[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.byle go tu niedopuścić. Nie sądzę, żeby się ważył przybyć  mruknął Dobiesław. A gdyby! wygnać go nie możemy ani wzbronić widzenia się  mówiłgospodarz. Dość będzie czasu pomyśleć o tym, jeśliby on ośmielił się przyjechać doKrakowa  rzekł Włodko podczaszy. Stara ochmistrzyni, ulubiona Jadwidze Hilda  szepnął Spytek  Niemka,rodem z Wiednia, mówią, że mu sprzyja. Będzie się nad tym czuwało  rzekł Dobiesław.Gdy się to działo we dworcu pana wojewody, ci, co mieli poleconym sobiepatrzeć i słuchać, jak Bobrek, nie tracili czasu.Było ich zapewne wielu, lecz nikt od klechy czynniejszym nie był.W nimgorliwość dla Zakonu zwiększała nienawiść ku Polsce. Nie ma zajadlejszych wrogów nad tych, co się swej narodowości wyrzekłszy, wsumieniu gryzieni, zniszczyć by ją chcieli, aby o swej podłości zapomnieć.Przenikliwemu klesze dosyć było się rozpatrzeć nieco i nasłuchać w tym, coSemka otaczało, aby powziąć przekonanie, że Krzyżacy na niego nie powinnibyli rachować.Nie rozumiał on, co mogło mściwego i gwałtownego człowiekaukołysać tak i rozbroić, lecz czuł, iż się on już Zakonowi nie przyda.Choć w tajemnicy dotąd trzymano swaty Jagiełłowe i myśl połączenia go zJadwigą, Bobrek wiedział o tym bardzo dobrze, iż większość panów iduchowieństwo stała przy tym i mocno postanowiła małżeństwo doprowadzićdo skutku.Potrzeba było znalezć coś na odwrócenie niebezpieczeństwa, na postawienieprzeciw Jagielle; a nie było nikogo, co by się tak nadawał jak młody Wilhelm,narzeczony niegdyś Jadwigi.Z półsłówek tu i ówdzie pochwytanych klecha zmiarkował, iż był on miłymkrólowej.Trzeba było tylko znalezć kogoś, co by jej uczucie rozbudził na nowoi ofiarował się mu służyć.Nazajutrz zręczny służka krzyżacki był na zamku z modlitewkami, trafił do dwukleryków będących przy dworze pani, zrobił znajomość z nimi i szukałczłowieka, którym by się mógł posłużyć.Widzieliśmy już, że Dobiesław z Kurozwęk pilno nad zamkiem czuwał, a Jaśkoz Tęczyna i biskup Radlica nad samą królową.Na urzędników jej dworu, októrych się pilno wywiadywał Bobrek, wcale nie mógł liczyć.Byli to ludziewielkiej powagi i sumienności.Do niewiast przystęp był trudny, a gadatliwościich lękał się Bobrek.Szukając tak człowieka przedajnego i słabego  nimprzyszło do koronacji, klecha już sobie upatrzył kogoś, który zdawał mu sięjakby stworzony do zdrady.Był nim podkomorzy krakowski, z urzędu swego będący przy młodej królowej,Gniewosz z Dalewic*.*/Gniewosz z Dalewic  podkomorzym krakowskim został dopiero ok.r.1399;początkowo stronnik i pomocnik Wilhelma; następnie chcąc sobie ująć Jagiełłęrzucił na Jadwigę oszczerstwo, które musiał odszczekaćW nim Bobrek znalazł wszystkie znamiona powolnego narzędzia dopodstępnego knowania.Ubogiej rodziny szlacheckiej potomek, Gniewosz miał ambicją niezmierną i nieprzebierającą w środkach.Chciało mu się zbogacić, podnieść, stanąć na równi zinnymi, jakimkolwiek bądz kosztem.Pochlebca zręczny, umiał się naprzód wkraść w łaski Dobiesława i zmarłegobiskupa Zawiszy*, którym służył do najbrudniejszych spraw, nie dbając, coludzie powiedzą.Lekceważył sobie języki, a stał o oczy  występować świetnie, na pozórrównać się przepychem dworu, szatami, wystawnością życia z dalekomożniejszymi od siebie, było głównym jego celem. Wcisnąć się pomiędzy Leliwów i Toporów, choćby go odpychano i dawano muczuć, co ich od niego dzieliło, szaty ich naśladować, stół mieć podobny, konietej samej maści, suknie krojem cudzoziemskim, kawalkatora* cudzoziemca,lutnistę choćby jednego, wozy tak samo kryte, stół podobnie zastawny i wobecmieszczan a gawiedzi nie ustępować magnatom, Gniewosz miał za obowiązek ijedyny cel życia.Zawsze w długach, obarczony lichwą, nie pytał, skąd wezmie,byle dostał.Pięknej dosyć powierzchowności, oblicza wesołego, dowcipny, bo zręczniesobie cudzy dowcip umiał przywłaszczać, uniżony i przymilający się mocnym,zuchwały ze słabymi, dosyć dotąd szczęśliwie idąc, dobił się do podkomorstwa.Na ubogiego szlachcica było to już dość znacznym, lecz jemu nie starczyło.Przemyślał ciągle nad sposobami dzwignięcia się wyżej jeszcze.Przykład miałna krakowskim panu.Bobrkowi łatwo było zasięgnąć wiadomości o charakterze człowieka, którego wKrakowie znali wszyscy %7łydzi, lichwiarze, roztrucharze*, kupcy, bo im zalegałw znacznych sumach.*/Z a w i s z a z Kurozwęk  syn Dobiesława, biskup krakowski i kanclerzkoronny, od r.1381 jeden z trzech zarządców Polski podczas nieobecnościLudwika w kraju; um.1382 r.*/kawalkator (z włos.cavalcatore)  ujeżdżacz koni*/roztrucharz (staropol.)  handlarz lub hodowca koniWiedzieli oni z doświadczenia, że na słowie jego polegać nie było można i że zapieniądze gotów był na wszystko.Zmuszony żyć w mieście i przy dworze, trzymać konie i ludzi, stroić się, gościprzez pychę przyjmować, udawać pana, Gniewosz potrzebował ciągle i rzucałsię na wszystkie strony.Mógł więc klecha zmiarkować, że najłatwiej mu będzie zyskać sobie jego, myślmu poddać, zaświecić nadziejami wielkimi i pokierować tak, jak Zakonowi byłopotrzeba.Bieniasz, u którego klecha stał gospodą, był z podkomorzym znajomy.Szłotylko o to, ażeby zajętego teraz służbą ściągnąć do Niemca.Bobrek był pewien,że po krótkiej rozmowie zyskać go sobie potrafi.Właśnie Gniewosz potrzebował na przyjmowanie Węgrów i na koronacjępieniędzy, a że długów miał wiele, nikt mu ich dawać nie chciał inaczej jak nazastaw.Było to zresztą zwyczajem w czasach onych, że dla utrudnienia w poszukiwaniusądowym należności nie dawano inaczej jak pod zastawy, nawet panującym iksiążętom, którzy srebra swe a inni zamki i włości w długach dawać musieli, ażdo spłacenia ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl