[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A ja mam to szczęście, że niemal codziennie przeklinam następcę tronu.Niebywałe!Jakiś przeciąg potargał mi włosy i poruszył fałdami sukni, połaskotał wskórę.Wysoko nad nami świece zakołysały się w koszyczkach.W sali zrobiło sięciemno, a potem znów jasno, gdy świece zapłonęły z nową siłą. Uciekaj! , krzyknął nagle mój wewnętrzny głos.Coś ścisnęło mnie za gardło, po plecach przeszły mi ciarki, zamarłam woczekiwaniu na to, co się teraz wydarzy.Brakowało mi woli, nie miałam siły, byprzeciwstawić się temu irracjonalnemu pragnieniu, irracjonalnej chęci ujrzenia ich tych drapieżców gotowych rozerwać całą ludzkość na strzępy. Uciekaj od róży!Oddychałam szybko, niemal chrapliwie, za mało tlenu trafiało do mej głowy.Poczułam jakiś ucisk na palcach, chłód przenikający przez rękawiczkę.Ktoś mnietrzymał.Opuściłam wzrok urękawiczniona dłoń Fabiana ściskała moją, trzymałamnie mocno, jakbym miała odlecieć, jakby wyrosły mi skrzydła. Oddychaj głęboko.To minie za chwilę powiedział szeptem.Kiwnęłamniepewnie głową.Przed oczyma widziałam gwiazdziste kręgi.Muzyka grała coraz głośniej, wypełniania salę i uszy potężnym crescendo,od którego łomotało mi serce. Uciekaj albo zajmiesz miejsce na tronie!Zwiece zgasły, przez salę powiał wściekły wiatr, gdy otwarto podwójnedrzwi.Varnowie! Król zszedł po schodach w absolutnej ciemności, która zamieniłasię w poświatę, kiedy pstryknął palcami.Na głowie miał zdumiewającą koronę,która wyglądała tak, jakby wykonano ją z płynnego metalu, zmieniała kształt z jegokażdym ruchem wraz ze szmaragdami osadzonymi w srebrze.Nad klejnotami, wkażdym z czterech ostrzy korony, falował czerwony płyn. Uciekaj, bo staniesz się krwią z ich krwi!Zatykało mnie, zaczynałam się dusić.Wszystko się zakołysało, jakby salabalowa obróciła się wokół mnie.Położyłam dłoń na piersi, coś miażdżyło mi żebra,zamykając się wokół serca, które przestało bić jakimkolwiek rytmem. Za królem szła królewska rodzina, było ich całe mnóstwo ze trzydziestualbo i więcej, a wszyscy ubrani na czarno lub szmaragdowo, z szarfami na piersi, zpartnerkami bądz partnerami, którzy skromnie opuszczali wzrok.Kaspar podążałtuż za ojcem, trzymając pod rękę Grację.Tłum zafalował, wszyscy kłaniali się lub dygali.Ja też dygnęłam, kiedy królmijał nasz szereg, opuściłam nisko głowę na znak dany dłonią Fabiana.Ale kiedychciałam się podnieść, nogi odmawiały mi posłuszeństwa; coś złowrogiego, coś, conie było mną, wybuchało mi w głowie, dudniło i grzmiało. Padnij na ziemię, o śmiertelna! Nie jesteś tego warta.Zgiń, przepadnij, nimdoścignie cię los! Zgiń, dziecko! Zgiń, zanim będzie za pózno!Przymknęłam powieki, kolana ugięły się pode mną, padałam, musiałam siępoddać. Uciekaj od tego grzesznika!Otworzyłam oczy.Ktoś mnie podtrzymywał, czułam jego dłoń, widziałamwpatrzone we mnie z troską niebieskie oczy. Violet?Chwyciłam się za pierś, zamknęłam dłoń w szpon, chcąc wydrzeć z serca tędławiącą mnie ciemność, uwolnić się z jej dusznej mocy.Właśnie mijał mnieKaspar, wbił we mnie wzrok.Na jego twarzy odmalowało się zaniepokojenie, alezaraz odwrócił głowę i znów spoglądał przed siebie.Pulsowało mi w skroniach.Rodzina królewska weszła na podwyższenie i stanęła w szeregu, patrząc napoddanych.Król zasiadł na tronie i obrzucił nas wzrokiem.Biła północ.Rozległo się dwanaście uderzeń zegara, a po każdym z nichcierpła mi skóra. Czas ucieka, Violet Lee.Wieczność czeka. Witam was, panie i panowie, podczas jesiennego zrównania dnia z nocą. Uciekaj! DWADZIEZCIA JEDENVioletKról wbił we mnie wzrok, przez jego oblicze przemknął cień zwątpienia, poczym znów spojrzał na salę w zamyśleniu, jakby traktował poddanych niczympionki na szachownicy.Nasyciwszy wzrok, usadowił się wygodniej na tronie iskinął leniwie na kelnerów, którzy wycofali się dyskretnie na boki. Violet! Oddychaj!Stwierdziłam zdumiona, że brakuje mi powietrza w płucach.Czułam corazwiększy strach, paliło mnie w piersi, muszę zaczerpnąć tchu! Nie mogę pisnęłam. Możesz upierał się Fabian, obejmując mnie ramionami. Wystarczy, żesię skoncentrujesz.Zacisnęłam powieki, myśląc tylko o tym, że trzeba unosić i opuszczać pierś.Po chwili imadło, które ściskało mi gardło, rozluzniło się i wzięłam niepewnyoddech.Zniknęły ciemności, wróciły spójne myśli.Wrócił także wzrok, a salanabrała normalnych kształtów, przestała być tunelem bez wyjścia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. A ja mam to szczęście, że niemal codziennie przeklinam następcę tronu.Niebywałe!Jakiś przeciąg potargał mi włosy i poruszył fałdami sukni, połaskotał wskórę.Wysoko nad nami świece zakołysały się w koszyczkach.W sali zrobiło sięciemno, a potem znów jasno, gdy świece zapłonęły z nową siłą. Uciekaj! , krzyknął nagle mój wewnętrzny głos.Coś ścisnęło mnie za gardło, po plecach przeszły mi ciarki, zamarłam woczekiwaniu na to, co się teraz wydarzy.Brakowało mi woli, nie miałam siły, byprzeciwstawić się temu irracjonalnemu pragnieniu, irracjonalnej chęci ujrzenia ich tych drapieżców gotowych rozerwać całą ludzkość na strzępy. Uciekaj od róży!Oddychałam szybko, niemal chrapliwie, za mało tlenu trafiało do mej głowy.Poczułam jakiś ucisk na palcach, chłód przenikający przez rękawiczkę.Ktoś mnietrzymał.Opuściłam wzrok urękawiczniona dłoń Fabiana ściskała moją, trzymałamnie mocno, jakbym miała odlecieć, jakby wyrosły mi skrzydła. Oddychaj głęboko.To minie za chwilę powiedział szeptem.Kiwnęłamniepewnie głową.Przed oczyma widziałam gwiazdziste kręgi.Muzyka grała coraz głośniej, wypełniania salę i uszy potężnym crescendo,od którego łomotało mi serce. Uciekaj albo zajmiesz miejsce na tronie!Zwiece zgasły, przez salę powiał wściekły wiatr, gdy otwarto podwójnedrzwi.Varnowie! Król zszedł po schodach w absolutnej ciemności, która zamieniłasię w poświatę, kiedy pstryknął palcami.Na głowie miał zdumiewającą koronę,która wyglądała tak, jakby wykonano ją z płynnego metalu, zmieniała kształt z jegokażdym ruchem wraz ze szmaragdami osadzonymi w srebrze.Nad klejnotami, wkażdym z czterech ostrzy korony, falował czerwony płyn. Uciekaj, bo staniesz się krwią z ich krwi!Zatykało mnie, zaczynałam się dusić.Wszystko się zakołysało, jakby salabalowa obróciła się wokół mnie.Położyłam dłoń na piersi, coś miażdżyło mi żebra,zamykając się wokół serca, które przestało bić jakimkolwiek rytmem. Za królem szła królewska rodzina, było ich całe mnóstwo ze trzydziestualbo i więcej, a wszyscy ubrani na czarno lub szmaragdowo, z szarfami na piersi, zpartnerkami bądz partnerami, którzy skromnie opuszczali wzrok.Kaspar podążałtuż za ojcem, trzymając pod rękę Grację.Tłum zafalował, wszyscy kłaniali się lub dygali.Ja też dygnęłam, kiedy królmijał nasz szereg, opuściłam nisko głowę na znak dany dłonią Fabiana.Ale kiedychciałam się podnieść, nogi odmawiały mi posłuszeństwa; coś złowrogiego, coś, conie było mną, wybuchało mi w głowie, dudniło i grzmiało. Padnij na ziemię, o śmiertelna! Nie jesteś tego warta.Zgiń, przepadnij, nimdoścignie cię los! Zgiń, dziecko! Zgiń, zanim będzie za pózno!Przymknęłam powieki, kolana ugięły się pode mną, padałam, musiałam siępoddać. Uciekaj od tego grzesznika!Otworzyłam oczy.Ktoś mnie podtrzymywał, czułam jego dłoń, widziałamwpatrzone we mnie z troską niebieskie oczy. Violet?Chwyciłam się za pierś, zamknęłam dłoń w szpon, chcąc wydrzeć z serca tędławiącą mnie ciemność, uwolnić się z jej dusznej mocy.Właśnie mijał mnieKaspar, wbił we mnie wzrok.Na jego twarzy odmalowało się zaniepokojenie, alezaraz odwrócił głowę i znów spoglądał przed siebie.Pulsowało mi w skroniach.Rodzina królewska weszła na podwyższenie i stanęła w szeregu, patrząc napoddanych.Król zasiadł na tronie i obrzucił nas wzrokiem.Biła północ.Rozległo się dwanaście uderzeń zegara, a po każdym z nichcierpła mi skóra. Czas ucieka, Violet Lee.Wieczność czeka. Witam was, panie i panowie, podczas jesiennego zrównania dnia z nocą. Uciekaj! DWADZIEZCIA JEDENVioletKról wbił we mnie wzrok, przez jego oblicze przemknął cień zwątpienia, poczym znów spojrzał na salę w zamyśleniu, jakby traktował poddanych niczympionki na szachownicy.Nasyciwszy wzrok, usadowił się wygodniej na tronie iskinął leniwie na kelnerów, którzy wycofali się dyskretnie na boki. Violet! Oddychaj!Stwierdziłam zdumiona, że brakuje mi powietrza w płucach.Czułam corazwiększy strach, paliło mnie w piersi, muszę zaczerpnąć tchu! Nie mogę pisnęłam. Możesz upierał się Fabian, obejmując mnie ramionami. Wystarczy, żesię skoncentrujesz.Zacisnęłam powieki, myśląc tylko o tym, że trzeba unosić i opuszczać pierś.Po chwili imadło, które ściskało mi gardło, rozluzniło się i wzięłam niepewnyoddech.Zniknęły ciemności, wróciły spójne myśli.Wrócił także wzrok, a salanabrała normalnych kształtów, przestała być tunelem bez wyjścia [ Pobierz całość w formacie PDF ]