[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może nie lubi lekarzy - powiedziaÅ‚a lekko Ellie, ale Leeton zaprze-czyÅ‚ ruchem gÅ‚owy.- Przecież, do licha, sam jest weterynarzem! Z tego co widziaÅ‚em ranÄ™trzeba zaszyć, ale by zgodziÅ‚ siÄ™ na to, musiaÅ‚bym wydać mu rozkaz.- Dlaczego tego nie zrobisz? - zapytaÅ‚a.- Formalnie jestem szefem tej wyprawy - powiedziaÅ‚ powoli - ale niezamierzam naruszać niczyjej niezależnoÅ›ci.Gordon jest wystarczajÄ…co do-rosÅ‚y, żeby nie potrzebować niaÅ„ki.Nie zaryzykuje infekcji, a jeÅ›li zosta-nie mu brzydka blizna, to jego sprawa.Zaczynam myÅ›leć, że wszystko comu siÄ™ przydarza jest zwiÄ…zane ze stresem - ciÄ…gnÄ…Å‚ Leeton, jakby chciaÅ‚siÄ™ sam o tym przekonać.- Z tÄ… rÄ™kÄ… zachowaÅ‚ siÄ™ jak idiota.GdybyÅ›mymieli tu zostać jeszcze przez pół roku, nalegaÅ‚bym, by daÅ‚ siÄ™ przebadaćlekarzowi, ale skoro zostaÅ‚y tylko dwa tygodnie, to chyba dam mu spokój.Ellie kiwnęła gÅ‚owÄ…, ale nie dlatego, że siÄ™ z nim zgadzaÅ‚a.W jej gÅ‚owiezakieÅ‚kowaÅ‚o pewne podejrzenie i zastanawiaÅ‚a siÄ™ nad prawdopodobieÅ„-stwem takiej diagnozy.JeÅ›li miaÅ‚a racjÄ™, nie byÅ‚o ważne, w co wierzy Leeton, bo dwa tygodnie itak nie miaÅ‚y wiÄ™kszego znaczenia.Nie podobaÅ‚o siÄ™ jej jednak to, copodpowiadaÅ‚ umysÅ‚.Niezależnie od tego, jak bardzo potrzebowaÅ‚a solidnego snu, przez dÅ‚ugiczas nie mogÅ‚a zasnąć.Skulona w ciepÅ‚ym wnÄ™trzu Å›piwora staraÅ‚a siÄ™ignorować Leeto-na, któremu udanie siÄ™ do łóżka zajęło wiÄ™cej czasu.Najpierw pedantycznie wypeÅ‚niÅ‚ dziennik pobytu i dopiero potem zaczÄ…Å‚ siÄ™rozbierać.OdwróciÅ‚a siÄ™ do Å›ciany.- JesteÅ› już bezpieczna.- PoczuÅ‚a lekkie ugiÄ™cie swego łóżka, kiedy Le-eton ukÅ‚adaÅ‚ siÄ™ w swoim.- Możesz patrzeć.- Dobranoc - powiedziaÅ‚a sztywno.56SR - Na twoim miejscu nie zamykaÅ‚bym teraz oczu - powiedziaÅ‚ Å‚agodnie.- A to dlaczego? - W jej gÅ‚osie byÅ‚o napiÄ™cie.- StraciÅ‚abyÅ› to.- PochyliÅ‚ siÄ™, chwyciÅ‚ jÄ… za ramiona i uniósÅ‚ do pozycjisiedzÄ…cej, a potem, mimo oporu, skierowaÅ‚ jej gÅ‚owÄ™ w kierunku Å›wiethka.NiechÄ™tnie uniosÅ‚a powieki i w tej samej chwili z zachwytu straciÅ‚a od-dech.OtworzyÅ‚a szeroko oczy.GodzinÄ™ wczeÅ›niej, wchodzÄ…c do domkuwidziaÅ‚a sÅ‚oÅ„ce blisko horyzontu.Teraz zobaczyÅ‚a wÄ…ski pas w intensywniepomaraÅ„czowym kolorze, rozciÄ…gajÄ…cy siÄ™ nad zatokÄ…, promieniujÄ…cy czer-wonym i żółtym blaskiem na niebo, gdzie oÅ›wietlaÅ‚ biaÅ‚e chmury.Po-wierzchnia morza, odbijajÄ…ca kolory sÅ‚oÅ„ca, pÅ‚onęła na tle gÅ‚Ä™bokiej czernigórzystego krajobrazu Antarktydy.ZapomniaÅ‚a o zimnie i obecnoÅ›ci Leetona.Zachwycona, nie mogÅ‚a ode-rwać wzroku.W koÅ„cu jednak zawodowy przymus okazaÅ‚ siÄ™ zbyt silny.PostanowiÅ‚a wziąć aparat.Aparat leżaÅ‚ za łóżkiem Leetona i żeby dotrzeć do niego musiaÅ‚a przejśćnad leżącym mężczyznÄ….Leeton leżaÅ‚ bez ruchu na plecach, z rÄ™koma za-Å‚ożonymi za gÅ‚owÄ™ i obserwowaÅ‚ jÄ… z rozbawieniem.