[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mówiąc do siebie słowa, podeszli do ołtarza. To matka moja i świadek mój odezwała się półgłosemHelena.Wśród ciszy obrzęd się rozpoczął.Ksiądz staruszek, trochęprzelękły, odprawiał go prędko, jakby się przerwaniaobawiał.niekiedy oczyma mierzył drzwi i wstrzymywał głos,gdy szmer posłyszał.Jąkał się, niedowidział w agendce, alenaostatek dopełniła się uroczystość ze wszelkiemiwymaganemi formalnościami.Drżącą ręką kapłan związanepobłogosławił dłonie.Odstąpiwszy nieco od ołtarza, przy którym Helena uklękła sięmodlić jeszcze, jenerał czekał na nią.z twarzy jego widaćbyło radość, niecierpliwość, dumę.Patrzał na tę poważnąpiękność klęczącą i czuł, że się nią będzie mógł choćby nanajświetniejszym pochlubić dworze.Gdy nareszcie poprzedłużonej modlitwie Helena wstała, jenerał podał jej rękę izabierał się prowadzić ale ona, z lekka usunąwszy dłońjego, odezwała się, podnosząc czoło z powagą i spokojem: Panowie, ten człowiek, którego widzicie, który miprzysiągł i któremu jam przysięgła, był mi winien ten ślub zapopełniony występek.przyszłam tu po to tylko, aby odejśćusprawiedliwioną i aby go upokorzyć.ale żyć z nim niemogę i nie będę.Przysięgłam.tak! dotrzymam tej przysięgi wierności.nikomu w życiu drugi raz ślubować nie będę i pozostanę muwierną.ale żoną jego nigdy!To mówiąc, zmierzyła go piorunującym wzrokiem.Jenerałzbladł, zakipiał z gniewu, dwaj jego towarzysze podbiegli ipochwycili go, obawiając się, aby w kaplicy jakiego gwałtusię nie dopuścił; tymczasem Helena uklękła raz jeszcze,chwyciła matkę za rękę i rozkazująco zawołała do Sojki, którystał z latarką u drzwi. Prowadz nas nazad!Jenerał wyrywał się, trzymano go, przyjaciele wymogliprzecie, iż dał się uspokoić.Namowy towarzyszów czy jakieśuczucie dumy, wstrzymały go od napaści, pogoni, nawet odwyrazniejszej odpowiedzi.Zmiał się tylko szydersko.Tak od stóp ołtarza rozeszli się poślubieni, z podziwem iprzestrachem świadków.Jeden ksiądz w początku słowyłagodnemi starał się nakłonić Helenę do przebaczenia, ale ona,pocałowawszy go w rękę, głową tylko potrząsnęła i odeszła.Sojka, równie przerażony, jak inni, idąc nazad przezkorytarze, zataczał się i słaniał.z pod oka patrzał na Helenę.mrucząc. Ależ to, panie, kobieta! ależ to historya.a niechże.Doszli tak wreszcie do powozu, który stał przy bramie; Helenaprzez uczucie jakiegoś wstrętu i obawy nie chciała doń siąść&poszła do dorożki pieszo.Paproński całą drogę był posępny imilczący, Ksawerowa ściskała ją i płakała.W bramie domuHelena podziękowała świadkowi, który odpowiedzieć jej nieumiał nawet a sama weszła prędko na górę. To mój wieczór godowy! zawołała, padając na kolana towesele moje!.wesele sieroty!.ślub jak grób.LX.W małym szyneczku na rogu Bielańskiej ulicy i Tłomackiego,pod wieczór, siedziało dwóch niepoczesnych ludzi przybutelce miodu, który zdawał się niewiele więcej być wart odnich.Obaj jakoś pili smętnie i wzdychali.Byli sami.Aojowa świeczka, zwieszona na bok, pryskała wlichtarzu, jakby drzemiąc i budząc się zaspana.W drugiejizbie chłopak posługujący, ręce w tył założywszy, kiwał się naławie pod piecem.Obraz był flamandzki, ale niedobregopendzla i oświetlony nie osobliwie. Mój Dyzmo rzekł pierwszy, który miał nos okrytyogromnemi brodawkami, łysą zupełnie głowę i wąsy twarde,rosnące do góry nakształt szczeciny. Mój kochany Dyzmo,już się to tam w życiu różne praktykowały różności aletakiego głupiego interesu to nigdy.Towarzysz, niepozorne człecze, żółte, ze spiczastym nosem,jakby cudzym, bo czerwono fioletowym, gdy reszta twarzybyła cytrynowej barwy, lecz z oczyma nader bystremi, nadpiłmiodu, splunął i rzekł: Ale to, mospanie tego, choć ty Cyprusiu.interes głupi niejest, wcale nie jest. yle idzie, do dyabła. Co zle idzie! Albo to my temu choćby winni? Trudnoznowu szturm do kamienicy przypuścić. No a ten się niecierpliwi i gniewa. To co? kiedy