[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leńkiewicz człowiekuczciwy i państwu oddany ja choćby karku nadstawić przyszło.zrobię co wmocy ludzkiej. Ani Leńkiewicz, ani waćpan nie potraficie nic odparła panna.Na codarmo się łudzić. Więc cóż! spytał Iwanowski, juś ciż im tak za wygraną dać nie możemy?Panna zmarszczyła brwi nieco. Gdy burza nadchodzi, człowiek szukać musi jakiegoś od niej schronienia i comoże ratować rzekła.Mnie się zdaje, moim kobiecym rozumem, że.ktoś znaszych przyjaciół mógłby podszepnąć %7ływultowi komplanacyę i układy.Któż wie?Iwanowski głową potrząsał. Zapewne, rzekł lecz nie zdaje mi się aby świętoszek ten, który się podpłaszczyk księżnej przytulił dziś co bez niej chciał przedsiębrać.Panna Tekla podała mu rękę z poufałością, jakiej jeszcze nie doznał nigdy iktóra go do siódmych niebios zaniosła. Próbuj pan, szepnęła, mamie mówić o tem nie trzeba.Z tem odszedł pan Jan, szczęśliwy bo raz pierwszy przeczytał w oczachpanny, że mu obojętną nie była, ale zasępiony okrutnie, bo chciał jej byćposłusznym, a kompromis z %7ływultem zdawał mu się niemożliwym.Czasu owego trybunału, jak zazwyczaj można powiedzieć że nie spanowcale. Padł kto zmęczony wśród dnia, znalazłszy chwilę, zdrzemnął się, pókigo przyjaciele gwałtem do nowej biby nie pociągnęli.Skrył się czasem w jakiejdziurze i chrapnął, lecz z małemi wyjątkami, spać się kłaść nie było czasu.Takie kolacyjki najczęściej przeciągały się ku dniowi, a wychodzący z nichrozochoceni, najczęściej zabierali się do któregoś z kolegów na poncz, naherbatę jakąś, na ogórki bodaj.- Wielu z młodzieży grywało już w karty,chociaż one jeszcze tak bardzo jak pózniej nie grasowały.Iwanowski więc po północy wyszedłszy od Borkowskich, a pilno mając na sercuco mu panna powiedziała mógł nie tracąc czasu zajść gdzie na radę.Miasteczko w spóznionej tej godzinie nad rankiem miało wielce dziwnąfizyognomię.Po kościołach już się na jutrznię odzywały dzwonki, po chatachubogich wstawały gospodynie i zapalały światło; w wielkiej austeryi czeladz iciury wszelkie piły, tańcując po ochrypłych skrzypkach. we dworkachzajmowanych przez gości trybunalskich szumiało i gorzało.Chłopki z okolicy ściągali się już na targ o mroku, pracowitym dzień siępoczynał, próżniakom się nie skończył jeszcze.Iwanowski spotykał prowadzonych pod ręce do domów tych którym gościnnośćnogi poodejmowała.Na progu w kilku domach dopijano strzemienne całując sięi ściskając.Niewiedział dobrze dokąd się ma udać, aby do %7ływulta trafić i polecić gowymacać, gdy Wierzejko, o którym słyszał od Leńkiewicza, nastręczył mu sięodprowadzający kilku dygnitarzy z polecenia księżnej do domów.Wiedział, że się zaklął iż Borkowskim szkodzić nie będzie, sądził więc, że ipomódz może.Na nieszczęście Wierzejko był tak rozochocony, że z nim mówićbyło trudno.On i całe towarzystwo, któremu był dodany dla salvi konduktu,śpiewało pieśń pobożną poranną, w tem przekonaniu, że Bóg tą atencyą dlasiebie skorumpowany dużo grzechów im przepuścić może.Nie sposób było toosobliwe nabożeństwo przerywać.Ryczeli na głos cały.Przeszli Iwanowskistanął i zadumał się.Był niegdyś z deputatem Czyżem w bardzo dobrej komitywie, a w kwaterzeCzyża świeciło właśnie.Na chybił trafił wszedł do niego.Czyż tylko co z powrotem z kolacyi, po której dużo z fraucymerem tańcował,spocony, zrzuciwszy z siebie odzież, przechadzał się po izbie wielce poruszony.Gościa się nie spodziewał wcale i zdziwił tak rannym odwiedzinom. Pan Jezus przy dziecięciu! krzyknął a ty tu co robisz? Taż to pono najutrznię dzwonią? A tak rzekł Iwanowski ależ i ty jeszcześ się spać nie kładł, toć przecie imnie wolno.Czyż się rozśmiał. Aleś ty przecie u wojewodzinej nie był? rzekł. O to wieczór mieliśmy!Powiadam ci, delicye! Naprzód kolacya książęca, Splendidissime,radziwiłłowska.Potem, mości dobrodzieju, fraucymer nam dali do tańców,dziewczęta jak róże.chichotki, wesołe.ochocze.raj! mówię ci. I za ten raj będziecie w piekle siedzieli! odparł Iwanowski. Jak to? A jużci, bo go wam darmo nie dają. Musicie zgubić biednąpułkownikowę. W której ty córce się kochasz. Tak jest odparł Iwanowski. Sprawę ma kiepską zawołał Czyż zagniewany. Po takiej kolacyi! dodał przybyły.Deputat miał się już gniewać, gdy panJan obie ręce mu położył na ramionach i począł. Myśmy starzy od szkolnej ławy przyjaciele, nie bundziucz się ze mną.gadajmy po ludzku i po ludzku róbmy.Księżna się zawzięła na Borkowskich,starajmy się doprowadzić do zgody. Kogo? księżnę z temi paniami? rozśmiał się Czyż trafiłeś kulą w płot!Chyba księżnej Barbary nie znasz. Nie o niej myślę przerwał Iwanowski co ci się śni! %7ływulta sprawachoćby najlepiej stała, ludzie sumienie mają, ty sam nim dasz głos namyślić sięmusisz.Wygra.to nie koniec jeszcze.My znajdziemy sposób by od ekzekucyisię zasłonić i sprawę de noviter repertis przeciągnąć.Lepsza najgorsza zgoda niżnajpiękniejszy proces. A ty myślisz, że %7ływult będący w rękach księżnej, sam przez się krokpostawi? odparł Czyż. Probujmy.Deputat ziewnął. Dajże mi się choć zdrzemnąć rzekł zobaczymy.Popróbuję. Będziesz miał zasługę.Rozeszli się a Iwanowskiemu też dnia tego po wzruszeniach jakich doznał,należał spoczynek.Powlókł się do łóżka.W kilka godzin jednak był już na nogach i w ulicy, ale na próżno Czyża szukał,bo go już ani w domu, ani na Ratuszu, ani u nikogo ze znajomych wytropić niemógł.%7ływulta też którego był gotów już sam zaczepić, nigdzie śladu ani o nimwieści.Siedział zwykle we dworze u wojewodzinej. Dopiero z południaCzyża przechodzącego pochwycił.Okazało się, że ten wczorajszej rozmowy, której słuchał oszołomiony, a potemją zaspał, całkowicie zapomniał.Jedna z panien fraucymeru księżnej zajmowała go tak, że dla niej o wszystkiemzabył.Na usilne jednak natarcie Iwanowskiego, Czyż po namyśle ofiarował sięgo zaprowadzić do %7ływulta, którego prawdopodobnie na kwaterze u żyda zastaćmieli.Dnia tego bowiem z powodu przybycia Turczynowicza i komportacyidokumentów, zajęty być miał w domu.Dla obudzenia kommizeracyi, i przez skąpstwo, %7ływult mieścił się w alkierzużydowskiego domu, obok rodziny gospodarza, od której przez nieszczelne drzwiwszystkie zapachy kuchni izraelskiej, łokszyny, cebuli, kapusty, tłustości,stęchlizny, czadu, napełniały małą izdebkę.%7ływulta zastali w istocie, związującego starannie fascykuły papierów, iprzybranego do tego zatrudnienia w zabrukany kitel.Czyż, którego z niezmierną uniżonością powitał, do kolan mu się kłaniając, dośćwymownie wyłożył mu cel swych odwiedzin.%7ływult słuchał z pokorą, ukradkiem oczyma mierząc Iwanowskiego, któregoprzytomność była dlań wiele znaczącą.Dał się obu posłom wygadać nie przerywając, zawsze jak najuniżeniejskłaniając głową i przyjmując co mówili z namaszczeniem i przejęciem.Ostrożny wielce, nie odezwał się ze słowem żadnem, nie dał znaku anisprzeciwienia się ani zgody.Gdy przyszło do odpowiedzi namyślał się jeszcze, oczy podnosząc do sufitu iwielkie wewnętrzne okazując poruszenie. No cóż! ozwał się Czyż.Głos nareszcie dobył się z piersi %7ływultowi, grobowy, wątły, słaby, smutny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Leńkiewicz