- Czy nie przeszkadzam? - zapytaÅ‚ uprzejmie.Na twarzy Ellie pojawiÅ‚ siÄ™ cieÅ„ uÅ›miechu.PochyliÅ‚a siÄ™ nad nim, siÄ™gnÄ™-Å‚a rÄ™kÄ… i macajÄ…c po podÅ‚odze znalazÅ‚a aparat, a potem wgramoliÅ‚a siÄ™ zpowrotem na swoje łóżko.- Ani trochÄ™ - odpowiedziaÅ‚a równie uprzejmie.Nie zwracajÄ…c na niegouwagi, zabraÅ‚a siÄ™ za fotografowanie.W koÅ„cu wspaniaÅ‚e widowisko dobiegÅ‚o koÅ„ca.Ostatnie blaski czer-wieni zniknęły i Ellie z żalem odwróciÅ‚a siÄ™ od szklanego Å›wietlika.Zoba-czyÅ‚a uÅ›miechniÄ™tÄ… twarz Leetona.- Udana wycieczka? - zapytaÅ‚ zÅ‚oÅ›liwie.- I to jak.- UÅ›miechnęła siÄ™.SpojrzaÅ‚a na aparat, który nadal trzymaÅ‚aw dÅ‚oniach, a nastÄ™pnie na torbÄ™ leżącÄ… za łóżkiem Leetona.57SR Nie przejmuj siÄ™ mnÄ… - powiedziaÅ‚ zrezygnowanym tonem.- Przywy-kÅ‚em do tego, że jestem traktowany jak wycieraczka.- ZauważyÅ‚am - powiedziaÅ‚a chÅ‚odno Ellie, ale skorzystaÅ‚a z jego po-zwolenia.W koÅ„cu wpeÅ‚zÅ‚a z powrotem do swego Å›piwora i leżaÅ‚a caÅ‚a siÄ™trzÄ™sÄ…c.Nie byÅ‚a ubrana odpowiednio do robienia zdjęć w takim chÅ‚odzie.- Zimno ci?- Nie.- Ellie podciÄ…gnęła Å›piwór aż pod oczy i szczÄ™kaÅ‚a zÄ™bami.- Znam sposób na to, żeby ciÄ™ szybko ogrzać - zaofiarowaÅ‚ siÄ™ Leeton.- Jestem tego pewna - odpowiedziaÅ‚a, dzwoniÄ…c zÄ™bami.- DziÄ™kujÄ™, alenie skorzystam.ZapadÅ‚a cisza.ByÅ‚o prawie ciemno.Ellie wpatrywaÅ‚a siÄ™ w mrok i usi-Å‚owaÅ‚a zasnąć.W żaden sposób nie potrafiÅ‚a przestać myÅ›leć o obecnoÅ›ciLeetona.ByÅ‚a spiÄ™ta i rozbudzona.WystarczyÅ‚o, że sÅ‚yszaÅ‚a jego równyoddech.W cieplejszym klimacie wolaÅ‚aby wziąć Å›piwór i pójść spać podgoÅ‚ym niebem, niż tak siÄ™ mÄ™czyć.Tutaj nie miaÅ‚a wyboru.- Powiedz mi, dlaczego tu jesteÅ›? - spytaÅ‚a szorstko, przerywajÄ…c mil-czenie.Jej gÅ‚os odbiÅ‚ siÄ™ dziwnym echem w ciasnym pomieszczeniu.- Ja? - Leeton poruszyÅ‚ siÄ™.- A twoim zdaniem do kogo innego mogÅ‚abym mówić? - Jej gÅ‚os byÅ‚oschÅ‚y i obcesowy, ale nie dbaÅ‚a o to.- SÅ‚ucham? - powiedziaÅ‚ niezwykle uprzejmym tonem.- Chyba zasnÄ…-Å‚em.- Ja nie.- Ellie odwróciÅ‚a siÄ™, by spojrzeć na leżący obok niej ciemnyksztaÅ‚t.- Polecono mi nie tracić ani minuty.- A wiÄ™c chcesz przeprowadzić pogÅ‚Ä™biony wywiad w Å›rodku nocy.