płaci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nie mówiąc do siebie słowa, podeszli do ołtarza. To matka moja i świadek mój odezwała się półgłosemHelena.Wśród ciszy obrzęd się rozpoczął.Ksiądz staruszek, trochęprzelękły, odprawiał go prędko, jakby się przerwaniaobawiał.niekiedy oczyma mierzył drzwi i wstrzymywał głos,gdy szmer posłyszał.Jąkał się, niedowidział w agendce, alenaostatek dopełniła się uroczystość ze wszelkiemiwymaganemi formalnościami.Drżącą ręką kapłan związanepobłogosławił dłonie.Odstąpiwszy nieco od ołtarza, przy którym Helena uklękła sięmodlić jeszcze, jenerał czekał na nią.z twarzy jego widaćbyło radość, niecierpliwość, dumę.Patrzał na tę poważnąpiękność klęczącą i czuł, że się nią będzie mógł choćby nanajświetniejszym pochlubić dworze.Gdy nareszcie poprzedłużonej modlitwie Helena wstała, jenerał podał jej rękę izabierał się prowadzić ale ona, z lekka usunąwszy dłońjego, odezwała się, podnosząc czoło z powagą i spokojem: Panowie, ten człowiek, którego widzicie, który miprzysiągł i któremu jam przysięgła, był mi winien ten ślub zapopełniony występek.przyszłam tu po to tylko, aby odejśćusprawiedliwioną i aby go upokorzyć.ale żyć z nim niemogę i nie będę.Przysięgłam.tak! dotrzymam tej przysięgi wierności.nikomu w życiu drugi raz ślubować nie będę i pozostanę muwierną.ale żoną jego nigdy!To mówiąc, zmierzyła go piorunującym wzrokiem.Jenerałzbladł, zakipiał z gniewu, dwaj jego towarzysze podbiegli ipochwycili go, obawiając się, aby w kaplicy jakiego gwałtusię nie dopuścił; tymczasem Helena uklękła raz jeszcze,chwyciła matkę za rękę i rozkazująco zawołała do Sojki, którystał z latarką u drzwi. Prowadz nas nazad!Jenerał wyrywał się, trzymano go, przyjaciele wymogliprzecie, iż dał się uspokoić.Namowy towarzyszów czy jakieśuczucie dumy, wstrzymały go od napaści, pogoni, nawet odwyrazniejszej odpowiedzi.Zmiał się tylko szydersko.Tak od stóp ołtarza rozeszli się poślubieni, z podziwem iprzestrachem świadków.Jeden ksiądz w początku słowyłagodnemi starał się nakłonić Helenę do przebaczenia, ale ona,pocałowawszy go w rękę, głową tylko potrząsnęła i odeszła.Sojka, równie przerażony, jak inni, idąc nazad przezkorytarze, zataczał się i słaniał.z pod oka patrzał na Helenę.mrucząc. Ależ to, panie, kobieta! ależ to historya.a niechże.Doszli tak wreszcie do powozu, który stał przy bramie; Helenaprzez uczucie jakiegoś wstrętu i obawy nie chciała doń siąść&poszła do dorożki pieszo.Paproński całą drogę był posępny imilczący, Ksawerowa ściskała ją i płakała.W bramie domuHelena podziękowała świadkowi, który odpowiedzieć jej nieumiał nawet a sama weszła prędko na górę. To mój wieczór godowy! zawołała, padając na kolana towesele moje!.wesele sieroty!.ślub jak grób.LX.W małym szyneczku na rogu Bielańskiej ulicy i Tłomackiego,pod wieczór, siedziało dwóch niepoczesnych ludzi przybutelce miodu, który zdawał się niewiele więcej być wart odnich.Obaj jakoś pili smętnie i wzdychali.Byli sami.Aojowa świeczka, zwieszona na bok, pryskała wlichtarzu, jakby drzemiąc i budząc się zaspana.W drugiejizbie chłopak posługujący, ręce w tył założywszy, kiwał się naławie pod piecem.Obraz był flamandzki, ale niedobregopendzla i oświetlony nie osobliwie. Mój Dyzmo rzekł pierwszy, który miał nos okrytyogromnemi brodawkami, łysą zupełnie głowę i wąsy twarde,rosnące do góry nakształt szczeciny. Mój kochany Dyzmo,już się to tam w życiu różne praktykowały różności aletakiego głupiego interesu to nigdy.Towarzysz, niepozorne człecze, żółte, ze spiczastym nosem,jakby cudzym, bo czerwono fioletowym, gdy reszta twarzybyła cytrynowej barwy, lecz z oczyma nader bystremi, nadpiłmiodu, splunął i rzekł: Ale to, mospanie tego, choć ty Cyprusiu.interes głupi niejest, wcale nie jest. yle idzie, do dyabła. Co zle idzie! Albo to my temu choćby winni? Trudnoznowu szturm do kamienicy przypuścić. No a ten się niecierpliwi i gniewa. To co? kiedy płaci [ Pobierz całość w formacie PDF ]