trochę rozproszysz mój depresyjny nastrój.Masz coś dla mnie?Porucznik skinął głową.- Mam trochę wiadomości.Znalazłem wreszcie ten komis.Owszem, przypomniały sobie, że niedawno sprzedały takiebuty włoskiego pochodzenia.- Czterdziesty drugi numer?- Tak.- Kto kupił?- Podobno jakaś kobieta.- Młoda, stara?- Pytałem.Sprzedawczynie powiedziały mi, że nieinteresują się kobietami i nie przyglądają im się specjalnie.Ale raczej młoda.- Kobieta - mruknął Konerski.- To by nam pasowało.- Myślisz o tych śladach na ścieżce?- Właśnie.Tylna część buta mocniej obciążona.Buty byłyoczywiście o wiele za duże.Krok drobny, ślady bardzowyraźne, jakby celowo wyraźne.Można by z tego wysnućwniosek, że Matynicz miał wspólniczkę, która udawałamężczyznę.- I która prysła z biżuterią - uzupełnił porucznik.Konerskizamyślił się.- Jeżeli biżuteria wtedy jeszcze była w sejfie.- Wątpisz w to?- Tak jakby.Dla mnie nie ulega wątpliwości, że Gelnertznał Matynicza.Co byś powiedział na taką koncepcję:siostrzenic pani Kamienieckiej podgrandza z sejfu całąbiżuterię, a następnie napuszcza na tę robotę Matynicza?Gołczak pokręcił głową z powątpiewaniem.- Bałby się.Musiałby się liczyć z tym, że Matynicz w raziewpadki sypnie go.- Może masz rację.Gelnert musiałby się liczyć z takąewentualnością.Zdobyłeś jeszcze jakieś sensacyjnewiadomości?- Może nie takie bardzo sensacyjne, ale sprawdziliśmyopony wozu Matynicza.Wyobraź sobie, że pasują do śladówpozostawionych przez wóz, który w Leśnej Podkowiezatarasował drogę małemu fiatowi.Konerskiemu oczy zabłysły.- To bardzo interesujące.Przeprowadziłeś wywiady wśródsąsiadów?- Oczywiście, ale to niewiele dało.Z wozu Matyniczakorzystali różni ludzie.- Jak to różni ludzie? - zdziwił się Konerski.- No tak.Wygląda na to, że Matynicz wynajmował swojegofiata.- I nie zorientowałeś się, jak technicznie to załatwiał? Jak zkluczem od garażu?- Zbadałem to.Klucz od garażu zostawiał u takiej starszejkobiety, sąsiadki.Jak komuś chciał wynająć wóz, to dawałkartkę i baba dawała mu klucz.- Rozmawiałeś z nią?- Oczywiście.Niewiele się dowiedziałem.Przestraszyła się.Początkowo w ogóle nie chciała nic mówić.Potem gadałaróżne bzdury, od rzeczy.Nie bardzo mogłem się z niąporozumieć.Ja spróbuję - powiedział Konerski - a terazposłuchaj, Zbyszek.Ten, kto podgrandził tę biżuterię, będziew najbliższym czasie próbował to i owo upłynnić, musimyobstawić paserów, prywatnych handlowców, jak równieżcudzoziemców, którzy mają ochotę kupić u nas to i owo postosunkowo niskiej cenie.- Mam wrażenie, że masz niewąskie wymagania -uśmiechnął się Gołczak.- Ilu ludzi chciałbyś zatrudnić w tejakcji.- Ilu będzie trzeba.- Łączysz jednak kradzież biżuterii z tym zabójstwem.Konerski skinął głową.- Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że te dwiesprawy mają jakieś powiązanie.Jeszcze dokładnie nie wiemjakie, ale coś mi tam zaczyna świtać.- Może miałbyś ochotę zwierzyć się z tego „świtania”?- Uzbrój się w cierpliwość.Muszę sobie to wszystko jeszczedokładnie przemyśleć, uporządkować.Aha.naszą akcjęmusimy rozszerzyć na cały kraj.Trzeba powiadomićkomendy wojewódzkie.Pani Kamieniecka musi nam daćdokładny wykaz skradzionej biżuterii.Może złodziej będziechciał spróbować upłynnić coś ze swej zdobyczy.- Jeżeli ma choć trochę oleju we łbie, to nie będzie się ztym śpieszył - powiedział porucznik.- Odczeka dłuższy czasalbo będzie się starał przerzucić towar za granicę.Trzeba daćcynk wszystkim punktom kontroli granicznej.Dobrze byłobymieć zdjęcia tych skarbów.Konerski pokiwał głową.- Właśnie o tym samym przed chwilą myślałem.Zapytamypani Kamienieckiej.Trudno było z nią rozmawiać po śmiercitej dziewczyny.Zaczekam z tym jeszcze trochę.Na raziezałatwimy inne sprawy.Jan Koziełkowski robił dodatnie wrażenie.Okołopięćdziesiątki, o twarzy pogodnej, szczerej, w którejdominowały niebieskie oczy patrzące na otaczający go świat zdobrotliwą wyrozumiałością.Nie wyczuwało się w tymczłowieku ani cienia jakichś kompleksów czy też pretensji donieprzychylnego losu, chociaż życie fachowca od wstrzeliwaniakołków w ścianę niewątpliwie nie jest zbyt barwne iurozmaicone [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.A jeżeli nie Gelnert, to kto? Kto, do jasnejcholery? Za dwa dni pogrzeb, a tu żadnej rozsądnej koncepcji wsprawie tego zabójstwa.Jedynym podejrzanym do tej pory jestGelnert, ale on nie wygląda na idiotę.Wręcz przeciwnie.Wszedł Gołczak.