[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napoleon nieświadom był nawet tego, czy zdoła wogóle uprzedzić w Borysowie niebezpieczeństwo wynikłeze szczególnego zachowania się Zchwarzenberga.Wi-dzieliśmy, że trzecia armia rosyjska, dowodzona przezWittgensteina, groziła nam odcięciem od Borysowa i żecesarz przeciwstawił jej korpus księcia Belluno, któryotrzymał rozkaz powetowania omyłki z dnia l listopada iniezwłocznego podjęcia ofensywy.Rozkaz został spełniony 14 listopada tego samego dnia,kiedy Napoleon wyruszył ze Smoleńska, korpusy Victorai Oudinota zepchnęły w kierunku Smolan forpocztyWittgensteina, gotując się równocześnie do walnej bitwy,którą stoczyć miały następnego dnia.Wojska francuskie liczyły trzydzieści tysięcy ludzi; ro-syjskie czterdzieści tysięcy.I tutaj więc, tak jak podWiazmą, liczba żołnierzy byłaby dostateczna, gdyby nieto, iż zbyt wielu było oficerów.Obaj marszałkowie różnili się w zdaniach i poglądach.Victor osaczyć chciał lewe skrzydło nieprzyjacielskie,łącznie z korpusem Oudinota wyminąć Wittgensteina, anastępnie podążyć do Berezyny przez Boczejkowo, Ka-mień i Puszno.Oudinot natomiast przeciwny był temuprojektowi, twierdząc, iż tym sposobem tak on, jakVictor oddaliłby się od Wielkiej Armii, która przyzywałaich na pomoc.Wobec tego zaś, iż jeden z dowódców chciał manewro-wać, a drugi atakować z frontu, ani jedno, ani drugie niedoszło do skutku.Oudinot cofnął się w nocy do Czerei, aVictor, który o świcie dopiero dostrzegł dezercję księciaReggio, rad nierad wkrótce za nim podążył.Zatrzymał się w pobliżu Sienna, o jeden dzień marszuod Aukomli, w należytej odległości od Wittgensteina.Niebawem wszelako książę Reggio otrzymać miał z Du-browny rozkaz wymarszu na Mińsk, a Victor pozostaćmiał sam jeden, oko w oko z generałem rosyjskim.Mo-żliwym było, iż Wittgenstein uzna wówczas przewagęksięcia Belluno, nikt jednak nie mógł przewidzieć osta-tecznych wyników tak bardzo nierównej walki.W rzeczysamej, tegoż 20 listopada, gdy cesarz bolał nadniechybną zagładą swoich tylnych straży, równocześnie zwieścią o flankowych manewrach Kutuzowa i zatrzy-maniu czoła kolumny naszej przez armię wołyńską tużnad brzegiem Berezyny nadeszła wiadomość, że Witt-genstein na czele czterdziestu tysięcy ludzi gotuje sięzaatakować lada chwila nasz prawy flank, że wobec tegowskazany jest jak największy pośpiech.Lecz Napoleon nie mógł zdecydować się na opuszcze-nie linii Dniepru.Tak jak w Ladach i Dubrownie podwpływem gnębiącej go troski o los nieszczęsnego Neya itutaj również zwleka z wymarszem, co chwila dopytujesię o marszałka, do ostatka wyczekuje wieści.Bo wbrewoczywistości i prawdopodobieństwu, mimo iż odczterech dni trwała nieprzerwanie ponura cisza, mimotego, że zginął wszelki słuch o tej garstce walecznych cesarz ufa jeszcze i wierzy!Zmuszony opuścić w końcu Orszę, pozostawia w mia-steczku Eugeniusza, Mortiera i Davouta, sam zaś zatrzy-muje się niebawem w odległości dwóch mil i znów czekana Neya.Armia cała, a raczej szczątki armii prze-bywające w Orszy dzieliły smutek i niepokój