-WestchnÄ…Å‚ i przetoczyÅ‚ siÄ™ na bok, by na niÄ… spojrzeć.- Jestem tu, bo oddziecka niezmiennie interesowaÅ‚a mnie Antarktyda i wszystko, co na niej58SR żyje - odpowiedziaÅ‚ spokojnie.- Jestem tu dlatego, że od tamtej pory mo-im celem byÅ‚o zrobienie wszystkiego, co możliwe, by uchronić żyjÄ…ce tugatunki.Ellie pomyÅ›laÅ‚a znów o mężczyznie, z którym przeprowadzaÅ‚a wywiaddwa lata wczeÅ›niej.- Nie wierzÄ™ ci - oÅ›wiadczyÅ‚a.- To twoje prawo - powiedziaÅ‚ nie zmienionym tonem.- Ostatecznietrudno oczekiwać, żeby można byÅ‚o wierzyć czÅ‚owiekowi, który, zgodniez twoim opisem, żyje wyÅ‚Ä…cznie dla przyjemnoÅ›ci i nie jest w stanie przy-wiÄ…zać siÄ™ do nikogo ani niczego, oprócz pieniÄ™dzy.A teraz proszÄ™ mi wy-baczyć.W przeciwieÅ„stwie do pani, doktor Michaels, potrzebujÄ™ snu.OdwróciÅ‚ siÄ™ i prawie natychmiast zasnÄ…Å‚.Ellie dÅ‚ugo jeszcze wpatrywa-Å‚a siÄ™ w grÄ™ cieni na suficie, nim w koÅ„cu z wyczerpania zamknęła oczy.ObudziÅ‚a siÄ™ bardzo wczeÅ›nie i spojrzaÅ‚a na zegarek.ByÅ‚a piÄ…ta rano.WiedziaÅ‚a, że nie ma szansy na ponowne zapadniÄ™cie w sen.Leeton oddy-chaÅ‚ miarowo i gÅ‚Ä™boko.Leżąc na wznak patrzyÅ‚a w sufit.CzuÅ‚a siÄ™ dziwnie.Przez ostatnie parÄ™dni tak wiele siÄ™ wydarzyÅ‚o.Ellie Michaels z Nowego Jorku wydawaÅ‚a siÄ™jej kimÅ› zupeÅ‚nie obcym.Po jakimÅ› czasie nie mogÅ‚a już dÅ‚użej znieść ciszy.Rozpięła Å›piwór i na-tychmiast wciÄ…gnęła na siebie gruby sweter.Szybko siÄ™ uczyÅ‚a.W No-wym Jorku najważniejsza podczas ubierania siÄ™ byÅ‚a dla niej rozwaga, naAntarktydzie - szybkość.Nie miaÅ‚a z tym zresztÄ… wiÄ™kszego kÅ‚opotu.Obszerne spodnie i swetry,w jakie zostaÅ‚a wyposażona, byÅ‚y praktyczne i wygodne.Na Antarktydziena razie nie byÅ‚o pokazów mody.Leeton spaÅ‚ nadal.Ubrawszy siÄ™, Ellie ostrożnie przeszÅ‚a nad jego łóż-kiem, by go nie zbudzić.StaÅ‚a już na podÅ‚odze, kiedy poruszyÅ‚ siÄ™.- Wychodzisz gdzieÅ›?59SR - Przejść siÄ™ - odpowiedziaÅ‚a krótko.- Nie mogÄ™ spać.- Wyrzuty sumienia - stwierdziÅ‚ zaspanym gÅ‚osem.- Gdyby one spÄ™dzaÅ‚y ludziom sen z powiek, nigdy nie zmrużyÅ‚byÅ› oczu- fuknęła.ZaÅ›miaÅ‚ siÄ™.- No cóż, Ellie Michaels, jak widzÄ™, znasz mnie doskonale.Czy mam citowarzyszyć?-Nie.- To dobrze - powiedziaÅ‚ stÅ‚umionym gÅ‚osem, z twarzÄ… wtulonÄ… już wkaptur.- O której wrócisz? - spytaÅ‚ z gÅ‚Ä™bi Å›piwora.- Nie wiem.- Ustal godzinÄ™ i wróć na czas - powiedziaÅ‚ stanowczo.- Powiedz też,dokÄ…d idziesz.- Tak, proszÄ™ pana.- To jest nienaruszalna reguÅ‚a, Ellie.Ósma?- Dobrze [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl