[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Toteż sala zapełniona była tylko w połowie, za to w bufecie nie było miejsca przy ża-dnym stoliku, a przed ladą stała długa kolejka.Zagraniczni goście rozglądali się za swymi tłu-maczami albo po prostu wskazywali palcem na tę czy inną kanapkę, porcję sałatki w majone-zie lub węgierskiego tortu.Inżynier Ryszard Nort dopchał się wreszcie do sprzedawczyni w bufecie, otrzymał ka-wę i porcję parówek na gorąco, wycofał się ostrożnie z niecierpliwego tłumu i umieścił zdo-bycz na parapecie najbliższego okna.Nie było to jednak dobre miejsce do jedzenia parówek. Tu jest jeszcze jedno krzesło - usłyszał czyjś glos. Proszę, może kolega skorzysta.Spojrzał w tę stronę.Twarz była trochę znajoma, choć nie mógł jej skojarzyć z żadnymnazwiskiem, pewnie jakiś fizyk z warszawskiego oddziału NOT-u albo z któregoś z instytu-tów. Jeżeli można. z ulgą postawił parówki i kawę na obrusie, zajął ostatnie pustekrzesło. Okropny tłok dodał, obrzucając uważnym spojrzeniem twarze pozostałych go-ści przy stoliku.Nie znał żadnego.Tym lepiej, dadzą zjeść spokojnie, obejdzie się bez konwe-ncjonalnej rozmowy w rodzaju: ciekawa dyskusja albo nudna dyskusja , zależnie odpunktu widzenia.Tamci rozmawiali z sobą, wymieniając uwagi na temat referatu.Postanowił nie mieszać się, musiał jednak słuchać, co mówili.W pewnej chwili rozmo-wa go zainteresowała.Skończył jeść, zapalił papierosa i przyjrzał się temu, który od paruminut ściągnął na siebie jego uwagę.Był to mężczyzna dość jeszcze młody, w okularach o bardzo grubej czarnej oprawie,które przysłaniały mu prawie pół twarzy.Rysy miał regularne, włosy lekko szpakowate,gęste, koło ust głębokie bruzdy.Z rozmowy wynikało, że przyjechał na zjazd ze Szczecina. To trochę nieprawdopodobne uśmiechnął się jego sąsiad z lewej strony, który za-prosił przedtem Noria do stolika. Wprawdzie fotografia w podczerwieni to nie moja spec-jalność, ale coś niecoś w niej się orientuję, panie docencie. Zdaję sobie sprawę, że może to brzmieć nieprawdopodobnie odparł tamten.Przeprowadziłem jednak szereg prób.Wyniki były zaskakujące, nawet dla mnie samego. Pan jest fizykiem? spytał trzeci z mężczyzn. Nie.Paleontologiem i botanikiem.Ale zajmuję się przede wszystkim mikrofotogra-fią w podczerwieni. Przyznam się, że. fizyk z warszawskiego NOT-u zastanawiał się przez chwilę. Wiem, że w paleontologii można wykorzystać ten sposób fotografowania do rożnego typuskamieniałych szczątków, odcisków organizmów kopalnych, roślin czy zwierząt.Powiedzmy,szczątki owadów w bryle bursztynu lub zwierząt w bryłach węgla, w minerałach i tak dalej.To jest zrozumiałe.Promieniowanie podczerwone.chlorofil działa na nie nawet przez ileśtam milionów lat, podczas których roślina tkwiła w skale. Nie tylko chlorofil zauważył trzeci. Ksantofil też odbija promieniowanie pod-czerwone. Tak zgodził się docent. Ale nie o to przecież mi chodzi.To są rzeczy znane.Jasię zająłem badaniem roślin żywych, rosnących w polu czy w lesie.Za pomocą fotografii wpodczerwieni uzyskano już ciekawe wyniki w badaniu przezroczystości drzew, ich różnychgatunków.Mój aparat.no, nie chcę teraz wchodzić w szczegóły budowy.Krótko mówiąc,wykrywa on obecność obcego organizmu w promieniu kilkunastu metrów od najgłębiej sięga-jących korzeni drzewa czy krzaku, pod ziemią oczywiście, względnie pod wodą.I określa tenorganizm, jego strukturę chemiczną, wagę, wielkość, położenie w ziemi.Następnie za pomo-cą fotografii w podczerwieni mogę