człowiekuczciwy i państwu oddany ja choćby karku nadstawić przyszło.zrobię co wmocy ludzkiej. Ani Leńkiewicz, ani waćpan nie potraficie nic odparła panna.Na codarmo się łudzić. Więc cóż! spytał Iwanowski, juś ciż im tak za wygraną dać nie możemy?Panna zmarszczyła brwi nieco. Gdy burza nadchodzi, człowiek szukać musi jakiegoś od niej schronienia i comoże ratować rzekła.Mnie się zdaje, moim kobiecym rozumem, że.ktoś znaszych przyjaciół mógłby podszepnąć %7ływultowi komplanacyę i układy.Któż wie?Iwanowski głową potrząsał. Zapewne, rzekł lecz nie zdaje mi się aby świętoszek ten, który się podpłaszczyk księżnej przytulił dziś co bez niej chciał przedsiębrać.Panna Tekla podała mu rękę z poufałością, jakiej jeszcze nie doznał nigdy iktóra go do siódmych niebios zaniosła. Próbuj pan, szepnęła, mamie mówić o tem nie trzeba.Z tem odszedł pan Jan, szczęśliwy bo raz pierwszy przeczytał w oczachpanny, że mu obojętną nie była, ale zasępiony okrutnie, bo chciał jej byćposłusznym, a kompromis z %7ływultem zdawał mu się niemożliwym.Czasu owego trybunału, jak zazwyczaj można powiedzieć że nie spanowcale. Padł kto zmęczony wśród dnia, znalazłszy chwilę, zdrzemnął się, pókigo przyjaciele gwałtem do nowej biby nie pociągnęli.Skrył się czasem w jakiejdziurze i chrapnął, lecz z małemi wyjątkami, spać się kłaść nie było czasu.Takie kolacyjki najczęściej przeciągały się ku dniowi, a wychodzący z nichrozochoceni, najczęściej zabierali się do któregoś z kolegów na poncz, naherbatę jakąś, na ogórki bodaj.- Wielu z młodzieży grywało już w karty,chociaż one jeszcze tak bardzo jak pózniej nie grasowały.Iwanowski więc po północy wyszedłszy od Borkowskich, a pilno mając na sercuco mu panna powiedziała mógł nie tracąc czasu zajść gdzie na radę.Miasteczko w spóznionej tej godzinie nad rankiem miało wielce dziwnąfizyognomię.Po kościołach już się na jutrznię odzywały dzwonki, po chatachubogich wstawały gospodynie i zapalały światło; w wielkiej austeryi czeladz iciury wszelkie piły, tańcując po ochrypłych skrzypkach. we dworkachzajmowanych przez gości trybunalskich szumiało i gorzało.Chłopki z okolicy ściągali się już na targ o mroku, pracowitym dzień siępoczynał, próżniakom się nie skończył jeszcze.Iwanowski spotykał prowadzonych pod ręce do domów tych którym gościnnośćnogi poodejmowała.Na progu w kilku domach dopijano strzemienne całując sięi ściskając.Niewiedział dobrze dokąd się ma udać, aby do %7ływulta trafić i polecić gowymacać, gdy Wierzejko, o którym słyszał od Leńkiewicza, nastręczył mu sięodprowadzający kilku dygnitarzy z polecenia księżnej do domów.Wiedział, że się zaklął iż Borkowskim szkodzić nie będzie, sądził więc, że ipomódz może.Na nieszczęście Wierzejko był tak rozochocony, że z nim mówićbyło trudno.On i całe towarzystwo, któremu był dodany dla salvi konduktu,śpiewało pieśń pobożną poranną, w tem przekonaniu, że Bóg tą atencyą dlasiebie skorumpowany dużo grzechów im przepuścić może.Nie sposób było toosobliwe nabożeństwo przerywać.Ryczeli na głos cały.Przeszli Iwanowskistanął i zadumał się.Był niegdyś z deputatem Czyżem w bardzo dobrej komitywie, a w kwaterzeCzyża świeciło właśnie.Na chybił trafił wszedł do niego.Czyż tylko co z powrotem z kolacyi, po której dużo z fraucymerem tańcował,spocony, zrzuciwszy z siebie odzież, przechadzał się po izbie wielce poruszony.Gościa się nie spodziewał wcale i zdziwił tak rannym odwiedzinom. Pan Jezus przy dziecięciu! krzyknął a ty tu co robisz? Taż to pono najutrznię dzwonią? A