[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nawróciłam się.- O rany! - mówię wesoło.- Jesteś zaręczona? - I oczywiście teraz zauważam platynowy pierścionek zbrylantem na jej lewej dłoni.Debs nosi tyle biżuterii, że wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi.-Kiedy ślub? - Trajkoczę z podnieceniem.- Gdzie się odbędzie?- W przyszłym miesiącu.- Odwraca wzrok.- W Wiltshire.- W przyszłym miesiącu! O mój Boże, Debs! Ale ja jeszcze nie.Urywam gwałtownie i zapada ciężka, głucha cisza.Chciałam powiedzieć: Jeszcze nie dostałamzaproszenia".- To znaczy.wszystkiego najlepszego! - Jakimś cudem udaje mi się zachować radosny uśmiech.-Mam nadzieję, że wszystko pójdzie świetnie.I nie martw się, bez problemu oddam krzyżyk.izegarek.i perfumy.- Drżącymi rękami zaczynam upychać porozdzierany papier do jednej torebki.- Uhm - mówi Fi dziwnym głosem.- To na razie, Lexi.- Cześć.- Debs wciąż nie patrzy mi w oczy.Obie odchodzą i gdy patrzę za nimi, czuję, że zaraz się rozpłaczę.Zaczyna mi się trząść podbródek.Zwietna robota, Lexi.Nie tylko nie odzyskałaś przyjaciółek, ale jeszcze bardziej spieprzyłaś sprawę.- Dla mnie masz prezent? - Sarkastyczny głos Byrona, dochodzący z tyłu, uderza mnie nieprzyjemnie.Odwróciwszy się, widzę, że Byron idzie wielkimi krokami przez korytarz, niosąc kawę.- Jakie tourocze z twojej strony, Lexi!Boże, ale mnie wystraszył! To on jest wężem.- Cześć, Byron - odpowiadam tak wesoło, jak potrafię.-Miło cię widzieć.Przywoławszy wszystkie siły, unoszę głowę i odgarniam włosy z twarzy.Nie mogę się rozsypać.196- Odważna jesteś, że wracasz, Lexi - mówi, gdy razem ruszamy korytarzem.- Podziwiam cię.- Co ty powiesz? - mówię pewnym głosem.- Już nie mogłam się doczekać.- Cóż, gdybyś miała jakieś pytania, wiesz, gdzie mnie szukać.Chociaż dziś przez większą część dniabędę u Garri-sona.Pamiętasz Jamesa Garrisona?Cholera, cholera, cholera.Skąd on bierze tych wszystkich ludzi, których nazwiska nic mi nie mówią?- Przypomnij mi - proszę niechętnie.- To szef naszego głównego dystrybutora, Southey's.Rozprowadzają towar po całym kraju.Dywany,wykładziny, wszystko, czym handlujemy.Rozwożą je wielkimi ciężarówkami.- Mówi uprzejmymtonem, ale uśmiecha się z wyższością.- Tak, pamiętam Southey's - mówię krótko.- Dzięki.W jakiej sprawie się z nim spotykasz?- Cóż - odpowiada po krótkiej chwili.- Prawda jest taka, że trochę stracili kierunek.Jest kryzys.Jeślinie udoskonalą systemu, będziemy musieli rozejrzeć się za kimś innym.- Słusznie.- Staram się kiwać głową, jak przystało na szefową.- Dobra, informuj mnie na bieżąco.-Dochodzimy do mojego gabinetu i otwieram drzwi.- To na razie, Byron.Zamykam drzwi, rzucam torebki z prezentami na kanapę, otwieram szafę i wyjmuję stosdokumentów.Walcząc z paniką, siadam za biurkiem i otwieram pierwszą teczkę, zawierającą protokoły z zebrańdziału.Trzy lata.Nadrobię te trzy lata.To nie tak długo.Już po dwudziestu minutach boli mnie głowa.Nie czytałam niczego poważnego ani trudnego odmiesięcy, a to wszystko jest gęste jak melasa.Debaty budżetowe.Odnawianie kontraktów.Szacunkiwydajności.Czuję się, jakbym znowu była na studiach i przygotowywała się do sześciu egzaminówjednocześnie.205Zaczęłam spisywać sobie pytania, które chcę zadać, i jestem już na drugiej stronie kartki.- Jak ci leci? - Drzwi otworzyły się cicho i zagląda przez nie Byron.Czy on nie ma zwyczaju pukać?- Dobrze - odpowiadam odruchowo.- Naprawdę dobrze.Mam tylko kilka drobnych pytań.