uzyskać dość dokładny obraz organizmu. Niezwykle interesujące rzekł fizyk. Byłby to na pewno cenny wynalazek dlarolników, ogrodników, leśników. Owszem, ale nie tylko.Dla budowniczych również.Dla architektów.Aparat rejestru-je w podobny sposób każdy organizm, znajdujący się w ziemi, choćby tam nie było drzew.Awięc, przy budowie domu.Przy badaniu piwnic, podziemnych przejść.Zdarzyło mi się tudocent uśmiechnął się określić moim aparatem, i to bardzo dokładnie, ukryty pod piwnicąskład win i wódek, schowany chyba przed wielu laty.Kiedy pózniej zaczęto w tym miejscukopać, miejscowy architekt dawał mi kilkadziesiąt tysięcy złotych za sprzedaż aparatu.Oczy-wiście, nie zgodziłem się. Przepraszam, że się wtrącam. Nort zawiesił głos. Proszę bardzo, panie kolego rzekł fizyk z roztargnieniem, tamci skinęli głowami. Jeżeli dobrze zrozumiałem Nort zwrócił się w stronę docenta ze Szczecina pański aparat określa, mówiąc ogólnie, każdy organizm, znajdujący się pod ziemią względniepod wodą.A więc jest to jak gdyby ulepszone wydanie wykrywacza min, kretów i butelekalkoholu?Wszyscy roześmieli się, a docent pogroził mu palcem. Niech pan się nie gniewa Nort przybrał skruszony wyraz twarzy. Naturalnie, tobył żart. Tak też go zrozumieliśmy rzekł fizyk, trochę zdziwiony. %7łart, z pańskiej strony dodał Nort, uśmiechając się do wynalazcy. Taki aparatnie istnieje,Na chwilę zapadła cisza.Docent poprawił okulary i odparł zupełnie spokojnie: Taki aparat istnieje.Mam go w swoim pokoju hotelowym, na drugim piętrze.Ale niedziwię się, że panu trudno uwierzyć. Przepraszam, panie docencie wtrącił się skonsternowany fizyk, bądz co bądz toon zaprosił Norta do stolika czy aparat wykrywa również organizmy żywe? Skądże! zawołał trzeci z mężczyzn. Przecież wykrył skład butelek. Owszem, żywe i martwe.Z martwych, na przykład zwłoki ludzkie.Raz już to zrobił,na dnie głębokiej glinianki.W województwie białostockim, za małym miasteczkiem powiato-wym, ciągną się glinianki i wykopy chyba przez parę kilometrów.Utonęło tam dziecko.Zaoszczędziłem wtedy milicji długich poszukiwań. Przywiózł pan ze sobą aparat, aby go zademonstrować na zjezdzie? spytał fizyk. Nie.Po co? I co ja bym tu wykrywał? uśmiechnął się docent. Prawdopodobnieofiaruję ten model warszawskiej milicji.Zresztą, jeszcze nie wiem.Będę w stolicy dwa tygo-dnie, więc mam dużo czasu do zastanowienia się. Dlaczego akurat warszawskiej milicji? Widzi pan.to jest taka skomplikowana sprawa.W ostatnim czasie zaginęła wWarszawie pewna bliska mi osoba.Zresztą, mniejsza o to. Nie chciałem sprawić panu przykrości rzekł fizyk. Ale jeżeli pański aparatstwierdzi obecność. chrząknął, zawahał się przecież to będzie oznaczało, że ten czło-wiek nie żyje, więc czy nie będzie to dla pana bardzo przykre? Fotografia zwłok, ewentua-lnych zwłok poprawił się szybko i wszystko z tym związane. Jeżeli ona nie żyje odparł docent niech chociaż znajdą ciało.Ale nie mówmyjuż o tym.Podniósł się, skłonił współtowarzyszom przy stoliku i odszedł w stronę sali obrad.Trze-ci z mężczyzn wstał również, dojrzał przy bufecie kogoś znajomego. Dlaczego pan tak powiedział? rzekł fizyk z wyrzutem w głosie. Nie sądzi panchyba, że na zjazd zaproszono nieuka czy szarlatana. Kto to jest? odparł Nort pytaniem. Docent Modrzewski ze Szczecina.Znany botanik.Ma za sobą kilka cennych prac zdziedziny wpływu promieniowania na wzrost i żywotność ziół leczniczych.Nie wiedziałem,że zajmuje się również fotografią w podczerwieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Toteż