[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugi wariant -wysiąść z pociągu na ostatniej stacji przed granicą na linii Katowice-Moravska Ostrava, rozejrzeć się za dnia, obejść posterunki (jeśli wogóle są) nocą.Tymczasem Słowacy przekroczą granicę legalnie,pieszo i poczekają na nas po tamtej stronie.Teoria o bilecietramwajowym" przemawiała przeciw karkołomnej wyprawie górami.Nawet gdyby pierwszy wariant został zaakceptowany i tak trzeba byjechać przez Katowice, ponieważ tory linii Warszawa-Kraków byłyzerwane w wielu miejscach.Naradzając się w parku na ławceodczuwaliśmy już siłę przyciągania niedalekiej granicy, podczas gdywariant numer 1, via Kraków-góry przedłużał podróż do granicy o conajmniej całą dobę.Gdyby nawet opinie były równo podzielone,obecność Luli przechylała szalę na stronę drugiego wariantu.43Korzystając z wolnego czasu uczyliśmy się słowackiego.Stankozdaniem Chalupca zapomniał już sporo ojczystego języka.Gdy sięmylił, Chalupec mrugał do nas porozumiewawczo.Koło południa rozpoczął się następny etap podróży.W językuwojskowym nazywa się to zajmowaniem pozycji wyjściowej donatarcia.W rzeczywistości, jak to się pózniej okazało, było touderzenie z marszu.Pociąg wlókł się stacja za stacją, a czaswydłużał się niepomiernie.Wagon pełen był cudzoziemców, głównieCzechów, Słowaków, Jugosłowian, Węgrów.Były to chybaDziedzice, gdy ostatni Polacy wysiedli.Edek i ja przestaliśmy mówić,aby nie zdradzić swej narodowości.Inni pasażerowie rozmawiali,śmiali się, zapewne szczęśliwi, że wracają do swych domów, albo żew ogóle wracają.Zbliżała się ostatnia stacja przed granicą -Zebrzydowice.O ile z Katowic można było jeszcze skręcić naKraków, teraz już praktycznie nie było odwrotu.Czułem się jakspadochroniarz po wyskoczeniu z samolotu - albo się otworzy albonie.Gdy pociąg zaczął zwalniać, wytknęliśmy głowy przez okna, abysię zorientować w topografii przygranicznego terenu.Zamiast zwykłejgrupki podróżnych, zazieleniało po obu stronach toru.Wojskowi w polskich mundurach kazali opuścić pociąg i zabraćze sobą bagaże.Sprawdzali pod ławkami i na półkach.Przeprowadzono nas do olbrzymiego baraku obok.Wszystkiegokilkaset osób.Było mroczno, przez zakratowane okienka wpadałoniewiele dziennego światła.Robiło się duszno.Kontrola rozpoczęłasię dopiero, gdy wszyscy weszli do baraku.Przez jedyne otwartedrzwi wypuszczano pojedynczo, bez pośpiechu sprawdzającdokumenty, rewidując bagaże.Ktoś twierdził, że szukają polskichksiążek.Barak od pociągu dzieliła tylko szerokość peronu.Pasażerowie po przejściu kontroli wchodzili wprost do wagonów.Niektórych odstawiano gdzieś na bok.Zwlekaliśmy jakiś czas - chybana coś licząc, a także obserwując przebieg kontroli.Może w końcuzaczną się spieszyć.Już trzecia część pasażerów przeszła przezkontrolę, gdy po krótkiej naradzie po słowacku i prawie bez słów,pchnęliśmy się we czwórkę ku drzwiom.Znalezć się na końcu możebyć podejrzane.Słowacy pierwsi podali wartownikom wszystkiedokumenty.Ja szybkim ruchem położyłem walizki na ladzie.Otworzyłem je i coś rzekłem do Edka po słowacku.Stanko iChalupec też coś do nas powiedzieli.Po chwili znalezliśmy się naperonie.Pod ścianą baraku stało kilku zatrzymanych.Lula teżprzeszła przez kontrolę.Razem wróciliśmy do pociągu.Wojskowi co44raz to wchodzili do wagonu, który nie miał oddzielnych przedziałów,coś