- Wal śmiało.- Opiera się o framugę.- W porządku.Pierwsze: co to jest QAS?- Nasz nowy program do księgowania.Wszyscy zostali już w nim przeszkoleni.- Ja też chętnie się przeszkolę - mówię szybko, robiąc notatki na kartce.- A co to jest services.com?- Provider usług internetowych dla klientów.- Co takiego? - Zciągam brwi, zdezorientowana.- A co wobec tego z działem usług dla klientów?- Zredukowano go już dawno temu - wyjaśnia z wyraznym znudzeniem.- Firma zostałazrestukturyzowana i większość działów zlikwidowano na rzecz firm zewnętrznych.- Rozumiem.- Kiwam głową, starając się to wszystko sobie przyswoić, i znowu zerkam na kartkę zpytaniami.-A DB Brooks? Co to jest?- To nasza agencja reklamowa - odpowiada Byron z demonstracyjną wyrozumiałością.-Przygotowują dla nas reklamy, radiowe i telewizyjne.- Wiem, czym zajmuje się agencja reklamowa! - warczę z większą irytacją, niżbym chciała.- Co stałosię z Pinkham Smith? Mieliśmy z nimi taki świetny kontakt.- Już nie istnieją.- Byron przewraca oczami.- Splajtowali.Jezu, Lexi, ty nic nie wiesz, prawda?Już otwieram usta, żeby się odciąć, ale nie mogę.On ma rację.To tak, jakby huragan zmiótł zpowierzchni ziemi miejsce, które znałam.Wszystko zostało zbudowane od nowa i nic z tego nierozpoznaję.- Nigdy się w tym nie połapiesz.- Byron patrzy na mnie z politowaniem.206- Oczywiście, że się połapię!- Lexi, spójrz prawdzie w oczy.Jesteś niesprawna umysłowo.Nie powinnaś narażać się na takiwysiłek.- Nie jestem niesprawna umysłowo! - wołam z wściekłością i zrywam się na równe nogi.MijamByrona w drzwiach, wychodząc z gabinetu.Clare patrzy na mnie z przerażeniem i szybkim ruchem zamyka klapkę telefonu komórkowego.- Cześć, Lexi.Potrzebujesz czegoś? Może kawy? Wygląda na wystraszoną, jakbym zamierzałaodgryzć jejgłowę, wywalić z pracy albo co.Dobra, mam okazję pokazać jej, że nie jestem suką z piekła rodem.Jestem sobą.- Dzień dobry, Clare! - mówię najsympatyczniejszym, najcieplejszym tonem i przystaję przy jejbiurku.- Wszystko w porządku?- Uhm.no.- Patrzy na mnie nieufnie szeroko otwartymi oczami.- Nie chciałabyś, żebym zrobiła ci kawy?- Ty? - Gapi się na mnie, jakby wietrzyła podstęp.-%7łebyś ty zrobiła mi kawę?- Tak! Dlaczego nie? - Rozciągam usta w uśmiechu, a ona się wzdryga.- To.Dobra.- Zrywa się z krzesła, ze wzrokiem utkwionym we mnie, jakbym naprawdę była kobrą.- Zrobię nam obu.- Poczekaj! - wołam niemal desperacko.- Wiesz, Clare, chciałabym lepiej cię poznać.Może któregośdnia mogłybyśmy pójść na lunch.wybrać się na zakupy.gdzieś wyskoczyć.Wygląda na już zupełnie osłupiałą.- Czemu nie? Okej, Lexi - mamrocze i odbiega korytarzem.Odwracam się i widzę, że Byron, cały czas stojący w drzwiach, zanosi się śmiechem.- No co? - burczę.199- Naprawdę jesteś zupełnie innym człowiekiem.- Unosi brwi w zdziwieniu.- Może po prostu chcę być w przyjacielskich stosunkach ze współpracownikami i odnosić się do nichz szacunkiem -odpowiadam wojowniczo.- To coś złego?- Nie! - Byron podnosi ręce.- To świetny pomysł, Lexi.-Lustruje mnie od góry do dołu, wciąż zezłośliwym uśmieszkiem na ustach, a potem cmoka, jakby coś sobie przypomniał.- A przy okazji.Zanim sobie pójdę, jest jedna rzecz, którą musisz załatwić jako szefowa działu.Uznałem, że nie możebyć inaczej.Wreszcie.Traktuje mnie jak szefa.- Tak? - Unoszę podbródek.- Co takiego?- Dostaliśmy z góry e-mail w związku z przedłużaniem sobie przez pracowników pory lunchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Nawróciłam się.