- Cześć Zbyszku, siadaj.Dobrze, żeprzyszedłeś.Może trochę rozproszysz mój depresyjny nastrój.Masz coś dla mnie?Porucznik skinął głową.- Mam trochę wiadomości.Znalazłem wreszcie ten komis.Owszem, przypomniały sobie, że niedawno sprzedały takiebuty włoskiego pochodzenia.- Czterdziesty drugi numer?- Tak.- Kto kupił?- Podobno jakaś kobieta.- Młoda, stara?- Pytałem.Sprzedawczynie powiedziały mi, że nieinteresują się kobietami i nie przyglądają im się specjalnie.Ale raczej młoda.- Kobieta - mruknął Konerski.- To by nam pasowało.- Myślisz o tych śladach na ścieżce?- Właśnie.Tylna część buta mocniej obciążona.Buty byłyoczywiście o wiele za duże.Krok drobny, ślady bardzowyraźne, jakby celowo wyraźne.Można by z tego wysnućwniosek, że Matynicz miał wspólniczkę, która udawałamężczyznę.- I która prysła z biżuterią - uzupełnił porucznik.Konerskizamyślił się.- Jeżeli biżuteria wtedy jeszcze była w sejfie.- Wątpisz w to?- Tak jakby.Dla mnie nie ulega wątpliwości, że Gelnertznał Matynicza.Co byś powiedział na taką koncepcję:siostrzenic pani Kamienieckiej podgrandza z sejfu całąbiżuterię, a następnie napuszcza na tę robotę Matynicza?Gołczak pokręcił głową z powątpiewaniem.- Bałby się.Musiałby się liczyć z tym, że Matynicz w raziewpadki sypnie go.- Może masz rację.Gelnert musiałby się liczyć z takąewentualnością.Zdobyłeś jeszcze jakieś sensacyjnewiadomości?- Może nie takie bardzo sensacyjne, ale sprawdziliśmyopony wozu Matynicza.Wyobraź sobie, że pasują do śladówpozostawionych przez wóz, który w Leśnej Podkowiezatarasował drogę małemu fiatowi.Konerskiemu oczy zabłysły.- To bardzo interesujące.Przeprowadziłeś wywiady wśródsąsiadów?- Oczywiście, ale to niewiele dało.Z wozu Matyniczakorzystali różni ludzie.- Jak to różni ludzie? - zdziwił się Konerski.- No tak.Wygląda na to, że Matynicz wynajmował swojegofiata.- I nie zorientowałeś się, jak technicznie to załatwiał? Jak zkluczem od garażu?- Zbadałem to.Klucz od garażu zostawiał u takiej starszejkobiety, sąsiadki.Jak komuś chciał wynająć wóz, to dawałkartkę i baba dawała mu klucz.- Rozmawiałeś z nią?- Oczywiście.Niewiele się dowiedziałem.Przestraszyła się.Początkowo w ogóle nie chciała nic mówić.Potem gadałaróżne bzdury, od rzeczy.Nie bardzo mogłem się z niąporozumieć.Ja spróbuję - powiedział Konerski - a terazposłuchaj, Zbyszek.Ten, kto podgrandził tę biżuterię, będziew najbliższym czasie próbował to i owo upłynnić, musimyobstawić paserów, prywatnych handlowców, jak równieżcudzoziemców, którzy mają ochotę kupić u nas to i owo postosunkowo niskiej cenie.- Mam wrażenie, że masz niewąskie wymagania -uśmiechnął się Gołczak.- Ilu ludzi chciałbyś zatrudnić w tejakcji.- Ilu będzie trzeba.- Łączysz jednak kradzież biżuterii z tym zabójstwem.Konerski skinął głową.- Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że te dwiesprawy mają jakieś powiązanie.Jeszcze dokładnie nie wiemjakie, ale coś mi tam zaczyna świtać.- Może miałbyś ochotę zwierzyć się z tego „świtania”?- Uzbrój się w cierpliwość.Muszę sobie to wszystko jeszczedokładnie przemyśleć, uporządkować.Aha.naszą akcjęmusimy rozszerzyć na cały kraj.Trzeba powiadomićkomendy wojewódzkie.Pani Kamieniecka musi nam daćdokładny wykaz skradzionej biżuterii.Może złodziej będziechciał spróbować upłynnić coś ze swej zdobyczy.- Jeżeli ma choć trochę oleju we łbie, to nie będzie się ztym śpieszył - powiedział porucznik.- Odczeka dłuższy czasalbo będzie się starał przerzucić towar za granicę.Trzeba daćcynk wszystkim punktom kontroli granicznej.Dobrze byłobymieć zdjęcia tych skarbów.Konerski pokiwał głową.- Właśnie o tym samym przed chwilą myślałem.Zapytamypani Kamienieckiej.Trudno było z nią rozmawiać po śmiercitej dziewczyny.Zaczekam z tym jeszcze trochę.Na raziezałatwimy inne sprawy.Jan Koziełkowski robił dodatnie wrażenie.Okołopięćdziesiątki, o twarzy pogodnej, szczerej, w którejdominowały niebieskie oczy patrzące na otaczający go świat zdobrotliwą wyrozumiałością.Nie wyczuwało się w tymczłowieku ani cienia jakichś kompleksów czy też pretensji donieprzychylnego losu, chociaż życie fachowca od wstrzeliwaniakołków w ścianę niewątpliwie nie jest zbyt barwne iurozmaicone [ Pobierz całość w formacie PDF ]