myszkując, nadsłuchując.Odetchnąłem z ulgą, gdy parowózzagwizdał, zasyczał, szarpnął i ruszył.Pociąg zaczął zwalniać nimsię dobrze rozpędził.Zerknąłem przez okno.Na tablicy czarny napisPETROVICE.Udało się! Czechosłowacja!Ukazały się perony i długie linie żołnierzy z karabinami.Pociągstał już dobre kilka minut i na razie nikt pasażerów nie wyganiał.Niepozwalano wychodzić na peron.Końce wagonów były otwarte, tak żewewnątrz widać było na przestrzał, od parowozu do końca pociągu,jak w prostym korytarzu.Cała moja uwaga koncentrowała się naperonie i dlatego nie od razu zauważyłem, że kilku mundurowychweszło do ostatniego wagonu.Z wolna posuwając się w naszymkierunku, a znajdowaliśmy się mniej więcej w środku pociągu,sprawdzali bagaże i dokumenty.Znów widmo jazdy na wschód wkajdanach zawisło nad nami.Można było tylko zyskać na czasie,cofając się w kierunku parowozu.Tym razem nie było nadziei naocalenie przy pomocy fałszywych dokumentów.Wystarczyło, że siędo nas odezwali po czesku.Po drodze nauczyłem się kilkunastuzdań po słowacku, ale tym można było zamydlić oczy tylko Polakomnie znającym języka.Inni podróżni nie wydawali się być przejęcikontrolą.Głośno rozmawiali w wielu językach, z wyjątkiem polskiego iniemieckiego.Wyjęli zapasy, jedli, pociągali z butelek, grali w karty.Przysłowiowe tysiące myśli przebiegało przez głowę, co robić.Trudno było oderwać oczy od kontroli, która w żółwim tempie zbliżałasię, zapewne sprawdzając dokładniej od polskiej.Przyległy wagonzarezerwowany był dla rosyjskich żołnierzy-rekonwalescentów icywilów.Zauważyłem, że zaczęli oni wychodzić na peron.Pociągnąłem Edka za rękaw wskazując oczyma [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Drugi wariant -wysiąść z pociągu na ostatniej stacji przed granicą na linii Katowice-Moravska Ostrava, rozejrzeć się za dnia, obejść posterunki (jeśli wogóle są) nocą.Tymczasem Słowacy przekroczą granicę legalnie,pieszo i poczekają na nas po tamtej stronie.Teoria o bilecietramwajowym" przemawiała przeciw karkołomnej wyprawie górami.Nawet gdyby pierwszy wariant został zaakceptowany i tak trzeba byjechać przez Katowice, ponieważ tory linii Warszawa-Kraków byłyzerwane w wielu miejscach.Naradzając się w parku na ławceodczuwaliśmy już siłę przyciągania niedalekiej granicy, podczas gdywariant numer 1, via Kraków-góry przedłużał podróż do granicy o conajmniej całą dobę.Gdyby nawet opinie były równo podzielone,obecność Luli przechylała szalę na stronę drugiego wariantu.43Korzystając z wolnego czasu uczyliśmy się słowackiego.Stankozdaniem Chalupca zapomniał już sporo ojczystego języka.Gdy sięmylił, Chalupec mrugał do nas porozumiewawczo.Koło południa rozpoczął się następny etap podróży.W językuwojskowym nazywa się to zajmowaniem pozycji wyjściowej donatarcia.W rzeczywistości, jak to się pózniej okazało, było touderzenie z marszu.Pociąg wlókł się stacja za stacją, a czaswydłużał się niepomiernie.Wagon pełen był cudzoziemców, głównieCzechów, Słowaków, Jugosłowian, Węgrów.Były to chybaDziedzice, gdy ostatni Polacy wysiedli.Edek i ja przestaliśmy mówić,aby nie zdradzić swej narodowości.Inni pasażerowie rozmawiali,śmiali się, zapewne szczęśliwi, że wracają do swych domów, albo żew ogóle wracają.Zbliżała się ostatnia stacja przed granicą -Zebrzydowice.O ile z Katowic można było jeszcze skręcić naKraków, teraz już praktycznie nie było odwrotu.Czułem się jakspadochroniarz po wyskoczeniu z samolotu - albo się otworzy albonie.Gdy pociąg zaczął zwalniać, wytknęliśmy głowy przez okna, abysię zorientować w topografii przygranicznego terenu.Zamiast zwykłejgrupki podróżnych, zazieleniało po obu stronach toru.Wojskowi w polskich mundurach kazali opuścić pociąg i zabraćze sobą bagaże.Sprawdzali pod ławkami i na półkach.Przeprowadzono nas do olbrzymiego baraku obok.Wszystkiegokilkaset osób.Było mroczno, przez zakratowane okienka wpadałoniewiele dziennego światła.Robiło się duszno.Kontrola rozpoczęłasię dopiero, gdy wszyscy weszli do baraku.Przez jedyne otwartedrzwi wypuszczano pojedynczo, bez pośpiechu sprawdzającdokumenty, rewidując bagaże.Ktoś twierdził, że szukają polskichksiążek.Barak od pociągu dzieliła tylko szerokość peronu.Pasażerowie po przejściu kontroli wchodzili wprost do wagonów.Niektórych odstawiano gdzieś na bok.Zwlekaliśmy jakiś czas - chybana coś licząc, a także obserwując przebieg kontroli.Może w końcuzaczną się spieszyć.Już trzecia część pasażerów przeszła przezkontrolę, gdy po krótkiej naradzie po słowacku i prawie bez słów,pchnęliśmy się we czwórkę ku drzwiom.Znalezć się na końcu możebyć podejrzane.Słowacy pierwsi podali wartownikom wszystkiedokumenty.Ja szybkim ruchem położyłem walizki na ladzie.Otworzyłem je i coś rzekłem do Edka po słowacku.Stanko iChalupec też coś do nas powiedzieli.Po chwili znalezliśmy się naperonie.Pod ścianą baraku stało kilku zatrzymanych.Lula teżprzeszła przez kontrolę.Razem wróciliśmy do pociągu.Wojskowi co44raz to wchodzili do wagonu, który nie miał oddzielnych przedziałów,coś myszkując, nadsłuchując.Odetchnąłem z ulgą, gdy parowózzagwizdał, zasyczał, szarpnął i ruszył.Pociąg zaczął zwalniać nimsię dobrze rozpędził.Zerknąłem przez okno.Na tablicy czarny napisPETROVICE.Udało się! Czechosłowacja!Ukazały się perony i długie linie żołnierzy z karabinami.Pociągstał już dobre kilka minut i na razie nikt pasażerów nie wyganiał.Niepozwalano wychodzić na peron.Końce wagonów były otwarte, tak żewewnątrz widać było na przestrzał, od parowozu do końca pociągu,jak w prostym korytarzu.Cała moja uwaga koncentrowała się naperonie i dlatego nie od razu zauważyłem, że kilku mundurowychweszło do ostatniego wagonu.Z wolna posuwając się w naszymkierunku, a znajdowaliśmy się mniej więcej w środku pociągu,sprawdzali bagaże i dokumenty.Znów widmo jazdy na wschód wkajdanach zawisło nad nami.Można było tylko zyskać na czasie,cofając się w kierunku parowozu.Tym razem nie było nadziei naocalenie przy pomocy fałszywych dokumentów.Wystarczyło, że siędo nas odezwali po czesku.Po drodze nauczyłem się kilkunastuzdań po słowacku, ale tym można było zamydlić oczy tylko Polakomnie znającym języka.Inni podróżni nie wydawali się być przejęcikontrolą.Głośno rozmawiali w wielu językach, z wyjątkiem polskiego iniemieckiego.Wyjęli zapasy, jedli, pociągali z butelek, grali w karty.Przysłowiowe tysiące myśli przebiegało przez głowę, co robić.Trudno było oderwać oczy od kontroli, która w żółwim tempie zbliżałasię, zapewne sprawdzając dokładniej od polskiej.Przyległy wagonzarezerwowany był dla rosyjskich żołnierzy-rekonwalescentów icywilów.Zauważyłem, że zaczęli oni wychodzić na peron.Pociągnąłem Edka za rękaw wskazując oczyma [ Pobierz całość w formacie PDF ]