cesarza.Wchwilach wolnych od najpilniejszych, najbardziej na-glących czynności wszystkie myśli i wszystkiespojrzenia biegły w dal, poza rzekę, na rosyjski brzeg.Nasłuchiwano, czy nie dochodzą stamtąd odgłosy walki,zwiastujące przybycie Neya, czy też raczej jego zgon.Lecz nie było widać nic prócz oddziałównieprzyjacielskich, które zagrażały już mostom naDnieprze! Jeden z trzech wodzów naszych chciałzburzyć wówczas te mosty; napotkał wszelakozdecydowany opór, motywowany niewygasłą mimowszystko nadzieją, serdecznym współczuciem dla Neya iniechęcią do zerwania ostatniej łączności z tymnieszczęsnym towarzyszem broni.Czwartego dnia o zmierzchu pierzchła wreszcie wszel-ka nadzieja.Noc nie przyniosła spoczynku.Wszyscy po-czuwali się do odpowiedzialności za zgubę Neya, jakgdyby dłuższe wyczekiwanie w pośrodku rozległychrównin Krasnego możliwe było przy zupełnym braku siłi amunicji.Dookoła postaci Neya starzy towarzysze i przyjacielesnuli już żałobną przędzę wspomnień.Davout rozstał sięz nim ostatni.Więc Mortier i wicekról rozpytywali, jakwyglądał i co mówił przy pożegnaniu.15 listopada, gdyhuknęły pierwsze strzały nieprzyjacielskie, zwróconeprzeciwko Napoleonowi, Ney wyraził chęć natychmias-towej ewakuacji Smoleńska, śladem wicekróla.LeczDavout sprzeciwił się temu, przypominając wyrazny roz-kaz cesarza, zarówno co do ewakuacji, jak i co do zbu-rzenia wieżyc i murów miejskich.Wynikła stąd sprzecz-ka, a ponieważ Davout uparł się pozostać w mieście ażdo następnego dnia, przeto i Ney, który osłaniać miałtyły, zmuszony został wymarsz odłożyć.Wprawdzie nazajutrz rano Davout uprzedzić kazałmarszałka o grożącym mu niebezpieczeństwie, lecz bądzto dlatego, że istotnie zmienił zdanie, bądz też na skutekirytacji Ney odpowiedział: %7łe wszyscy kozacy, jacy sąna świecie, nie zdołaliby odwieść go od spełnieniaotrzymanych rozkazów".Wyczerpały się wspomnienia i domysły, zapadło smut-niejsze jeszcze milczenie, gdy wtem zatupotały końskiekopyta i rozległy się okrzyki: Marszałek Ney ocalony!Korpus jego w pobliżu! Oto ułani polscy, którzy wieść tęprzywożą!".Nadjeżdżał w rzeczy samej jeden z oficerówNeya, który zawiadomił nas, że marszałek posuwa sięprawym brzegiem Dniepru i że prosi o posiłki.Zapadałzmierzch.Dookoła ogrzanych, przytulnychkwater roiły się tłumy żołnierstwa.Od czasu ewakuacjiMoskwy po raz pierwszy rozdane zostały obfite zapasyżywności; po raz pierwszy żołnierze spać mieli w cieple,syci i wypoczęci.Jakżeż więc przerwać im tęniewypowiedzianie błogą ciszę pierwszej spokojnej no-cy? Jak pozbawić tych biedaków tak bardzo zasłużonegosnu i spoczynku? Któż zdoła skłonić ich do opuszczeniakwater, do nocnej wyprawy na rosyjski, mgłą i mrokiemzasnuty brzeg?Zarówno Eugeniusz, jak Mortier kierować chcieli od-sieczą.W końcu, po krótkiej, lecz burzliwej rozmowie,podczas której wicekról powoływać się musiał na star-szeństwo rangi, Mortier ustąpił.Ciepło kwater oraz ob-fitość strawy dokonały tego, czego nie byłby dokonałżaden przymus, żadne rozkazy ani grozby: maruderzywrócili do