sala zapełniona była tylko w połowie, za to w bufecie nie było miejsca przy ża-dnym stoliku, a przed ladą stała długa kolejka.Zagraniczni goście rozglądali się za swymi tłu-maczami albo po prostu wskazywali palcem na tę czy inną kanapkę, porcję sałatki w majone-zie lub węgierskiego tortu.Inżynier Ryszard Nort dopchał się wreszcie do sprzedawczyni w bufecie, otrzymał ka-wę i porcję parówek na gorąco, wycofał się ostrożnie z niecierpliwego tłumu i umieścił zdo-bycz na parapecie najbliższego okna.Nie było to jednak dobre miejsce do jedzenia parówek. Tu jest jeszcze jedno krzesło - usłyszał czyjś glos. Proszę, może kolega skorzysta.Spojrzał w tę stronę.Twarz była trochę znajoma, choć nie mógł jej skojarzyć z żadnymnazwiskiem, pewnie jakiś fizyk z warszawskiego oddziału NOT-u albo z któregoś z instytu-tów. Jeżeli można. z ulgą postawił parówki i kawę na obrusie, zajął ostatnie pustekrzesło. Okropny tłok dodał, obrzucając uważnym spojrzeniem twarze pozostałych go-ści przy stoliku.Nie znał żadnego.Tym lepiej, dadzą zjeść spokojnie, obejdzie się bez konwe-ncjonalnej rozmowy w rodzaju: ciekawa dyskusja albo nudna dyskusja , zależnie odpunktu widzenia.Tamci rozmawiali z sobą, wymieniając uwagi na temat referatu.Postanowił nie mieszać się, musiał jednak słuchać, co mówili.W pewnej chwili rozmo-wa go zainteresowała.Skończył jeść, zapalił papierosa i przyjrzał się temu, który od paruminut ściągnął na siebie jego uwagę.Był to mężczyzna dość jeszcze młody, w okularach o bardzo grubej czarnej oprawie,które przysłaniały mu prawie pół twarzy.Rysy miał regularne, włosy lekko szpakowate,gęste, koło ust głębokie bruzdy.Z rozmowy wynikało, że przyjechał na zjazd ze Szczecina. To trochę nieprawdopodobne uśmiechnął się jego sąsiad z lewej strony, który za-prosił przedtem Noria do stolika. Wprawdzie fotografia w podczerwieni to nie moja spec-jalność, ale coś niecoś w niej się orientuję, panie docencie. Zdaję sobie sprawę, że może to brzmieć nieprawdopodobnie odparł tamten.Przeprowadziłem jednak szereg prób.Wyniki były zaskakujące, nawet dla mnie samego. Pan jest fizykiem? spytał trzeci z mężczyzn. Nie.Paleontologiem i botanikiem.Ale zajmuję się przede wszystkim mikrofotogra-fią w podczerwieni. Przyznam się, że. fizyk z warszawskiego NOT-u zastanawiał się przez chwilę. Wiem, że w paleontologii można wykorzystać ten sposób fotografowania do rożnego typuskamieniałych szczątków, odcisków organizmów kopalnych, roślin czy zwierząt.Powiedzmy,szczątki owadów w bryle bursztynu lub zwierząt w bryłach węgla, w minerałach i tak dalej.To jest zrozumiałe.Promieniowanie podczerwone.chlorofil działa na nie nawet przez ileśtam milionów lat, podczas których roślina tkwiła w skale. Nie tylko chlorofil zauważył trzeci. Ksantofil też odbija promieniowanie pod-czerwone. Tak zgodził się docent. Ale nie o to przecież mi chodzi.To są rzeczy znane.Jasię zająłem badaniem roślin żywych, rosnących w polu czy w lesie.Za pomocą fotografii wpodczerwieni uzyskano już ciekawe wyniki w badaniu przezroczystości drzew, ich różnychgatunków.Mój aparat.no, nie chcę teraz wchodzić w szczegóły budowy.Krótko mówiąc,wykrywa on obecność obcego organizmu w promieniu kilkunastu metrów od najgłębiej sięga-jących korzeni drzewa czy krzaku, pod ziemią oczywiście, względnie pod wodą.I określa tenorganizm, jego strukturę chemiczną, wagę, wielkość, położenie w ziemi.Następnie za pomo-cą fotografii w podczerwieni mogę uzyskać dość dokładny obraz