- O rany! - mówię wesoło.- Jesteś zaręczona? - I oczywiście teraz zauważam platynowy pierścionek zbrylantem na jej lewej dłoni.Debs nosi tyle biżuterii, że wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi.-Kiedy ślub? - Trajkoczę z podnieceniem.- Gdzie się odbędzie?- W przyszłym miesiącu.- Odwraca wzrok.- W Wiltshire.- W przyszłym miesiącu! O mój Boże, Debs! Ale ja jeszcze nie.Urywam gwałtownie i zapada ciężka, głucha cisza.Chciałam powiedzieć: Jeszcze nie dostałamzaproszenia".- To znaczy.wszystkiego najlepszego! - Jakimś cudem udaje mi się zachować radosny uśmiech.-Mam nadzieję, że wszystko pójdzie świetnie.I nie martw się, bez problemu oddam krzyżyk.izegarek.i perfumy.- Drżącymi rękami zaczynam upychać porozdzierany papier do jednej torebki.- Uhm - mówi Fi dziwnym głosem.- To na razie, Lexi.- Cześć.- Debs wciąż nie patrzy mi w oczy.Obie odchodzą i gdy patrzę za nimi, czuję, że zaraz się rozpłaczę.Zaczyna mi się trząść podbródek.Zwietna robota, Lexi.Nie tylko nie odzyskałaś przyjaciółek, ale jeszcze bardziej spieprzyłaś sprawę.- Dla mnie masz prezent? - Sarkastyczny głos Byrona, dochodzący z tyłu, uderza mnie nieprzyjemnie.Odwróciwszy się, widzę, że Byron idzie wielkimi krokami przez korytarz, niosąc kawę.- Jakie tourocze z twojej strony, Lexi!Boże, ale mnie wystraszył! To on jest wężem.- Cześć, Byron - odpowiadam tak wesoło, jak potrafię.-Miło cię widzieć.Przywoławszy wszystkie siły, unoszę głowę i odgarniam włosy z twarzy.Nie mogę się rozsypać.196- Odważna jesteś, że wracasz, Lexi - mówi, gdy razem ruszamy korytarzem.- Podziwiam cię.- Co ty powiesz? - mówię pewnym głosem.- Już nie mogłam się doczekać.- Cóż, gdybyś miała jakieś pytania, wiesz, gdzie mnie szukać.Chociaż dziś przez większą część dniabędę u Garri-sona.Pamiętasz Jamesa Garrisona?Cholera, cholera, cholera.Skąd on bierze tych wszystkich ludzi, których nazwiska nic mi nie mówią?- Przypomnij mi - proszę niechętnie.- To szef naszego głównego dystrybutora, Southey's.Rozprowadzają towar po całym kraju.Dywany,wykładziny, wszystko, czym handlujemy.Rozwożą je wielkimi ciężarówkami.- Mówi uprzejmymtonem, ale uśmiecha się z wyższością.- Tak, pamiętam Southey's - mówię krótko.- Dzięki.W jakiej sprawie się z nim spotykasz?- Cóż - odpowiada po krótkiej chwili.- Prawda jest taka, że trochę stracili kierunek.Jest kryzys.Jeślinie udoskonalą systemu, będziemy musieli rozejrzeć się za kimś innym.- Słusznie.- Staram się kiwać głową, jak przystało na szefową.- Dobra, informuj mnie na bieżąco.-Dochodzimy do mojego gabinetu i otwieram drzwi.- To na razie, Byron.Zamykam drzwi, rzucam torebki z prezentami na kanapę, otwieram szafę i wyjmuję stosdokumentów.Walcząc z paniką, siadam za biurkiem i otwieram pierwszą teczkę, zawierającą protokoły z zebrańdziału.Trzy lata.Nadrobię te trzy lata.To nie tak długo.Już po dwudziestu minutach boli mnie głowa.Nie czytałam niczego poważnego ani trudnego odmiesięcy, a to wszystko jest gęste jak melasa.Debaty budżetowe.Odnawianie kontraktów.Szacunkiwydajności.Czuję się, jakbym znowu była na studiach i przygotowywała się do sześciu egzaminówjednocześnie.205Zaczęłam spisywać sobie pytania, które chcę zadać, i jestem już na drugiej stronie kartki.- Jak ci leci? - Drzwi otworzyły się cicho i zagląda przez nie Byron.Czy on nie ma zwyczaju pukać?- Dobrze - odpowiadam odruchowo.- Naprawdę dobrze.Mam tylko kilka drobnych pytań.- Wal śmiało.