szeregów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Napoleon nieświadom był nawet tego, czy zdoła wogóle uprzedzić w Borysowie niebezpieczeństwo wynikłeze szczególnego zachowania się Zchwarzenberga.Wi-dzieliśmy, że trzecia armia rosyjska, dowodzona przezWittgensteina, groziła nam odcięciem od Borysowa i żecesarz przeciwstawił jej korpus księcia Belluno, któryotrzymał rozkaz powetowania omyłki z dnia l listopada iniezwłocznego podjęcia ofensywy.Rozkaz został spełniony 14 listopada tego samego dnia,kiedy Napoleon wyruszył ze Smoleńska, korpusy Victorai Oudinota zepchnęły w kierunku Smolan forpocztyWittgensteina, gotując się równocześnie do walnej bitwy,którą stoczyć miały następnego dnia.Wojska francuskie liczyły trzydzieści tysięcy ludzi; ro-syjskie czterdzieści tysięcy.I tutaj więc, tak jak podWiazmą, liczba żołnierzy byłaby dostateczna, gdyby nieto, iż zbyt wielu było oficerów.Obaj marszałkowie różnili się w zdaniach i poglądach.Victor osaczyć chciał lewe skrzydło nieprzyjacielskie,łącznie z korpusem Oudinota wyminąć Wittgensteina, anastępnie podążyć do Berezyny przez Boczejkowo, Ka-mień i Puszno.Oudinot natomiast przeciwny był temuprojektowi, twierdząc, iż tym sposobem tak on, jakVictor oddaliłby się od Wielkiej Armii, która przyzywałaich na pomoc.Wobec tego zaś, iż jeden z dowódców chciał manewro-wać, a drugi atakować z frontu, ani jedno, ani drugie niedoszło do skutku.Oudinot cofnął się w nocy do Czerei, aVictor, który o świcie dopiero dostrzegł dezercję księciaReggio, rad nierad wkrótce za nim podążył.Zatrzymał się w pobliżu Sienna, o jeden dzień marszuod Aukomli, w należytej odległości od Wittgensteina.Niebawem wszelako książę Reggio otrzymać miał z Du-browny rozkaz wymarszu na Mińsk, a Victor pozostaćmiał sam jeden, oko w oko z generałem rosyjskim.Mo-żliwym było, iż Wittgenstein uzna wówczas przewagęksięcia Belluno, nikt jednak nie mógł przewidzieć osta-tecznych wyników tak bardzo nierównej walki.W rzeczysamej, tegoż 20 listopada, gdy cesarz bolał nadniechybną zagładą swoich tylnych straży, równocześnie zwieścią o flankowych manewrach Kutuzowa i zatrzy-maniu czoła kolumny naszej przez armię wołyńską tużnad brzegiem Berezyny nadeszła wiadomość, że Witt-genstein na czele czterdziestu tysięcy ludzi gotuje sięzaatakować lada chwila nasz prawy flank, że wobec tegowskazany jest jak największy pośpiech.Lecz Napoleon nie mógł zdecydować się na opuszcze-nie linii Dniepru.Tak jak w Ladach i Dubrownie podwpływem gnębiącej go troski o los nieszczęsnego Neya itutaj również zwleka z wymarszem, co chwila dopytujesię o marszałka, do ostatka wyczekuje wieści.Bo wbrewoczywistości i prawdopodobieństwu, mimo iż odczterech dni trwała nieprzerwanie ponura cisza, mimotego, że zginął wszelki słuch o tej garstce walecznych cesarz ufa jeszcze i wierzy!Zmuszony opuścić w końcu Orszę, pozostawia w mia-steczku Eugeniusza, Mortiera i Davouta, sam zaś zatrzy-muje się niebawem w odległości dwóch mil i znów czekana Neya.Armia cała, a raczej szczątki armii prze-bywające w Orszy dzieliły smutek i niepokój cesarza.Wchwilach