organizmu. Niezwykle interesujące rzekł fizyk. Byłby to na pewno cenny wynalazek dlarolników, ogrodników, leśników. Owszem, ale nie tylko.Dla budowniczych również.Dla architektów.Aparat rejestru-je w podobny sposób każdy organizm, znajdujący się w ziemi, choćby tam nie było drzew.Awięc, przy budowie domu.Przy badaniu piwnic, podziemnych przejść.Zdarzyło mi się tudocent uśmiechnął się określić moim aparatem, i to bardzo dokładnie, ukryty pod piwnicąskład win i wódek, schowany chyba przed wielu laty.Kiedy pózniej zaczęto w tym miejscukopać, miejscowy architekt dawał mi kilkadziesiąt tysięcy złotych za sprzedaż aparatu.Oczy-wiście, nie zgodziłem się. Przepraszam, że się wtrącam. Nort zawiesił głos. Proszę bardzo, panie kolego rzekł fizyk z roztargnieniem, tamci skinęli głowami. Jeżeli dobrze zrozumiałem Nort zwrócił się w stronę docenta ze Szczecina pański aparat określa, mówiąc ogólnie, każdy organizm, znajdujący się pod ziemią względniepod wodą.A więc jest to jak gdyby ulepszone wydanie wykrywacza min, kretów i butelekalkoholu?Wszyscy roześmieli się, a docent pogroził mu palcem. Niech pan się nie gniewa Nort przybrał skruszony wyraz twarzy. Naturalnie, tobył żart. Tak też go zrozumieliśmy rzekł fizyk, trochę zdziwiony. %7łart, z pańskiej strony dodał Nort, uśmiechając się do wynalazcy. Taki aparatnie istnieje,Na chwilę zapadła cisza.Docent poprawił okulary i odparł zupełnie spokojnie: Taki aparat istnieje.Mam go w swoim pokoju hotelowym, na drugim piętrze.Ale niedziwię się, że panu trudno uwierzyć. Przepraszam, panie docencie wtrącił się skonsternowany fizyk, bądz co bądz toon zaprosił Norta do stolika czy aparat wykrywa również organizmy żywe? Skądże! zawołał trzeci z mężczyzn. Przecież wykrył skład butelek. Owszem, żywe i martwe.Z martwych, na przykład zwłoki ludzkie.Raz już to zrobił,na dnie głębokiej glinianki.W województwie białostockim, za małym miasteczkiem powiato-wym, ciągną się glinianki i wykopy chyba przez parę kilometrów.Utonęło tam dziecko.Zaoszczędziłem wtedy milicji długich poszukiwań. Przywiózł pan ze sobą aparat, aby go zademonstrować na zjezdzie? spytał fizyk. Nie.Po co? I co ja bym tu wykrywał? uśmiechnął się docent. Prawdopodobnieofiaruję ten model warszawskiej milicji.Zresztą, jeszcze nie wiem.Będę w stolicy dwa tygo-dnie, więc mam dużo czasu do zastanowienia się. Dlaczego akurat warszawskiej milicji? Widzi pan.to jest taka skomplikowana sprawa.W ostatnim czasie zaginęła wWarszawie pewna bliska mi osoba.Zresztą, mniejsza o to. Nie chciałem sprawić panu przykrości rzekł fizyk. Ale jeżeli pański aparatstwierdzi obecność. chrząknął, zawahał się przecież to będzie oznaczało, że ten czło-wiek nie żyje, więc czy nie będzie to dla pana bardzo przykre? Fotografia zwłok, ewentua-lnych zwłok poprawił się szybko i wszystko z tym związane. Jeżeli ona nie żyje odparł docent niech chociaż znajdą ciało.Ale nie mówmyjuż o tym.Podniósł się, skłonił współtowarzyszom przy stoliku i odszedł w stronę sali obrad.Trze-ci z mężczyzn wstał również, dojrzał przy bufecie kogoś znajomego. Dlaczego pan tak powiedział? rzekł fizyk z wyrzutem w głosie. Nie sądzi panchyba, że na zjazd zaproszono nieuka czy szarlatana. Kto to jest? odparł Nort pytaniem. Docent Modrzewski ze Szczecina.Znany botanik.Ma za sobą kilka cennych prac zdziedziny wpływu promieniowania na wzrost i żywotność ziół leczniczych.Nie wiedziałem,że zajmuje się również fotografią w podczerwieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]