- Opiera się o framugę.- W porządku.Pierwsze: co to jest QAS?- Nasz nowy program do księgowania.Wszyscy zostali już w nim przeszkoleni.- Ja też chętnie się przeszkolę - mówię szybko, robiąc notatki na kartce.- A co to jest services.com?- Provider usług internetowych dla klientów.- Co takiego? - Zciągam brwi, zdezorientowana.- A co wobec tego z działem usług dla klientów?- Zredukowano go już dawno temu - wyjaśnia z wyraznym znudzeniem.- Firma zostałazrestukturyzowana i większość działów zlikwidowano na rzecz firm zewnętrznych.- Rozumiem.- Kiwam głową, starając się to wszystko sobie przyswoić, i znowu zerkam na kartkę zpytaniami.-A DB Brooks? Co to jest?- To nasza agencja reklamowa - odpowiada Byron z demonstracyjną wyrozumiałością.-Przygotowują dla nas reklamy, radiowe i telewizyjne.- Wiem, czym zajmuje się agencja reklamowa! - warczę z większą irytacją, niżbym chciała.- Co stałosię z Pinkham Smith? Mieliśmy z nimi taki świetny kontakt.- Już nie istnieją.- Byron przewraca oczami.- Splajtowali.Jezu, Lexi, ty nic nie wiesz, prawda?Już otwieram usta, żeby się odciąć, ale nie mogę.On ma rację.To tak, jakby huragan zmiótł zpowierzchni ziemi miejsce, które znałam.Wszystko zostało zbudowane od nowa i nic z tego nierozpoznaję.- Nigdy się w tym nie połapiesz.- Byron patrzy na mnie z politowaniem.206- Oczywiście, że się połapię!- Lexi, spójrz prawdzie w oczy.Jesteś niesprawna umysłowo.Nie powinnaś narażać się na takiwysiłek.- Nie jestem niesprawna umysłowo! - wołam z wściekłością i zrywam się na równe nogi.MijamByrona w drzwiach, wychodząc z gabinetu.Clare patrzy na mnie z przerażeniem i szybkim ruchem zamyka klapkę telefonu komórkowego.- Cześć, Lexi.Potrzebujesz czegoś? Może kawy? Wygląda na wystraszoną, jakbym zamierzałaodgryzć jejgłowę, wywalić z pracy albo co.Dobra, mam okazję pokazać jej, że nie jestem suką z piekła rodem.Jestem sobą.- Dzień dobry, Clare! - mówię najsympatyczniejszym, najcieplejszym tonem i przystaję przy jejbiurku.- Wszystko w porządku?- Uhm.no.- Patrzy na mnie nieufnie szeroko otwartymi oczami.- Nie chciałabyś, żebym zrobiła ci kawy?- Ty? - Gapi się na mnie, jakby wietrzyła podstęp.-%7łebyś ty zrobiła mi kawę?- Tak! Dlaczego nie? - Rozciągam usta w uśmiechu, a ona się wzdryga.- To.Dobra.- Zrywa się z krzesła, ze wzrokiem utkwionym we mnie, jakbym naprawdę była kobrą.- Zrobię nam obu.- Poczekaj! - wołam niemal desperacko.- Wiesz, Clare, chciałabym lepiej cię poznać.Może któregośdnia mogłybyśmy pójść na lunch.wybrać się na zakupy.gdzieś wyskoczyć.Wygląda na już zupełnie osłupiałą.- Czemu nie? Okej, Lexi - mamrocze i odbiega korytarzem.Odwracam się i widzę, że Byron, cały czas stojący w drzwiach, zanosi się śmiechem.- No co? - burczę.199- Naprawdę jesteś zupełnie innym człowiekiem.- Unosi brwi w zdziwieniu.- Może po prostu chcę być w przyjacielskich stosunkach ze współpracownikami i odnosić się do nichz szacunkiem -odpowiadam wojowniczo.- To coś złego?- Nie! - Byron podnosi ręce.- To świetny pomysł, Lexi.-Lustruje mnie od góry do dołu, wciąż zezłośliwym uśmieszkiem na ustach, a potem cmoka, jakby coś sobie przypomniał.- A przy okazji.Zanim sobie pójdę, jest jedna rzecz, którą musisz załatwić jako szefowa działu.Uznałem, że nie możebyć inaczej.Wreszcie.Traktuje mnie jak szefa.- Tak? - Unoszę podbródek.- Co takiego?- Dostaliśmy z góry e-mail w związku z przedłużaniem sobie przez pracowników pory lunchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]