wolnych od najpilniejszych, najbardziej na-glących czynności wszystkie myśli i wszystkiespojrzenia biegły w dal, poza rzekę, na rosyjski brzeg.Nasłuchiwano, czy nie dochodzą stamtąd odgłosy walki,zwiastujące przybycie Neya, czy też raczej jego zgon.Lecz nie było widać nic prócz oddziałównieprzyjacielskich, które zagrażały już mostom naDnieprze! Jeden z trzech wodzów naszych chciałzburzyć wówczas te mosty; napotkał wszelakozdecydowany opór, motywowany niewygasłą mimowszystko nadzieją, serdecznym współczuciem dla Neya iniechęcią do zerwania ostatniej łączności z tymnieszczęsnym towarzyszem broni.Czwartego dnia o zmierzchu pierzchła wreszcie wszel-ka nadzieja.Noc nie przyniosła spoczynku.Wszyscy po-czuwali się do odpowiedzialności za zgubę Neya, jakgdyby dłuższe wyczekiwanie w pośrodku rozległychrównin Krasnego możliwe było przy zupełnym braku siłi amunicji.Dookoła postaci Neya starzy towarzysze i przyjacielesnuli już żałobną przędzę wspomnień.Davout rozstał sięz nim ostatni.Więc Mortier i wicekról rozpytywali, jakwyglądał i co mówił przy pożegnaniu.15 listopada, gdyhuknęły pierwsze strzały nieprzyjacielskie, zwróconeprzeciwko Napoleonowi, Ney wyraził chęć natychmias-towej ewakuacji Smoleńska, śladem wicekróla.LeczDavout sprzeciwił się temu, przypominając wyrazny roz-kaz cesarza, zarówno co do ewakuacji, jak i co do zbu-rzenia wieżyc i murów miejskich.Wynikła stąd sprzecz-ka, a ponieważ Davout uparł się pozostać w mieście ażdo następnego dnia, przeto i Ney, który osłaniać miałtyły, zmuszony został wymarsz odłożyć.Wprawdzie nazajutrz rano Davout uprzedzić kazałmarszałka o grożącym mu niebezpieczeństwie, lecz bądzto dlatego, że istotnie zmienił zdanie, bądz też na skutekirytacji Ney odpowiedział: %7łe wszyscy kozacy, jacy sąna świecie, nie zdołaliby odwieść go od spełnieniaotrzymanych rozkazów".Wyczerpały się wspomnienia i domysły, zapadło smut-niejsze jeszcze milczenie, gdy wtem zatupotały końskiekopyta i rozległy się okrzyki: Marszałek Ney ocalony!Korpus jego w pobliżu! Oto ułani polscy, którzy wieść tęprzywożą!".Nadjeżdżał w rzeczy samej jeden z oficerówNeya, który zawiadomił nas, że marszałek posuwa sięprawym brzegiem Dniepru i że prosi o posiłki.Zapadałzmierzch.Dookoła ogrzanych, przytulnychkwater roiły się tłumy żołnierstwa.Od czasu ewakuacjiMoskwy po raz pierwszy rozdane zostały obfite zapasyżywności; po raz pierwszy żołnierze spać mieli w cieple,syci i wypoczęci.Jakżeż więc przerwać im tęniewypowiedzianie błogą ciszę pierwszej spokojnej no-cy? Jak pozbawić tych biedaków tak bardzo zasłużonegosnu i spoczynku? Któż zdoła skłonić ich do opuszczeniakwater, do nocnej wyprawy na rosyjski, mgłą i mrokiemzasnuty brzeg?Zarówno Eugeniusz, jak Mortier kierować chcieli od-sieczą.W końcu, po krótkiej, lecz burzliwej rozmowie,podczas której wicekról powoływać się musiał na star-szeństwo rangi, Mortier ustąpił.Ciepło kwater oraz ob-fitość strawy dokonały tego, czego nie byłby dokonałżaden przymus, żadne rozkazy ani grozby: maruderzywrócili do szeregów [ Pobierz całość w formacie PDF ]