tak rzekł Iwanowski ależ i ty jeszcześ się spać nie kładł, toć przecie imnie wolno.Czyż się rozśmiał. Aleś ty przecie u wojewodzinej nie był? rzekł. O to wieczór mieliśmy!Powiadam ci, delicye! Naprzód kolacya książęca, Splendidissime,radziwiłłowska.Potem, mości dobrodzieju, fraucymer nam dali do tańców,dziewczęta jak róże.chichotki, wesołe.ochocze.raj! mówię ci. I za ten raj będziecie w piekle siedzieli! odparł Iwanowski. Jak to? A jużci, bo go wam darmo nie dają. Musicie zgubić biednąpułkownikowę. W której ty córce się kochasz. Tak jest odparł Iwanowski. Sprawę ma kiepską zawołał Czyż zagniewany. Po takiej kolacyi! dodał przybyły.Deputat miał się już gniewać, gdy panJan obie ręce mu położył na ramionach i począł. Myśmy starzy od szkolnej ławy przyjaciele, nie bundziucz się ze mną.gadajmy po ludzku i po ludzku róbmy.Księżna się zawzięła na Borkowskich,starajmy się doprowadzić do zgody. Kogo? księżnę z temi paniami? rozśmiał się Czyż trafiłeś kulą w płot!Chyba księżnej Barbary nie znasz. Nie o niej myślę przerwał Iwanowski co ci się śni! %7ływulta sprawachoćby najlepiej stała, ludzie sumienie mają, ty sam nim dasz głos namyślić sięmusisz.Wygra.to nie koniec jeszcze.My znajdziemy sposób by od ekzekucyisię zasłonić i sprawę de noviter repertis przeciągnąć.Lepsza najgorsza zgoda niżnajpiękniejszy proces. A ty myślisz, że %7ływult będący w rękach księżnej, sam przez się krokpostawi? odparł Czyż. Probujmy.Deputat ziewnął. Dajże mi się choć zdrzemnąć rzekł zobaczymy.Popróbuję. Będziesz miał zasługę.Rozeszli się a Iwanowskiemu też dnia tego po wzruszeniach jakich doznał,należał spoczynek.Powlókł się do łóżka.W kilka godzin jednak był już na nogach i w ulicy, ale na próżno Czyża szukał,bo go już ani w domu, ani na Ratuszu, ani u nikogo ze znajomych wytropić niemógł.%7ływulta też którego był gotów już sam zaczepić, nigdzie śladu ani o nimwieści.Siedział zwykle we dworze u wojewodzinej. Dopiero z południaCzyża przechodzącego pochwycił.Okazało się, że ten wczorajszej rozmowy, której słuchał oszołomiony, a potemją zaspał, całkowicie zapomniał.Jedna z panien fraucymeru księżnej zajmowała go tak, że dla niej o wszystkiemzabył.Na usilne jednak natarcie Iwanowskiego, Czyż po namyśle ofiarował sięgo zaprowadzić do %7ływulta, którego prawdopodobnie na kwaterze u żyda zastaćmieli.Dnia tego bowiem z powodu przybycia Turczynowicza i komportacyidokumentów, zajęty być miał w domu.Dla obudzenia kommizeracyi, i przez skąpstwo, %7ływult mieścił się w alkierzużydowskiego domu, obok rodziny gospodarza, od której przez nieszczelne drzwiwszystkie zapachy kuchni izraelskiej, łokszyny, cebuli, kapusty, tłustości,stęchlizny, czadu, napełniały małą izdebkę.%7ływulta zastali w istocie, związującego starannie fascykuły papierów, iprzybranego do tego zatrudnienia w zabrukany kitel.Czyż, którego z niezmierną uniżonością powitał, do kolan mu się kłaniając, dośćwymownie wyłożył mu cel swych odwiedzin.%7ływult słuchał z pokorą, ukradkiem oczyma mierząc Iwanowskiego, któregoprzytomność była dlań wiele znaczącą.Dał się obu posłom wygadać nie przerywając, zawsze jak najuniżeniejskłaniając głową i przyjmując co mówili z namaszczeniem i przejęciem.Ostrożny wielce, nie odezwał się ze słowem żadnem, nie dał znaku anisprzeciwienia się ani zgody.Gdy przyszło do odpowiedzi namyślał się jeszcze, oczy podnosząc do sufitu iwielkie wewnętrzne okazując poruszenie. No cóż! ozwał się Czyż.Głos nareszcie dobył się z piersi %7ływultowi, grobowy, wątły, słaby, smutny [ Pobierz całość w formacie PDF ]